Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
Słabszy dzień? Kryzys? Ogólne pytanie? Wyżal się swobodnie.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 21
- Rejestracja: 2 października 2015, o 08:09
Witam.
Jestem nowa na tym forum i jeśli nie trafiam z moja historią w temat to proszę o wybaczenie. Chciałabym podpiąć się pod temat Zordona ,,Zanik uczuć, strata emocji, czy ja ją/jego kocham? '' jednak tamto forum jest zablokowane i na razie choć napisałam do Zordona nie ma odzewu, więc piszę tu.
Moja przygoda z nerwicą zaczęła się w 2010 roku i trwała stosunkowo krótko bo jakieś kilka miesiecy. ( chyba 3 )
Wtedy moim wkrętem byla choroba psychiczna - wzieło sie to stad ze nie wiedziałam co mi jest. W końcu dowiedziałam się, że to nerwica i jakoś dałam sobie spokój. Niestety...
W grudniu 2014 roku to cholerstwo wróciło z ogromną siłą i uderzyło w to co było i jest dla mnie najważniejsze - mojego chłopaka a dziś już narzeczonego.
Chcę dodać, że zawsze wierzyłam w miłość taką prawdziwą - 100% oddanie się drugiej osobie, całej siebie i mimo, że byli mężczyźni, którzy walczyli o moje względy to ja od razu wiedziałam, że np. z tego nic nie będzie. Tak bardzo wierzyłam w sens tej jedynej, prawdziwej, dojrzałej na całe życie miłości, ze bardzo długo bo do 24 roku życia byłam sama ( oczywiście miałam chłopaków, ale nigdy nie myślałam o nich poważnie, że ,, będą tym jedynym, na zawsze'' . W sumie już zaczęłam wątpić w to, że znajdę taką miłość i mówiłam sama do siebie ,, jak mam być z kimś byle by być to lepiej być samą'' - I DALEJ TAK UWAŻAM.
Moje życie zmieniło się o 180 stopni, gdy poznałam obecnego partnera. Zakochałam się! Tak na prawdę ! Nasza miłość wyglądała tak jak ta z filmów. Tzn.
Wreszcie JA poczułam, ze KOCHAM. Że żyję dla niego, że nic i nikt się nie liczy. Świat wydawał mi się cudny! Miałam pewność, że czy na dobre czy złe ja będę szczęśliwa tylko dlatego, że On będzie przy mnie a ja przy Nim. Nigdy wcześniej nie czułam przy nikim takiego szczęścia, bezpieczeństwa i SPOKOJU.
Wiedziałam, ze nawet choćby spadło na nas 1000 nieszczęść to naszej miłości nic nie pokona.
Z dzieciaka, zrobił ze mnie kobietę. Zaczęłam myśleć poważnie o nas. O małżeństwie, dzieciach. PO PROSTU WIEDZIAŁAM, ŻE TO ON JEST MOIM SZCZĘŚCIEM i przy nim kiedyś bym chciała umrzeć. Jednym słowem OGROM SZCZĘŚCIA NIE DO OPISANIA!
Niestety od grudnia męczę się z myślami, które te szczęście mi zabierają.
Zaczęło się od tego, że znajoma para się rozstała będąc ze sobą ok 9 lat. I to był dla mnie szok bo po 1 oboje byli bardzo religijni ( on ministrant, ona scholanka)
byli ze sobą chyba od jej 16 roku życia co dla mnie było w tym wieku nie dopomyślenia.. w końcu wzięli ślub. a co się okazało ona go zdradzała w najbardziej chamski sposób z fotografem który robił jej nagie zdjęcia. Mało tego robiła to przed ślubem.
Gdy się o tym dowiedziałam, nabrałam do tej osoby obrzydzenia, nie rozumiałam skąd biorą się takie kobiety. Zaczęłam śledzić jej profil. ( wklejała zdjęcia z tym nowym ) - zwykła ludzka ciekawość.
Pewnego dnia weszłam w jej portfolio i były tam jej nagie zdjęcia.... ,, ładne, jako zdjęcie'' pomyślałam ( było zrobione przez profesionalnego fotografa )..
i nic by się podejrzewam wtedy nie stało, gdyby nie sekudnowa myśl ( skoro podoba mi się te zdjęcie na którym jest naga kobieta to może nie kocham mojego mężczyzny bo jestem lesbijką? )
Przestraszyłam się tak, że zaraz zaczełam się trząść.. jak z automatu zaczęłam obserwować każdy mój i partnera ruch, nasze zachowanie ciągle się bojąc. Dosyć szybko pozbyłam się strachu, że jestem lesbijką i to przestało mnie to dręczyć, jednak nie pozbyłam się od wtedy strachu, że go nie kocham.
Wystąpiła u mnie opisywana u Zordona anhedonia i to kropka w kropkę.
Schudłam chyba w dwa tyg. jeśli dobrze pamiętam 5 kilo w święta Bożego Narodzenia była kulminacja , która potem się powtórzyła w marcu. Nie mogłam nic jeść cały czas chodziłam do łazienki... nie widziałam już wyjścia z sytuacji miałam wrażenie że ja to ciągle ja tylko, że jestem za jakąś zasłoną. Wspomnienie dawnego życia i tamtego szczescia napawało mnie jeszcze większą rozpaczą bo wydawało mi się, że to już nigdy nie wróci.. Miałam myśli, że najlepiej w tej sytuacji by było, gdy mnie nie było...
Mój wtedy chłopak o wszystkim od razu wiedział i od początku jest dla mnie ostoją i moim aniołem. Poprosił mnie o rękę mimo iż go uświadomiłam że tej choroby nie jest łatwo się pozbyć. Zaakceptował to i twierdzi, ze mi to kiedyś minie, ale nie na chwilę tylko na amen.
Teraz jest październik co znaczy, że walczę z tym gównem prawie 10 miesięcy i jedynym choć ważnym dla mnie plusem jest to, że dziś już wiem, ze to nerwica.
