Ja z tym samym

Muszę się wyżalić: czuję się .... t r a g i c z n i e ! Ten stan trwa od ponad miesiąca. Pierwszy atak miałam w sierpniu 2010 (pogotowie i te sprawy). Droga jak u każdego z Was - badania, lekarze wszystkich specjalności etc. Szybko uwierzyłam, że to nerwica, bo jeszcze wtedy to było lajtowe. Od razu zaczęłam stosować terapię, różne techniki relaksacji, witaminy, minerały etc. I było lepiej. Żyłam normalnie.Jeszcze wtedy nie wpadłam w błędne koło strach-panika-strach. Ale gdzieś w tyle głowy było wieczne napięcie. Odbierałam nawet telefon ze strachem, że otrzymam jakąs tragiczną wiadomość. Ale objawów, poza tamtym atakiem, nie było. Aż w końcu się zaczęły. Nie miejsce tu, żeby to opisywać, ale konkluzja. Ponad miesiąc temu rzeczywiście miałam przykre doświadczenie, strasznie się zdenerwowałam, wpadłam w panikę i się zaczęło. Od tego czasu ciągłe zawroty głowy, właściwie to poczucie, że zaraz się przewrócę, choć idę prosto, drżenie mięśni ciągłe i tak od samego przebudzenia rano. Koszmar. W grudniu nie mogłam wysiedzieć w pracy, musiałam wychodzić, bo parę razy zdarzył mi się atak właśnie tam. I od tego czasu mam taki lęk, że nie wiem jak jutro dam radę wysiedzieć do 15-ej. Już się tym nakręcam, bo ciągle mam objawy, 24 h. Wiecznie jestem zmęczona, chociaż nie chce mi się spać w ciągu dnia. Ale muszę się położyć. Do tego, odstawiłam suplementy diety, bo chyba się nimi przytrułam. Ostatnie dwa-trzy miesiące łykałam je w ilościach "hurtowych", bo myślałam, że jak wzmocnię organizm, to będzie lepiej. Do tego kilka razy się oczyszczałam, bo oczywiście uwierzyłam, że moje stany to przez grzyby, pasożyty, bakterie etc. Nie muszę Wam mówić, że straciłam na to majątek, a poprawy jak nie było, tak nie ma. Więc teraz nawet magnesu nie biorę, w wynikach nie mam niedoborów, ale palę trochę fajki
Racjonalizuję sobie wszystko, próbuję sie doprowadzić do pionu, ale kur...ka, objawy nie znikają. Jestem tym tak zmęczona, że.... sami wiecie.