Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
Słabszy dzień? Kryzys? Ogólne pytanie? Wyżal się swobodnie.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 193
- Rejestracja: 19 lutego 2016, o 17:18
Witam, być może pisze w złym miejscu ,ale nie mogłam znaleźć lepszego.
Szukam porady. Nie wiem czy dolega mi to co wam, czyli : nerwica, derelizacja czy może jednak przerażająca mnie schizofremia.
Zacznę od początku. Żyłam normalnie, uczyłam się, pracowałam,wiadomo zawsze jakieś stresy były,ale ogólnie nie narzekam.Miałam (nadal mam) wspaniałego chłopaka,kochającą rodzinę,dużoznajomych. To opis mnie sprzed 3 lat. 3 lata temu zapaliłam marihuane.1 buch,koszmarna faza. Myślałam ze sobie coś uszkodziłam, zwariowałam, zmarnowałam życie...ale nie. Następnego ranka wszystko było dobrze.Lekki kac,ale żadnych objawów z tej fazy.Obiecałam sobie,że nigdy nie zapale i temat skończony.Nadal żyłam normalnie, jednak miesiąc po tym wydarzeniu dostałam jakby bad tripa czy jak sie to nazywa. Leżałam na łóżku i coś jadłam, nagle dziwne uczucie, jakby narkotyk znów zaczął działać. Byłam sama w domu,serce biło niemiłosiernie. Zaczęłam delikatnie panikować, ale liczyłam że przejdzie.Jednak nie przeszło...kolejny rok był masakrą. Lęk przed chorobą psychiczną, lęk przed wariatkowem,lęk przed marihuaną. I tak sobie żyje do dziś z tym że na przestrzeni lat jest coraz lepiej jednak nie tak jak kiedyś.
Nadal czuje sie jak wyłączona,jak za szybą, był czas kiedy nie czułam nic do rodziny chociaż wiedziałam ze ich kocham, czasem miewałam uczucie bujania, błyski w oczach, włuchiwałam się czy nie słysze głosów. W zeszłym roku trafiłam na to forum i sie uspokoiłam jednak od wczoraj napadły mnie wątpliwości,że może sie oszukuje i wcale nie mam tego co wy, moze u mnie to początek schizofremi. Nie wiem...natrętne myśli też się u mnie nieźle bawią.
Co to może być? Czy kiedyś z tego wyjde? Jestem młoda i chce żyć
Szukam porady. Nie wiem czy dolega mi to co wam, czyli : nerwica, derelizacja czy może jednak przerażająca mnie schizofremia.
Zacznę od początku. Żyłam normalnie, uczyłam się, pracowałam,wiadomo zawsze jakieś stresy były,ale ogólnie nie narzekam.Miałam (nadal mam) wspaniałego chłopaka,kochającą rodzinę,dużoznajomych. To opis mnie sprzed 3 lat. 3 lata temu zapaliłam marihuane.1 buch,koszmarna faza. Myślałam ze sobie coś uszkodziłam, zwariowałam, zmarnowałam życie...ale nie. Następnego ranka wszystko było dobrze.Lekki kac,ale żadnych objawów z tej fazy.Obiecałam sobie,że nigdy nie zapale i temat skończony.Nadal żyłam normalnie, jednak miesiąc po tym wydarzeniu dostałam jakby bad tripa czy jak sie to nazywa. Leżałam na łóżku i coś jadłam, nagle dziwne uczucie, jakby narkotyk znów zaczął działać. Byłam sama w domu,serce biło niemiłosiernie. Zaczęłam delikatnie panikować, ale liczyłam że przejdzie.Jednak nie przeszło...kolejny rok był masakrą. Lęk przed chorobą psychiczną, lęk przed wariatkowem,lęk przed marihuaną. I tak sobie żyje do dziś z tym że na przestrzeni lat jest coraz lepiej jednak nie tak jak kiedyś.
Nadal czuje sie jak wyłączona,jak za szybą, był czas kiedy nie czułam nic do rodziny chociaż wiedziałam ze ich kocham, czasem miewałam uczucie bujania, błyski w oczach, włuchiwałam się czy nie słysze głosów. W zeszłym roku trafiłam na to forum i sie uspokoiłam jednak od wczoraj napadły mnie wątpliwości,że może sie oszukuje i wcale nie mam tego co wy, moze u mnie to początek schizofremi. Nie wiem...natrętne myśli też się u mnie nieźle bawią.
