Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Słabszy dzień? Kryzys? Ogólne pytanie? Wyżal się swobodnie.

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
Awatar użytkownika
katarzynka
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 2938
Rejestracja: 20 czerwca 2016, o 20:04

5 grudnia 2016, o 18:48

U mnie dzisiaj równia pochyła :( Jest źle, jestem przerażona sobą i tym jak się czuje. Walczę z rocd i z depresją. Jestem za słaba, nokautują mnie skutecznie. Wczoraj płakałam pół dnia, dzisiaj płakałam pół dnia. Rano pojawiły się myśli samobójcze... chciałabym zwyczajnie, żeby nie bolało, żeby już nie cierpieć :(
jeśli życie sprawia, że nie możesz ustać, uklęknij.

nie mów Bogu, że masz wielki problem. powiedz swojemu problemowi, że masz wielkiego Boga.
Awatar użytkownika
dziwny123
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 994
Rejestracja: 24 kwietnia 2016, o 16:56

6 grudnia 2016, o 09:35

Drugim etapem rekrutacji na stanowisko, na które kandyduje mała być rozmowa kwalifikacyjna lub pisemny test. Miałem nadzieje, że będzie pisemny test, wtedy tylko mój poziom wiedzy i umiejętności - bez żadnych bezsensownych "szopek" - zadecydowałby, czy mnie przyjmą, czy nie. A tu jednak będzie rozmowa kwalifikacyjna.
Awatar użytkownika
bpta
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 73
Rejestracja: 26 maja 2016, o 18:25

6 grudnia 2016, o 19:14

Witam po dłuższej przerwie,
dziwny123 ja przeprowadzam takie rozmowy i z nerwicą to też nie jest łatwe. Staram się jak mogę delegować te rozmowy na innych pracowników działu ale jutro muszę przeprowadzić 5 rozmów i za stresu trafiłam tu..nerwica to podstępna choroba. Odpuszcza , daje się nacieszyć względna normalnością i atakuje znienacka.
Wtedy bardziej boli , każde za szybkie bicie serca przeraża, każdy ból w klatce powoduje strach. Nieubłaganie mija czas , a tykanie zegara zamiast uspokajać wprawia w stan nerwowego niepokoju, że to już zaraz...jeszcze tylko 11 godzin i zacznie się mordęga...i na nic wszelkie filmiki i wszelkie motywacje. Strach i stres.
Na dobre, na niedobre i na litość boską...
krystianrobert
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 19
Rejestracja: 23 maja 2015, o 23:43

7 grudnia 2016, o 20:12

Powiecie mi coś o trauxene? To coś na bazie relanium? Podobne czy raczej odległe?
!
Fine
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 211
Rejestracja: 10 stycznia 2015, o 23:43

