Cześć, jestem tu nowa.To forum jest naprawdę rozbudowane, i nie wiem czy do końca dobrze utrafiłam w wątek.Przechodząc do meritum -chciałabym po prostu opowiedzieć tutaj troszkę o tym, co mnie trapi.
Moja nerwicowe problemy zaczęły się w 2014 roku.Przyczyna -problemy rodzinne, odejście ojca (przez co stałam się głową rodziny), nie dopuszczałam do siebie nikogo przez cały rok (udawanie że wszystko jest ok), walka ze samą sobą, ze wszystkim starałam się sobie poradzić sama.Było nieźle, ale coś pękło.
W 2015 pierwszy napad paniki.Duszności, kołatania, nocne zrywy i dosłownie skakanie w kierunku okna, by zaczerpnąć chociaż trochę tlenu.Męczyłam się przez dwa miesiące, obeszłam chyba wszystkich możliwych lekarzy (hipochondria).Nie miałam wsparcia ze strony rodziny (mama w depresji), słyszałam ciągle, że ja panikuję i totalnie nic mi nie jest i mam się uspokoić.Resztką rozsądku kazałam siebie zaprowadzić do psychologa.Diagnoza -nerwica lękowa, potem dwa miesiące terapii.Znacznie pomogło.Przez resztę zimy jeszcze udzielała mi się hipochondria, napady duszności, natrętne sprawdzanie pulsu, czy nie umieram itd, ale przyszła wiosna i się w miarę uspokoiło.Nauczyłam się reagować w kolejnych napadowych sytuacjach, a swoje strachy przed chorobami udawało mi się racjonalnie tłumaczyć i nawet trochę z tego śmiać.
Coś się kończy, coś się zaczyna -witam mój obecnie największy strach, do którego zmierzam w tym poście, i z którym sobie nie radzę.Mieszkam bowiem w nieciekawej dzielnicy.Masa meneli, pijaków, i innych patologicznych narwańców.Praktycznie od szkoły do domu przez całą trasę natrafia się kilka takich osobników.Miałam kilka nieprzyjemnych sytuacji, szczególnie w autobusach, i teraz panicznie boję się jeździć i chodzić gdziekolwiek sama, a dojście na przystanek i spokojne czekanie na pojazd graniczy z cudem.Jest to dla mnie jak przeprawa, mam wrażenie, że zaraz się pojawi ktoś, kto będzie chciał mnie skrzywdzić (lub nawet zabić, takie irracjonalne myśli też mnie nachodzą), zawsze rozważam tzw.punkty strategiczne (np.sklep, kościół, inne domy) gdzie mogłabym się w razie czego ukryć, znaleźć kogoś, kto mi pomoże.
Poruszając się w przestrzeni gdzie pojawiają się wymienione przeze mnie typy ludzi, gdy widzę jednego z nich -zawsze przechodzę na drugą stronę, a gdy mam przejść obok- totalnie mnie paraliżuje.Stres, adrenalina hop w górę, zimne poty.Nie jestem w stanie normalnie wyjść z domu, bez żadnego zastanawiania się którędy lepiej pójść, gdzie spotkam mniej takich ludzi.Nie jestem w stanie spokojnie przejechać autobusem -przy wejściu patrzę kto jest w środku, i zwracam uwagę na każdy przystanek, kto kiedy wysiada i wsiada.Analizuję każdą osobę dogłębnie -wiek, wygląd, waga, czy mieści się w normach mojego strachu, jakie miałabym szanse w walce 1 na 1.MPK i PKP poruszam się bardzo często, nie mam innej opcji.Jak pomyślę o samotnej podróży dom-szkoła/miasto (i odwrotnie) to chce mi się wymiotować i ogarnia mnie potworny lęk.To mnie wykańcza.Poradzicie coś?
