Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
Słabszy dzień? Kryzys? Ogólne pytanie? Wyżal się swobodnie.
- kadaweryna
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 206
- Rejestracja: 6 października 2015, o 13:41
Kasia1977 czyli zostałaś z mężem? Jak naprawiliście Waszą relację?
-
- Gość
Też Cię lubię, OlaOlalala pisze:Twoje przemyślenia są niesamowite i bardzo oryginalnenormalnie intrygujący z Ciebie człek

- Kasia1977
- Odważny i aktywny forumowicz
- Posty: 250
- Rejestracja: 31 stycznia 2016, o 09:31
Kadaweryna nie było łatwo. Dwa lata nad tym pracowaliśmy, byliśmy u psychologa. Generalnie więcej winy widzę w sobie. Nie żebym była ofiarą, absolutnie, ale odkąd odpuściłam pewne rzeczy np. wychowanie dzieci (zawsze zdawało mi się, że wszystko robię najlepiej,jego zdanie się nie liczyło) zaczęło być fajnie. Większość rzeczy uświadomiła mi psycholog, ale reszta leżała we mnie i udało się. Teraz jesteśmy super parą, kłócimy się oczywiście, ale wyluzowałam i widzę w tym same korzyści




Bo jak nie my to kto ????????
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 26
- Rejestracja: 20 listopada 2013, o 10:03
Witam. Chciałem się trochę pozalic moja sytuacja. Ogólnie cierpię na agorafobie a najbardziej mam lęk przed biegunka (choć sam nie wiem, bo ostatnio zauważyłem że mam ciężko skorzystać z cudzej toalety) ale do rzeczy, ostatnio w moim domu doszło do bardzo poważnej klutni przez co moja narzeczona już nie chce tu wrocic. Postanowiłem że w takim razie zacznę jezdzic do niej (jakimś cudem) udało się pierwsza noc spędziłem i super, rano wróciłem na chwilę do domu podladowac baterie (czyli spędzić troszkę czasu tu gdzie czuje się bezpiecznie) ogólnie coraz więcej tam przebywałem, radości co nie miara że już żyje troszkę lepiej z daleka od domu który mnie denerwuje. Wczoraj wieczorem pojawił się pierwszy atak paniki, musiałem lecieć do toalety i stamtąd wyszedłem już pewny że wracam do domu. Spędziłem noc u siebie ale co się okazało, mam ciężko wrócić tam z powrotem, nie wiem wogole co teraz zrobić, na samą myśl mam lęki i dziwne scenariusze mi się tworza co się stanie jak tam pojadę. Nie chcę stracić tego co wy pracowałem przez te dni:(
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 1491
- Rejestracja: 25 marca 2016, o 18:02
ja dzis mialem napad wscieklosci,rzucilem butelka plastikowa o dywan...wszystko przez to ze nie moge wybaczyc matce ze mi nie pomagala przez wiele lat gdy choroba mnie niszczyla na maxa...
Mistrz 2021 (L)
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 20
- Rejestracja: 30 czerwca 2015, o 19:59
Z gory przepraszam za brak polskich znakow...pisze z niemieckiej klawiatury...
Zyje z nerwica od 15 miesiecy...umiem doskonale okreslic od kiedzy ja mam, co by oznaczalo ze sledze czas przebiegu niemal jak profesjonalny stoper. Ze nerwica mnie dopadla wiedzialam niemal od samego poczatku zaburzenia. Jeden atak paniki (nawet niepelnej paniki) wystarczyl aby sie wkrecic. Nie mialam nigdy zadnych obaw o serce i inne, hipohondria mi raczej nie grozi, choc czasem marze, ze ktos przyjdzie i powie mi: To wszystko zostalo wywolane jakas nierownowaga hormonalna w organizmie.
