I nadesszły wątpliwości,może to nie nerwica? może teraz zaczyna się prawdziwa choroba itd.
Ciężko jest

takadziewczyna, przede wszystkim nie panikujtakadziewczyna pisze:Mi się humor zaczął psuć gdy pojawił się nowy objaw: ciągłe mruganie iczami, zacisakanie.To nawet absurdalnie brzmi a co zrobić.
I nadesszły wątpliwości,może to nie nerwica? może teraz zaczyna się prawdziwa choroba itd.
Ciężko jest
justi2212, wiesz co mi przyszło do głowy? Że umysł robi Ci psikusa, bo wyłapuje w rzeczywistości te tematy, które wywołują u Ciebie lęk. Jakby szuka w rzeczywistości powodów, dla których musi się ciągle bać.justi2212 pisze:Każdy sposób jest dobry
Rozwalaja mnie dziś koleżanki z pracy. Najpierw gadaja o samobójstwach, a teraz w radio mówili że jest kilka pewnikow w życiu człowieka, m.in. śmierćfajnie im, że tak sobie o tym gadaja bez spiny, a mi serce do gardła podchodzi
http://michalpasterski.pl/2012/04/10-rz ... bie-robic/ Najgorsze co może być to życie wedle stereotypów, które narzuca nam nasza cywilizacja ''egoistów''. Polecam film - 7 Lat w Tybecie. W Indiach jest taki gość, asceta, który od 30 kilku lat trzyma rękę w górze. On powiedział: ludzie z zachodu często przyjeżdzają i pytają się mnie po co to robię? a ja im mówię - tylko Ci którzy to robią wiedzą, że jedynie tak można doznać prawdziwego oświecenia '' Chodzi mi o to, że istnieje wiele sposbów na życie, a najlepszy jest Twójzaburzonyinformatyk pisze:Sorry, ale musze to z siebie wyrzucic, bo inaczej nie zasne. Od parunastu minut złapałem takiego doła, że siedzę teraz w nerwach i nie moge sie uspokoic. Czytałem ostatnio temat uzytkownika tommy321 i czytając ten post mam wrażenie, jakbym czytał o sobie. Całe życie byłem nieśmiały, zawsze miałem z tym problem, kiedy trzeba było iść nawet do sklepu, albo gdziekolwiek indziej, zawsze wstydziłem sie zapytać o cokolwiek. Najbardziej odpowiadały mi sklepy, w których rzeczy samodzielnie bierze sie z polki, żeby jak najmniej sie odezwac. Od dziecka starałem się też bardzo kontrolować. Kiedy byłem gdzieś z rodzicami i nagle zniknęli z mojego pola widzenia, np w sklepie gdzy sie na cos zapatrzylem, zaraz wpadalem w panike i wodzilem oczami po sklepach, zeby ich znalezc. Kiedy zdarzyła sie taka sytuacja, ze dlugo nie moglem ich znalezc, wpadalem w placz. Po za tym zawsze jakos staralem sie trzymac dobra opinie. Kiedy np w gimnazjum okazalo sie, ze moge miec 2 z historii (nigdy nie bylem dobry z historii, ale to byla dla mnie tragedia), to czułem sie, jakbym mial nie zdac, a tego sie zawsze balem, zeby nie stracic dobrego zdania, bo wtedy bedzie koniec swiata, bede nieudacznikiem i skoncze pod mostem. Ogolnie bylem bardzo wrazliwy. Niby z rowiesnikami potrafilem sie zaprzyjaznic i komunikowac, ale nie było to najprzyjemniejsze. W gimnazjum, tez pod koniec i na poczatku technikum zacząłem palić, niestety takie toważystwo, miałem z tym ogromny problem, nie chcialem zeby ktokolwiek sie dowiedzial i za kazdym razem jak chcialem zapalic, musialem sie chowac po kontach, zeby bron boze nikt sie nie dowiedzial. Kiedy sie tak "kitrałem" i ktos przechodzil obok, zaraz sie ploszylem, nie bylo mowy, zebym np wyszedl normalnie przed szkole jak inni i sobie zapalil, bo przeciez jak jakis nauczyciel zobaczy, to straci dobre zdanie o mnie, a jeszcze gorzej, jak powie rodzicom, albo bede mial inne problemy. Zawsze balem sie i pilnowalem, zeby nic nie przeskrobac, kiedy np kilka osob uciekalo z lekcji i namawiali mnie tez do tego, zawsze sie balem konsekwencji. Bylem wtedy miedzy mlotem a kowadlem, bo pewnie gdybym sie tak nje pilnował i nie myślał o tym co myślą inni, to pewnie bym się nie zawachał, ale wtedy ogarnial mnie wlasnie lek. Przez jakis okres swojego zycia, jako ze dosc dobrze znam sie na informatyce, oraz na kreceniu filmow i montazu, krecilem sie w roznych grupach raperow. Mialem w klasie kolege, ktoremu