Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Słabszy dzień? Kryzys? Ogólne pytanie? Wyżal się swobodnie.

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
og220
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 140
Rejestracja: 15 listopada 2018, o 07:27

29 listopada 2023, o 23:08

Tosik pisze:
10 listopada 2023, o 12:27
Ja nie wierzę w to że mam nerwicę. Nic mi tutaj nie pasuje . Mam głównie myśli rezygnacyjne, depresyjne.
Czuję się beznadziejna, bezwartościowa, głupia, inna niż wszyscy, jakaś wybrakowana. Wy wszyscy tutaj na forum wydajecie mi się lepsi jacyś mądrzejsi lepiej formułujący swoje myśli.
Czuję że zawaliłam swoje życie i nie tylko swoje że zniszczyłam życie mężowi bo mógł poznać kogoś normalnego,wesołego, wulyluzowanego ,fajnego jak on a nie tracić czas ze mną. Ja nawet mieszkania nie potrafię urządzić. Mam je w remoncie a nie potrafię zdecydować się na kafelki w łazience. Chciałabym zniknąć,przestać myśleć ,przestać być problemem dla rodziny dla siebie. Czuję się nie zdolna do życia. Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Czuję się wyczerpana psychicznie.
Myślę, że psychika jest na tyle złożona, że potrafi płatać różne figle. U mnie było na odwrót- nerwica lękowa kryła depresję.
Gdyby mąż Cię nie kochał i nie akceptował, to po prostu by już go nie było i jednocześnie udowodniłby, że nie jest Ciebie wart. Ale takiej sytuacji nie ma.
Doskonale rozumiem, co to wyczerpanie psychiczne, człowiek realnie nawet chce coś zrobić, ale po prostu się nie da, bo jest jakaś blokada i jesteś trzymany w wirze emocji.
Ja miałam kilkudniowe nawroty lękowe po 2 latach spokoju i to jest „Śmieszne”, ale np. Nie byłam w stanie zamówić sobie przez internet butów zimowych, a to ze 4 kliknięcia 😅
Najgorsze w tej sytuacji, co możesz robić, to wlasnie winić się za to, jak się czujesz i jaka beznadziejna jesteś. Zaakceptuj to, ze TERAZ po prostu masz kryzys i nie ogarniasz życia, obwinianie się i dołowanie nie zmienia stanu rzeczy. Po prostu tak teraz jest no i trudno. Musisz się pogodzić, ze teraz czujesz negatywne emocje, to nieprzyjemne, ale do przetrwania.
To nie będzie trwało wiecznie, szczególnie jak zaczniesz pracować nad sobą :)
og220
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 140
Rejestracja: 15 listopada 2018, o 07:27

29 listopada 2023, o 23:15

Lena96 pisze:
9 listopada 2023, o 22:16
Hej,
Dziś w pracy przyznałam się jednej z koleżanek, że leczę się psychiatrycznie i że skłamałam ostatnio w sprawie mojej nieobecności. Teraz jestem strasznie przestraszona, że ona to komuś powie. Czuję się nieprzytomna i zmęczona, nie mogę się skoncentrować :( Boję się, że zostanę przez to wykluczona z grupy, chociaż właściwie zawsze jestem na uboczu i nigdy się nią nie czuję :(
Myśle, że każdy zna teraz osobę lecząca się psychiatrycznie, więc naprawdę nie wywołałaś tym żadnego szoku ani niepokoju u koleżanki. Naprawdę poziom świadomości ludzi na temat zdrowia psychicznego jest znacznie większy niż jeszcze kilka lat temu i to jest normalne, że chodzisz sobie do psychiatry/na terapie.
Zresztą co najgorszego może się stać? Jeśli Cię za takie coś całkiem odrzucą z grupy, to będziesz wiedziała, że ci ludzie są niedojrzali i nadzwyczajnie głupi. Myśle, ze w takim wypadku nie ma co ubiegać się o aprobatę takich osób.
og220
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 140
Rejestracja: 15 listopada 2018, o 07:27

