Tak Setaloft jak najbardziej jest na depresję ,i pełne działanie terapeutyczne spełnia po 30 dniach za to ale lek pregabalina nie jest lekiem pierwszego rzutu w takich przypadkach . Chyba że masz padaczki i bóle neuropatyczne . Więc nie przejmuj się jeśli nie pomaga , poprostu musi popracować nad dopasowaniem leków .Paulosia pisze: ↑11 lutego 2025, o 23:16W czwartek mam odezwać się do psychiatry, jak się czuję... na pewno jej to napiszę bo coś mi tu nie pasuje, choć leki które biorę (Setaloft) jest też na depresję, wcześniej działał bardzo dobrze...Zaburzona_0na pisze: ↑11 lutego 2025, o 21:29Typowy objaw depresji. Należy skontaktować się z lekarzem psychiatrą żeby mógł skorygować leczenie.Paulosia pisze: ↑10 lutego 2025, o 18:30Hej. Czy ktoś z was też tak ma, że wybuchacie płaczem i towarzyszy wam do tego uczucie smutku/bezsilności? Mam tak od jakiegoś czasu i zaczyna mnie to martwić. Wcześniej miałam tak może 2x przed tym jak zrobiło się bardzo źle (czego powodem była wizyta u psychiatry), odkąd zaczęła się przygoda, czyli w połowie listopada... Odkąd zaczęłam brać leki, takie rzeczy ustały, nawet przy zmianie dawek.. Jakoś od 22 stycznia to znowu wróciło, mam wybuchy płaczu ze smutku 2/3 razy w tygodniu... Wcześniej jeżeli już płakałam to miałam poczucie, że nikt mi nie pomoże/nigdy z tego nie wyjdę, wyglądało to trochę jak atak paniki, natomiast teraz wydaje mi się, że nie mam ataku(żadnych "moich" objawów atakowych) (biorę też 400mg pregabaliny na dobę), po prostu zaczyna mi się robić bardzo smutno, zaczynam płakać, a nieraz to nawet wyć... Nie wiem.......czy to jest depresja czy co???? dziś znowu taki dzień!!!
Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
Słabszy dzień? Kryzys? Ogólne pytanie? Wyżal się swobodnie.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 113
- Rejestracja: 10 października 2024, o 18:11
Tam gdzie kończy się strach , zaczyna się prawdziwe życie

- Kommandant__
- Nowy Użytkownik
- Posty: 9
- Rejestracja: 2 lutego 2025, o 12:28
Cześć,
jestem na forum nowa, z nerwicą zmagam się już kilka lat - było raz lepiej, raz gorzej. Zaznaczę też, że jestem osobą wierzącą i praktykującą, ale ostatnio mam pewne trudności. Opiszę może to, co się ze mną dzieje od jakiegoś czasu, bo szczerze powiedziawszy, mam już serdecznie dość i jestem tym wszystkim zmęczona po prostu. Trochę trudno mi jest opisać wszystko co się ze mną dzieje w spójny sposób, ale postaram się, by ten post nie był zbyt chaotyczny.
Od kilku tygodni towarzyszy mi nasilony lęk i niepokój, szczególnie wieczorami, gdy jestem sama ze swoimi myślami, które są w ostatnim czasie dość intensywne pod kątem tworzenia lęku. Już tłumaczę o co chodzi - ciągle bombardują mnie myśli o tym, że jestem opętana i że nie mogę być w stu procentach pewna, że myśli te są fałszywe. Moja wiara generalnie mocno osłabła przez aferę, która wybuchła w parafii niedaleko mojej. Zaczęłam być zła na duchownych ( wcześniej często miałam wątpliwości czy taka dana osoba nie zrobiła podobnych rzeczy o jakich słyszałam w telewizji, ale stwierdzałam, że to natrętne myśli po prostu ) i częściowo też na Boga. Przeczytałam gdzieś kiedyś, że trwanie przez długi czas w jakimś powtarzającym się grzechu prowadzi do opętania lub zniewolenia i tym sposobem zafundowałam sobie jazdę bez trzymanki na rollercoasterze. Żeby nie było, często piję wodę święconą, by sprawdzić czy coś mi się dzieje, jakkolwiek głupio by to nie brzmiało. Sięgam po Pismo Święte prawie codziennie. Okropnie się boję, że coś mogło we mnie wleźć, bo sfera duchowa jest mimo wszystko dla mnie ważna. Miałam już kiedyś takie myśli o opętaniu, ale teraz to jest jakaś tragedia totalna.