Wiem to, bo miałam stany, że mijało mi całkowicie ( na początku na chwile - godzinkę, po czym wracały doły i poczucia winy.. potem na jeden, dwa, trzy dni... W tej chwili prawie cały wrzesień było ok... znowu odzyskałam straconą radość życia..) , jednak jakieś 5 dni temu znowu cholerne myśli wróciły.. Tak, wiem. Trzeba się ich nie bać i je olać, tylko, ze czasem to wychodzi a czasem nie i co wtedy? dodatkowo, żeby tego było mało wczoraj oglądałam w wiadomościach o księdzu polskim który przynaje się do tego że jest gejem i ma narzeczonego i zaraz się pojawiła myśl że ja jestem BI . Juz nie lesbijką - bo tego jestem pewna( już to przecież przerobiłam) i bo mój facet mnie podnieca ale żeby było trudniej i żeby jednak się bać to sobie głupia głowa wymyśliła temat BI.
Oczywiście wiem, ze to kolejna chamska zagrywka nerwicy, ale te myśli mnie ciągle przerazają. z Tym że jestem BI to sobie poradzę i pewnie zaraz mi minie bo tego się nie boję. W tej chwili najbardziej boję się tego, że mimo iż wiem ,że kocham mojego chłopaka to te te myśli przychodzą i czasem siędzą mi w głowie 24h na dobę to znak że tak już bedzie wyglądało moje życie. Że to nie minie nigdy, że będę miała stany przejściowe - raz będzie wracało a raz znowu atakowało, bo czemu tak jest że jak już było ok to znowu wróciło...? eh... mam taki mętlik w głowie że szkoda gadać
pomóżcie swoim doświadczeniem..
z góry przepraszam że się tak rozpisałam, ale chciałam nakreślić całą moją sytuację od początku nie pomijając ważnych dla mnie wątków.
Jestem nowa na tym forum i jeśli nie trafiam z moja historią w temat to proszę o wybaczenie. Chciałabym podpiąć się pod temat Zordona ,,Zanik uczuć, strata emocji, czy ja ją/jego kocham? '' jednak tamto forum jest zablokowane i na razie choć napisałam do Zordona nie ma odzewu, więc piszę tu.
Moja przygoda z nerwicą zaczęła się w 2010 roku i trwała stosunkowo krótko bo jakieś kilka miesiecy. ( chyba 3 )
Wtedy moim wkrętem byla choroba psychiczna - wzieło sie to stad ze nie wiedziałam co mi jest. W końcu dowiedziałam się, że to nerwica i jakoś dałam sobie spokój. Niestety...
W grudniu 2014 roku to cholerstwo wróciło z ogromną siłą i uderzyło w to co było i jest dla mnie najważniejsze - mojego chłopaka a dziś już narzeczonego.
Chcę dodać, że zawsze wierzyłam w miłość taką prawdziwą - 100% oddanie się drugiej osobie, całej siebie i mimo, że byli mężczyźni, którzy walczyli o moje względy to ja od razu wiedziałam, że np. z tego nic nie będzie. Tak bardzo wierzyłam w sens tej jedynej, prawdziwej, dojrzałej na całe życie miłości, ze bardzo długo bo do 24 roku życia byłam sama ( oczywiście miałam chłopaków, ale nigdy nie myślałam o nich poważnie, że ,, będą tym jedynym, na zawsze'' . W sumie już zaczęłam wątpić w to, że znajdę taką miłość i mówiłam sama do siebie ,, jak mam być z kimś byle by być to lepiej być samą'' - I DALEJ TAK UWAŻAM.
Moje życie zmieniło się o 180 stopni, gdy poznałam obecnego partnera. Zakochałam się! Tak na prawdę ! Nasza miłość wyglądała tak jak ta z filmów. Tzn.
Wreszcie JA poczułam, ze KOCHAM. Że żyję dla niego, że nic i nikt się nie liczy. Świat wydawał mi się cudny! Miałam pewność, że czy na dobre czy złe ja będę szczęśliwa tylko dlatego, że On będzie przy mnie a ja przy Nim. Nigdy wcześniej nie czułam przy nikim takiego szczęścia, bezpieczeństwa i SPOKOJU.
Wiedziałam, ze nawet choćby spadło na nas 1000 nieszczęść to naszej miłości nic nie pokona.
Z dzieciaka, zrobił ze mnie kobietę. Zaczęłam myśleć poważnie o nas. O małżeństwie, dzieciach. PO PROSTU WIEDZIAŁAM, ŻE TO ON JEST MOIM SZCZĘŚCIEM i przy nim kiedyś bym chciała umrzeć. Jednym słowem OGROM SZCZĘŚCIA NIE DO OPISANIA!
Niestety od grudnia męczę się z myślami, które te szczęście mi zabierają.
Zaczęło się od tego, że znajoma para się rozstała będąc ze sobą ok 9 lat. I to był dla mnie szok bo po 1 oboje byli bardzo religijni ( on ministrant, ona scholanka)
byli ze sobą chyba od jej 16 roku życia co dla mnie było w tym wieku nie dopomyślenia.. w końcu wzięli ślub. a co się okazało ona go zdradzała w najbardziej chamski sposób z fotografem który robił jej nagie zdjęcia. Mało tego robiła to przed ślubem.
Gdy się o tym dowiedziałam, nabrałam do tej osoby obrzydzenia, nie rozumiałam skąd biorą się takie kobiety. Zaczęłam śledzić jej profil. ( wklejała zdjęcia z tym nowym ) - zwykła ludzka ciekawość.
Pewnego dnia weszłam w jej portfolio i były tam jej nagie zdjęcia.... ,, ładne, jako zdjęcie'' pomyślałam ( było zrobione przez profesionalnego fotografa )..
i nic by się podejrzewam wtedy nie stało, gdyby nie sekudnowa myśl ( skoro podoba mi się te zdjęcie na którym jest naga kobieta to może nie kocham mojego mężczyzny bo jestem lesbijką? )