Co to może być? Czy kiedyś z tego wyjde? Jestem młoda i chce żyć
-
- Odważny i aktywny forumowicz
- Posty: 502
- Rejestracja: 3 grudnia 2015, o 19:44
Witaj, takadziewczyna
masz typowe objawy DD po zapaleniu marihuany. Trafiłaś w dobre miejsce, zapoznaj się z artykułami i nagraniami, a szybko Ci przejdzie, powodzenia, to nie schizofrenia, tego możesz być pewna w 100% 


,,W psychologii jest takie pojęcie „błysk” to jest moment kiedy człowiekowi w głowie się wszystko zmienia, kiedy nagle dociera do niego coś co było oczywiste od lat, ale teraz nabrało innego wymiaru."
— Jacek Walkiewicz / psycholog
Być może wszystko jest w porządku, ale trudno w to uwierzyć
Potykając się można zajść daleko, nie można tylko upaść i nie podnieść się
— Jacek Walkiewicz / psycholog
Być może wszystko jest w porządku, ale trudno w to uwierzyć

Potykając się można zajść daleko, nie można tylko upaść i nie podnieść się
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 193
- Rejestracja: 19 lutego 2016, o 17:18
Ale czy to mozliwe że trwa to tak długo?
-
- Odważny i aktywny forumowicz
- Posty: 502
- Rejestracja: 3 grudnia 2015, o 19:44
tak, możliwe, bo ciągle powątpiewasz i wierzysz w natrętne myśli
Zapoznaj się z tym:
derealizacja-materialy.html
nerwica-depresja-rozwoj.html

Zapoznaj się z tym:
derealizacja-materialy.html
nerwica-depresja-rozwoj.html
,,W psychologii jest takie pojęcie „błysk” to jest moment kiedy człowiekowi w głowie się wszystko zmienia, kiedy nagle dociera do niego coś co było oczywiste od lat, ale teraz nabrało innego wymiaru."
— Jacek Walkiewicz / psycholog
Być może wszystko jest w porządku, ale trudno w to uwierzyć
Potykając się można zajść daleko, nie można tylko upaść i nie podnieść się
— Jacek Walkiewicz / psycholog
Być może wszystko jest w porządku, ale trudno w to uwierzyć

Potykając się można zajść daleko, nie można tylko upaść i nie podnieść się
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 193
- Rejestracja: 19 lutego 2016, o 17:18
Dziękuje 

- Olalala
- Dyżurny na forum Odważny VIP
- Posty: 1858
- Rejestracja: 17 grudnia 2015, o 08:36
Zosia, a może my nie powinniśmy walczyć? Po cholerę mamy walczyć - jak walczymy to ta cholera czuje, że poświęcamy jej uwagę.zosiazosia2 pisze:Staram się walczyć i nie chcę narzekać, ale czasem jest pod górkę. No nic, jakoś to będzie:)
-- 19 lutego 2016, o 18:27 --
betii, jesteś teraz bez leków? No właśnie, leki... niby super, ale podświadomie łykając je coś mówi człowiekowi, że to tak straszne, że nie da się bez leków. Ehh... najgorsze to już jak doświadczy się tego błogostanu po lekach, zapamiętuje się tą ulgę i potem przy cierpieniu bez leków milion pytań czy aby dobrze się robi, że się ich nie bierze. Tylko jak się świadomie odburzyć biorąc leki?betii pisze:Nic nie zrobicie,spokojnie mialam to samo.Bałam się sama zostawać ze coś sobie zrobić,noży itd.Prawie rok osmieszalam myśli aż do mnie dotarło.Teraz nie muszę już walczyć z tymi myślami.one po prostu nie wywołują już tych emocji.Została tylko somatyka Ale myślę ze i ona odpuści.Żałuję ze przez te myśli 2 lata byłam na lekach bo tak bardzo się ich bałam.Niestety to tylko wszystko wydluzylo bo po odstąpieniu i tak wszystko wróciło.Przeszło jak bez leków zmierzyła się z tematem.Było ciężko nie powiem ale dzięki forum sobie prowadziłam.Wam też przejdzie bo to tylko myśli,choć przyznaje potrafią dowalic.Jedna rada ryzykujcie i nie bójcie się....
