Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
Słabszy dzień? Kryzys? Ogólne pytanie? Wyżal się swobodnie.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 9
- Rejestracja: 3 czerwca 2016, o 11:06
witam, właśnie zaczynam swoją przygodę z forum i zaczynam odburzanie. po zapoznaniu sie z materiałami - które są super oraz wnikliwym przeczytaniem kilku odburzeń, spakowałam swój plecak z napisem Nerwica i ruszam.
Liczę, że wasza obecność w chwilach słabszych doda mi otuchy i przysłowiowego kopniaka w tyłek.
Nerwice mam od kilku ładnych lat były dobre okresy - jednak pół roku temu wszystko wróciło i do z dodatkowym bagażem zwanym agorafobia. Zrobiłam najgorsze co może być zamknęłam wie w domu. Ale koniec chcę z tym skończyć. za bardzo jeszcze nie wiem jak ale liczę, że coś mi podpowiecie.
Pierwsze moje pytanie to - czy zacząć znowu brać leki kiedyś brałam Xetanor - przez rok - pomógł mi - wróciłam do pracy ( co było najgorszym pomysłem w moim życiu - bo wróciłam do bankowego wyścigu szczurów). Lekarz mówi żebym spróbowała - bo lęki i agorafobia mocno odcięła mnie od świata.
Wiem jedno już od dzisiaj wprowadzam plan dnia, co o tym myślicie??
Liczę, że wasza obecność w chwilach słabszych doda mi otuchy i przysłowiowego kopniaka w tyłek.
Nerwice mam od kilku ładnych lat były dobre okresy - jednak pół roku temu wszystko wróciło i do z dodatkowym bagażem zwanym agorafobia. Zrobiłam najgorsze co może być zamknęłam wie w domu. Ale koniec chcę z tym skończyć. za bardzo jeszcze nie wiem jak ale liczę, że coś mi podpowiecie.
Pierwsze moje pytanie to - czy zacząć znowu brać leki kiedyś brałam Xetanor - przez rok - pomógł mi - wróciłam do pracy ( co było najgorszym pomysłem w moim życiu - bo wróciłam do bankowego wyścigu szczurów). Lekarz mówi żebym spróbowała - bo lęki i agorafobia mocno odcięła mnie od świata.
Wiem jedno już od dzisiaj wprowadzam plan dnia, co o tym myślicie??
-
- Gość
Cześć Alex. Na początku powiem, że wiem dobrze co czujesz i więcej na ten temat nie będzie, bo mi się nie chce, więc musisz uwierzyć na słowoAlex.f pisze:witam, właśnie zaczynam swoją przygodę z forum i zaczynam odburzanie. po zapoznaniu sie z materiałami - które są super oraz wnikliwym przeczytaniem kilku odburzeń, spakowałam swój plecak z napisem Nerwica i ruszam.
Liczę, że wasza obecność w chwilach słabszych doda mi otuchy i przysłowiowego kopniaka w tyłek.
Nerwice mam od kilku ładnych lat były dobre okresy - jednak pół roku temu wszystko wróciło i do z dodatkowym bagażem zwanym agorafobia. Zrobiłam najgorsze co może być zamknęłam wie w domu. Ale koniec chcę z tym skończyć. za bardzo jeszcze nie wiem jak ale liczę, że coś mi podpowiecie.
Pierwsze moje pytanie to - czy zacząć znowu brać leki kiedyś brałam Xetanor - przez rok - pomógł mi - wróciłam do pracy ( co było najgorszym pomysłem w moim życiu - bo wróciłam do bankowego wyścigu szczurów). Lekarz mówi żebym spróbowała - bo lęki i agorafobia mocno odcięła mnie od świata.
Wiem jedno już od dzisiaj wprowadzam plan dnia, co o tym myślicie??

- Edward27
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 217
- Rejestracja: 29 marca 2016, o 20:35
Witam
To znowu ja, wiem spamuję ostatnie czasy na forum swoimi wypocinami i żalami, ale muszę po prostu się wyżalić komuś, bez obawy, że nikt mnie nie oceni, tak jak rodzina, bliscy, czy narzeczona, którzy mają mnie dosyć. Nie wiem czy to efekt nie wyspania, pracy 6 dni w tygodniu po minimum 12 godzin i mało snu, ale znów ogarnia mnie przygnębienie, lęk oraz czarne myśli.
Nie wiem nawet po co to piszę, ale co mam do stracenia najwyżej zostanę zhejtowany. Nie potrzebuje użalania, płaczu, lamentowania i współczucia nad moją „osobą”, tylko chcę po prostu rzucić ciężar z serca dlatego napiszę to co mi leży na wątrobie. Jeśli komuś się to nie podoba, bądź będzie mi wmawiał, że inny mają gorzej to niech lepiej sobie odpuści ja to wszystko wiem i rozumiem, ale moje granice zostały już nie raz przekroczone i mam po prostu dosyć tego wszystkiego.
Nic mi się nie chce, jedynie bym spał, nie mam ochoty na żadne przyjemności, dosłownie na nic. Czasem marzę, aby zamknąć oczy i obudzić się w innym świecie, zdecydowanie lepszym niż ten.