Wystąpiła u mnie opisywana u Zordona anhedonia i to kropka w kropkę.
Schudłam chyba w dwa tyg. jeśli dobrze pamiętam 5 kilo w święta Bożego Narodzenia była kulminacja , która potem się powtórzyła w marcu. Nie mogłam nic jeść cały czas chodziłam do łazienki... nie widziałam już wyjścia z sytuacji miałam wrażenie że ja to ciągle ja tylko, że jestem za jakąś zasłoną. Wspomnienie dawnego życia i tamtego szczescia napawało mnie jeszcze większą rozpaczą bo wydawało mi się, że to już nigdy nie wróci.. Miałam myśli, że najlepiej w tej sytuacji by było, gdy mnie nie było...

Teraz jest październik co znaczy, że walczę z tym gównem prawie 10 miesięcy i jedynym choć ważnym dla mnie plusem jest to, że dziś już wiem, ze to nerwica.
Wiem to, bo miałam stany, że mijało mi całkowicie ( na początku na chwile - godzinkę, po czym wracały doły i poczucia winy.. potem na jeden, dwa, trzy dni... W tej chwili prawie cały wrzesień było ok... znowu odzyskałam straconą radość życia..) , jednak jakieś 5 dni temu znowu cholerne myśli wróciły.. Tak, wiem. Trzeba się ich nie bać i je olać, tylko, ze czasem to wychodzi a czasem nie i co wtedy? dodatkowo, żeby tego było mało wczoraj oglądałam w wiadomościach o księdzu polskim który przynaje się do tego że jest gejem i ma narzeczonego i zaraz się pojawiła myśl że ja jestem BI . Juz nie lesbijką - bo tego jestem pewna( już to przecież przerobiłam) i bo mój facet mnie podnieca ale żeby było trudniej i żeby jednak się bać to sobie głupia głowa wymyśliła temat BI.