7 grudnia 2016, o 22:03

Staram się zawsze mieć nadzieję i nie narzekać ale powoli już brakuje mi sił. Ostatni czas jest koszmarny.
Każdy dzień jest straszny. I do końca sam nie wiem co się ze mną dzieje.
Przed laty zaczęło się to typowo od paniki, depresji, DD. Po kilku latach trafiłem na terapię. Myślałem, że dam radę. Wspomagałem się lekami. Jakoś szło do przodu, ale 2 lata temu znów ostry kryzys. Dopiero z forum dowiedziałem się, że miałem objawy nerwicowe. Znów nadzieja i pomagało, wychodziłem na prostą. Rok temu czułem się w końcu szczęśliwy. Ale krótko. Nerwica była tylko pierwszym etapem. Mam osobowość masochistyczno-depresyjną z elementami narcyzmu, obawą przez ludźmi, surowym sumieniem, problemami z wyrażaniem złości. Jeszcze coś by się znalazło. Jasne że to tylko słowa, po prostu zbiór cech, żaden wyrok. Można je zmieniać. Ale ja już chyba nie wierzę. Czuję się identycznie jak 8 lat temu. Jasne, jakoś sobie radzę, pracuję, uczę ale to wszystko jest puste.
Chodzę na terapię, wiem że to żmudna robota. Tak, poczyniłem jakieś kroki na przestrzeni lat ale nadal nie czuję, że żyję.
Najbardziej brakuje mi ludzi wokół siebie, kogoś z kim mógłbym być sobą, spontanicznym. A już nie pamiętam jak to jest tak się czuć. Nie wiem czy bym jeszcze potrafił. Lubię rozmawiać z ludźmi, ale tylko gdy jestem sobą, gdy zrzucę kontrolę nad sobą. Od święta tak się zdarzy ale nawet nie wiem dlaczego tak się dzieje. Poza tym są dla mnie przerażający, mimo że widzę bezsens tego. Są przerażający, bo mogą pojawić się i odejść, mając mnie w dupie, nie licząc się z moimi uczuciami. Więc lepiej nie zaczynać. Nawet jak próbuję nawiązać znajomość, to czuję że robię to na siłę. Przecież inni to wyczuwają. Powoli tracę zainteresowanie ludźmi i nie wiem o czym z nimi rozmawiać. Jeszcze rok temu lgnąłem do nich. Dzisiaj trzęsę się albo mam pustkę w głowie przed każdą rozmową. Chciałem dziś zagadać do dziewczyny na studiach, w zasadzie zawsze mnie to stresowało, ale dziś poczułem bezgraniczną bezradność, nie mogłem nic zrobić. Ciągle boję się, że nawet jak zacznę rozmowę, to nie pociągnę jej dalej, nie potrafię się cieszyć rozmową, bo w międzyczasie szukam kolejnych tematów. Bo koniec rozmowy do koniec świata. Wiem, że to wychodzi samo, albo się klei albo nie, WIEM O TYM KU.WA PRZECIEŻ, ale nie dociera to do moich emocji, myśli(?). Jak mam sobie pozwolić na swobodę, nie szukanie przyjaciół na siłę, gdy jestem sam. Mam kilku znajomych, też raczej z problemami. Żaden nie wiem o moich problemach. Czuję się jakby każda rozmowa była na wagę mojego życia, bo tak bardzo boję się bycia samemu. Marzę o rodzinie i nie wiem czy kiedyś będą ją miał. Wielu spośród Was też ma problemy, ale często wspominacie o swoich rodzinach, drugich połówkach, są przy Was mimo waszych problemów. Zazdroszczę Wam. I czuję się jak z innej planety. Ja nie wierzę, że kogoś takiego znajdę. A jeśli już, to tylko będę czekał kiedy ode mnie odejdzie, bo to przecież tylko ja. Od kiedy pamiętam chciałem zasłużyć na miłość przez swoje osiągnięcia, byciem najlepszym. Bywałem taki i tylko wtedy czułem się dobrze. Lepszy od reszty. Potrzebowałem od ludzi zapewnienia, że jestem wartościowy. Przeglądałem się w ich twarzach jak w lustrach, uważając na każdy gest i słowo, byleby się im przypodobać. Przestawałem być sobą. Dziś widzę, że wiele razy potrzebowałem ludzi tylko do moich celów. Potem mnie nie interesowali, więc zostałem sam. Dzisiaj widzę ten narcyzm, rozumiem go, łapię się gdy umysł próbuje iść utartym szlakiem, nie brnę w to. Ale wtedy następuje kontra i emocje szaleją, w tym duży niepokój, depresja. Doszedłem do etapu, gdy nie chce szufladkować ludzi, szukać w nich swojej wartości i pojawia się pustka. To po co są ludzie? Skoro nie ludzie nadają mi wartość, to skąd ją brać? Z siebie? Przecież jestem zalęknionym człowiekiem z zaburzeniami osobowości, samotnym, bez pasji (próbuję i lubię robić nowe rzeczy, ale w pewnym momencie przeszkadzają mi właśnie emocje). Ostatnio próbowałem sobie tłumaczyć, że taki jaki jestem, jestem wystarczający żeby mnie pokochać. Na słowa kocham siebie zaczynam płakać, trząść się, potem czuję nienawiść. Boję się tego. Niewyrażona złość uderza do wewnątrz. Od zawsze byłem tym spokojnym, ułożonym chłopakiem, nie wkurzałem się, bo tak nie można. Broń Boże na rodziców! Byłem popychadłem nawet nie zdając sobie z tego sprawę.
