Witam Was kochani
Moje objawy to też szereg odczuć psychicznych i fizycznych, które ciężko zaakceptować.
Śmiało mogę przyznacz, że przez 90% czasu odczuwam lek, ciągle się kontroluje czy wszystko ze mną ok, co czuje i o czym myślę, czy aby na pewno nie postradalam zmysłów.
Wiem, że to tylko nerwica, ale mimo wszystko, każdy objaw jest tak niekomfortowy, że ciężko mi nie zwracać na nie uwagi.
Potwornie spadła mi koncentracja, czasami uswiadamiam sobie ze nie wiem co ktoś przed chwilą do mnie powiedział, każdy temat wydaje mi się jakiś ciężki. Cierpię na zaburzenia lękowe od 5msc, zaczęło się od uczucia odlatywania, jakbym miała stracić przytomność, oblewalo mnie gorąco, czułam potworny niepokój. Gdy zaczęłam brać SSRI pojawiła się silna derealizacja, czułam się jakby wszystko mi się śniło... bardzo często miewalam sny, że już się obudziłam, a tak na prawdę to był dalej sen, tak ze juz sama przestałam wierzyć co jest rzeczywistością.. czułam straszna obcnos do świata, jakbym nagle spadła z innego wymiaru, pojawiły się ataki paniki, reakcja walcz lub w uciekaj, sprawiała ze pakowalam z przerażeniem torbę do psychiatryka z myślą ze juz nie wiem co się ze mną dzieje, że tracę kontrolę i to jakiś koszmar.. z czasem ataki paniki nauczyłam się trochę kontrolować, ale emocjonalnie wysiadlam, jestem placzliwa, w stosunku do mojego chłopaka jestem potworem, obarczylam go sobą tak jakbym chciała jego świat ograniczyć do moich zaburzeń i nie akceptuje ze on może mieć swoje życie i gdzieś się dobrze bawić.
Zdazaja mi się tak silne napady płaczu, że mecze się z tym pół nocy, to wynika z bezsilności. Często myślę o śmierci, ale tylko w formie strachu, czuje jakby ciągle miało się wydarzyć coś strasznego, nogi zazwyczaj mam jak z waty... bywały momenty ze wgl ich nie czułam, gdy na nie nie patrzyłam to nawet nie mogłam zgadnąć w jakiej leżą pozycji. Ostatnio mam problem z zaburzeniami równowagi, momentami ziemia mi się tak buja pod stopami, a nogi się trzęsą ze ustac nie mogę.
Mam wrażenie że nigdy z tego nie wyjdę, mimo że widzę malutkie postępy. Jak na początku bałam się zostać sama w domu, tak teraz potrafię jechać do pracy za granicę. Wydawało mi się to niemożliwe, a jednak się da, to może jednak w przyszłości też da się zrobić kolejne postępy?
Chciałabym umieć w to wierzyć.
Mam też objawy które ciezko mi opisać, mam chwilę ze czuje się jakbym upadła intelektualnie, ogarnia mnie większy lek jak nie mogę się wyslowic i się zajakne..
Boję się wszystkiego co Pan Bóg uważa za grzech, czuje lek nawet jak przeklne, jakby miała mnie za to spotkać jakaś kara.
Ciągle jestem rozkojarzona, skupiam się na tym o czym myślę i ze ciągle myślę, przypominając sobie jak to było, gdy myśli płynęły a ja nie zwracalam na nie uwagi, tak jakbym zaczęła się bać swoich myśli. Zdarzają mi się tak silne stany depresyjne ze chce sobie coś zrobić, na szczęście są one chwilowe. W ciągu dnia potrafię się uśmiechać czy zasmiac, ale nie wiem czy kiedykolwiek jest to szczere, bo gdy poczuje się lepiej to od razu zaczynam o tym myśleć i wszystko się psuje 'jak to, czuje się lepiej? To czemu się nad tym zastanawiam zamiast się tak czuć? A bo mam zaburzenia, nie umiem się czuć dobrze, bez sensu', ale dobrze ze inni widzą tylko uśmiech i nie słyszą myśli.
Zaczęłam unikać towarzystwa, meczy mnie, chce mi się rozmawiać tylko z garstka najbliższych osób.. wręcz frustruja mnie ludzie rozmawiajacy koło mnie, zazdroszczę wiecznie wszystkim, że nie czują tego co ja, chociaż nikomu tego koszmaru nie życzę. Mam pretensje do losu, że dostałam te zaburzenia będąc na prawdę dobrym człowiekiem.