Doświadczam bardzo przykrych obrazów przemocy słownej i czynnej wobec rodziny, ukochanego kota czy nawet samej siebie - dawniej to też się pojawiało, ale nie w tak dużym natężeniu. Myśli też czasami są w formie wewnętrznego głosu z treścią na przykład: "uderz go", "kopnij", "zrób mu krzywdę". Często odnoszę wrażenie, że ten świat to nie jest rzeczywista rzeczywistość, a wzmacniane to jest przez fakt, że zdarza mi się cyklicznie mocne deja vu. Wiem już, że taki stan to derealizacja, połączona u mnie też z depersonalizacją. Kilka dni temu dopadło mnie jakieś apogeum lęku - zaczęłam się zastanawiać nad tym, dlaczego ludzie po hipnozie regresyjnej pamiętają coś, co mogło nie mieć miejsca ( mam ciocię, która poruszyła temat poprzednich żyć i świadectw osób, które się takowej hipnozie poddały, a to pewnie wywołało tą całą falę niepokoju ) i dlaczego, jeśli ewolucja jest tylko teorią, powstali ludzie...jakby, jaka była na to w ogóle szansa, że małpy się dobrały w taki sposób, by finalnie powstała rasa ludzka czy też dlaczego ludzie mają samoświadomość swojego istnienia. Zastanawiałam się skąd biorą się te dziwne myśli, które mam o przemocy ( na poziome racjonalnym wiem, że są wynikiem lęku ) i czy nie pochodzą od demona. Albo też czy mam dość mocny kręgosłup moralny, by faktycznie czegoś komuś nie zrobić. Z objawów somatycznych mam uczucie pełnej głowy jak napompowany balon - takiego jakby wewnętrznego ścisku lub rozpierania, nie wiem jak to nazwać. Mam trudność w skupieniu uwagi i jej utrzymaniu. Dodatkowo nudności, zaczynające się rano i ustępujące dopiero, gdy leżę w łóżku ( czasami lżejsze po powrocie ze szkoły do domu ), a do tego suchość w gardle. Łapię się też na tym, że zaciskam szczękę.
Ludzie, nie wiem już co robić... Miał ktoś już taką jazdę kiedyś?
jestem na forum nowa, z nerwicą zmagam się już kilka lat - było raz lepiej, raz gorzej. Zaznaczę też, że jestem osobą wierzącą i praktykującą, ale ostatnio mam pewne trudności. Opiszę może to, co się ze mną dzieje od jakiegoś czasu, bo szczerze powiedziawszy, mam już serdecznie dość i jestem tym wszystkim zmęczona po prostu. Trochę trudno mi jest opisać wszystko co się ze mną dzieje w spójny sposób, ale postaram się, by ten post nie był zbyt chaotyczny.
Od kilku tygodni towarzyszy mi nasilony lęk i niepokój, szczególnie wieczorami, gdy jestem sama ze swoimi myślami, które są w ostatnim czasie dość intensywne pod kątem tworzenia lęku. Już tłumaczę o co chodzi - ciągle bombardują mnie myśli o tym, że jestem opętana i że nie mogę być w stu procentach pewna, że myśli te są fałszywe. Moja wiara generalnie mocno osłabła przez aferę, która wybuchła w parafii niedaleko mojej. Zaczęłam być zła na duchownych ( wcześniej często miałam wątpliwości czy taka dana osoba nie zrobiła podobnych rzeczy o jakich słyszałam w telewizji, ale stwierdzałam, że to natrętne myśli po prostu ) i częściowo też na Boga. Przeczytałam gdzieś kiedyś, że trwanie przez długi czas w jakimś powtarzającym się grzechu prowadzi do opętania lub zniewolenia i tym sposobem zafundowałam sobie jazdę bez trzymanki na rollercoasterze. Żeby nie było, często piję wodę święconą, by sprawdzić czy coś mi się dzieje, jakkolwiek głupio by to nie brzmiało. Sięgam po Pismo Święte prawie codziennie. Okropnie się boję, że coś mogło we mnie wleźć, bo sfera duchowa jest mimo wszystko dla mnie ważna. Miałam już kiedyś takie myśli o opętaniu, ale teraz to jest jakaś tragedia totalna.
Doświadczam bardzo przykrych obrazów przemocy słownej i czynnej wobec rodziny, ukochanego kota czy nawet samej siebie - dawniej to też się pojawiało, ale nie w tak dużym natężeniu. Myśli też czasami są w formie wewnętrznego głosu z treścią na przykład: "uderz go", "kopnij", "zrób mu krzywdę". Często odnoszę wrażenie, że ten świat to nie jest rzeczywista rzeczywistość, a wzmacniane to jest przez fakt, że zdarza mi się cyklicznie mocne deja vu. Wiem już, że taki stan to derealizacja, połączona u mnie też z depersonalizacją. Kilka dni temu dopadło mnie jakieś apogeum lęku - zaczęłam się zastanawiać nad tym, dlaczego ludzie po hipnozie regresyjnej pamiętają coś, co mogło nie mieć miejsca ( mam ciocię, która poruszyła temat poprzednich żyć i świadectw osób, które się takowej hipnozie poddały, a to pewnie wywołało tą całą falę niepokoju ) i dlaczego, jeśli ewolucja jest tylko teorią, powstali ludzie...jakby, jaka była na to w ogóle szansa, że małpy się dobrały w taki sposób, by finalnie powstała rasa ludzka czy też dlaczego ludzie mają samoświadomość swojego istnienia. Zastanawiałam się skąd biorą się te dziwne myśli, które mam o przemocy ( na poziome racjonalnym wiem, że są wynikiem lęku ) i czy nie pochodzą od demona. Albo też czy mam dość mocny kręgosłup moralny, by faktycznie czegoś komuś nie zrobić. Z objawów somatycznych mam uczucie pełnej głowy jak napompowany balon - takiego jakby wewnętrznego ścisku lub rozpierania, nie wiem jak to nazwać. Mam trudność w skupieniu uwagi i jej utrzymaniu. Dodatkowo nudności, zaczynające się rano i ustępujące dopiero, gdy leżę w łóżku ( czasami lżejsze po powrocie ze szkoły do domu ), a do tego suchość w gardle. Łapię się też na tym, że zaciskam szczękę.
Ludzie, nie wiem już co robić... Miał ktoś już taką jazdę kiedyś?
