hej,
Chcę zapytać czemu tak się dzieje, że czasem jestem wolna od nerwicy zupełnie, a czasem wraca jak oszalała. Rzuciłam pracę, zakładam firmę, psycholog tez poradził mi taki krok, bardzo bałam się sama zostać w domu, a moja działalność spowodowała, że tego czasu w domu spędzam więcej. Powoduje to oczywiście lęk i panikę. Są dni lepsze i gorsze, ale ogólnie trwa to juz 3,5 miesiąca- to bycie w domu i jakos nie umarłam:P ale bylam teraz z mezem na wycieczce w Barcelonie 10 dni i tylko raz mialam napad lęku, a tak to czułam się zrelaksowana. Cudowne to bylo. No ale wróciliśmy a ja na myśl o poniedziałkowym byciu w domu aż się cała trzęsę. Tylko wiem, że konfrontacja z tym czego się boję w końcu doprowadzi mnie do utraty tego lęku, ale może ja do tego jakos źle podchodzę? Nie wiem czemu ale zawsze bałam się zostawać w domu, uważałam, że wakacje są stratą czasu, że trzeba coś robić ważnego itp i ten mój chory pogląd bardzo wpływa na moje obecne samopoczucie. Bo mąż jedzie do pracy a ja czuje się źle. A przecież prowadzę firmę, (uczę języka z dojazdem do klienta) załatwiam sprawy, rozwijam się, tylko tyle ze pracuję na własny rachunek i potrzeba mi większej dyscypliny. Co robię nie tak? Mój mąż mi radzi abym planowała sobie dni, ze np poniedziałek od 8 do 10 uczę się sama, potem mam lekcje załóżmy 3 h, potem np czytam ksiażkę itp, aby jak przyjdzie lęk i panika to trzymać się tego co sobie założyłam i przeczekać.
Co myślicie o mojej sytuacji? Oczywiście chcę nadmienic ze kiedy przychodzi weekend i jetem z mężem to mogę nie robić nic i lęku jest mniej. Zagmatwałam się w tym sama nie za bardzo wiem już gdzie popełniam błędy. Bardzo staram się żyć dniem dzisiejszym i nie myśleć co będzie jutro. To trochę pomaga. Ale dzis z myślą o poniedziałku zerwałąm się o 6 rano mimo ze jest sobota, mąż spi a ja przewalam się po łóżku i 2 h czytałąm ksiązkę zeby nie myśleć.
Czy ja dobrze zrobiłam, że posłuchałam rad psychologa?zeby się zmierzyć z tym byciem w domu więcej czasu? wszystko w srodku krzyczy zeby uciekac
