Jak pozwolisz przeniosę twój post z teorii o zaburzeniach osobowości do historii w zaburzeniach lękowych.
Wiesz tak czytam i moim zdaniem masz silne zaburzenia lękowe. Oczywiście to tylko moja opinia, myślę tak dlatego, że wiele z tego co piszesz jest mi znane. I to maksymalnie!!!
Oczywiście różnimy się objawowo ale nie jesteśmy sobowtórami.

A najbardziej co jest mi znane to własnie to głębokie osadzenie w swojej chorobie.
U mnie się tak zaczęło właśnie słabo na ulicy potem w domu lekka derealizacja i ataki paniki, nawet parokrotnie dziennie, potem derealizacja stała się trwała, doznawałem wtedy również uczucia deja jak ty to opisujesz. Po 7 miesiącach doszła depersonalizacja. bez chwili wytchnienia trzyma już dwa lata. Też miewam stany depresyjne, czasem nie wiem po co już mam wstawać z łóżka.
Myśli porabane chociaz nie powiem bo kiedyś maiłem je strasznie zryte, teraz już mi to się zastopowało, przestałem zwracać na nie uwagę, to pomaga.
Myśli, ze wyskocze przez okno, czasem że uduszę śpiącą obok mnie narzeczoną, i natręctwa róznej maści liczenia liter w wyrazach, niby nie wielkie ale jednak sprawiają lęk. Bo dają nam poczucie, że całkiem tracimy kontrolę.
Piszesz o zwierzętach, pamiętam

, że cię to przerażało, ja w okresie jak doszła depersonalizacja tez jakoś dziwnie bałem się patrzeć na psy, bowiem miałem myśli typy jak to jestże ten pies żyje, czy on ma duszę? No zryte!! jak bym kopmuś to opowiedział to jedno by się nasuwało pewno mu na myśl.

Też obserwuję rodzinę i znajomych czy jeszcze ich poznaję, czy ich twarze się nie zmieniły.
I ten ciągły cholerny lęk, ale nie tylko o psychozę, o raka też, o guza mózgu o padaczkę bo dd.
I również o zaburzenia osobowości w swoim czasie miałem jazdy.
Ogólnie czasem trudno mi nawet nazwać doznania jakie przeżywam.
Pisze to żebyś wiedział, że tez tak mam, ze jestem pochłonięty choroba całkiem, tym zasranym lękiem. Parę rzeczy daje się likwidować (mnie ataki) ale to nie zmienia sytuacji bo np. dd mam non stop i lęk przez to.
U ciebie też widać, że żyjesz tym maksymalnie. I zresztą rozumiem to bo przy tych objawach i tylu doznaniach trudno o tym nie myśleć. Ale to jest jednak jakiś sposób....
Niepotrzebnie nadal obawiasz się szaleństwa. Zobacz sam wkoło się boisz tych samych rzeczy, wiem, ze przez objawy ale tak naprawdę ten strach to wszystko podsyca.
Nie wierzę, ze dostaniesz psychozy po takim czasie życia w lęku, bo ja tez bym musiał dostać, a nie chce mi się w to wierzyć, ze oszalejemy.
Zobacz ile to czasu się ciągnie a nigdy nie straciliśmy świadomości, chociaz tak czujemy, nigdy nie przestawaliśmy poznawac bliskich choć wydawało nam się, ze jest to bliskie.
Co do leków i dla mnie okres wchodzenia jest koszmarny, teraz znow mam zmianę, a łykam już chyba 6 czy 7 lek. I znów to samo, nigdy nie było tak żeby połknął lek i było oki, zawsze masakra, no niby tak musi na początku być....
Jeszcze terapią próbuję zmienić zachowanie lękowe, bo mimo wszystko myślę, ze jak i u mnie tak i u ciebie utrwaliły się zachowania lękowe i to maksymalnie.
Co do myśli, ze oszaleję i zostawię rodzinę z problemami, to nawet niedawno chciałem iść wziąć kredyt bo i tak oszaleję a rodzinie się przyda....
tak więc nie jestes sam z tym syfem, wiem , że to marne pocieszenia.
Bardzo bym chciał żeby łatwo się było przestać bac tych objawów. Ale nie mamy wyjścia musimy i tak próbować.
Najważniejsze utrwalić w sobie przekonanie, ze nic z tego jak się czujemy nie wynika, żadna choroba psychiczna czy fizyczna tylko lęk i nerwica. Tak mi się wydaje, ze to krok duży do przodu