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 172
- Rejestracja: 21 listopada 2024, o 19:35
Witaj raczej wszyscy tego doswiadczalismy badz doswiadzczamy nie stety tak jest przy nerwicy ja to juz chyba wszystkie somaty przechodzilam co opisujesz i jeszcze wiecej wiec glowa do gory to tylko nerwica a nawet asz nerwicaKommandant__ pisze: ↑12 lutego 2025, o 18:54Cześć,
jestem na forum nowa, z nerwicą zmagam się już kilka lat - było raz lepiej, raz gorzej. Zaznaczę też, że jestem osobą wierzącą i praktykującą, ale ostatnio mam pewne trudności. Opiszę może to, co się ze mną dzieje od jakiegoś czasu, bo szczerze powiedziawszy, mam już serdecznie dość i jestem tym wszystkim zmęczona po prostu. Trochę trudno mi jest opisać wszystko co się ze mną dzieje w spójny sposób, ale postaram się, by ten post nie był zbyt chaotyczny.
Od kilku tygodni towarzyszy mi nasilony lęk i niepokój, szczególnie wieczorami, gdy jestem sama ze swoimi myślami, które są w ostatnim czasie dość intensywne pod kątem tworzenia lęku. Już tłumaczę o co chodzi - ciągle bombardują mnie myśli o tym, że jestem opętana i że nie mogę być w stu procentach pewna, że myśli te są fałszywe. Moja wiara generalnie mocno osłabła przez aferę, która wybuchła w parafii niedaleko mojej. Zaczęłam być zła na duchownych ( wcześniej często miałam wątpliwości czy taka dana osoba nie zrobiła podobnych rzeczy o jakich słyszałam w telewizji, ale stwierdzałam, że to natrętne myśli po prostu ) i częściowo też na Boga. Przeczytałam gdzieś kiedyś, że trwanie przez długi czas w jakimś powtarzającym się grzechu prowadzi do opętania lub zniewolenia i tym sposobem zafundowałam sobie jazdę bez trzymanki na rollercoasterze. Żeby nie było, często piję wodę święconą, by sprawdzić czy coś mi się dzieje, jakkolwiek głupio by to nie brzmiało. Sięgam po Pismo Święte prawie codziennie. Okropnie się boję, że coś mogło we mnie wleźć, bo sfera duchowa jest mimo wszystko dla mnie ważna. Miałam już kiedyś takie myśli o opętaniu, ale teraz to jest jakaś tragedia totalna.
Doświadczam bardzo przykrych obrazów przemocy słownej i czynnej wobec rodziny, ukochanego kota czy nawet samej siebie - dawniej to też się pojawiało, ale nie w tak dużym natężeniu. Myśli też czasami są w formie wewnętrznego głosu z treścią na przykład: "uderz go", "kopnij", "zrób mu krzywdę". Często odnoszę wrażenie, że ten świat to nie jest rzeczywista rzeczywistość, a wzmacniane to jest przez fakt, że zdarza mi się cyklicznie mocne deja vu. Wiem już, że taki stan to derealizacja, połączona u mnie też z depersonalizacją. Kilka dni temu dopadło mnie jakieś apogeum lęku - zaczęłam się zastanawiać nad tym, dlaczego ludzie po hipnozie regresyjnej pamiętają coś, co mogło nie mieć miejsca ( mam ciocię, która poruszyła temat poprzednich żyć i świadectw osób, które się takowej hipnozie poddały, a to pewnie wywołało tą całą falę niepokoju ) i dlaczego, jeśli ewolucja jest tylko teorią, powstali ludzie...jakby, jaka była na to w ogóle szansa, że małpy się dobrały w taki sposób, by finalnie powstała rasa ludzka czy też dlaczego ludzie mają samoświadomość swojego istnienia. Zastanawiałam się skąd biorą się te dziwne myśli, które mam o przemocy ( na poziome racjonalnym wiem, że są wynikiem lęku ) i czy nie pochodzą od demona. Albo też czy mam dość mocny kręgosłup moralny, by faktycznie czegoś komuś nie zrobić. Z objawów somatycznych mam uczucie pełnej głowy jak napompowany balon - takiego jakby wewnętrznego ścisku lub rozpierania, nie wiem jak to nazwać. Mam trudność w skupieniu uwagi i jej utrzymaniu. Dodatkowo nudności, zaczynające się rano i ustępujące dopiero, gdy leżę w łóżku ( czasami lżejsze po powrocie ze szkoły do domu ), a do tego suchość w gardle. Łapię się też na tym, że zaciskam szczękę.
Ludzie, nie wiem już co robić... Miał ktoś już taką jazdę kiedyś?
- Kommandant__
- Nowy Użytkownik
- Posty: 9
- Rejestracja: 2 lutego 2025, o 12:28
Ogólnie to mam też tak czasami, że podważam fakt, że chcę wyjść z tego stanu i czy sobie tego wszystkiego nie wmawiam, by manipulować ludźmi. Jakby... Nie ogarniam
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 60
- Rejestracja: 14 grudnia 2016, o 15:29
Cześć.
Mam dzisiaj dość wszystkiego. Od jakichś dwóch tygodni moja nerwica uczepiła się skupianiu na tym jak chodzę, podpowiadaniu, że mam zaburzenia równowagi itp. A ja jak głupi testuję stając na jednej nodze, zamykając oczy i chwiejąc się jak kretyn.
Dzisiaj wstałem rano z myślą, że jest fajnie normalnie nie skupiałem się na chodzeniu, ale jak tylko wyszedłem na spacer to od razu pojawiła się myśl i potrzeba kontrolowania mojego chodu. Im bardziej sobie mówiłem w głowie: odpuść kontrolę, tym mocniej odczuwałem, że za chwilę się mogę przewrócić. Przeszedłem z kilometr i wróciłem do domu. Nie wywróciłem się, nic się nie stało oprócz strachu.