- ajona
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 134
- Rejestracja: 14 lutego 2016, o 11:30
Dzięki za odpowiedzi
w takim razie - odpoczywam i dziś już nie szarpię się ze zmęczeniem na siłę udowadniając sobie, że dam radę. Czas na regenerację sił, o ile w ogóle taka jest możliwa przy nerwicy, jest potrzebny. Macie rację.

-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 50
- Rejestracja: 16 lutego 2016, o 13:18
Olalala, może rzeczywiście walka jest złym słowem...
Nigdy nie pisałam od czego się zaczęło w moim przypadku... Żyłam sobie idealnym życiem, miałam wszystko co w życiu potrzebne, jedynym moim problemem był brak czasu na odpoczynek, relaks i przyjemności. w kółko pracowałam, wszystkim musiałam udowodnić, że potrafię, że dam radę i co? Dupa! Nagle nerwica, choć jak się teraz zastanowię wcale nie przyszła nagle. Latami mnie ostrzegała. Od ponad dwóch lat codziennie rano kręciło mi się w głowie i było mi niedobrze. Ataki paniki miałam średnio trzy razy w tygodniu. Nie mogłam spać, nie miałam apetytu, wiecznie bolała mnie głowa... wszystko lekceważyłam. Nawet nie wpadłam na pomysł żeby się zacząć relaksować czy robić przerwy w pracy. I dostałam piękną nagrodę - całą masę natrętów. Myśli filozoficzne, egzystencjonalne itd. Tamte dzielnie znosiłam, nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że są częścią nerwicy. Później wytoczyła większe działa: siedziałam spokojnie i słuchałam wiadomości w radiu... Padła jedna informacja o psychopatycznym mordercy, który dokonał strasznej zbrodni. I koniec. Moje życie się zawaliło. Bez przerwy w głowie natłok myśli, ciągłe wątpliwości, dlaczego Ci ludzie to robią, co mają w głowach, czy ja też bym tak mogła, czy to się może stać od braku odpoczynku i zmęczenia, czy może mój mózg zwariował i koniec, a może wszyscy Ci zbrodniarze też mieli nerwicę tylko nie umieli sobie z nią poradzić. Później strach, że mordowanie przyniosłoby mi ulgę i przyjemność. Ciągłe pytania. Teraz jestem na etapie akceptacji. Myśli zaakceptowałam, wiem że jeszcze jakiś czas będą i zrobiłam postęp- mam na koncie dwie przespane noce po prawie miesięcznej bezsenności:) Jedyne natrętne myśli jakie teraz przychodzą mi do głowy to strach przed tym, że ryzykowanie spowoduje że faktycznie zapragnę popełniać zbrodnie i stanę się bezwzględnym potworem.
Chciałabym żeby ktoś dał mi gwarancję, że choćby nie wiem co, nie będę w stanie skrzywdzić nikogo. Bo z racjonalnego punktu widzenia nie ma dla mnie nic straszniejszego...
Najbardziej cieszę się, że trafiłam na to forum i że w końcu mam czas, albo raczej nie mam wyboru i mogę wsłuchać się w to czego potrzebuje mój organizm i co ma mi do przekazania... Bo przecie przez tyle lat go lekceważyłam...
To forum jest moim lekarstwem na bezsenne noce i dlatego wszystkim ludziom dziękuję za to że tu jesteście
Dajecie na prawdę ogromnego kopa na rozpęd i motywację do działania, której w nerwicy często brakuje.
Zaczęłam od terapii. Leków nie biorę i nie chcę brać. Mam nadzieję, że wytrwam w odburzaniu i nie poddam się po kilku cięższych dniach...