Oczywiście wiem, ze to kolejna chamska zagrywka nerwicy, ale te myśli mnie ciągle przerazają. z Tym że jestem BI to sobie poradzę i pewnie zaraz mi minie bo tego się nie boję. W tej chwili najbardziej boję się tego, że mimo iż wiem ,że kocham mojego chłopaka to te te myśli przychodzą i czasem siędzą mi w głowie 24h na dobę to znak że tak już bedzie wyglądało moje życie. Że to nie minie nigdy, że będę miała stany przejściowe - raz będzie wracało a raz znowu atakowało, bo czemu tak jest że jak już było ok to znowu wróciło...? eh... mam taki mętlik w głowie że szkoda gadać

z góry przepraszam że się tak rozpisałam, ale chciałam nakreślić całą moją sytuację od początku nie pomijając ważnych dla mnie wątków.
- Jerry
- Odważny i aktywny forumowicz
- Posty: 835
- Rejestracja: 14 stycznia 2015, o 17:12
Pangiryk - też stawiam na nerwicę bo sam nieraz miewałem podobne stany - lekkie nogi i bujanie 

Nowa dostawa kozich racic z hodowli ekologicznej na Podkarpaciu. Kilogram świeżych, całych - 19 zł/kg. Kilogram świeżych, drobno mielonych - 23 zł/kg.
Pamiętajcie, że najlepsze na nerwice są z koziołka racice!
Moczymy je 2 dni w wodzie lub mleku, mieszamy z miodem i cytryną, a następnie pałaszujemy (1-2 kilogramy dziennie). Nerwica przechodzi po tygodniu, depresja po dwóch.
Zapraszam do składania zamówień.
Pamiętajcie, że najlepsze na nerwice są z koziołka racice!
Moczymy je 2 dni w wodzie lub mleku, mieszamy z miodem i cytryną, a następnie pałaszujemy (1-2 kilogramy dziennie). Nerwica przechodzi po tygodniu, depresja po dwóch.
Zapraszam do składania zamówień.
- zlekniona
- Odważny i aktywny forumowicz
- Posty: 217
- Rejestracja: 18 września 2015, o 22:53
Martusia, dziękimartusia1979 pisze:Czytasz i sluchasz chlopakow , a wciaz sie dziwisz! No i masz odpowiedz czemu to sie nasila i wraca. Nie akceptujesz tego stanu to proste! Jak tylko pojawia sie mysl ty juz watpisz i sie zastanawiasz'' czemu to wraca''? .... To bedzie wracac bo jestes w zaburzeniu na tym polega NERWICA. Moze wracac raz, moze wracac dwa za kazdym razem jak jest lepiej moze i wracac 100 raz! Nie sluchasz dokladnie chlopakow albo nie wyciagasz wnioskow. Oprocz nagran wroc dotekstow odburzania Viktora czesc 4 AKCEPTACJA I 5 NAJPIERW ZABURZENIA LEKOWE! bardzo fajnie wszystko w opisal mysle ze ci sie to przyda na terazniejszy stan