Moim największym problemem jest potrzeba kontrolowania wszystkiego od tego co dzieje się w życiu po odczucia ze strony ciała i jak tylko mi nie wychodzi bo czuję kolejny objaw to mam zjazd nastroju.
Wszystko zaczęło się kilka lat temu jak bylem w UK w pracy, tam miałem pierwszy atak paniki, uczepiłem się tego, że mam chore serce. Wróciłem do Polski, zrobiłem jedynie podstawowe badania krwi, EKG, wyszło wszystko oK. Moim błędem było to, że nie poszedłem do kardiologa zweryfikować serca.
Zrobiłem to dopiero kilka tygodni temu i dowiedziałem się, że oprócz lekkiej niedomykalności to mam serce zdrowe. Przez kilka dni było OK, ale później pojawiło się to dziwne uczucie podczas spaceru jakbym miał się wywrócić. Mam wrażenie, że umysł zapamiętał to o co pytał kardiolog czy mam duszności, albo czy kręci mi się w głowie itp.
Tak jakbym tak mocno utrwalił sobie przez te wszystkie lata chorobę, że teraz nawet potwierdzenie od lekarza spowodowało nasilenie się objawów z innej strony.
Mam dzisiaj dość wszystkiego. Od jakichś dwóch tygodni moja nerwica uczepiła się skupianiu na tym jak chodzę, podpowiadaniu, że mam zaburzenia równowagi itp. A ja jak głupi testuję stając na jednej nodze, zamykając oczy i chwiejąc się jak kretyn.
Dzisiaj wstałem rano z myślą, że jest fajnie normalnie nie skupiałem się na chodzeniu, ale jak tylko wyszedłem na spacer to od razu pojawiła się myśl i potrzeba kontrolowania mojego chodu. Im bardziej sobie mówiłem w głowie: odpuść kontrolę, tym mocniej odczuwałem, że za chwilę się mogę przewrócić. Przeszedłem z kilometr i wróciłem do domu. Nie wywróciłem się, nic się nie stało oprócz strachu.
Moim największym problemem jest potrzeba kontrolowania wszystkiego od tego co dzieje się w życiu po odczucia ze strony ciała i jak tylko mi nie wychodzi bo czuję kolejny objaw to mam zjazd nastroju.
Wszystko zaczęło się kilka lat temu jak bylem w UK w pracy, tam miałem pierwszy atak paniki, uczepiłem się tego, że mam chore serce. Wróciłem do Polski, zrobiłem jedynie podstawowe badania krwi, EKG, wyszło wszystko oK. Moim błędem było to, że nie poszedłem do kardiologa zweryfikować serca.
Zrobiłem to dopiero kilka tygodni temu i dowiedziałem się, że oprócz lekkiej niedomykalności to mam serce zdrowe. Przez kilka dni było OK, ale później pojawiło się to dziwne uczucie podczas spaceru jakbym miał się wywrócić. Mam wrażenie, że umysł zapamiętał to o co pytał kardiolog czy mam duszności, albo czy kręci mi się w głowie itp.
Tak jakbym tak mocno utrwalił sobie przez te wszystkie lata chorobę, że teraz nawet potwierdzenie od lekarza spowodowało nasilenie się objawów z innej strony.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 535
- Rejestracja: 19 lipca 2015, o 21:11
Siema mam problem, wzięliśmy sobie z dziewczyna za granicą tańsze fajki, Niby jakieś że Szwajcarii a mieszkamy w Holandii, paliliśmy to pół dnia, teraz w głowie nam się kręci a mi lęk wrócił i takie otępienie xd moja dziewczyna tego tak nie przeżywa ale też to czuje, ja to cały blady źle się czuję derealizacja nasilona, a przed tymi papierosami było wszystko ok, jutro idę do pracy z rana a jest masakra, czuje się jak na fazie jakiejś a to tylko papierosy, jak się uspokoić i co zrobić, kiedy to przejdzie ?.
- Paulosia
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 107
- Rejestracja: 26 stycznia 2025, o 18:57
Hej. Proponuję słowa "odpuść kontrolę" zamienić na przekorne myśli, typu: "jak chcesz to mnie przewróć, proszę bardzo", "no chciałabyś, żebym się przewrócił" - dlaczego? bo boisz się utraty równowagi, więc próbujesz uciec przed lękiem, a on wtedy goni cię bardziej. Tak właśnie działa lęk. Co do "posiadania kontroli"- nie posiadamy, tylko nam się wydaje, że ją mamy. Możemy mieć jedynie "poczucie kontroli"-czyli czujemy, że mamy nad czymś kontrolę, ale w rzeczywistości nie da się jej mieć.. dlatego nazywa się to poczuciem a nie posiadaniem. Proponuję nie testować na siłę rzeczy, które faktycznie mogą spowodować upadek (np. stanie na jednej nodze), bo jeżeli "stracisz kontrolę" i upadniesz (przez czysty przypadek-przecież to się zdarza), wtedy podkarmisz lęk- udowodnisz nerwicy, że ma rację- nie masz równowagi, więc umysł ma racje.. Co do serca- owszem- umysł zapamiętał, że masz (najpewniej) lekką niedomykalność- więc tu rodzi się panika, bo jednak "coś z tym sercem jest nie tak". Polecam Ci także oglądanie na YT filmów "DivoVic". Dają fajne radymorpheusfp pisze: ↑13 lutego 2025, o 13:55Cześć.
