Ehhh, i znowu jest problem. Nie wiem, nie umiem tego po prostu zaakceptować. Przeraża mnie to. Przerażają mnie wszystkie części składowe tego cholerstwa - analiza, myśli, obrazy myślowe, wkręty... Wiem że wiele tysięcy ludzi tak ma, że jest nawet podobno wyszczególniona odmiana OCD która tego dotyczy, mówiło mi to już wiele ludzi, ale ja nie umiem zmienić podejścia... Nie boję się somatów, boję się sfery psychicznej. Nie umiem zaakceptować myśli, konkretnie tego, że wiem, że coś takiego w nerwicy będę miał jeszcze pewnie długi czas, ale po prostu nie umiem przestać się tego bać... Wyobraźcie sobie siebie w dowolnej życiowej sytuacji - droga na autobus - robienie kanapek, siedzenie w szkole... napotykacie ludzi po drodze - Normalni ludzie na nich nie zwracają uwagi (ja na ludzi których nie znam w większośći też nie zwracam uwagi) ale ludzie którzy są dla mnie w jakimś stopniu ważni - SZCZEGÓLNIE moja rodzina - nie potrafię zliczyć ile już miałem scenariuszy w głowie jak mógłbym ich zabić lub zrobić krzywdę w inny sposób. W każdy możliwy sposób, z wykorzystaniem nawet najbardziej naturalnych przedmiotów w otoczeniu - wiem, że samo to że jest to natrętem i że się tego boję to wyraźny znak czym to gówno jest,ale ja po prostu nie umiem tego zaakceptować, nie umiem się pogodzić z tym że mam takie myśli - całe życie szkolę się jak ratować ludzkie życie, chciałem być ratownikiem, i,cholera dalej chcę - ale wiem że z tym sku....wysyństwem w życiu nie przejdę testów psychologicznych, a jak przejdę, to ta robota mnie wykończy. O ile nerwica wcześniej sama mnie nie wykończy. Bogu dziękuję że znalazłem to forum, mam gdzie to wylać, mam miejsce gdzie ludzie z podobnymi problemami nie wezmą mnie za psychopatę czy człowieka ze skrzywioną psychiką. Chociaż sam nie wiem - bo sam tak zaczynam o sobie myśleć. Boję się myśleć co zrobiliby moi koledzy, przyjaciele dla których jestem tylko typowym śmieszkiem, gdyby wiedzieli co mam w głowie każdego dnia. Skąd to się wzieło? czemu to jest takiej treści? cholera, dlaczego mimo świadomości CZYM to jest, dalej tak się tego boję.. dlaczego czasem mam wrażenie że nawet przestaję się tego bać, uczucie obojętności, na zasadzie olewania wszystkiego... dlaczego wszystkie moje lęki dotyczą tematu śmierci mojej lub moich bliskich, przecież to jest kompletna odwrotność tego kim jestem świadomie, w życiu nie mógł bym zrobić czegoś takiego co pojawia mi się w głowie...Noszę w plecaku sprzęt do ratowania życia, jestem pierwszy wszędzie tam gdzie jest potrzebna pomoc w moim otoczeniu, a w głowie takie myśli... a w głowie wyraźny obraz przystawiania sobie pistoletu do głowy i pociągania za spust, widząc oczami wyobraźni własny mózg rozbryzgujący się na ścianie... skąd to się wzięło, czemu tak jest i czemu nie można po prostu tego zaakceptować... czemu moje lęki dotczą akurat tego a nie np tego co większości z Was... nie wiem.. nie wiem, czy naprawdę coś w mojej psychice nie jest skrzywione, nie wiem czy nie jestem po prostu złym człowiekiem.. chyba nie, ale cholera to wie. Już niczego nie jestem pewny jeśli o to chodzi.. Pomóżcie, bo nie wiem co robić, nie wiem nawet jak zajść te lęki tak, żeby móc zacząć odburzanie. Bo to zawsze jest tak, że jak ten cały lęk ze mnie zejdzie, wygadam się, wyluzuję, wypłaczę (tja, faceci nie płaczą

) to jest spokojnie tydzień - dwa, a potem tyrada rozpoczyna się na nowo..i to jest takie błędne koło, z którego nie umiem znaleźć wyjścia..i jestemw kropce...