Najgorszym objawem są aroganckie odzywki i zaczepki do rodziny i Narzeczonej, choć wiem, że nie powinien tak robić bo byli przy mnie zawsze nawet jak byłem na dnie i się rozsypałem na milion kawałków. Najpierw na nich wybuchnę, a później żałuje… że ich niszczę, krzywdzę i sprawiam przykrość. Nie zasługują na to. To, że mi się nie układa w 90% zakresu mojego życia, to nie znaczy, że na nich mam przelewać swoje smuty. Jedno wiem, a drugie robię. Ale czasem to jest silniejsze niż ja…
Takim dupkiem jestem, bo nie potrafię się ogarnąć i zapanować nad swoimi emocjami, nad swoją agresją, dosłownie agresją. Zawsze byłem spokojnym człowiekiem, ale teraz gdy lęki i natręty się wyciszyły, moja agresja osiągnęła „najwyższy stopień” jaki kiedy kol wiek zaliczyłem.
Nie dziwię się, że rodzina ma mnie dosyć. Co ma do zaoferowania gościu, który borykał się z paraliżującym lękiem i natrętami myślowymi. A teraz z wybuchami agresji, chamstwa, arogancji i nienawiści. Dosłownie wszystko mi lata koło 4 liter, tzn. nie przejmuje się zdaniem najbliższych, kolegów, przyjaciół itp.
Dwa dni temu wydarzyło się coś bardzo złego w moim życiu. Byłem zmęczony, jednocześnie podbuzowany, nakręcony i bardzo agresywny (negatywnie nastawiony do całego świata, do wszystkich) ponieważ nic mi się nie układa po mojej myśli. W życiu osobistym zaczynam ranić mi bliskie osoby, w sferze zawodowej haruje jak dziki wół po minimum 12 godzin i daje wszystko z siebie, a jednak nie ma szans na awans w pieprzonej korporacji. Zmiana pracy też nie wchodzi w rachubę przez najbliższe 2 miesiące ponieważ mam ślub i nie mogę sobie pozwolić na bezrobocie. Podupadłem na zdrowiu mimo dosyć młodego wieku, najwięcej ucierpiałem przez stresujący tryb życia na studiach i bezpośrednio po nich. Napiszę wprost nie jestem szczęśliwy przede wszystkim przez wygórowaną ambicje względem rozwoju zawodowego. Nie raz podczas spotkań z prywatnym psychologiem (wystawiona opinia lekarska, nerwica natręctw myślowych oraz lekkie stany depresyjne), specjalistka podkreślała, że te lęki, natręty oraz wybuchy agresji i złości są spowodowane zbyt wysoko wystawioną poprzeczką. Że powinienem gdzieś rozładować swoje emocje. Siłownia odpada, sport odpada bo nie mam kiedy dosłownie. Taki już jestem, że bardzo duuużo wymagam od siebie i liczę tylko i wyłącznie na siebie. Chcę osiągnąć duuuży sukces zawodowy własnymi siłami w jak najkrótszym czasie, aby niczego nie brakło mojej rodzinie…
Jednak zmierzam do meritum. Wracałem dwa dni temu od swojej Narzeczonej z założonymi słuchawkami na uszach, słuchając bardzo głośno muzyki, zbliżając się do ulicy zauważyłem auto, które nadjeżdżało z pewną prędkością, w momencie zamknąłem oczy i specjalnie wyszedłem na ulice pod auto. Chciałem, aby mnie potrącił i żebym zniknął z tego świata. Chciałem, aby mnie zabiło na miejscu. Na moje nieszczęście zatrzymał się kierowca dosłownie 5 cm ode mnie i z przerażeniem wyskoczył czy nic mi nie jest. Wiem że głupio postąpiłem bo nie chcę, aby ktoś miał wyrzuty sumienia, że zabił takiego śmiecia jak ja.
Miałem w swoim życiu dwa podejścia (może to zbyt dużo napisane) aby zakończyć swój żywot. Jednak to wczorajsze zajście nawet mnie nie przeraziło, tylko czułem gniew, że nawet nie potrafię skończyć ze sobą… pieprzony los nawet na to mi nie pozwala. Nie wiem czy to normalne, że się tego nie boję i że miałem taką odwagę, aby wyjść bez lęku przed śmiercią. Przy tej prędkości kaleką bym nie był. Nie było żadnych szans, żeby coś ze mnie zostało. A jednak nadal żyje i zastanawiam się jak to możliwe, że kierowca wyhamował. Choć nie obchodzi mnie to, nie mam już sił aby o wszystko walczyć.
Dużo przeszedłem przez ostatnie pół roku, ale dzięki Narzeczonej, rodzinie, najbliższym, oraz użytkownikom tego forum poczułem jako taką stabilizacje emocjonalną.
Niestety teraz coś we mnie zgasło. Znów się rozpadłem na kawałki, najgorsze są te wybuchy agresji, potwornej agresji, której nie mogę opanować. Wielkie „ale” do wszystkich i do wszystkiego za to co mnie spotkało/spotyka. Pewnie na to zasługuje, bo jestem kowalem swojego losu. Pytam się tylko czemu? Nie siedzę z założonymi rękoma i czekaniem, tylko daję z siebie wszystko.