Mam dzisiaj dość wszystkiego. Od jakichś dwóch tygodni moja nerwica uczepiła się skupianiu na tym jak chodzę, podpowiadaniu, że mam zaburzenia równowagi itp. A ja jak głupi testuję stając na jednej nodze, zamykając oczy i chwiejąc się jak kretyn.
Dzisiaj wstałem rano z myślą, że jest fajnie normalnie nie skupiałem się na chodzeniu, ale jak tylko wyszedłem na spacer to od razu pojawiła się myśl i potrzeba kontrolowania mojego chodu. Im bardziej sobie mówiłem w głowie: odpuść kontrolę, tym mocniej odczuwałem, że za chwilę się mogę przewrócić. Przeszedłem z kilometr i wróciłem do domu. Nie wywróciłem się, nic się nie stało oprócz strachu.
Moim największym problemem jest potrzeba kontrolowania wszystkiego od tego co dzieje się w życiu po odczucia ze strony ciała i jak tylko mi nie wychodzi bo czuję kolejny objaw to mam zjazd nastroju.
Wszystko zaczęło się kilka lat temu jak bylem w UK w pracy, tam miałem pierwszy atak paniki, uczepiłem się tego, że mam chore serce. Wróciłem do Polski, zrobiłem jedynie podstawowe badania krwi, EKG, wyszło wszystko oK. Moim błędem było to, że nie poszedłem do kardiologa zweryfikować serca.
Zrobiłem to dopiero kilka tygodni temu i dowiedziałem się, że oprócz lekkiej niedomykalności to mam serce zdrowe. Przez kilka dni było OK, ale później pojawiło się to dziwne uczucie podczas spaceru jakbym miał się wywrócić. Mam wrażenie, że umysł zapamiętał to o co pytał kardiolog czy mam duszności, albo czy kręci mi się w głowie itp.
Tak jakbym tak mocno utrwalił sobie przez te wszystkie lata chorobę, że teraz nawet potwierdzenie od lekarza spowodowało nasilenie się objawów z innej strony.

- bareten
- Odważny i aktywny forumowicz
- Posty: 688
- Rejestracja: 7 października 2013, o 14:37
Ja też się muszę wyżalić. Nerwica wróciła od połowy grudnia. Tak do połowy stycznia miałem tragedię, ale później odpuściło, czułem się już dosyć dobrze. Od ostatniej niedzieli złapała mnie jakaś jelitówka. Niestety zacząłem analizować i sobie wkręcać czy to na pewno wirus, do tego osłabienie organizmu i czasem jakas gorączka. Od tego czasu czuje psychiczny zjazd. Tak jakbym to co wypracowałem przez też miesiąc poszło w ... Nie wiem czy to kwestia choroby i ogólnego przemęczenia czy coś faktycznie poszło w drugą stronę. Już zaczynam się nakręcać i analizować....martwię się, że znów będzie jak wcześniej
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 60
- Rejestracja: 14 grudnia 2016, o 15:29
Dziękuję - zacząłem powtarzać sobie Twoje słowa typu: dlaczego chcesz mi to zrobić plus wdrażam przekonanie, że to tylko myśl i one nie mogą zrobić krzywdy.
Najważniejsze w moim przypadku to odpuszczenie kontroli i zmiana złych nawyków. Mam porobionych wiele takich punktów bezpieczeństwa jak np. wieczorny spacer tą samą drogą, z przekonaniem, że to pozwoli dobrze spać. Ostatnie dni zmieniam to i np. w nocy zauważyłem, że budzę się ze stanem lękowym jakbym po prostu to zaburzył.
Dzisiaj rano obudziłem się, jest w porządku chociaż gdzieś tam już są myśli, czy z moimi nogami jest wszystko w porządku, wiem, to są tylko myśli i to ja nadaję im kierunek.
W czwartek idę na holter, także wierzę, że wszystko wyjdzie ok.
Najważniejsze w moim przypadku to odpuszczenie kontroli i zmiana złych nawyków. Mam porobionych wiele takich punktów bezpieczeństwa jak np. wieczorny spacer tą samą drogą, z przekonaniem, że to pozwoli dobrze spać. Ostatnie dni zmieniam to i np. w nocy zauważyłem, że budzę się ze stanem lękowym jakbym po prostu to zaburzył.
Dzisiaj rano obudziłem się, jest w porządku chociaż gdzieś tam już są myśli, czy z moimi nogami jest wszystko w porządku, wiem, to są tylko myśli i to ja nadaję im kierunek.
W czwartek idę na holter, także wierzę, że wszystko wyjdzie ok.
Paulosia pisze: ↑13 lutego 2025, o 22:28Hej. Proponuję słowa "odpuść kontrolę" zamienić na przekorne myśli, typu: "jak chcesz to mnie przewróć, proszę bardzo", "no chciałabyś, żebym się przewrócił" - dlaczego? bo boisz się utraty równowagi, więc próbujesz uciec przed lękiem, a on wtedy goni cię bardziej. Tak właśnie działa lęk. Co do "posiadania kontroli"- nie posiadamy, tylko nam się wydaje, że ją mamy. Możemy mieć jedynie "poczucie kontroli"-czyli czujemy, że mamy nad czymś kontrolę, ale w rzeczywistości nie da się jej mieć.. dlatego nazywa się to poczuciem a nie posiadaniem. Proponuję nie testować na siłę rzeczy, które faktycznie mogą spowodować upadek (np. stanie na jednej nodze), bo jeżeli "stracisz kontrolę" i upadniesz (przez czysty przypadek-przecież to się zdarza), wtedy podkarmisz lęk- udowodnisz nerwicy, że ma rację- nie masz równowagi, więc umysł ma racje.. Co do serca- owszem- umysł zapamiętał, że masz (najpewniej) lekką niedomykalność- więc tu rodzi się panika, bo jednak "coś z tym sercem jest nie tak". Polecam Ci także oglądanie na YT filmów "DivoVic". Dają fajne radymorpheusfp pisze: ↑13 lutego 2025, o 13:55Cześć.