Faktycznie, chyba coś jest z tą akceptacją. Generalnie to właśnie w taki sposób udało mi się pokonać dp - po prostu przyjęłam, że tak już jest, tak mam - mam nerwicę, i to jest spowodowane tylko i wyłącznie nerwicą. Jak pojawiał się taki stan nie zwracałam na niego uwagi - w głowie z automatu wyuczona myśl, że tak już jest i tyle, trzeba robić swoje. W końcu dp puściło, i póki co nie wróciło, choć miałam też świadomość, że może wrócić, i jeżeli wróci... no to cóż, tak już mam i tyle - w końcu minie.
I później miałam właśnie czas gdy było bardzo dobrze, ze 3 tygodnie nie miałam prawie w ogóle objawów. I w sobotę od rana pracowałam, miałam bardzo dużo roboty.... i bardzo się zestresowałam, obawiałam się, że nie dam rady, trochę zalew obowiązków mnie przerósł. A w między czasie przylazł z dworu mój kocurek kulejąc na jedną nóżkę :/ no i wtedy się zaczęło, od razu lodowate ręce, szum w uszach, maksymalne rozkojarzenie, rozdrażnienie.... I właśnie, zamiast pomyśleć sobie, że ok, zestresowałam się, ale to tylko nerwica, już to przerabiałam, za jakiś czas przejdzie to ja.... cóż, wiedziałam, że to nerwica, wiedziałam dokładnie, że to minie, ale zamiast zaakceptować zaczęłam myśleć, że znów wróciło, że czeka mnie dużo roboty z nerwicą na głowie, że znowu to samo... to był ewidentnie mój błąd.
Ostatecznie z nerwicą i jej objawami jakoś sobie radzę, ale faktycznie obawiam się tego, że w obliczu nowych stresowych sytuacji sobie nie poradzę, i się nie wiem... skompromituję?
Dzięki wpisom na tym forum od samego początku nerwicy nie zrezygnowałam z "życia". Pracuję, staram się normalnie żyć, spotykam się z ludźmi, podjęłam pracę w drugiej agencji, więc pracuję na 1,5 etatu. Remontowałam w tym czasie mieszkanie, przygarneliśmy z chłopakiem małego kotka, no właśnie starałam się robić wszystko, i cały czas z resztą robię. W sobotę też dostałam od znajomej propozycję nowej pracy, trochę innej, niż dotychczas. Bardziej administracyjnej. Nigdy czegoś takiego nie robiłam, ale bardzo chciałabym zmienić pracę, bo moja dotychczasowa, choć fajna, i można powiedzieć, że w zawodzie, to niestety... umowa o dzieło, brak ubezpieczenia, perspektywa, że mogę ją stracić z dnia na dzień, a w mieście, w którym mieszkam na pracę bez znajomości jest ciężko :/ I choć mega się ucieszyłam, to niestety pogłębiło to trochę moje objawy. Trochę też zaczęłam czuć "gulę" w gardle, mocne parcie na pęcherz. I tak mamy już wtorek, a ja próbuję zupełnie to olać, jednak nie udaje się w 100%.
Wczoraj przeczytałam fajną historię użytkownika Ewcia o tym, jak udało jej się osiągnąć sukces. Mam nadzieję, że i mi w końcu się uda