Rozumiem, że na własny sukces muszę sam zapracować, ale jak? Jak ku*wa daję z siebie wszystko. Nawet chcę podjąć drugą pracę, aby pracować 7 dni w tygodniu po 12 godzin. Czuje taki wewnętrzny przymus. Do ciągłego działania i zarabiania coraz więcej i więcej, za wszelką cenę, nawet za cenę zdrowia czy życia….
To znowu ja, wiem spamuję ostatnie czasy na forum swoimi wypocinami i żalami, ale muszę po prostu się wyżalić komuś, bez obawy, że nikt mnie nie oceni, tak jak rodzina, bliscy, czy narzeczona, którzy mają mnie dosyć. Nie wiem czy to efekt nie wyspania, pracy 6 dni w tygodniu po minimum 12 godzin i mało snu, ale znów ogarnia mnie przygnębienie, lęk oraz czarne myśli.
Nie wiem nawet po co to piszę, ale co mam do stracenia najwyżej zostanę zhejtowany. Nie potrzebuje użalania, płaczu, lamentowania i współczucia nad moją „osobą”, tylko chcę po prostu rzucić ciężar z serca dlatego napiszę to co mi leży na wątrobie. Jeśli komuś się to nie podoba, bądź będzie mi wmawiał, że inny mają gorzej to niech lepiej sobie odpuści ja to wszystko wiem i rozumiem, ale moje granice zostały już nie raz przekroczone i mam po prostu dosyć tego wszystkiego.
Nic mi się nie chce, jedynie bym spał, nie mam ochoty na żadne przyjemności, dosłownie na nic. Czasem marzę, aby zamknąć oczy i obudzić się w innym świecie, zdecydowanie lepszym niż ten.
Najgorszym objawem są aroganckie odzywki i zaczepki do rodziny i Narzeczonej, choć wiem, że nie powinien tak robić bo byli przy mnie zawsze nawet jak byłem na dnie i się rozsypałem na milion kawałków. Najpierw na nich wybuchnę, a później żałuje… że ich niszczę, krzywdzę i sprawiam przykrość. Nie zasługują na to. To, że mi się nie układa w 90% zakresu mojego życia, to nie znaczy, że na nich mam przelewać swoje smuty. Jedno wiem, a drugie robię. Ale czasem to jest silniejsze niż ja…
Takim dupkiem jestem, bo nie potrafię się ogarnąć i zapanować nad swoimi emocjami, nad swoją agresją, dosłownie agresją. Zawsze byłem spokojnym człowiekiem, ale teraz gdy lęki i natręty się wyciszyły, moja agresja osiągnęła „najwyższy stopień” jaki kiedy kol wiek zaliczyłem.
Nie dziwię się, że rodzina ma mnie dosyć. Co ma do zaoferowania gościu, który borykał się z paraliżującym lękiem i natrętami myślowymi. A teraz z wybuchami agresji, chamstwa, arogancji i nienawiści. Dosłownie wszystko mi lata koło 4 liter, tzn. nie przejmuje się zdaniem najbliższych, kolegów, przyjaciół itp.
Dwa dni temu wydarzyło się coś bardzo złego w moim życiu. Byłem zmęczony, jednocześnie podbuzowany, nakręcony i bardzo agresywny (negatywnie nastawiony do całego świata, do wszystkich) ponieważ nic mi się nie układa po mojej myśli. W życiu osobistym zaczynam ranić mi bliskie osoby, w sferze zawodowej haruje jak dziki wół po minimum 12 godzin i daje wszystko z siebie, a jednak nie ma szans na awans w pieprzonej korporacji. Zmiana pracy też nie wchodzi w rachubę przez najbliższe 2 miesiące ponieważ mam ślub i nie mogę sobie pozwolić na bezrobocie. Podupadłem na zdrowiu mimo dosyć młodego wieku, najwięcej ucierpiałem przez stresujący tryb życia na studiach i bezpośrednio po nich. Napiszę wprost nie jestem szczęśliwy przede wszystkim przez wygórowaną ambicje względem rozwoju zawodowego. Nie raz podczas spotkań z prywatnym psychologiem (wystawiona opinia lekarska, nerwica natręctw myślowych oraz lekkie stany depresyjne), specjalistka podkreślała, że te lęki, natręty oraz wybuchy agresji i złości są spowodowane zbyt wysoko wystawioną poprzeczką. Że powinienem gdzieś rozładować swoje emocje. Siłownia odpada, sport odpada bo nie mam kiedy dosłownie. Taki już jestem, że bardzo duuużo wymagam od siebie i liczę tylko i wyłącznie na siebie. Chcę osiągnąć duuuży sukces zawodowy własnymi siłami w jak najkrótszym czasie, aby niczego nie brakło mojej rodzinie…
Jednak zmierzam do meritum. Wracałem dwa dni temu od swojej Narzeczonej z założonymi słuchawkami na uszach, słuchając bardzo głośno muzyki, zbliżając się do ulicy zauważyłem auto, które nadjeżdżało z pewną prędkością, w momencie zamknąłem oczy i specjalnie wyszedłem na ulice pod auto. Chciałem, aby mnie potrącił i żebym zniknął z tego świata. Chciałem, aby mnie zabiło na miejscu. Na moje nieszczęście zatrzymał się kierowca dosłownie 5 cm ode mnie i z przerażeniem wyskoczył czy nic mi nie jest. Wiem że głupio postąpiłem bo nie chcę, aby ktoś miał wyrzuty sumienia, że zabił takiego śmiecia jak ja.