Nigdy nie pisałam od czego się zaczęło w moim przypadku... Żyłam sobie idealnym życiem, miałam wszystko co w życiu potrzebne, jedynym moim problemem był brak czasu na odpoczynek, relaks i przyjemności. w kółko pracowałam, wszystkim musiałam udowodnić, że potrafię, że dam radę i co? Dupa! Nagle nerwica, choć jak się teraz zastanowię wcale nie przyszła nagle. Latami mnie ostrzegała. Od ponad dwóch lat codziennie rano kręciło mi się w głowie i było mi niedobrze. Ataki paniki miałam średnio trzy razy w tygodniu. Nie mogłam spać, nie miałam apetytu, wiecznie bolała mnie głowa... wszystko lekceważyłam. Nawet nie wpadłam na pomysł żeby się zacząć relaksować czy robić przerwy w pracy. I dostałam piękną nagrodę - całą masę natrętów. Myśli filozoficzne, egzystencjonalne itd. Tamte dzielnie znosiłam, nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że są częścią nerwicy. Później wytoczyła większe działa: siedziałam spokojnie i słuchałam wiadomości w radiu... Padła jedna informacja o psychopatycznym mordercy, który dokonał strasznej zbrodni. I koniec. Moje życie się zawaliło. Bez przerwy w głowie natłok myśli, ciągłe wątpliwości, dlaczego Ci ludzie to robią, co mają w głowach, czy ja też bym tak mogła, czy to się może stać od braku odpoczynku i zmęczenia, czy może mój mózg zwariował i koniec, a może wszyscy Ci zbrodniarze też mieli nerwicę tylko nie umieli sobie z nią poradzić. Później strach, że mordowanie przyniosłoby mi ulgę i przyjemność. Ciągłe pytania. Teraz jestem na etapie akceptacji. Myśli zaakceptowałam, wiem że jeszcze jakiś czas będą i zrobiłam postęp- mam na koncie dwie przespane noce po prawie miesięcznej bezsenności:) Jedyne natrętne myśli jakie teraz przychodzą mi do głowy to strach przed tym, że ryzykowanie spowoduje że faktycznie zapragnę popełniać zbrodnie i stanę się bezwzględnym potworem.
Chciałabym żeby ktoś dał mi gwarancję, że choćby nie wiem co, nie będę w stanie skrzywdzić nikogo. Bo z racjonalnego punktu widzenia nie ma dla mnie nic straszniejszego...
Najbardziej cieszę się, że trafiłam na to forum i że w końcu mam czas, albo raczej nie mam wyboru i mogę wsłuchać się w to czego potrzebuje mój organizm i co ma mi do przekazania... Bo przecie przez tyle lat go lekceważyłam...
To forum jest moim lekarstwem na bezsenne noce i dlatego wszystkim ludziom dziękuję za to że tu jesteście

Zaczęłam od terapii. Leków nie biorę i nie chcę brać. Mam nadzieję, że wytrwam w odburzaniu i nie poddam się po kilku cięższych dniach...
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 149
- Rejestracja: 4 stycznia 2016, o 23:42
Po wielu latach chciałabym wyjść wreszcie z tego egocentrycznego koła do świata. Mimo wszystko przez większość czasu żyłam tylko moim zaburzeniem i nie zauważałam ludzi, albo zauważałam, lecz szybko narastała frustracja i wycofywałam się. Dawałam z siebie 10%. Nie spełniałam obowiązków, nie byłam miła, kiedy mogłam być. Wylewałam swoje żale i frustracje wielkimi falami, przedstawiając je w dramatyczny sposób, teatralny, a potem żałowałam. Ciężko jest mi utrzymać dystans i zapanować nad ego. Jest mi żal, że zmarnowałam tyle okazji, czasu, jakichś wyjazdów, imprez, czy nawet pobyt w domu na zapadanie się w doły i izolowanie. Ale zaburzenia i problemy zawsze miały pierwszeństwo i nie nauczyłam się nigdy z nimi sobie radzić, bo nikt, kto mnie wychowywał, sobie nie radził. Mam wyrzuty sumienia, bo wiem, że wiele osób zadręczyłam tym wszystkim. Z drugiej strony tyle jest tych rzeczy, kwestii problematycznych, że ciężko nawet mi samej było się połapać.
Dużym problemem jest to, że mam taki jakby...deficyt nagrody. W sensie, często po moim wysiłku i osiągnięciu czegoś zawsze znalazło się coś czy ktoś, kto to psuł, albo moje negatywne myślenie to psuło. Stąd moja motywacja jest niska. Wolę latami żyć chorobą, bo nie widzę tego, co mogłoby być poza nią, bo świat jaki mi przedstawiono i jak go teraz postrzegam, jest zły i okrutny, a ja nigdy dostatecznie dobra.
Martwi mnie też to, że jest tyle kwestii, że czasem już sama się gubię. Czuję się jak kopalnia problemów i zagwostek, które namnażają się jak króliki. Nie wiem, jak mam to wszystko ogarnąć. Jak nie emocje, ekstremalne lęki czy inne depresyjne stany, to mój totalny brak poczucia wartości, to nieumiejętność funkcjonowania w społeczeństwie i z innymi ludźmi, paranoiczne przekonania, problemy z robieniem pewnych rzeczy przez moje deficyty, moja rodzina, która budzi we mnie ogromny smutek swoim postępowaniem i sposobem życia, to to, to tamto i wszystko zdaje się wymagać "ogarnięcia". Jak sobie z tym poradzić? Do tego wszystkiego, jak wspomniałam, ciężko mi powstrzymać się przed bardzo dramatycznym podejściem do tego wszystkiego.