Znalazlam to forum przesluchalam nagrania chlopakow i zyskalam nadzieje na lepsze jutro. Wydawalo mi sie ze wszystko idzie ku lepszemu, coraz mniej objawow, racjonalizowalam, wysmiewalam, spalam coraz lepiej. Owszem zdarzaly sie kiepskie dni, ale nie lamalam sie. Wiedzialam np. ze mam zespol napiecia przedmiesiaczkowego lub cos podobnego. Jakis miesiac temu moja nerwica zaczela powracac, mimo racjonalizacji niemal nonstop, pozytywnych dialogow i mowienia sobie to tylko walcz badz uciekaj, to tylko mechanizm obronny, nerwica znowu zyskala na sile, wlasciwie to do takiego stopnia, ze zaczalam watpic w wyzdrowienie. Niemal nonstop mam objawy leku, lek wolnoplynacy nie odpuszcza, spie bardzo zle... naczytalam sie ksiazek jak szalona, w kazdej inna metoda na wyzdrowienie, mam w glowie kompletny galimatias. Oczywiscie wszedzie przewija sie akceptacja... staram sie ze wszstkich sil to zaakceptowac, bo ryzykowanie u mnie nie wchodzi w gre, nie boje sie wyjsc do ludzi, ani tym podobne. Chyba nawet nie mam do konca czym ryzykowac...
Ciagle rycze, oczwiscie po katach bo jak tu w pracy wyc nad biurkiem, w domu staram sie trzymac w ryzach, nie chce martwic narzeczonego...ja nigdy nie chce nikogo martwic, to tez jeden z moich problemow...
Moje pytanie jest czy kto z was mial taka dluga faze nawrotu, zalamania? Czy moze tak naprawde nic sie nie nauczylam i nigdy tego nie akceptowalam... Chyba potrzebuje poklepania po plecach z zapewnieniem: jest dobrze, nie ty jedna
Zyje z nerwica od 15 miesiecy...umiem doskonale okreslic od kiedzy ja mam, co by oznaczalo ze sledze czas przebiegu niemal jak profesjonalny stoper. Ze nerwica mnie dopadla wiedzialam niemal od samego poczatku zaburzenia. Jeden atak paniki (nawet niepelnej paniki) wystarczyl aby sie wkrecic. Nie mialam nigdy zadnych obaw o serce i inne, hipohondria mi raczej nie grozi, choc czasem marze, ze ktos przyjdzie i powie mi: To wszystko zostalo wywolane jakas nierownowaga hormonalna w organizmie.
Znalazlam to forum przesluchalam nagrania chlopakow i zyskalam nadzieje na lepsze jutro. Wydawalo mi sie ze wszystko idzie ku lepszemu, coraz mniej objawow, racjonalizowalam, wysmiewalam, spalam coraz lepiej. Owszem zdarzaly sie kiepskie dni, ale nie lamalam sie. Wiedzialam np. ze mam zespol napiecia przedmiesiaczkowego lub cos podobnego. Jakis miesiac temu moja nerwica zaczela powracac, mimo racjonalizacji niemal nonstop, pozytywnych dialogow i mowienia sobie to tylko walcz badz uciekaj, to tylko mechanizm obronny, nerwica znowu zyskala na sile, wlasciwie to do takiego stopnia, ze zaczalam watpic w wyzdrowienie. Niemal nonstop mam objawy leku, lek wolnoplynacy nie odpuszcza, spie bardzo zle... naczytalam sie ksiazek jak szalona, w kazdej inna metoda na wyzdrowienie, mam w glowie kompletny galimatias. Oczywiscie wszedzie przewija sie akceptacja... staram sie ze wszstkich sil to zaakceptowac, bo ryzykowanie u mnie nie wchodzi w gre, nie boje sie wyjsc do ludzi, ani tym podobne. Chyba nawet nie mam do konca czym ryzykowac...