Miałem w swoim życiu dwa podejścia (może to zbyt dużo napisane) aby zakończyć swój żywot. Jednak to wczorajsze zajście nawet mnie nie przeraziło, tylko czułem gniew, że nawet nie potrafię skończyć ze sobą… pieprzony los nawet na to mi nie pozwala. Nie wiem czy to normalne, że się tego nie boję i że miałem taką odwagę, aby wyjść bez lęku przed śmiercią. Przy tej prędkości kaleką bym nie był. Nie było żadnych szans, żeby coś ze mnie zostało. A jednak nadal żyje i zastanawiam się jak to możliwe, że kierowca wyhamował. Choć nie obchodzi mnie to, nie mam już sił aby o wszystko walczyć.
Dużo przeszedłem przez ostatnie pół roku, ale dzięki Narzeczonej, rodzinie, najbliższym, oraz użytkownikom tego forum poczułem jako taką stabilizacje emocjonalną.
Niestety teraz coś we mnie zgasło. Znów się rozpadłem na kawałki, najgorsze są te wybuchy agresji, potwornej agresji, której nie mogę opanować. Wielkie „ale” do wszystkich i do wszystkiego za to co mnie spotkało/spotyka. Pewnie na to zasługuje, bo jestem kowalem swojego losu. Pytam się tylko czemu? Nie siedzę z założonymi rękoma i czekaniem, tylko daję z siebie wszystko.
Rozumiem, że na własny sukces muszę sam zapracować, ale jak? Jak ku*wa daję z siebie wszystko. Nawet chcę podjąć drugą pracę, aby pracować 7 dni w tygodniu po 12 godzin. Czuje taki wewnętrzny przymus. Do ciągłego działania i zarabiania coraz więcej i więcej, za wszelką cenę, nawet za cenę zdrowia czy życia….
Mały chłopczyk w dużym ciele w zwariowanym świecie 

- nierealna
- Ex Moderator
- Posty: 1184
- Rejestracja: 29 listopada 2013, o 14:22
Złość podczas nerwicy jest czymś własciwie normalnym i bardzo często spotykanym.
Pamietam swoją sytuację sprzed prawie roku, gdzie pojechalam z rodzicami i narzeczonym za granicę na wakacje. Pamiętam tylko jedno- złość. Nie wiedzieć czemu codziennie byłam na nich o coś wściekła - dosłownie. Codziennie coś mi przeszkadzało, nawet to, że się śmieją, gadają itd. Podobnie jak ty też później miałam wyrzuty sumienia i przepraszałam swojego lubego za to, że byłam taka okropna.
Taki epizod to właściwie epizod bezradności. Sam twierdzisz, że chcesz być perfekcyjny we wszystkim. Dobrze, że przyznajesz się do tego i widać, że chcesz to zmienić. No ale niestety, to nie działa tak szybko.
Widać, że chcesz żyć, tylko najzwyczajniej na świecie masz już dosyć tego, że to co we łbie siedzi nie może się poukładać, ba, że to ty nie umiesz poukładać.
Ja też w przyszłym roku mam ślub, a we łbie myśli, że nie kocham, że życie jest bez sensu itd.
Mówisz też, że dajesz z siebie wszystko, ale czy może nie aż za dużo? Niesamowicie widać u Ciebie presje bycia idealnym ( nie obraź się
)
Czasami warto jest się po prostu poddać. Ale w takim sensie, żeby kurczowo nie trzymać się wszystkiego. Sprawdzić, jak potoczą się dalsze losy.
A z emocjami niestety jest jak jest. W nerwicy są one niesamowicie zszargane, dosłownie wszystkie, nawet te pozytywne. Dobrze, że masz później wyrzuty sumienia po tym jak nawrzeszczysz na swoich bliskich - to znak, że nie jesteś właśnie zerem i totalnym nieudacznikiem!
Nie myśl tak o sobie.
Mówisz, że aktywność fizyczna odpada... ale czy np. możesz wyjść ze swoją narzeczoną wieczorem, po pracy na spacer? Albo w weekend wybrać się na basen? No po prostu coś, co kiedyś dawało Ci przyjemność i odstresowywało - na pewno coś takiego się znajdzie
Gdy zaczniesz od małych kroków zobaczysz, że potem będzie łatwiej
Pamietam swoją sytuację sprzed prawie roku, gdzie pojechalam z rodzicami i narzeczonym za granicę na wakacje. Pamiętam tylko jedno- złość. Nie wiedzieć czemu codziennie byłam na nich o coś wściekła - dosłownie. Codziennie coś mi przeszkadzało, nawet to, że się śmieją, gadają itd. Podobnie jak ty też później miałam wyrzuty sumienia i przepraszałam swojego lubego za to, że byłam taka okropna.
