Wyszłam na chwilę połazić po okolicy ale szłam na nogach jak z waty.
Potem usiadłam na ławce przed domem na słonku, dosiadł sie sąsiad. Znajomi mnie zaczepiają, o coś pytają, uśmiechają się.
Chyba nie widać po mnie w jakim siedziałam stresie.
Chmury piękne, ptaki śpiewają... a ja siedzę i sie zastanawiam jak żyć i wyjść w świat z takim lękiem i niepokojem ???
I jak się cieszyć życiem?
Ona_zaburzona tak jak dziś siedziałam to wspominałam że kiedyś miałam tak jak Ty.
Wątroba, tomograie, sm, serce, badania... i spróbowałam nazwać ten lęk dziś, co to było.
To chyba był lęk "nie poradzę sobie" "zachoruję i nie uda mi się w życiu, będę przegrana, cierpiąca jak inni"
Z hipohondrii się wyleczyłam, nie zwracam uwagi na zawroty głowy i kłócia watroby ale teraz boję się że ten lęk ogólny nie da mi normalnie
funkcjonować wiec doszłam do wniosku że wychodzi na to samo...
Jutro mam wizytę u psychologa, ciesze się, to pomaga.
Ps: zawroty też dziś miałam siedząc na ławce, aż mi sie słabo robiło, myślę że mamy to samo