Matką wolności jest dyscyplina - Leonardo Da Vinci
- nierealna
- Ex Moderator
- Posty: 1184
- Rejestracja: 29 listopada 2013, o 14:22
Asiek
przerabiałam również myśli zarówno homo, jak i BI.
Na początku miałam myśli, że jestem homoseksualna, potem przeszło , że jednak BI.
Tez miałam różne schizy z tym tematem. Z jednej strony miałam - nie jestem , a zaraz potem - jesteś i tak w kółko
Choć czasami najdzie mmnie taka myśl to nie trwa ona długo. zaczęłam to racjonalizować, że no to najwyżej jestem - przestałam się tego bać ( bo wiem, ze nie jestem
), olewać, ośmieszać itd.
Posłuchaj sobie Divoviki, oni tam w jednym z nagrań mówią o myślach dotyczących homoseksualizmu
Jeśli masz jakieś pytania to pisz 

Na początku miałam myśli, że jestem homoseksualna, potem przeszło , że jednak BI.
Tez miałam różne schizy z tym tematem. Z jednej strony miałam - nie jestem , a zaraz potem - jesteś i tak w kółko



Posłuchaj sobie Divoviki, oni tam w jednym z nagrań mówią o myślach dotyczących homoseksualizmu


Tyle razy narzekał na normalność i nudę w jego życiu.
Teraz oddałby wszystko,żeby chociaż przez chwilę poczuć ten spokój w otaczającym go świecie.
akceptacja + porzucenie kontroli + nastawienie normalnościowe = SUKCES ! ♥
Teraz oddałby wszystko,żeby chociaż przez chwilę poczuć ten spokój w otaczającym go świecie.
akceptacja + porzucenie kontroli + nastawienie normalnościowe = SUKCES ! ♥
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 21
- Rejestracja: 2 października 2015, o 08:09
Dzięki nierealna za odpowiedzenie na mój post
już dziś mi minęło z tym BI
po prostu wiedziałam od początku, że tak nie jest choć przez nerwicę na pół dnia się tego wystraszyłam. Mój problem z którym mam większe trudności to myśli dotyczące mojego narzeczonego:
że zbyt mało go kocham, w stanach bardziej zalęknionych, które na szczęście zdarzają się coraz rzadziej, to że wcale już go nie kocham. W tej chwili nie biorę ich na poważnie bo jestem przekonana, ze to nerwica. Jedyny mój problem jaki został to po 1 :
DENERWUJE MNIE TO, ŻE W OGÓLE TO GÓWNO WRACA A JA CHCE ŻEBY BYŁO JAK WCZEŚNIEJ.
JAK TO GÓWNO MAM TO MAM OGROMNE WYRZUTY SUMIENIA ŻE PRZEZ TO DZIADOSTWO NIE MOGĘ W SPOKOJU SPĘDZIĆ CZASU JAK KIEDYŚ.
i to głównie tyle. Nie obwiniam się już, że nie kocham bo wiem, że to zaburzenie, ale strach przed tym znika i się pojawia.. a jak się pojawi to niby się tym nie przejmuje, olewam ale najgorsze jest jak olewasz drugi trzeci czwarty dzień - czekasz na tę poprawę a tu nic... bez zmian. Wtedy zaczynają się nerwy, wyrzuty i wkręcanie sobie, że Z TEGO JUŻ NIE WYJDĘ... o tak zapomniałam dodać a tego chyba najbardziej się boję. Ze ten mój stan będzie tak trwać.
Że będzie raz lepiej raz gorzej, ale te stany będą wracały. A ja tak nie chcę żyć. Chcę żeby było jak dawniej - spokojne życie z moim misiem.
Może jacyś ODBURZENI dadzą mi nadzieję, że tak własnie będzie? Czy ktoś przechodził to tak jak ja? że raz było ok. a potem długo non stop głupie myśli i głos w głowie mimo ignorowania go?? Chyba teraz najbardziej potrzeba mi wsparcia i zapewnień że wyzdrowieję.
Przepraszam za ostre słowa, ale mam takie podejście do tego zaburzenia jak ono do mnie. Mianowicie ja przez nie czuję się jak gówno, więc tym samym jest ono dla mnie.
Pozdrawiam wszystkich zaburzonych