Taki epizod to właściwie epizod bezradności. Sam twierdzisz, że chcesz być perfekcyjny we wszystkim. Dobrze, że przyznajesz się do tego i widać, że chcesz to zmienić. No ale niestety, to nie działa tak szybko.
Widać, że chcesz żyć, tylko najzwyczajniej na świecie masz już dosyć tego, że to co we łbie siedzi nie może się poukładać, ba, że to ty nie umiesz poukładać.
Ja też w przyszłym roku mam ślub, a we łbie myśli, że nie kocham, że życie jest bez sensu itd.
Mówisz też, że dajesz z siebie wszystko, ale czy może nie aż za dużo? Niesamowicie widać u Ciebie presje bycia idealnym ( nie obraź się

Czasami warto jest się po prostu poddać. Ale w takim sensie, żeby kurczowo nie trzymać się wszystkiego. Sprawdzić, jak potoczą się dalsze losy.
A z emocjami niestety jest jak jest. W nerwicy są one niesamowicie zszargane, dosłownie wszystkie, nawet te pozytywne. Dobrze, że masz później wyrzuty sumienia po tym jak nawrzeszczysz na swoich bliskich - to znak, że nie jesteś właśnie zerem i totalnym nieudacznikiem!

Mówisz, że aktywność fizyczna odpada... ale czy np. możesz wyjść ze swoją narzeczoną wieczorem, po pracy na spacer? Albo w weekend wybrać się na basen? No po prostu coś, co kiedyś dawało Ci przyjemność i odstresowywało - na pewno coś takiego się znajdzie

Gdy zaczniesz od małych kroków zobaczysz, że potem będzie łatwiej

Tyle razy narzekał na normalność i nudę w jego życiu.
Teraz oddałby wszystko,żeby chociaż przez chwilę poczuć ten spokój w otaczającym go świecie.
akceptacja + porzucenie kontroli + nastawienie normalnościowe = SUKCES ! ♥
Teraz oddałby wszystko,żeby chociaż przez chwilę poczuć ten spokój w otaczającym go świecie.
akceptacja + porzucenie kontroli + nastawienie normalnościowe = SUKCES ! ♥
-
- Gość
Edward, nie ma czegoś takiego jak "musze". To kiepski pkt wyjścia, musze to się najczęściej dostaje klapką na firance. Jesteś słaby bo jesteś niepokorny. Nie szanujesz siebie. Nie potrafisz się PRZED SOBĄ przyznać do swoich słabości. Wzbiera w tobie żal i wylewasz frustrację na około. Ja to dobrze znam z autopsji, więc może pomyślisz że mocne słowa, za mało empatii, ale ja uważam że i w wyrozumialości są granice prawdy, ktorej nie można pomijać. Wiesz co ty musisz? Zaakceptować siebie i pokochać jakim jesteś. Postawa przyjacielska. Głęboko wierze że nie ma ludzi którzy nie mają nic wartościowego w sobie, czego nie mogli by dać światu. Ale aby to zrobić pierw trzeba polubić siebie i swoje prawdziwe zalety oraz wadyEdward27 pisze:Witam
To znowu ja, wiem spamuję ostatnie czasy na forum swoimi wypocinami i żalami, ale muszę po prostu się wyżalić komuś, bez obawy, że nikt mnie nie oceni, tak jak rodzina, bliscy, czy narzeczona, którzy mają mnie dosyć. Nie wiem czy to efekt nie wyspania, pracy 6 dni w tygodniu po minimum 12 godzin i mało snu, ale znów ogarnia mnie przygnębienie, lęk oraz czarne myśli.
Nie wiem nawet po co to piszę, ale co mam do stracenia najwyżej zostanę zhejtowany. Nie potrzebuje użalania, płaczu, lamentowania i współczucia nad moją „osobą”, tylko chcę po prostu rzucić ciężar z serca dlatego napiszę to co mi leży na wątrobie. Jeśli komuś się to nie podoba, bądź będzie mi wmawiał, że inny mają gorzej to niech lepiej sobie odpuści ja to wszystko wiem i rozumiem, ale moje granice zostały już nie raz przekroczone i mam po prostu dosyć tego wszystkiego.
Nic mi się nie chce, jedynie bym spał, nie mam ochoty na żadne przyjemności, dosłownie na nic. Czasem marzę, aby zamknąć oczy i obudzić się w innym świecie, zdecydowanie lepszym niż ten.
Najgorszym objawem są aroganckie odzywki i zaczepki do rodziny i Narzeczonej, choć wiem, że nie powinien tak robić bo byli przy mnie zawsze nawet jak byłem na dnie i się rozsypałem na milion kawałków. Najpierw na nich wybuchnę, a później żałuje… że ich niszczę, krzywdzę i sprawiam przykrość. Nie zasługują na to. To, że mi się nie układa w 90% zakresu mojego życia, to nie znaczy, że na nich mam przelewać swoje smuty. Jedno wiem, a drugie robię. Ale czasem to jest silniejsze niż ja…
Takim dupkiem jestem, bo nie potrafię się ogarnąć i zapanować nad swoimi emocjami, nad swoją agresją, dosłownie agresją. Zawsze byłem spokojnym człowiekiem, ale teraz gdy lęki i natręty się wyciszyły, moja agresja osiągnęła „najwyższy stopień” jaki kiedy kol wiek zaliczyłem.