Mam dzisiaj dość wszystkiego. Od jakichś dwóch tygodni moja nerwica uczepiła się skupianiu na tym jak chodzę, podpowiadaniu, że mam zaburzenia równowagi itp. A ja jak głupi testuję stając na jednej nodze, zamykając oczy i chwiejąc się jak kretyn.
Dzisiaj wstałem rano z myślą, że jest fajnie normalnie nie skupiałem się na chodzeniu, ale jak tylko wyszedłem na spacer to od razu pojawiła się myśl i potrzeba kontrolowania mojego chodu. Im bardziej sobie mówiłem w głowie: odpuść kontrolę, tym mocniej odczuwałem, że za chwilę się mogę przewrócić. Przeszedłem z kilometr i wróciłem do domu. Nie wywróciłem się, nic się nie stało oprócz strachu.
Moim największym problemem jest potrzeba kontrolowania wszystkiego od tego co dzieje się w życiu po odczucia ze strony ciała i jak tylko mi nie wychodzi bo czuję kolejny objaw to mam zjazd nastroju.
Wszystko zaczęło się kilka lat temu jak bylem w UK w pracy, tam miałem pierwszy atak paniki, uczepiłem się tego, że mam chore serce. Wróciłem do Polski, zrobiłem jedynie podstawowe badania krwi, EKG, wyszło wszystko oK. Moim błędem było to, że nie poszedłem do kardiologa zweryfikować serca.
Zrobiłem to dopiero kilka tygodni temu i dowiedziałem się, że oprócz lekkiej niedomykalności to mam serce zdrowe. Przez kilka dni było OK, ale później pojawiło się to dziwne uczucie podczas spaceru jakbym miał się wywrócić. Mam wrażenie, że umysł zapamiętał to o co pytał kardiolog czy mam duszności, albo czy kręci mi się w głowie itp.
Tak jakbym tak mocno utrwalił sobie przez te wszystkie lata chorobę, że teraz nawet potwierdzenie od lekarza spowodowało nasilenie się objawów z innej strony.![]()
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 60
- Rejestracja: 14 grudnia 2016, o 15:29
Mi psychoterapeuta powtarza, że skoro przywołuję to znaczy, że chcę aby to było w moim życiu i że czerpię z tego jakieś korzyści, a dopóki będę miał korzyści to nie odpuści.
Coś w stylu jest źle, ale stabilnie i zwracam na siebie uwagę, a jak zaczyna być lepiej to jakby wewnętrzny strach, że się skończy i zostanę z niczym.
Coś w stylu jest źle, ale stabilnie i zwracam na siebie uwagę, a jak zaczyna być lepiej to jakby wewnętrzny strach, że się skończy i zostanę z niczym.
bareten pisze: ↑14 lutego 2025, o 07:23Ja też się muszę wyżalić. Nerwica wróciła od połowy grudnia. Tak do połowy stycznia miałem tragedię, ale później odpuściło, czułem się już dosyć dobrze. Od ostatniej niedzieli złapała mnie jakaś jelitówka. Niestety zacząłem analizować i sobie wkręcać czy to na pewno wirus, do tego osłabienie organizmu i czasem jakas gorączka. Od tego czasu czuje psychiczny zjazd. Tak jakbym to co wypracowałem przez też miesiąc poszło w ... Nie wiem czy to kwestia choroby i ogólnego przemęczenia czy coś faktycznie poszło w drugą stronę. Już zaczynam się nakręcać i analizować....martwię się, że znów będzie jak wcześniej
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 126
- Rejestracja: 6 kwietnia 2024, o 15:25
to znowu ja
nerwica teraz uderza w takie rzeczy jak- rozne odczucia w ciele jak np przekrecam glowe, siadam, cos mi strzeli, cos sie otrze o skore- i to doprowadza mnie do szaly, ze to wezly chlonne przeskakuja albo inne guzy(mialem cale cialo przebadane i nic nie ma).
Zamienilem fevarin na fluo(prozac), Biore 2 dni, zobaczymy czy sie wkreci
nerwica teraz uderza w takie rzeczy jak- rozne odczucia w ciele jak np przekrecam glowe, siadam, cos mi strzeli, cos sie otrze o skore- i to doprowadza mnie do szaly, ze to wezly chlonne przeskakuja albo inne guzy(mialem cale cialo przebadane i nic nie ma).
Zamienilem fevarin na fluo(prozac), Biore 2 dni, zobaczymy czy sie wkreci
- bareten
- Odważny i aktywny forumowicz
- Posty: 688
- Rejestracja: 7 października 2013, o 14:37
Bardzo ciekawa kwestia. To jak to zrobić żeby tego nie przywoływać? Wiadomo, że nie chcemy żeby to w nas siedzialo. Dawał Ci jakieś konkretne rady? Ja mam raczej delikatny strach jak jest lepiej, ale nie dlatego że nie chce żeby było lepiej, tylko jest dziwnie jak jest normalnie i wtedy człowiek myśli czy już jest lepiej, czy dużo lepiej czy normalnie? A może już całkiem źle że już nie rozróżniam. Pozdrawiammorpheusfp pisze: ↑17 lutego 2025, o 07:59Mi psychoterapeuta powtarza, że skoro przywołuję to znaczy, że chcę aby to było w moim życiu i że czerpię z tego jakieś korzyści, a dopóki będę miał korzyści to nie odpuści.