Ciagle rycze, oczwiscie po katach bo jak tu w pracy wyc nad biurkiem, w domu staram sie trzymac w ryzach, nie chce martwic narzeczonego...ja nigdy nie chce nikogo martwic, to tez jeden z moich problemow...

Moje pytanie jest czy kto z was mial taka dluga faze nawrotu, zalamania? Czy moze tak naprawde nic sie nie nauczylam i nigdy tego nie akceptowalam... Chyba potrzebuje poklepania po plecach z zapewnieniem: jest dobrze, nie ty jedna

-
- Odburzony i pomocny użytkownik
- Posty: 2216
- Rejestracja: 25 lutego 2015, o 13:00
No wiesz gdybys Akceptowala to tego postu by nie bylo
Zastanow sie co znaczy dla ciebie akceptacja bo ja bardziej celuje ze u ciebie to wyparcie . Naucz sie cierpiec to i nauczysz sie akceptowac . Ryzykowanie u ciebue nie wchodzi w gre a to dlaczego ?, chyba tez zle rozumiesz cel ryzykowania . To nie jesta tak ze ryzykowac moze tylko ten ktory boii wyjsc sie do ludzi . A co z osoba ktora ma lek przed np choroba psychiczna jak tu zaryzykowac jak to dzieje sie w glowie i jest powiazqne strictle z objawami psychicznymi . A no wlasnie zaakceptowanie takiego stanu jest zaryzykowaniem . Ciezko wyjasnic to slowami bo to chodzi o to zeby to odburzenie czuc wewnetrznie a nie robic wszystko punkt po punkcie jak opisuja wszyscy . To nie ta droga . Ja z swojego doswiadczenia mog3 ci powiedziec ze to bardzo prosta zasada i im szybciej to pojmiesz tym lepiej dla ciebie . Nikt nie nauczyl sie jezdzic rowerem uprzednie nie zdzierqjac kolan o asfalt . Porazki sa potrzebne a odburzenie to zwykle podejscie do nich . Nie frustruj sie a doswiadczaj nie narzekqj a doswiadczaj i nienrob konca swiata z czegos co tak naprawde nie ma wplywu na koniec swiata .

Zastanow sie co znaczy dla ciebie akceptacja bo ja bardziej celuje ze u ciebie to wyparcie . Naucz sie cierpiec to i nauczysz sie akceptowac . Ryzykowanie u ciebue nie wchodzi w gre a to dlaczego ?, chyba tez zle rozumiesz cel ryzykowania . To nie jesta tak ze ryzykowac moze tylko ten ktory boii wyjsc sie do ludzi . A co z osoba ktora ma lek przed np choroba psychiczna jak tu zaryzykowac jak to dzieje sie w glowie i jest powiazqne strictle z objawami psychicznymi . A no wlasnie zaakceptowanie takiego stanu jest zaryzykowaniem . Ciezko wyjasnic to slowami bo to chodzi o to zeby to odburzenie czuc wewnetrznie a nie robic wszystko punkt po punkcie jak opisuja wszyscy . To nie ta droga . Ja z swojego doswiadczenia mog3 ci powiedziec ze to bardzo prosta zasada i im szybciej to pojmiesz tym lepiej dla ciebie . Nikt nie nauczyl sie jezdzic rowerem uprzednie nie zdzierqjac kolan o asfalt . Porazki sa potrzebne a odburzenie to zwykle podejscie do nich . Nie frustruj sie a doswiadczaj nie narzekqj a doswiadczaj i nienrob konca swiata z czegos co tak naprawde nie ma wplywu na koniec swiata .