29 listopada 2023, o 23:22

madzia26madzia pisze:
10 listopada 2023, o 22:09
Hej. Dawno mnie nie było
Mam straszne problemy rodzinne. Mąż mnie nie szanuje. Ciągle szukam w sobie winy a tak naprawdę to on mnie nie szanuje. Na każdym kroku mówi jak ci nie pasuje to się rozwiedz. Nie wiem co robić. Moje objawy nerwicowe dużo ustąpiły. Mam pewne fobie jeszcze ale dużo się zmieniło a on mnie ciągle o wsztlytsko obwinia. Tak mi źle. Tak bym chciała żeby przyszedł i powiedział że wszytsko będzie dobrze. A nie ciągle tylko słyszę jaka ja jestem
Jestem tym strasznie zmeczona
Jesteś w toksycznym związku. Zdajesz sobie sprawę z tego, że twój mąż się de facto znęca nad tobą takim zachowaniem? To nie Ty jesteś problemem, tylko on.
Moim zdaniem powinnaś jak najszybciej uzyskać fachową pomoc i dążyć do uwolnienia się od tego człowieka.
I jeszcze jedno: skoro nigdy nie przyszedł i nie powiedział, ze wszystko będzie dobrze, to on nigdy tego nie zrobi. Nie ma co żyć w iluzji, ludzie się nie zmieniają, chyba ze widzą w sobie problem i pracują nad sobą. On inny nie będzie, dalej będzie Cię poniżał, bo czerpie z tego podświadomie jakąś przyjemność.
Może być tak, że podświadomie Ty też odczuwasz satysfakcję z bycia traktowaną w ten sposob, chociaż realnie patrząc, to może wydawać się absurdalne.
Awatar użytkownika
Juliaaa78569
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 589
Rejestracja: 27 kwietnia 2018, o 16:25

29 listopada 2023, o 23:48

og220 pisze:
27 listopada 2023, o 21:26
Cześć, nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam na forum (chyba 2 lata temu, jak miałam duszności po covidzie).
Piszę, bo jestem w kryzysie i niestety też jest to związane ze złym stanem zdrowia.

Ponad tydzień temu przed weekendem zaczęłam słabiej się czuć i miałam problemy z zatokami, jak często u mnie bywa. Poszłam do lekarza, bo w niedziele miałam wyjazd służbowy do Portugalii. Lekarz powiedziała, że wygląda to na wirusowe zapalenie nosa, dała trochę leków i pojechałam, mimo że miałam ogromne lęki przed wyjazdem, bo mam trudniejszy okres w terapii.
Pojechałam. Co prawda było tam cieplej, ale w portugalskim budownictwie nie ma ogrzewania, więc w moim zakwaterowaniu było zimno, wilgoć i co chwile otwierane okna do wietrzenia. Zaczęłam się czuć coraz gorzej i jeszcze bardziej panikować, aż nawet zdecydowałam się przebookować bilet do Polski na wcześniej (mimo że biłam się z myślami, że może się tylko nakręcam i nie powinnam się poddać lękom).
W piątek poszłam do laryngologa i powiedziała mi, że coś się rozwinęło, bo mam białe naloty na gardle i migdalkach. Kazała wziąć antybiotyk.
Wszystko byłoby jeszcze do zniesienia gdyby nie fakt, że od jakiegoś tygodnia mam uczucie cięższej klatki piersiowej i czasem sporadycznie coś mnie lekko w jej dolnej części zaboli.
Lekarz powiedziała, że jak będzie się pogarszać to mam iść do internisty na osłuchanie. Umówiłam się dzisiaj, ale oczywiście wizytę mam dopiero w środę w południe. Nie pogarsza mi się nic, ale mam wrażenie, że cały czas jest tak samo.
Problem w tym, że jestem straumatyzowana po koronie 2 lata temu, jak ledwo wciągałam powietrze i nie mogłam nawet płynnie mówić, bo brakowało mi tchu. Od tamtego czasu pojawiły się alergie, ogólnie słaba odporność, bo co chwilę łapałam infekcje.
Boję się teraz, że mam jakieś zapalenie płuc albo nie wiadomo co, że zacznę się dusić i nawet przechodzą mi przez głowę myśli, że umrę. Czuję się zlękniona i zestresowana, co na pewno nie pomaga w odpoczywaniu w chorobie, a najgorsze jest to, że jestem sama na mieszkaniu od 3 dni i po prostu już wariuję.
Po prostu mam wizję tego, że mam jakąś poważniejszą chorobę, że nie wytrzymam do tej wizyty lekarskiej, że trafi mi się beznadziejny lekarz, który nic ze mną nie zrobi. Boję się każdego scenariusza- jak się okaże, że to nic groźnego, to będę dalej się nakręcać, że zostałam źle zdiagnozowana i coś mi się stanie. Jak wyjdzie, że to poważniejsza choroba, to też będę panikować, że z niej nie wyjdę… już nie wiem, co z sobą zrobić…
Sęk w tym, że nie rozgryzłaś jeszcze działania mechanizmu lękowego, bo post, który napisałaś wyłania schematy lękowe, którymi nadal się posługujesz.