Myślałem, że moja rodzina jest wzorcowa. Mama znerwicowana przez swoją matkę i alkohol ojca, ojca mi brakowało. Był z nami ale zawsze obok. Bałem się jego zachowania po alkoholu. Nie bił ale był bardzo chamski i czułem się po jego słowach zawsze jak ktoś gorszy. Mama chciał byc idealna matką dla swojej mamy i wymagała dużo od nas. Raz dostałem w łeb od niej, w zerówce, bo nie potrafiłem płynnie czytać. Trochę to śmieszne, ale przeżyłem to jak traumę, poczułem się sam na świecie, bo moja ukochana mama mnie uderzyła i byłą wściekła przez coś, na co nie miałem wpływu. Potem 3+ z kartkówki też było problemem. No to potem były same 5. Uczyłem się bardzo dużo, aż porzucałem hobby i znajomych, których zacząłem się bać. Siostra była podobna do mnie, ale otaczała się znajomymi. Byliśmy prawie identyczni, też miała problemy ale dawała sobie radę. Cieszyłem się, że mam taką siostrę, zacząłem dostrzegać że jest dla mnie bardzo bliska. Poszedłem do liceum, siostra zachorowała na białaczkę, miesiąc później zmarła. Rodzina była w rozsypce, ja nie czułem nic. Chciałem być tym silnym, na którym rodzina może się oprzeć. Silny 16 latek hehe. Uciekłem przed złością i emocjami w religie, tłumaczyłem tak to sobie, byłem dziwnie spokojny. No i też fajnie było być silnym w obliczu takiej tragedii, ludzie będą myśleli że jestem coś warty... Masakra. Po 10 miesiącach dostałem ostrej paniki. I tak to się zaczęło. Miałem też konflikt z Bogiem, bo z jednej strony musiałem być święty, a z drugiej odebrał mi siostrę. No i seksualność też mi się wtedy kłóciła z religią. Matka do dzisiaj nie pogodziła się z utratą córki, żyje żeby żyć. Ojciec stracił przez to właściwie też żonę. To jest małżeństwo tylko z nazwy.
Przez zachowanie ojca nabrałam strachu przed dorosłymi mężczyznami, czułem się nie w pełni facetem. Gdy płakałem, kiedy wracał pijany, bo bałem się jego słów, on powiedział że zachowuję się jak baba. Do tego wrażliwość. Matka okazała się straszna, siostra którą kochałem najbardziej na świecie zmarła. Może dlatego postrzegam kobiety jako zagrażające, odpychające, porzucające. Moja była dziewczyna taka właśnie była. Może człowiek podświadomie wybiera takie osoby? A przecież pragnę miłości, czułości, bliskości. Wiem, że niczego mi nie brakuje, a jednak. Jestem nudny, niedoświadczony, lękliwy. Trafie mnie szlag, gdy widzę zakochanych i nie rozumiem dlaczego ja taki nie jestem.
Minęło 10 lat, wiele spraw sobie uzmysłowiłem ale dalej czuję się jak w kropce. Chcę pójść na swoje, mimo że nie zarabiam kokosów, jednak w domu mam wrażenie że się nie rozwinę. Z drugiej strony przeraża mnie samotność i stawianie czoła nowym ludziom, strachu przed porzuceniem, relacji. Gdyby był ktoś, kto byłby zawsze przy mnie, kto by mnie znał na wylot i akceptował mnie. Boję się też tego, że nawet gdy kogoś spotkam i zwiążę, to odejdzie przez moje problemy, emocje, osobowość, kryzysy.
Od tygodni męczę się z myślami, drżeniem mięśni, bólami głowy, wybudzaniem, ciągłym zmęczeniem, otępieniem i jeszcze kilkoma objawami. Nie wiem co z tym zrobić. Próbuję, ryzykuję i wracam do punktu wyjścia. To mnie załamuje. Wiem, że jutro znów wstanę i spróbuję, ale to wszystko tylko boli. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz czułem radość. Przychodzą mi do głowy złe myśli. Wciąż mam nadzieję, ale może sam siebie oszukuję. Zakłamuję rzeczywistość, może to mechanizm obronny. Ludzie wokół mówią, że jestem taki spokojny, ułożony. Ja pierd.ole. Chciałbym pozbyć się tych myśli o strachu przed ludźmi, o tej potrzebie ciągłego mówienia, męczy mnie to od roku, w każdej rozmowie to jest. Chciałbym to zresetować i zacząć od nowa.
Bo gdzieś tam wiem, że lubię ludzi, potrafię cieszyć się rozmową, lubię rozmawiać. Wiem, że też na to zasługuję, że jestem fajnym gościem, tylko to wszystko ukrywam. Wydaję mi się niemożliwe, żeby coś się zmieniło. Momenty, gdy czuję że jestem sobą często pokrywają się z momentami gdy w końcu się wkur.wię. Wtedy nie obchodzi mnie co kto sobie o mnie pomyśli. Ale czy o to chodzi? Terapeutka mówi, że boję się swojej złości, staram się ją ukrywać, a gdy już trochę sobie na nią pozwolę, to czuję wyrzuty sumienia. Jak sie wkurzę, to ludzie ode mnie uciekną przecież.
Przeraża mnie to, co napisałem. Mam nadzieję, że trochę przedramatyzowałem, bo mam takie ciągotki. Może jest lepiej. Ale nie wiem co robić, potrzebuję jakichś wskazówek, czuję że mnie to przerasta.
Może są tutaj osoby z podobnymi problemami, może znacie jakieś sposoby radzenia sobie, chociaż wiem że każdy jest inny. Próbuję wprowadzać też filozofie, to co do mnie przemawia, jednak też upada z biegiem czasu. Nie wiem co robię źle. No może wiem, ale nie wiem dlaczego nie działa.
Cieszę się, że znalazłem to forum, jednak same lęki to już dla mnie chyba nie problem, a wciąż potrzebuję pomocy. Terapia też jest dla mnie ciężka, bo psychodynamiczna, raz lepiej, raz gorzej. Rozumiem lepiej siebie, ale zbyt mało zmieniam. Prawie nikt nie wiem o mojej terapii, a Ci co wiedzą mówią, że nie potrzebuję jej...
Czy terapia poz-beh daje radę z zaburzeniami osobowości?
Wiem, tl;dr a i tak nie wszystko.
No pain - no gain
Rezygnowanie staje się nawykiem
Polak9296
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 53
Rejestracja: 18 września 2016, o 03:01