DOPOKI NIE PODEJMIESZ WYSILKU , TWOJ DZIEN DZISIEJSZY BEDZIE TAKI SAM , JAK DZIEN WCZORAJSZY
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 20
- Rejestracja: 30 czerwca 2015, o 19:59
bart26, dzieki za odpowiedz. Ciezko zaakceptowac cierpienie, albo inaczej mowiac, ciezko godnie cierpiec. I masz racje, nie czuje wewnetrznie odburzenia. Majac lek wolnoplynacy mam niemal permanentna jego swiadomosc. Zyje, pracuje i wkrecam sie w strachy...niestety brak ciagle u mnie tego momentu: aha.. mam cie gleboko gdzies. Fajnie ze u ciebie to nastapilo, mam nadzieje ze ja tez dam rade emocjonalnie zobaczyc, ze leki moga mi naskoczyc.bart26 pisze:No wiesz gdybys Akceptowala to tego postu by nie bylo![]()
Zastanow sie co znaczy dla ciebie akceptacja bo ja bardziej celuje ze u ciebie to wyparcie . Naucz sie cierpiec to i nauczysz sie akceptowac . Ryzykowanie u ciebue nie wchodzi w gre a to dlaczego ?, chyba tez zle rozumiesz cel ryzykowania . To nie jesta tak ze ryzykowac moze tylko ten ktory boii wyjsc sie do ludzi . A co z osoba ktora ma lek przed np choroba psychiczna jak tu zaryzykowac jak to dzieje sie w glowie i jest powiazqne strictle z objawami psychicznymi . A no wlasnie zaakceptowanie takiego stanu jest zaryzykowaniem . Ciezko wyjasnic to slowami bo to chodzi o to zeby to odburzenie czuc wewnetrznie a nie robic wszystko punkt po punkcie jak opisuja wszyscy . To nie ta droga . Ja z swojego doswiadczenia mog3 ci powiedziec ze to bardzo prosta zasada i im szybciej to pojmiesz tym lepiej dla ciebie . Nikt nie nauczyl sie jezdzic rowerem uprzednie nie zdzierqjac kolan o asfalt . Porazki sa potrzebne a odburzenie to zwykle podejscie do nich . Nie frustruj sie a doswiadczaj nie narzekqj a doswiadczaj i nienrob konca swiata z czegos co tak naprawde nie ma wplywu na koniec swiata .
- Olalala
- Dyżurny na forum Odważny VIP
- Posty: 1858
- Rejestracja: 17 grudnia 2015, o 08:36
Mi się wydaje, że poza tym co napisał bart I co jest bardzo cenne (wręcz kluczem) to pora przestać się dziwić (czemu tak, czemu taka myśl, czemu taki objaw, czemu to nie mija, etc.). I traktować myśli naprawdę jako coś co nie jest nami. Ja też go czuje lub czułam lęk wolnopłynący, ale wiem z czego wynika I powiem Ci, że puściłam to, I odkąd puściłam I do tego doszły własne przemyślenia (oswiecilo-mnie-t8433.html) to zaczyna się robić normalnie. Tzn. doszłam do wniosku, że zawsze było normalnie, nic się nie zmieniłoMerryoczycztery pisze:bart26, dzieki za odpowiedz. Ciezko zaakceptowac cierpienie, albo inaczej mowiac, ciezko godnie cierpiec. I masz racje, nie czuje wewnetrznie odburzenia. Majac lek wolnoplynacy mam niemal permanentna jego swiadomosc. Zyje, pracuje i wkrecam sie w strachy...niestety brak ciagle u mnie tego momentu: aha.. mam cie gleboko gdzies. Fajnie ze u ciebie to nastapilo, mam nadzieje ze ja tez dam rade emocjonalnie zobaczyc, ze leki moga mi naskoczyc.bart26 pisze:No wiesz gdybys Akceptowala to tego postu by nie bylo![]()
Zastanow sie co znaczy dla ciebie akceptacja bo ja bardziej celuje ze u ciebie to wyparcie . Naucz sie cierpiec to i nauczysz sie akceptowac . Ryzykowanie u ciebue nie wchodzi w gre a to dlaczego ?, chyba tez zle rozumiesz cel ryzykowania . To nie jesta tak ze ryzykowac moze tylko ten ktory boii wyjsc sie do ludzi . A co z osoba ktora ma lek przed np choroba psychiczna jak tu zaryzykowac jak to dzieje sie w glowie i jest powiazqne strictle z objawami psychicznymi . A no wlasnie zaakceptowanie takiego stanu jest zaryzykowaniem . Ciezko wyjasnic to slowami bo to chodzi o to zeby to odburzenie czuc wewnetrznie a nie robic wszystko punkt po punkcie jak opisuja wszyscy . To nie ta droga . Ja z swojego doswiadczenia mog3 ci powiedziec ze to bardzo prosta zasada i im szybciej to pojmiesz tym lepiej dla ciebie . Nikt nie nauczyl sie jezdzic rowerem uprzednie nie zdzierqjac kolan o asfalt . Porazki sa potrzebne a odburzenie to zwykle podejscie do nich . Nie frustruj sie a doswiadczaj nie narzekqj a doswiadczaj i nienrob konca swiata z czegos co tak naprawde nie ma wplywu na koniec swiata .