Coś w stylu jest źle, ale stabilnie i zwracam na siebie uwagę, a jak zaczyna być lepiej to jakby wewnętrzny strach, że się skończy i zostanę z niczym.
bareten pisze: ↑14 lutego 2025, o 07:23Ja też się muszę wyżalić. Nerwica wróciła od połowy grudnia. Tak do połowy stycznia miałem tragedię, ale później odpuściło, czułem się już dosyć dobrze. Od ostatniej niedzieli złapała mnie jakaś jelitówka. Niestety zacząłem analizować i sobie wkręcać czy to na pewno wirus, do tego osłabienie organizmu i czasem jakas gorączka. Od tego czasu czuje psychiczny zjazd. Tak jakbym to co wypracowałem przez też miesiąc poszło w ... Nie wiem czy to kwestia choroby i ogólnego przemęczenia czy coś faktycznie poszło w drugą stronę. Już zaczynam się nakręcać i analizować....martwię się, że znów będzie jak wcześniej
- Paulosia
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 107
- Rejestracja: 26 stycznia 2025, o 18:57
Chłopaki, prawda jest taka, że tych myśli nie przywołujecie, one są „automatyczne”. Tworzą się „same” na podstawie naszych błędnych przekonań- które najwidoczniej skoro dalej mamy i nasz umysł ich używa, to znaczy że kiedyś dawały nam korzyść, a że te błędne przekonania nie pasują nam, w końcu zaczęły przeszkadzać, bo nie mają potwierdzenia. Np. Żyje z przekonaniem „wszystko albo nic”- jeżeli upadłam i zachorowałam, nie mogę pracować, czuję się źle…. Co może dać mi moj umysł ? Jeżeli leżę w łóżku i „konam” z nerwicy, no nic innego jak „po co się męczyć? Trzeba to skończyć” itp. A co do tych myśli „jest dobrze, czy normalnie? A skoro jest dobrze to od czego, ale to dziwne, to znaczy zaraz bedzie gorzej” - tego typu myśli po prostu, jak każde inne, olewać, nie pozwalać im „zakiełkować” bo wtedy panikujemy, a lęk ma z tego pożywkę….niestety.. jeżeli jest dobrze u mnie, też mam myśli „o boże jest dobrze, to cisza przed burzą”, ale pomagają mi myśli typu: „jest dobrze to jest dobrze, jak będzie źle to wtedy zacznę się martwić”. I to działa! Trzeba przekonać ten umysł że nie boimy się tego, jak się zrobi źle. Nie możemy siedzieć i. Czekać „aż będzie źle”- bo wtedy 1. Marnujemy czas i nie korzystamy z życia, 2. Sami powodujemy to, że zapraszamy ten lęk do siebie. Wtedy umysłowi się „przypomina”, że mamy się bać i zaczyna się jazda…
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 60
- Rejestracja: 14 grudnia 2016, o 15:29
Jeśli chodzi o korzyści to może odpowiem na swoim przykładzie.
Wychowywałem się w domu, gdzie moi rodzice byli bardzo wymagający. Nauka, nauka i same dobre oceny. Przepytywanie przez mamę, nauka praktycznie na pamięć i strach przed złą oceną. Najfajniejsze momenty które pamiętam to.... bycie chorym, przeziębiony, bo wtedy mama odpuszczała.
Dodatkowo mama w relacji z nami czy z tatą wykorzystywała swoje dolegliwości, żeby coś ugrać np. odciąć nas od babci bo wg niej babcia była toksyczna. No i tak rosłem obwiniany za wszystkie złe emocje mamy bo przecież mama miała prawo się denerwować kiedy czegoś nie umiałem, miała prawo krytykować bo przecież buntowałem się itp.
Następnie ożeniłem się i w momencie w którym powinienem dorośle myśleć, poczułem się jakbym utracił poczucie bezpieczeństwa, bo nikt mi nie mówił jak mam życ - wszystko zależało już ode mnie, a przecież ja tego nie nauczyłem się wcześniej.
Wyjechaliśmy z żoną za granicę, znalazłem pracę, fajną pracę, ale w głębi duszy czułem się niepewnie bo nie chciałem tam być. Z jednej strony chciałem zarabiać, a z drugiej chciałem być w Polsce, gdzie była cała rodzina. No i zaczęło się od ataków paniki, przeczucia że mam chore serca, każdego dnia wychodząc po schodach na drugie piętro praktycznie walczyłem o życie i cały czas badałem puls.
Miałem zajebistą wymówkę, że musimy wracać do Polski bo przecież ja sobie nie daję rady. Mieliśmy zostać półtora roku, ale wróciliśmy po roku. Żona każdego dnia martwiła się o mnie bo nie mogła mi pomóc, a ja sam wkręcałem się co raz bardziej - bo przecież jestem chory.
Wróciliśmy, zrobiłem badania krwi, EKG, byłem badany i wszystko na tamten moment było ok. Natomiast ja nadal źle się czułem. Byłem otoczony opieką żony, ustępowała mi wielokrotnie bo przecież nie mogę się denerwować bo ja to tak przeżywam wszystko. Więc nerwica zagościła u mnie na stałe. Żona chciała jechać nad morze, a ja morza nie cierpię - wolę góry. Dlatego też nagle w górach zacząłem czuć się lepiej, więc jeździliśmy tylko w góry.
