Małe załamanie.
Wczoraj odniosłam sukces. Pierwszy raz od kilku lat pojechałam sama autobusem z przesiadka na tramwaj i kolejny raz w autobus. Wróciłam podobnie, z tą różnicą, że jeden autobus mi uciekł, więc półgodzinny odcinek pokonałam na nogach. To naprawdę była dla mnie duża rzecz. Wiem, że to dzięki lekom. Nie było idealnie bo podczas powrotu, już blisko domu zaczelo mi kołatać serce i troszkę zaczęly zezować oczy. No, ale tak czy siak super.
Dziś miałam to powtórzyć, ale... Dostałam okres i już o 5 jak wstałam zwracałam uwagę co z oczami, troszkę się nakręciłam. Wyszłam i poczułam jak trzęsą mi się nogi, a towarzyszył temu ból brzucha i pleców. Wróciłam do domu, od razu zasnęłam. Ja zawsze miałam ciężkie miesiączki. To co przechodzę od roku to już katorga comiesięczna. Ale nie to jest najgorsze. Najgorsze, że naszły mnie wątpliwości. Czy te poprzednie lepsze dni to nie była wkręta jak po placebo, jest lepiej? Może te objawy oznaczają jednak chorobę, a leki jednak nie działają? Jestem trochę załamana. Oczy cały czas pływają, są takie niestabilne. Biorę leki już 3 tygodnie, więc raczej jeśli zaczęły działać na niektóre objawy to na pozostałe też powinny. Dodatkowo wyrzuty sumienia, że nie pojechalam, ból brzucha, okropny okres...Boje się, że jednak nie będzie lepiej