8 grudnia 2016, o 19:45

A ja zacząłem pracować i jest to praca fizyczna, więc powinna pomagać na psychę bo to zmęczenie jednak fizyczne i odreagowanie... Taaa powinno... Nie śpię co drugi dzień, rano mam biegunkę praktycznie codziennie, czasem też w pracy i wtedy też nogi mi się robią takie słabe... Ostatnio zauważyłem też że przejmuję się strasznie opinią innych. To już chyba przez moje wcześniejsze przeżycia z ludźmi.. Tutaj akurat nie mówię o pracy bo narazie przynajmniej nie ma żadnych uwag do mnie,- ale nawet pykając sobię w gierkę w necie jak mnie ktoś obraża itd to mnie to tak męczy.. Człowiek chce sobie pograć odtresować się a tam taka toksyczność ludzi, że masakra... Nie rozumiem samego siebie to takie głupie bo wiem że to co ktoś o mnie myśli obojętnie czy w internecie czy w rzeczywistości i ja zaraz jestem jakiś taki zdenerwowany tym.. Tak samo jak mi coś nie wychodzi... I tą moją samotnością ehh... Jest niby lepiej bo wychodze z domu i pracuję,- jestem wśród ludzi... tyle że mam przy tym 0 komfort i ciągłe napięcie :/
Awatar użytkownika
Aga Jaga
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 71
Rejestracja: 26 listopada 2016, o 12:34