calkiem niezle szlo, i czesto prosił mnie o pomoc, kiedy chcial nagrac jakis kawałek, czy teledysk, na poczatku bylo spoko, podobalo mi sie to, ale potem nie zbyt mialem ochote mu pomagac, bo w wiekszosci raperzy, to tacy specyficzni ludzie, ktorym nie zalezy na niczym, nawet nie podziekuja, a jak ich o cokolwiek poprosisz, to to oleja, nie mowie ze wszyscy, ale ci ktorych spotkalem wlasnie tacy byli i wlasnie kiedy nie chcialem mu pomagac, nie bardzo potrafilem odmowic. Nie wiem w sumie czemu, ale i tak nie wyszlo najgorzej, bo dzieki niemu zdobylem kontakty do innych ludzi, a teledyskami zrobilem sobie male portfolio i mialem okazje poznac wiecej ludzi. I tu byl problem, bo mama zawsze wpajala mi, zeby od nikogo nigdy nie brac kasy, zeby nie miec problemow. A niestety, kiedy dasz cos komus za darmo, to nie potrafi tego uszanowac i poprostu ludzie ktorym pomagalem, czesto mam wrazenie, ze nie mieli do mnie szacunku, a ja mialem problem z asertywnoscia. Juz sie w takich grupach nie obracam i w sumie dobrze, bo zle sie tam czulem, zawsze ta niepewnosc i zastanawianie co, kto sobie o mnie pomysli. Czesto unikam niektorych rzeczy, wyzwan, spotkan, nowych znajomosci, w obawie o to, ze ktos sobie cos niefajnego o mnie pomysli. Nie potrafie tanczyc, bo sie wstydze bo mysle, ze glupio wypadne i przez to nawet nie probuje sie nauczyc, poprostu nie chce. Mam problem, zeby znalezc sobie dziewczyne, mam niesmialosc do kobiet. Ostatnio w sumie udalo mi sie juz nawiazac kontakt z jedną fajną dzewczyną na 18tce kolegi, pokazując jej trick z kalkulatorem w iphone i "przypadkowym" wyliczaniem mojego numeru telefonu (czasem sie takie umiejetnosci przydają), niby sie fajnie gadalo, spotkalismy sie kilka razy, ze 2 razy na osiemnastkach i mielismy tez razem kurs na prawo jazdy, ale balem sie ja zaprosic gdziekolwiek l, do jakiejs restauracji, czy gdziekolwiek indziej. Mialem taka blokade nie wiem czemu. Fsjnie byloby miec dziewczyne, ale na moje nieszczescie chodze do technikum, gdzie jest aż 5 dziewczyn i ciezko znalezc kogos interesujacego i fajnego. Moznaby poznac kogos z liceum, albo spoza szkoly, ale nie wiem jak. Raczej rzadko mam okazje sie widywac z takimi osobami, a po za tym mam wrazenie, ze wiekszosc z nich uwaza sie za kogos z wyzszych sfer i boje sie zagadac. I znowu wszystko rozbija sie o opinie o mnie. Teraz siedze sobie, zastanawiam sie i doszedlem do wniosku, ze nigdy nie mialem i nie mam nikogo poza najblizsza rodzina, kto moglby mnie wesprzec, przez co zlapalem takiego dola, ze nie moglem spac, wiec musialem to z siebie wyrzucic. W w dstawowce zawsze bylem lubiany, chodzilem do wzorowej klasy i rzadko bywaly jakies problemy. Pozniej w gimnazjum, bylem troche mniej lubiany, glownie z tego powodu, ze klasa byla laczona z innych klas z mojej podstawowki i bylem w tej klasie tylko ja i moj kolega z poprzedniej klasy. Ogolnie klasa byla mniej spokojna i troche rozrabiala, ja natomiast bylem zawsze grzeczny i posluszny i sadze ze przez to bylem troche z boku. Nie bylo tak, ze bylem wcale nie lubiany, szykanowany itp., ale czasami czulem sie odepchniety. Dopiero w 3 klasie udalo mi sie dostosowac (m.in. zaczalem palic) i wtedy czulem wieksza akceptacje. W technikum teraz, jestem lubiany i jest ok, tylko mam wrazenie, ze nie ma takiej zgranej ekipy, ktora trzymala by sie razem. Sporo osob mieszka po za moim miastem i z nimi raczej sie rzadko widuje, a po za tym im w glowie tylko alkochol i nie bardzo mi to odpowiada, reszta siedzi caly czas w domach ("informatycy"), tak samo jak ci z mojego miasta. Spotykam sie czasem z mala ekipa, ale ostatnio raczej rzadko sie to zdarza, wiekszosc z nich chodzi do liceum i pisza teraz mature, wiec nie maja tyle czasu, a potem rozjada sie na studia, a mi pozostanie siedziec w domu.
Troche sie rozpisalem, ale sie chociaz uspokoilem i moge spac spokojnie