że zbyt mało go kocham, w stanach bardziej zalęknionych, które na szczęście zdarzają się coraz rzadziej, to że wcale już go nie kocham. W tej chwili nie biorę ich na poważnie bo jestem przekonana, ze to nerwica. Jedyny mój problem jaki został to po 1 :
DENERWUJE MNIE TO, ŻE W OGÓLE TO GÓWNO WRACA A JA CHCE ŻEBY BYŁO JAK WCZEŚNIEJ.
JAK TO GÓWNO MAM TO MAM OGROMNE WYRZUTY SUMIENIA ŻE PRZEZ TO DZIADOSTWO NIE MOGĘ W SPOKOJU SPĘDZIĆ CZASU JAK KIEDYŚ.
i to głównie tyle. Nie obwiniam się już, że nie kocham bo wiem, że to zaburzenie, ale strach przed tym znika i się pojawia.. a jak się pojawi to niby się tym nie przejmuje, olewam ale najgorsze jest jak olewasz drugi trzeci czwarty dzień - czekasz na tę poprawę a tu nic... bez zmian. Wtedy zaczynają się nerwy, wyrzuty i wkręcanie sobie, że Z TEGO JUŻ NIE WYJDĘ... o tak zapomniałam dodać a tego chyba najbardziej się boję. Ze ten mój stan będzie tak trwać.
Że będzie raz lepiej raz gorzej, ale te stany będą wracały. A ja tak nie chcę żyć. Chcę żeby było jak dawniej - spokojne życie z moim misiem.
Może jacyś ODBURZENI dadzą mi nadzieję, że tak własnie będzie? Czy ktoś przechodził to tak jak ja? że raz było ok. a potem długo non stop głupie myśli i głos w głowie mimo ignorowania go?? Chyba teraz najbardziej potrzeba mi wsparcia i zapewnień że wyzdrowieję.
Przepraszam za ostre słowa, ale mam takie podejście do tego zaburzenia jak ono do mnie. Mianowicie ja przez nie czuję się jak gówno, więc tym samym jest ono dla mnie.
Pozdrawiam wszystkich zaburzonych

- zlekniona
- Odważny i aktywny forumowicz
- Posty: 217
- Rejestracja: 18 września 2015, o 22:53
Skąd ja to znam?! Też jestem z tego powodu potwornie wściekła! Trzeba te cholerę w końcu zgnieśćAsiek pisze:Jedyny mój problem jaki został to po 1 :
DENERWUJE MNIE TO, ŻE W OGÓLE TO GÓWNO WRACA A JA CHCE ŻEBY BYŁO JAK WCZEŚNIEJ.
JAK TO GÓWNO MAM TO MAM OGROMNE WYRZUTY SUMIENIA ŻE PRZEZ TO DZIADOSTWO NIE MOGĘ W SPOKOJU SPĘDZIĆ CZASU JAK KIEDYŚ.