Nie dziwię się, że rodzina ma mnie dosyć. Co ma do zaoferowania gościu, który borykał się z paraliżującym lękiem i natrętami myślowymi. A teraz z wybuchami agresji, chamstwa, arogancji i nienawiści. Dosłownie wszystko mi lata koło 4 liter, tzn. nie przejmuje się zdaniem najbliższych, kolegów, przyjaciół itp.
Dwa dni temu wydarzyło się coś bardzo złego w moim życiu. Byłem zmęczony, jednocześnie podbuzowany, nakręcony i bardzo agresywny (negatywnie nastawiony do całego świata, do wszystkich) ponieważ nic mi się nie układa po mojej myśli. W życiu osobistym zaczynam ranić mi bliskie osoby, w sferze zawodowej haruje jak dziki wół po minimum 12 godzin i daje wszystko z siebie, a jednak nie ma szans na awans w pieprzonej korporacji. Zmiana pracy też nie wchodzi w rachubę przez najbliższe 2 miesiące ponieważ mam ślub i nie mogę sobie pozwolić na bezrobocie. Podupadłem na zdrowiu mimo dosyć młodego wieku, najwięcej ucierpiałem przez stresujący tryb życia na studiach i bezpośrednio po nich. Napiszę wprost nie jestem szczęśliwy przede wszystkim przez wygórowaną ambicje względem rozwoju zawodowego. Nie raz podczas spotkań z prywatnym psychologiem (wystawiona opinia lekarska, nerwica natręctw myślowych oraz lekkie stany depresyjne), specjalistka podkreślała, że te lęki, natręty oraz wybuchy agresji i złości są spowodowane zbyt wysoko wystawioną poprzeczką. Że powinienem gdzieś rozładować swoje emocje. Siłownia odpada, sport odpada bo nie mam kiedy dosłownie. Taki już jestem, że bardzo duuużo wymagam od siebie i liczę tylko i wyłącznie na siebie. Chcę osiągnąć duuuży sukces zawodowy własnymi siłami w jak najkrótszym czasie, aby niczego nie brakło mojej rodzinie…
Jednak zmierzam do meritum. Wracałem dwa dni temu od swojej Narzeczonej z założonymi słuchawkami na uszach, słuchając bardzo głośno muzyki, zbliżając się do ulicy zauważyłem auto, które nadjeżdżało z pewną prędkością, w momencie zamknąłem oczy i specjalnie wyszedłem na ulice pod auto. Chciałem, aby mnie potrącił i żebym zniknął z tego świata. Chciałem, aby mnie zabiło na miejscu. Na moje nieszczęście zatrzymał się kierowca dosłownie 5 cm ode mnie i z przerażeniem wyskoczył czy nic mi nie jest. Wiem że głupio postąpiłem bo nie chcę, aby ktoś miał wyrzuty sumienia, że zabił takiego śmiecia jak ja.
Miałem w swoim życiu dwa podejścia (może to zbyt dużo napisane) aby zakończyć swój żywot. Jednak to wczorajsze zajście nawet mnie nie przeraziło, tylko czułem gniew, że nawet nie potrafię skończyć ze sobą… pieprzony los nawet na to mi nie pozwala. Nie wiem czy to normalne, że się tego nie boję i że miałem taką odwagę, aby wyjść bez lęku przed śmiercią. Przy tej prędkości kaleką bym nie był. Nie było żadnych szans, żeby coś ze mnie zostało. A jednak nadal żyje i zastanawiam się jak to możliwe, że kierowca wyhamował. Choć nie obchodzi mnie to, nie mam już sił aby o wszystko walczyć.
Dużo przeszedłem przez ostatnie pół roku, ale dzięki Narzeczonej, rodzinie, najbliższym, oraz użytkownikom tego forum poczułem jako taką stabilizacje emocjonalną.
Niestety teraz coś we mnie zgasło. Znów się rozpadłem na kawałki, najgorsze są te wybuchy agresji, potwornej agresji, której nie mogę opanować. Wielkie „ale” do wszystkich i do wszystkiego za to co mnie spotkało/spotyka. Pewnie na to zasługuje, bo jestem kowalem swojego losu. Pytam się tylko czemu? Nie siedzę z założonymi rękoma i czekaniem, tylko daję z siebie wszystko.
Rozumiem, że na własny sukces muszę sam zapracować, ale jak? Jak ku*wa daję z siebie wszystko. Nawet chcę podjąć drugą pracę, aby pracować 7 dni w tygodniu po 12 godzin. Czuje taki wewnętrzny przymus. Do ciągłego działania i zarabiania coraz więcej i więcej, za wszelką cenę, nawet za cenę zdrowia czy życia….

- martusia1979
- Odburzony i pomocny użytkownik
- Posty: 921
- Rejestracja: 27 czerwca 2015, o 12:28
Violator pisze:nierealna
"Tyle razy narzekał na normalność i nudę w jego życiu.