Przykładów można mnożyć, ale każde z nas musi też zastanowić się co daje nerwica faktycznie. Założyłem dwa lata temu firmę, ale w momencie kiedy idzie gorzej to ja czuję się źle, więc temat prowadzenia firmy spadł na żonę.
To jest taka okropna ucieczka przed dorosłością, odpowiedzialnością, chowanie za objawami bo przecież wiecie ja ,, bym wiele chciał, ale jak mam to zrobić" przecież: boli mnie serce, brzuch, mam jakieś zawrotu, czuję napięcie w głowie itp.
Jaki to jest paradoks, że umysł próbuje nas chronić przed porażką, chronić przed życiem, więc w sumie nam pomaga, a jednocześnie okropnie sobie sami szkodzimy.
Im bardziej sie boję, tym bardziej staram się działać. Jest to trudne, ale w końcu wszystko zalezy od nas.
P.S. Myśli my nie kontrolujemy bo to chyba na poziomie podświadomym. My możemy po prostu wpuścić te myśli jak najlepszych gości i zaakceptować, że są w końcu nie moga nam zrobić krzywdy. Staram się to wdrożyć, ale ze względu na to, że przez ostatnie lata za mocno im ufałem nie jest to proste. Z drugiej strony ile razy do tej pory umieraliśmy, a ile razy faktycznie umarliśmy.
Strach w momencie, gdy jest lepiej pojawia się dlatego, że podświadomie czujesz, że tracisz zasłonę/tarczę.
Wychowywałem się w domu, gdzie moi rodzice byli bardzo wymagający. Nauka, nauka i same dobre oceny. Przepytywanie przez mamę, nauka praktycznie na pamięć i strach przed złą oceną. Najfajniejsze momenty które pamiętam to.... bycie chorym, przeziębiony, bo wtedy mama odpuszczała.
Dodatkowo mama w relacji z nami czy z tatą wykorzystywała swoje dolegliwości, żeby coś ugrać np. odciąć nas od babci bo wg niej babcia była toksyczna. No i tak rosłem obwiniany za wszystkie złe emocje mamy bo przecież mama miała prawo się denerwować kiedy czegoś nie umiałem, miała prawo krytykować bo przecież buntowałem się itp.
Następnie ożeniłem się i w momencie w którym powinienem dorośle myśleć, poczułem się jakbym utracił poczucie bezpieczeństwa, bo nikt mi nie mówił jak mam życ - wszystko zależało już ode mnie, a przecież ja tego nie nauczyłem się wcześniej.
Wyjechaliśmy z żoną za granicę, znalazłem pracę, fajną pracę, ale w głębi duszy czułem się niepewnie bo nie chciałem tam być. Z jednej strony chciałem zarabiać, a z drugiej chciałem być w Polsce, gdzie była cała rodzina. No i zaczęło się od ataków paniki, przeczucia że mam chore serca, każdego dnia wychodząc po schodach na drugie piętro praktycznie walczyłem o życie i cały czas badałem puls.
Miałem zajebistą wymówkę, że musimy wracać do Polski bo przecież ja sobie nie daję rady. Mieliśmy zostać półtora roku, ale wróciliśmy po roku. Żona każdego dnia martwiła się o mnie bo nie mogła mi pomóc, a ja sam wkręcałem się co raz bardziej - bo przecież jestem chory.
Wróciliśmy, zrobiłem badania krwi, EKG, byłem badany i wszystko na tamten moment było ok. Natomiast ja nadal źle się czułem. Byłem otoczony opieką żony, ustępowała mi wielokrotnie bo przecież nie mogę się denerwować bo ja to tak przeżywam wszystko. Więc nerwica zagościła u mnie na stałe. Żona chciała jechać nad morze, a ja morza nie cierpię - wolę góry. Dlatego też nagle w górach zacząłem czuć się lepiej, więc jeździliśmy tylko w góry.
Przykładów można mnożyć, ale każde z nas musi też zastanowić się co daje nerwica faktycznie. Założyłem dwa lata temu firmę, ale w momencie kiedy idzie gorzej to ja czuję się źle, więc temat prowadzenia firmy spadł na żonę.
To jest taka okropna ucieczka przed dorosłością, odpowiedzialnością, chowanie za objawami bo przecież wiecie ja ,, bym wiele chciał, ale jak mam to zrobić" przecież: boli mnie serce, brzuch, mam jakieś zawrotu, czuję napięcie w głowie itp.
Jaki to jest paradoks, że umysł próbuje nas chronić przed porażką, chronić przed życiem, więc w sumie nam pomaga, a jednocześnie okropnie sobie sami szkodzimy.
Im bardziej sie boję, tym bardziej staram się działać. Jest to trudne, ale w końcu wszystko zalezy od nas.
P.S. Myśli my nie kontrolujemy bo to chyba na poziomie podświadomym. My możemy po prostu wpuścić te myśli jak najlepszych gości i zaakceptować, że są w końcu nie moga nam zrobić krzywdy. Staram się to wdrożyć, ale ze względu na to, że przez ostatnie lata za mocno im ufałem nie jest to proste. Z drugiej strony ile razy do tej pory umieraliśmy, a ile razy faktycznie umarliśmy.
Strach w momencie, gdy jest lepiej pojawia się dlatego, że podświadomie czujesz, że tracisz zasłonę/tarczę.