Mnie w ogóle śmieszy moje podejście do tego wszystkiego, te wszystkie myśli straszne podczas gdy przez 10 lat bycia niby-chorą (w tym 8 lat brania leków) uważałam, że coś jest ze mną nie tak. Podczas gdy nic mi nie było, taki paradoks

-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 20
- Rejestracja: 30 czerwca 2015, o 19:59
Wow Olalala i bart jesteście wielcy:) Dzięki, takie wpisy są bezcenne. Wypożyczyłam 2 książki, juz nie o nerwicy, ale o akceptacji cierpienia, jak również program "you are not your brain", mam nadzieję że moje aha czai się gdzieś za rogiem i zaatakuje gdy się tego najmniej bedę spodziewała:)Olalala pisze:Mi się wydaje, że poza tym co napisał bart I co jest bardzo cenne (wręcz kluczem) to pora przestać się dziwić (czemu tak, czemu taka myśl, czemu taki objaw, czemu to nie mija, etc.). I traktować myśli naprawdę jako coś co nie jest nami. Ja też go czuje lub czułam lęk wolnopłynący, ale wiem z czego wynika I powiem Ci, że puściłam to, I odkąd puściłam I do tego doszły własne przemyślenia (oswiecilo-mnie-t8433.html) to zaczyna się robić normalnie. Tzn. doszłam do wniosku, że zawsze było normalnie, nic się nie zmieniłoMerryoczycztery pisze:bart26, dzieki za odpowiedz. Ciezko zaakceptowac cierpienie, albo inaczej mowiac, ciezko godnie cierpiec. I masz racje, nie czuje wewnetrznie odburzenia. Majac lek wolnoplynacy mam niemal permanentna jego swiadomosc. Zyje, pracuje i wkrecam sie w strachy...niestety brak ciagle u mnie tego momentu: aha.. mam cie gleboko gdzies. Fajnie ze u ciebie to nastapilo, mam nadzieje ze ja tez dam rade emocjonalnie zobaczyc, ze leki moga mi naskoczyc.bart26 pisze:No wiesz gdybys Akceptowala to tego postu by nie bylo![]()
Zastanow sie co znaczy dla ciebie akceptacja bo ja bardziej celuje ze u ciebie to wyparcie . Naucz sie cierpiec to i nauczysz sie akceptowac . Ryzykowanie u ciebue nie wchodzi w gre a to dlaczego ?, chyba tez zle rozumiesz cel ryzykowania . To nie jesta tak ze ryzykowac moze tylko ten ktory boii wyjsc sie do ludzi . A co z osoba ktora ma lek przed np choroba psychiczna jak tu zaryzykowac jak to dzieje sie w glowie i jest powiazqne strictle z objawami psychicznymi . A no wlasnie zaakceptowanie takiego stanu jest zaryzykowaniem . Ciezko wyjasnic to slowami bo to chodzi o to zeby to odburzenie czuc wewnetrznie a nie robic wszystko punkt po punkcie jak opisuja wszyscy . To nie ta droga . Ja z swojego doswiadczenia mog3 ci powiedziec ze to bardzo prosta zasada i im szybciej to pojmiesz tym lepiej dla ciebie . Nikt nie nauczyl sie jezdzic rowerem uprzednie nie zdzierqjac kolan o asfalt . Porazki sa potrzebne a odburzenie to zwykle podejscie do nich . Nie frustruj sie a doswiadczaj nie narzekqj a doswiadczaj i nienrob konca swiata z czegos co tak naprawde nie ma wplywu na koniec swiata .po takim czymś widzi się jak na dłoni, że się robi z muchy słonia I to wszystko jest prześmieszne. Odkryłam to, ale lęk nie minął całkiem I co, mam się dziwić? Nie, nie dziwię się, bo tak długo wkręcałam sobie te różne lękowe rzeczy, że teraz akceptuje to, że stan emocjonalny musi mieć czas na zregenerowanie się. I wiem też, że nie ma sensu lecieć za myślami jak wariat. To czyni CUDA!