Teraz oddałby wszystko,żeby chociaż przez chwilę poczuć ten spokój w otaczającym go świecie."
Twój podpis to jakby o mnie...
dziewczyny to możliwe !...wiem jest ciężko ale u mnie jest tej normalności juz znacznie więcej !...tego i Wam życzę

-- 28 czerwca 2016, o 20:15 --
Alex.f pisze:witam, właśnie zaczynam swoją przygodę z forum i zaczynam odburzanie. po zapoznaniu sie z materiałami - które są super oraz wnikliwym przeczytaniem kilku odburzeń, spakowałam swój plecak z napisem Nerwica i ruszam.
Liczę, że wasza obecność w chwilach słabszych doda mi otuchy i przysłowiowego kopniaka w tyłek.
Nerwice mam od kilku ładnych lat były dobre okresy - jednak pół roku temu wszystko wróciło i do z dodatkowym bagażem zwanym agorafobia. Zrobiłam najgorsze co może być zamknęłam wie w domu. Ale koniec chcę z tym skończyć. za bardzo jeszcze nie wiem jak ale liczę, że coś mi podpowiecie.
Pierwsze moje pytanie to - czy zacząć znowu brać leki kiedyś brałam Xetanor - przez rok - pomógł mi - wróciłam do pracy ( co było najgorszym pomysłem w moim życiu - bo wróciłam do bankowego wyścigu szczurów). Lekarz mówi żebym spróbowała - bo lęki i agorafobia mocno odcięła mnie od świata.
Wiem jedno już od dzisiaj wprowadzam plan dnia, co o tym myślicie??
Witaj na forum....w razie pytań pytaj mogę też ci troche pomóc co do agorofobi sama to przechodziłam i jeszcze z tym się wzmagam (gdzieś to jeszcze siedzi z tyłu głowy)
co do leków tu są podzielone zdania, ja tez je brałam. Zależy w jakim jesteś stanie. Jak dajesz radę i chcesz walczyć o siebie z całych sił nie bierz leków to moje skromne zdanie

strach-przed-smiercia-szalenstwem-i-utrata-kontroli-t427.html
- zeniu87
- Odważny i aktywny forumowicz
- Posty: 193
- Rejestracja: 16 stycznia 2016, o 14:34
Ja Wam powiem tak wczoraj pol dnia ryczalem i jedyny strach to jechac do dziecka bo byla zona wrocila i koszmar bo kurde kocham chociaz dawno nie powinienem ale kurde nikt mi nie dawal szans wrocic do pracy a jakos sobie radze problem taki same kobiety w kolo a ja poprostu debil nie pofrafie niektorych rzeczy zapomniec jak mi idzie to git wszystko jeden maly blad i dupa zaraz caly.mokry i nie idzie.nic do konca dnia ale kurcze wiecie co cieszy najbardziej ? Podanie choremu nawet glupiej herbaty i uslyszec zwykle dziekuje z szczerego serca
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 9
- Rejestracja: 3 czerwca 2016, o 11:06
martusia1979 - dzięki za powitanie, pozwalam się sobie tutaj rozgościć:) i nie omieszkam pytać:)
widzę, że dokładnie wiesz o czym mówisz - wspomniałaś o walce o siebie - tak własnie teraz po tylu latach - zrozumiałam, że muszę walczyć o siebie!
Co do tabletek to jeszcze nie podjęłam decyzji, waham się ponieważ jestem w kiepskim stanie, ale z drugiej strony chce walczyć z czystym umysłem.
Może i dziwnie to zabrzmi, ale ciesze sie, że więcej jest takich osób jak ja, bo w końcu ktoś mnie rozumie:) i przechodził lub przechodzi tą specyficzną "przemianę"
martusia1979 - a twoja historia z odburzaniem jak sie zaczeła?? o ile mogę zapytać:)
teraz z perspektywy lat z nerwicą śmiało jestem w stanie stwierdzić- że NERWICA jest to najbardziej cwana i podstępna babka jaką znam:))
widzę, że dokładnie wiesz o czym mówisz - wspomniałaś o walce o siebie - tak własnie teraz po tylu latach - zrozumiałam, że muszę walczyć o siebie!
Co do tabletek to jeszcze nie podjęłam decyzji, waham się ponieważ jestem w kiepskim stanie, ale z drugiej strony chce walczyć z czystym umysłem.
Może i dziwnie to zabrzmi, ale ciesze sie, że więcej jest takich osób jak ja, bo w końcu ktoś mnie rozumie:) i przechodził lub przechodzi tą specyficzną "przemianę"

martusia1979 - a twoja historia z odburzaniem jak sie zaczeła?? o ile mogę zapytać:)
teraz z perspektywy lat z nerwicą śmiało jestem w stanie stwierdzić- że NERWICA jest to najbardziej cwana i podstępna babka jaką znam:))
- schanis22
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 2199
- Rejestracja: 17 września 2015, o 00:28
Witaj na forum Alex.f , ja na szczęście nie zamknęłam się w domu choć było blisko . Razem zawsze razniej , oczywiście służymy radą i wsparciem .