8 grudnia 2016, o 22:06

Jak ja dziś źle się czuję....dwa razy zrobilo mi się slabo czułam że mdleje..śpię na stojąco...a juz tyle dni bylo lepszych . Mam wciąż zasłabnięcia nawet na siedząco. Potem kołatanie serca wzrok rozjeżdża sie na wszystkie strony..zazdroszczę tym co pracują wciąż na l4czy na prawdę to od depresji i lęku stale mi słabo :(
Najgłośniejszy jest zawsze krzyk ciszy
Nikt go nie czuje nikt nie słyszy
A ty się dławisz martwymi słowami
Zimnymi spółgłoskami i samogłoskami

Tęskniąc za bólem rozrywasz wszystkie rany
Oby tylko coś poczuć wśród ciała pustyni
Nie płaczesz nie wzdychasz tylko sroga cisza
Rozrywa ci serce swoimi krzykami

/agajaga/ " o depresji "
moje gg 61274589
Halina
Hardcorowy "Ryzykant" Forum
Posty: 1759
Rejestracja: 14 lipca 2016, o 20:09

9 grudnia 2016, o 00:52

Aga Jaga pisze:Jak ja dziś źle się czuję....dwa razy zrobilo mi się slabo czułam że mdleje..śpię na stojąco...a juz tyle dni bylo lepszych . Mam wciąż zasłabnięcia nawet na siedząco. Potem kołatanie serca wzrok rozjeżdża sie na wszystkie strony..zazdroszczę tym co pracują wciąż na l4czy na prawdę to od depresji i lęku stale mi słabo :(
post113704.html#p113704
Czekasz aż poczujesz się lepiej by zacząć żyć, zacznij żyć, by poczuć się lepiej (Ciasteczko)
sebastian86
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1491
Rejestracja: 25 marca 2016, o 18:02

9 grudnia 2016, o 11:47

aga jaga u mnie zaslabniecia braly sie z napadów lęku.to byly koszmarne lata gdy balem sie wchodzic do sklepow urzedow itd w obawie ze tam mi sie zrobi slabo lub zemdleje
Mistrz 2021 (L)
Awatar użytkownika
Aga Jaga
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 71
Rejestracja: 26 listopada 2016, o 12:34

9 grudnia 2016, o 12:18

Ja tez Malo wychodzę a najgorsze ze dzieje mi się to na siedząco tez :(jak to przeszlo Ci ?
Najgłośniejszy jest zawsze krzyk ciszy
Nikt go nie czuje nikt nie słyszy
A ty się dławisz martwymi słowami
Zimnymi spółgłoskami i samogłoskami

Tęskniąc za bólem rozrywasz wszystkie rany
Oby tylko coś poczuć wśród ciała pustyni
Nie płaczesz nie wzdychasz tylko sroga cisza
Rozrywa ci serce swoimi krzykami

/agajaga/ " o depresji "
moje gg 61274589
Awatar użytkownika
Kondor
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 223
Rejestracja: 21 listopada 2016, o 20:54