Mnie w ogóle śmieszy moje podejście do tego wszystkiego, te wszystkie myśli straszne podczas gdy przez 10 lat bycia niby-chorą (w tym 8 lat brania leków) uważałam, że coś jest ze mną nie tak. Podczas gdy nic mi nie było, taki paradoks
- kadaweryna
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 206
- Rejestracja: 6 października 2015, o 13:41
Merryoczycztery, super, że napisałaś, bo ja teraz mam to samo. Jak dołączyłam do forum to wystrzeliłam z postępami tak że myślałam że już zawsze sobie poradzę. I pisałam tak jak Olalala
i naprawdę tak miałam, że śmiałam się z nerwicy, swoich obaw, umiałam odpuścić. Teraz zmieniła mi się sytuacja życiowa i poprzestawiały mi się pewne rzeczy, nie mam terapii, nie mam swojego oddzielnego pokoju i mam dużo ważnych decyzji do podjęcia i po prostu wróciłam do takiego prymitywnego radzenia sobie jak somatyzacja wszystkich emocji i totalne staczanie się w dół, analizy i obwinianie się. Oby tak było jak mówi Bart, czekałam na Ciebie az się pojawisz na forum ziom! <3 tylko to też jest przykre, ze "widocznie moje akceptowanie było ch.. warte" skoro mam taki paskudny nawrót. Bo co, cała praca na nic? Tą porażkę też trudno zaakceptować...
Kasia1977 dzięki za Twoją historię, to bardzo krzepiące
pozdroski dla Ciebie, trzymam kciuki!

Kasia1977 dzięki za Twoją historię, to bardzo krzepiące

-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 1491
- Rejestracja: 25 marca 2016, o 18:02
tak bym chcial poplakac...a nie umiem wogole...ten smutek nie ma zadnego ujscia zewnetrznego...
Mistrz 2021 (L)
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 20
- Rejestracja: 30 czerwca 2015, o 19:59
A może by tak się na czymś wyżyć? Zawsze jakieś ujście dla emocji... Każdy z nas chce czegoś innego. Ja to bym chciała przestać wyć co 2,3 dzień, jak mały dzieciaksebastian86 pisze:tak bym chcial poplakac...a nie umiem wogole...ten smutek nie ma zadnego ujscia zewnetrznego...

-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 1491
- Rejestracja: 25 marca 2016, o 18:02
kiedys krzykoterapie miewalem raz na miesiac okolo gdy na mecze jezdzilem kibicowac.dzialalo troche.ale na krotko.nie wiem jak niby mam sie wyzyc skoro na nic nie mam ochoty.dzis rąbalem cienkie drewno siekiera,ale nie czuje sie mniej zdolowany po tym
Mistrz 2021 (L)