Ja bym na Twoim miejscu leków nie brała , może i będzie ciężko na początku , ale wyjdziesz z tego sama i na zawsze !
Ja bym na Twoim miejscu leków nie brała , może i będzie ciężko na początku , ale wyjdziesz z tego sama i na zawsze !
W zdrowym ciele zdrowy duch , zdrowa głowa zdrowy brzuch.
Nerwica jest małą ściemniarą francą , wróblicą cwaniarą . Plącze nam nogi i mówi idż ! Wkręceni w zgubną nić .
Świata nie naprawisz - napraw siebie .
Nerwica jest małą ściemniarą francą , wróblicą cwaniarą . Plącze nam nogi i mówi idż ! Wkręceni w zgubną nić .
Świata nie naprawisz - napraw siebie .
- martusia1979
- Odburzony i pomocny użytkownik
- Posty: 921
- Rejestracja: 27 czerwca 2015, o 12:28
Alex.f pewnie ,że możesz po to tu jesteśmy
o to moja historia( link niżej) aczkolwiek dopiero zauważyłam,że nie opisałam wzmagań z agorofobią chyba na tamtą chwilę za bardzo skupiona byłam na somatyce. Twoje stwierdzenie nie jest niczym dziwnym bo chyba każdy się z tego cieszył
nowa-t6346.html


nowa-t6346.html
strach-przed-smiercia-szalenstwem-i-utrata-kontroli-t427.html
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 9
- Rejestracja: 3 czerwca 2016, o 11:06
schanis22
witam:)
bardzo podoba mi się twój podpis (hmm, nie wiem jak to nazwać..)
w zdrowym ciele zdrowy duch - właśnie od dzisiaj zaczęłam wprowadzać tą dewizę w życie, tzn. ćwiczenia, zdrowa dieta liczę że to też malutki klucz do sukcesu.
co do cytatu o nerwicy - że jest cwaniarą - to podpisuję się pod tym obiema łapkami

witam:)
bardzo podoba mi się twój podpis (hmm, nie wiem jak to nazwać..)
w zdrowym ciele zdrowy duch - właśnie od dzisiaj zaczęłam wprowadzać tą dewizę w życie, tzn. ćwiczenia, zdrowa dieta liczę że to też malutki klucz do sukcesu.
co do cytatu o nerwicy - że jest cwaniarą - to podpisuję się pod tym obiema łapkami


- martusia1979
- Odburzony i pomocny użytkownik
- Posty: 921
- Rejestracja: 27 czerwca 2015, o 12:28
Alex.f nie wiem czy juz sluchalas ale polecam uderzyc od razu do nagrania,, etap 3 mysli lękowe ,, naprawde fajne i pomocne warto przesluchac bo wiele wyjasnia.
strach-przed-smiercia-szalenstwem-i-utrata-kontroli-t427.html
- Violator
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 81
- Rejestracja: 8 lutego 2015, o 13:25
Ja akurat nie dziewczyna : Pmartusia1979 pisze:Violator pisze:nierealna
"Tyle razy narzekał na normalność i nudę w jego życiu.
Teraz oddałby wszystko,żeby chociaż przez chwilę poczuć ten spokój w otaczającym go świecie."
Twój podpis to jakby o mnie...
dziewczyny to możliwe !...wiem jest ciężko ale u mnie jest tej normalności juz znacznie więcej !...tego i Wam życzę
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 9
- Rejestracja: 3 czerwca 2016, o 11:06
kurcze tyle sie napisałam a tutaj nie dodał się post - no nic w skrócie napiszę jeszcze raz:))martusia1979 pisze:Alex.f nie wiem czy juz sluchalas ale polecam uderzyc od razu do nagrania,, etap 3 mysli lękowe ,, naprawde fajne i pomocne warto przesluchac bo wiele wyjasnia.
przez ostatnie dni skrupulatnie słuchałam i nawet robiłam notatki z etapu II, dzisiaj zaczynam etap III - w sumie zacznę - bo do południa mam ambitny plan - wyjść z domu - jechać z psem do weterynarza - w sumie to blisko ale dla mnie wyzwanie jak wyprawa na koniec świata.
Co do nagrań to działają one na mnie lepiej niż terapia - ponieważ chłopacy- autorzy - doskonale wiedzą o czym mówią - bo to przechodzili. Niestety ja przeszłam dwie terapie średnio udane, ostatnia terapeutka zamiast mechanizmów nerwicy opisywała mi mechanizm alkoholizmu - jako zadania dawała czytanie książek i oglądanie filmów o problemach alkoholowych. Kiedy zapytałam dlaczego tak prowadzi terapie - odpowiedziała,że nerwica i alkoholizm działa tak samo


Wracając, jeszcze do nagrań to czekam na odsłuchanie kolejnych jak na kolejny odcinek fajnego serialu czy kolejny rozdział dobrej książki:)
pozdrawiam wszystkich z nad morza (w sumie Zatoki Gdańskiej)
P.S.
zastanawia mnie jak sobie radziliście/radzicie z porażkami - np, nie wyszłam - a miałam, nie dachełem rady - a chciałem????