Dużym problemem jest to, że mam taki jakby...deficyt nagrody. W sensie, często po moim wysiłku i osiągnięciu czegoś zawsze znalazło się coś czy ktoś, kto to psuł, albo moje negatywne myślenie to psuło. Stąd moja motywacja jest niska. Wolę latami żyć chorobą, bo nie widzę tego, co mogłoby być poza nią, bo świat jaki mi przedstawiono i jak go teraz postrzegam, jest zły i okrutny, a ja nigdy dostatecznie dobra.
Martwi mnie też to, że jest tyle kwestii, że czasem już sama się gubię. Czuję się jak kopalnia problemów i zagwostek, które namnażają się jak króliki. Nie wiem, jak mam to wszystko ogarnąć. Jak nie emocje, ekstremalne lęki czy inne depresyjne stany, to mój totalny brak poczucia wartości, to nieumiejętność funkcjonowania w społeczeństwie i z innymi ludźmi, paranoiczne przekonania, problemy z robieniem pewnych rzeczy przez moje deficyty, moja rodzina, która budzi we mnie ogromny smutek swoim postępowaniem i sposobem życia, to to, to tamto i wszystko zdaje się wymagać "ogarnięcia". Jak sobie z tym poradzić? Do tego wszystkiego, jak wspomniałam, ciężko mi powstrzymać się przed bardzo dramatycznym podejściem do tego wszystkiego.
Zespół lęku uogólnionego i napadowego, zaburzenia obsesyjno- kompulsywne, C-PTSD, podejrzenie zaburzeń neurorozwojowych.
- Kasia1977
- Odważny i aktywny forumowicz
- Posty: 250
- Rejestracja: 31 stycznia 2016, o 09:31
Takadziewczyna opowiadasz moją historię:-) ja miałam dokładnie tak samo po marihuanie. Zapaliłam ją jeden jedyny raz w i na pewno ostatni hahaha. Witaj wśród zaburzonych, odburzonych itp. Masz typowe objawy nerwicy. Koniecznie posłuchaj nagrań na tym forum. Rady chłopaków potrafią wyciągnąć człowieka z największego gó......!!!! Nie masz się czego bać, to napewno nie żadna schiza 

Bo jak nie my to kto ????????
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 995
- Rejestracja: 1 sierpnia 2014, o 13:45
Tak półtora roku temu odstawiłam leki i teraz dochodzę do ładu ze sobą bez.Nie mówię ze żałuję brania leków.Wtedy nie dałam rady bez ale nie znałam forum itd.przez leki straciłam 3 lata Bo i tak po odstawieniu wszystko wróciło.Tera od poltora roku niecwzielam nawet raz głupiej hydroksy.Da się bez leków.Wam po odstawieniu nie musi wrócić.
Zmień nawyki myślowe, a odmienisz swój los!
Kiedy już nauczysz się kierować uczucia i myśli na właściwe tory, spokój ducha i fizyczne zdrowie na pewno przyjdą same.
"Pamiętaj, że mamy do czynienia jedynie z myślami, a myśli mogą zostać zmienione. Gdy zmieniamy nasze myślenie, zmieniamy naszą rzeczywistość". Louise L. Hay
Kiedy już nauczysz się kierować uczucia i myśli na właściwe tory, spokój ducha i fizyczne zdrowie na pewno przyjdą same.
"Pamiętaj, że mamy do czynienia jedynie z myślami, a myśli mogą zostać zmienione. Gdy zmieniamy nasze myślenie, zmieniamy naszą rzeczywistość". Louise L. Hay
- zdravko
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 667
- Rejestracja: 10 lipca 2015, o 13:54
Tak, ja mam DD 20 lat i nie ocipiałem (paliłem pare razy dziennie przez kilka dobrych lat), oczywiście nie trwa to cały czas, łapie mnie jak mam doła, myślę o różnorodnych chorobach, po prostu w gorszym okresie życia, więc się niczym nie martw bo sobie zrobisz gorszą krzywdę.takadziewczyna pisze:Ale czy to mozliwe że trwa to tak długo?