9 grudnia 2016, o 15:15

Aga Jaga mam pytanie. Czy w sklepie czy gdzieś poza domem zdarzyło Ci się faktycznie zemdleć, że ludzie musieli Cię cucić ? Czy po prostu zawsze wydaje się że się zaraz zemdlejesz, że słabo ci.
Bo jeżeli to pierwsze to czas zrobić badania lekarskie, a jeżeli to drugie to po prostu nerwica i zwykły straszak.
Jak się tego pozbyć. Tylko i wyłącznie działaniem, innej metody nie ma. Tak jak mówił Victor czy Divin, wyjdź na zewnątrz i gdy Ci się zrobi słabo pomyśl tak"
OK nerwico dawaj te zemdlenie, zawał serca czy co ty tam masz, pokaż na co cię stać. Jeżeli mam zemdleć to chce tego teraz, jeżeli mam dostać zawał, to chcę tego teraz, bo już nie chcę się bać. I obserwuj. Po chwili zobaczysz, ze pomimo tego, że Ci kołocze serce jesteś słaba i wiele rzeczy Ci się wydaje, że zaraz się stanie, tak naprawdę nic Ci się nie stało.
Pogratuluj sobie, wróć do domu, wyśmiej tą nerwicę, a jutro ponownie to samo. Zobaczysz, ze lęki będą się powoli zmniejszać. a jeżeli Ci się przytrafia też w domu, to rób dokładnie tak samo. Dla przykładu, jeżeli jest to nerwica, to od takeigo myślenia zawału nie dostaniesz, a jeżeli faktycznie miałby być to zawał, to od takiego myślenia też go nie dostaniesz, bo albo masz chore serce i właśnie dostajesz zawału albo nie. A z drugiej strony pomyśl, że ciężko żebyś była osobą, która dziennie dostaje 10 razy zawał, co nie :)
Siedząc w domu i tylko myśląc o tym, tylko się nie potrzebnie nakręcasz bojąc "iluzji"
Wiem, że mi się to łatwo pisze, bo ja akurat fobii społecznej nie miałem i agorafobii aż w takiej skali. To co ty odczuwasz po wyjściu z domu, ja tylko odczuwałem na wyjazdach dalszych. Ale zacząłem przerabiać to w ten sposób jaki opisałem i szczerze wyniki są mega pozytywne. A to dopiero mój początek walki z tym. Bo inne lęki i derealizacja dopiero w kolejce:)
Pomyliliśmy światy ! Świat naszego myślenia uznaliśmy za ten realny, a ten prawdziwy mamy tylko za tło. Za wszelką cenę trzeba to odwrócić !
Awatar użytkownika
Aga Jaga
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 71
Rejestracja: 26 listopada 2016, o 12:34

9 grudnia 2016, o 16:32

Hej dziękuję bardzo za rady. Nie zdążylo mi się zemdleć w całości nigdy zawsze jest prawie..
A badan miałam w ciagu tego roku bardzo dużo z tym ze te zasłabnięcia doszly od października a choruje od kwietnia

-- 9 grudnia 2016, o 16:32 --
I to mi się nie wydaje na prawdę rozjeżdża się wzrok wali serce itp tyle ze mija bez pelnego omdlenia
Najgłośniejszy jest zawsze krzyk ciszy
Nikt go nie czuje nikt nie słyszy
A ty się dławisz martwymi słowami
Zimnymi spółgłoskami i samogłoskami

Tęskniąc za bólem rozrywasz wszystkie rany
Oby tylko coś poczuć wśród ciała pustyni
Nie płaczesz nie wzdychasz tylko sroga cisza
Rozrywa ci serce swoimi krzykami

/agajaga/ " o depresji "
moje gg 61274589
Merryoczycztery
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 20
Rejestracja: 30 czerwca 2015, o 19:59

