setraliną, kwetiapiną, hydroksyzyną i paroksetyną solo w dawce 30mg przez rok i stan wgl. nie minął.
Aktualnie od 3 miesięcy biore paroksetyne w dawce 40mg, pregabaline 150mg i fluanxol 0.5mg i dalej brak poprawy jeśli chodzi o ten stan. Czuję, że staje się coraz bardziej upośledzony. Mam problemy z mówieniem, pisaniem, sztywnieją mi mięsnie np. przy schodzeniu po schodach i wyglądam jak robot. Mam też problemy z pamięcią i koncentracją. Problemy z orientacją w terenie. Wszędzie gdzie ide bądz jade
samochodem musze używać nawigacji bo nie wiem gdzie jestem.Problemy z rozumowaniem tego co ktoś do mnie mówi.
Leki pomagają mi tylko na takie objawy jak lęk, depresje i natręctwa ale jeśli chodzi o ten stan odrealnienia to zero
poprawy. Uczęszczałem też na terapię grupową dzienną przez 3 miesiące ale wgl. mi nie pomogła. Wszystko to zawdzięczam
marihuanie a paliłem ją tylko kilka razy w życiu. Moje pytanie brzmi. Czy to napewno nerwica? Nie jest to może jakiś
problem neurologiczny albo borelioza? Spotkał się ktoś z was może z podobnym problemem? Dodam jeszcze, że w wieku 10 lat
dostałem kamieniem w głowe z 20 metrów a aktualnie mam lat 21. Czy problem neurologiczny mogłby się uwidocznić z takim
opoźnieniem? Moja psychiatra już rozkłada ręce ma dosyć słuchania ciągle o tej derealizacji. A psychoterapeuta twierdzi, że
terapia poznawczo-behawioralna mi nie pomoże i jedynym najlepszym rozwiązaniem jest stacjonarny odział leczenia nerwic.
Nie wiem już co robić i zwracam się do was o pomoc. Z góry dziękuję