Matką wolności jest dyscyplina - Leonardo Da Vinci
- Wilku
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 130
- Rejestracja: 14 marca 2015, o 21:06
Kiedyś przeczytałam pewne zdanie na stronie o ROCD. Żeby wyjść z OCD trzeba "nauczyć się czuć komfortowo, w niekomforcie" (be comfortable with an uncomfortable). To jest kluczem, musisz zaakceptować, że to masz i, że z tym żyjąc możesz być szczęśliwa. Ja staram się, ale nadal nie wyszłam z tego.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 21
- Rejestracja: 2 października 2015, o 08:09
,,To jest kluczem, musisz zaakceptować, że to masz i, że z tym żyjąc możesz być szczęśliwa.'' - WIEM. WIEM. WIEM.
Cały czas się staram. Mam nadzieję, że z czasem to minie. jak myślicie? jakie macie podejście do swojej choroby?
Gdyby mi ktoś powiedział. ,, teraz jest źle czujesz wyrzuty, ale mała obiecuję ze to przejdzie kiedyś całkowicie i będzie jak dawniej'' - gdybym o tym wiedziała na 100% dużo łatwiej byłoby olać te wszystkie objawy. No, ale cóż.. chyba sam sam Pan Bóg by mnie musiał o tym zapewnić, a to raczej nie możliwe, więc trzeba działać samemu i się nie poddawać. Dla mnie determinacją jest odzyskanie poprzedniej, szalonej, szczęśliwej, SPOKOJNEJ i PEWNEJ siebie Aśki i mam nadzieje, że mi się to uda osiągnąć.
Pozbędziemy się tego gówna
Cały czas się staram. Mam nadzieję, że z czasem to minie. jak myślicie? jakie macie podejście do swojej choroby?
Gdyby mi ktoś powiedział. ,, teraz jest źle czujesz wyrzuty, ale mała obiecuję ze to przejdzie kiedyś całkowicie i będzie jak dawniej'' - gdybym o tym wiedziała na 100% dużo łatwiej byłoby olać te wszystkie objawy. No, ale cóż.. chyba sam sam Pan Bóg by mnie musiał o tym zapewnić, a to raczej nie możliwe, więc trzeba działać samemu i się nie poddawać. Dla mnie determinacją jest odzyskanie poprzedniej, szalonej, szczęśliwej, SPOKOJNEJ i PEWNEJ siebie Aśki i mam nadzieje, że mi się to uda osiągnąć.
Pozbędziemy się tego gówna

- Gocha079
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 189
- Rejestracja: 6 stycznia 2014, o 08:52
A od kiedy to jest choroba???? Nie stopniuj tego, ani nie określaj, skoro wiesz, że nerwica jest zaburzeniem. Emocji. Z różnymi objawami psycho-somatycznymi. Ja mam wrażenie, przepraszam, że to powiem, ale nikt się dotąd nie odważył - mielimy cały czas to samo gówno!!!! Bez wniosków i działania, na bazie tej wiedzy, którą przekazali Hew i Vic razem z odburzonymi osobami. Cały czas są bóle głowy, kołatania, DD, wariowanie, morderstwa i co tylko jeszcze przychodzi do głowy. Kochani, nigdy się nie poprawi, jeśli nie odważymy się spróbować tych wszystkich okropności zaakeptować i świadomie przeżyć, w tyle głowy mając pewność, że to nerwicai reakcja wystraszonego umysłu i zaburzonych emocji. Bo dopiero działanie, czyli doświadczenie, vide praktyka etc. pozwala na wejście na ścieżkę uspokojenia, ładu z samym sobą, w konsekwencji - braku objawów i odburzenia. Ja przepraszam za ostry ton, ale czasem trzeba wstrząsuAsiek pisze:,,To jest kluczem, musisz zaakceptować, że to masz i, że z tym żyjąc możesz być szczęśliwa.'' - WIEM. WIEM. WIEM.
Cały czas się staram. Mam nadzieję, że z czasem to minie. jak myślicie? jakie macie podejście do swojej choroby?


Odwaga to robienie tego, czego boisz się zrobić. Nie można mówić o odwadze, w przypadku, gdy nie jesteś przestraszony.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 21
- Rejestracja: 2 października 2015, o 08:09
Dlatego chcę to wszystko o czym piszecie wcielić w życie i ufam, że mi się uda. Dopiero poprawia mi się mój stan, ale już to doceniam bo wiem jak było na początku źle. W tej chwili według mnie najważniejsze jest wsparcie dla osób wychodzących z tego zaburzenia by nie wątpiły, gdy wracają gorsze dni w sens tego odburzania a już na pewno nie wierzyły w te myśli. Bo najważniejsze jest to żeby cały czas myśleć pozytywnie i być nastawionym na sukces a tego czasami mi również brakuje. Wsparcie jest tutaj nieocenione.
Pozdrawiam serdecznie
Pozdrawiam serdecznie