9 grudnia 2016, o 18:25

Ehh kochani, co tu wam wszystkim powiedziec... moze nie dajcie sie tej zolzy. Bo nerwica to wredna zolza. Te wszystkie bicia serca, mdlenia, poty... wszystko znam, wszystko przerobilam. Nawet czasem widzialam jak przez mgle. Symptomow jest milion i nie zaleznie jakie sa dalej gnajcie do przodu. Zycie na nas czeka. Ja mialam ostatnio kryzys. Przygotowywalam sie na miesiac dwa nerwicy, a tu nic, po 4 dniach duzy attak niemal ustapil. Nadal jestem nerwowa, ale to juz taki moj charakter (chyba dziedziczny a i troche wyuczony) i choroba osoby bliskiej w rodzinie. Co chce wam powiedziec, nie pozwolcie odbierac sobie tym fizycynym objawom (i myslom o nich) zycia. Dalej do przodu. Zachowujcie sie tak jakby jej nie bylo. Wiem wiem latwo powiedziec. Ale prawda jest taka ze jak ktos na nas popatrzy to nie zobaczy np: Merry/Nerwica tylko Merry/Kobieta okolo 30 lat:) A nawet jesli cos zauwazy, to nie macie pojecia ilu ludzi ktorzy nas na ulicy mijaja zmagaja sie z tym samym albo i gorszym. Mi czasem pomaga taka mysl (moze to nie dla kazdego): zycia nie mozna brac na powaznie, bo i tak skonczy sie dla wszystkich tak samo:) Dlatego polecam Dystans, Medytacja, Spacerki, Sport, Przyjaciele, to Forum i najwazniejsze nauka cierpienia, bo zycie nie zawsze jest latwe i przyjemne, ale warto zyc, bo dzisiejszy zachod slonca byl taki piekny.
Awatar użytkownika
Kondor
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 223
Rejestracja: 21 listopada 2016, o 20:54

9 grudnia 2016, o 19:24

Aga Jaga pisze:
-- 9 grudnia 2016, o 16:32 --
I to mi się nie wydaje na prawdę rozjeżdża się wzrok wali serce itp tyle ze mija bez pelnego omdlenia
To wiem, że objawy są realne. Wydaje ci się właśnie tylko, że to zawał, że zemdlejesz, że oszalejesz, każdy tłumaczy sobie to inaczej, a objawy podobne. Chodzi o to, żeby zrozumieć, że skoro badania wyszły dobrze ( a tak zakładam, skoro tu jesteś ) to to, że bije Ci szybciej serce, czy to że Ci słabo nic Ci nie zrobi. Po prostu bije Ci szybciej serce, bo sie właśnie boisz i tyle. Ale od tego nic Ci się nie stanie, ani Ci nic nie jest pod względem fizycznym. To tylko lub aż rozregulowane emocje.Oglądaj filmiki naszych guru aż do skutku, one naprawdę pomagają :)
Ja też miałem po części objawy arytmii serca lub czasem zdawało mi się, że serce przestaje bić i nagle wali jak oszalałe. O dziwo, gdy zrozumiałem, ze to nerwica już mi nic nie wali, a czasem jak piknie coś za mocno, to to po prostu zlewam, bo wiem czym to w rzeczywistości jest, tylko iluzją choroby. I chciałbym, zebyś to też zrozumiała, cała sobą, wtedy to zniknie jak zeszłoroczny śnieg :)

-- 9 grudnia 2016, o 19:24 --
Dodam jeszcze Viktor miał takie coś jak ty, nawet mówił, że tak się wkręcił, że przejście z pokoju do pokoju napawało go lękiem, a teraz przenosi góry ^^

Posłuchaj choćby tego filmiku poniżej, postaraj się pomyśleć od czego u ciebie się to zaczęło i jak sobie dalej wkręcałaś i powoli podejmuj też działania. Ogólnie mam nadzieję, że przesłuchałaś ich wszystkie sezony z filmikami parę razy ???
Bo wiesz inaczej się nie da tego zrozumieć ;)

segment-5-ataki-paniki-t5832.html
Pomyliliśmy światy ! Świat naszego myślenia uznaliśmy za ten realny, a ten prawdziwy mamy tylko za tło. Za wszelką cenę trzeba to odwrócić !
sebastian86
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1491
Rejestracja: 25 marca 2016, o 18:02

9 grudnia 2016, o 19:30

mi to przeszlo po prostu z czasem, ale trwalo to kilka lat.ja tez głownie mialem tzw. prawie omdlenia,pelne omdlenia sie zdarzyly trzy razy moze

-- 9 grudnia 2016, o 19:30 --
pamietam że te prawie omdlenia wpedzily mnie w zalamanie nerwowe bo funkcjonowanie moje stanelo pod wielkim znakiem zapytania.
Mistrz 2021 (L)
ODPOWIEDZ