U mnie start był podobny,myślałem ,ze oszalałem i nigdy mi nie przejdzie, potem dostałem ataku śmiechu i tak mi się spodobało, że popłynąłem, w ten sam dzień upaliłem się jeszcze raz.
- Kasia1977
- Odważny i aktywny forumowicz
- Posty: 250
- Rejestracja: 31 stycznia 2016, o 09:31
Mam do Was takie pytanie. Generalnie moje samopoczucie jest ok, radzę sobie świetnie z lękami, natrętami itp, ale to jest z tzw iluzją. Natomiast mam troszkę inny problem i to duży zwłaszcza dla mnie jako matki. Moja córka ma za cztery miesiące operację na otwartym sercu i to jest jedyna rzecz która nie daje mi spokoju i z którą za żadne skarby świata nie potrafię się pogodzić i sobie z tym poradzić. Staram się o tym nie myśleć, ale jak już myślę to obawa przed jej śmiercią przyprawia mnie o mdłości i ( lekarz mnie uspokaja,że nie ma absolutnie żadnych powodów do zmartwień). Cała ta sytuacja wstrzymuje mnie przed moim całkowitym wyzdrowieniem. Obawiam się czegoś realnego, czyli operacji mojego dziecka, ale to powoduje, że moja nerwica płata mi figle...Oczywiście nie pozwalam jej na to i wie, ze jest na przegranej pozycji, ale ciągłe bóle w klatce piersiowej i bóle głowy udowadniają mi, że cały czas jestem spięta! Macie pomysł na pogodzenie się z czymś realnym co ma dopiero nadejść???? Wydaje mi się, że łatwiej jest pogodzić się z czymś co już minęło i leczyć rany, ale może się mylę. Wiecie może czy schemat akceptacji jest dokładnie taki sam, a tylko sytuacja odwrotna??? Dziękuję za każdą poradę.
Bo jak nie my to kto ????????
-
- Odważny i aktywny forumowicz
- Posty: 502
- Rejestracja: 3 grudnia 2015, o 19:44
Kasia, wspolczuje że córka będzie miała taka operację, ale na pewno wszystko będzie dobrze
moja kuzynka, też od malenkosci miała takich operacji chyba kilka, a teraz jest bardzo żywym dzieckiem, wszędzie jej pełno
myślę, że to normalne że się stresujesz, każdy w takiej sytuacji odczuwalby takie napięcie, ale trzeba te objawy potraktować z dystansem. Nie oznaczają nerwicy, to są zwykle objawy stresu i dopóki nie nadasz im wartości i pozwolisz im sobie po prostu być to przejdą. To tak jak przed egzaminem, jest napięcie, stresujesz się, ale po egzaminie wszystko wraca do normy. Tu też tak będzie 



,,W psychologii jest takie pojęcie „błysk” to jest moment kiedy człowiekowi w głowie się wszystko zmienia, kiedy nagle dociera do niego coś co było oczywiste od lat, ale teraz nabrało innego wymiaru."
— Jacek Walkiewicz / psycholog
Być może wszystko jest w porządku, ale trudno w to uwierzyć
Potykając się można zajść daleko, nie można tylko upaść i nie podnieść się
— Jacek Walkiewicz / psycholog
Być może wszystko jest w porządku, ale trudno w to uwierzyć

Potykając się można zajść daleko, nie można tylko upaść i nie podnieść się
- martusia1979
- Odburzony i pomocny użytkownik
- Posty: 921
- Rejestracja: 27 czerwca 2015, o 12:28
Kasiu.....nie dziwie ci sie ze wzgledu na sytuacje jaka ma nastapic.Ciezko jest zapanowac nad emocjami w sytuascji ktora ma dopiero nadejsc jednak powiem ci ze kazdy zdrowy czlowiek by sie denerwowal wiec nie lacz stresu realnego z nerwica. Na pewno nie jest ci latwo ale lepiej jakbys ten strach przelala na poswieceniu czasu corce, na jeszcze wiekszym zaangazowaniu sie w to...czytaniu, zabawie itp.potraktuj to jako koniecznosc do jej wyzdrowienia..tlumacz sobie , ze nie czas na zamartwianie sie nad tym co jeszcze sie nie wydarzylo.
strach-przed-smiercia-szalenstwem-i-utrata-kontroli-t427.html