Zobacz, że ostatnie zdania to są tylko i wyłącznie różnego rodzaju myśli natrętne, które próbują wyjaśnić lęk, który odczuwasz. A ty próbując je ujarzmić szukasz uspokojenia, by na chwilę poczuć się dobrze. Tzn. mogłabym napisać, że nie ma sensu wróżyć sobie choroby znikąd, że to nie jest nic poważnego itp. Ale nie o to w tym chodzi, bo to Cię uspokoi tylko na chwilę, przyjdzie inna sytuacja, a Ty znów będziesz stosować ten sam mechanizm zabezpieczający.

Zamiast tego warto trzymać się pewnych założeń które spowoduję zmianę tych nawyków. Po pierwszy i najważniejsze zrozumieć dlaczego, po co i jak to działa, a potem działanie.
Ucz się przepuszczać te myśli, nie tłumaczyć, nie uspokajać, nie wynajdywać milion scenariuszy, a co jeśli to, a co jeśli tamto, a co zrobię jak to się stanie.
Nie.
Ucz się je zostawiać i czekaj na dalszy rozwój wydarzeń. Cokolwiek sie stanie, będziesz dopiero wtedy myśleć co dalej i oszczędzisz sobie zamartwiania teraz.
A z doświadczenia wiem, że większość tego, czego się boimy nie ma pokrycia w rzeczywistości.

Ja np. muszę iść w piątek na zajęcia zapytać profesorki, czy moja praca, którą zrobiłam nie jest zbyt podobna do czegoś tam i czy to nie plagiat. I myślę sobie: kurcze, jak to plagiat to mnie wyrzucą, koniec studiów, bla bla bla, albo, że cholera tyle czasu poświęciłam na to i będę musiała to zadanie robić od nowa, nie wyrobie się do sesji, nie wymyślę nic nowego...

No to by się mogło ciagnąć bez końca. Było upewnianie się, uspokajanie, zapewnianie, analizowanie co zrobię jak to i tamto się stanie.
Aż w końcu, mówię, kurde nie mam czasu na analizowanie x scenariuszy, zajmę się innym projektami, pójdę w piątek, zapytam i zobaczymy co dalej.
(ps: z tym wyrzuceniem z uczelnii to trochę przesada mocna, no ale tak działa zlękniony umysł) :)
og220
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 140
Rejestracja: 15 listopada 2018, o 07:27

30 listopada 2023, o 14:48

Juliaaa78569 pisze:
29 listopada 2023, o 23:48

Sęk w tym, że nie rozgryzłaś jeszcze działania mechanizmu lękowego, bo post, który napisałaś wyłania schematy lękowe, którymi nadal się posługujesz.

Zobacz, że ostatnie zdania to są tylko i wyłącznie różnego rodzaju myśli natrętne, które próbują wyjaśnić lęk, który odczuwasz. A ty próbując je ujarzmić szukasz uspokojenia, by na chwilę poczuć się dobrze. Tzn. mogłabym napisać, że nie ma sensu wróżyć sobie choroby znikąd, że to nie jest nic poważnego itp. Ale nie o to w tym chodzi, bo to Cię uspokoi tylko na chwilę, przyjdzie inna sytuacja, a Ty znów będziesz stosować ten sam mechanizm zabezpieczający.

Zamiast tego warto trzymać się pewnych założeń które spowoduję zmianę tych nawyków. Po pierwszy i najważniejsze zrozumieć dlaczego, po co i jak to działa, a potem działanie.
Ucz się przepuszczać te myśli, nie tłumaczyć, nie uspokajać, nie wynajdywać milion scenariuszy, a co jeśli to, a co jeśli tamto, a co zrobię jak to się stanie.
Nie.
Ucz się je zostawiać i czekaj na dalszy rozwój wydarzeń. Cokolwiek sie stanie, będziesz dopiero wtedy myśleć co dalej i oszczędzisz sobie zamartwiania teraz.
A z doświadczenia wiem, że większość tego, czego się boimy nie ma pokrycia w rzeczywistości.

Ja np. muszę iść w piątek na zajęcia zapytać profesorki, czy moja praca, którą zrobiłam nie jest zbyt podobna do czegoś tam i czy to nie plagiat. I myślę sobie: kurcze, jak to plagiat to mnie wyrzucą, koniec studiów, bla bla bla, albo, że cholera tyle czasu poświęciłam na to i będę musiała to zadanie robić od nowa, nie wyrobie się do sesji, nie wymyślę nic nowego...

No to by się mogło ciagnąć bez końca. Było upewnianie się, uspokajanie, zapewnianie, analizowanie co zrobię jak to i tamto się stanie.
Aż w końcu, mówię, kurde nie mam czasu na analizowanie x scenariuszy, zajmę się innym projektami, pójdę w piątek, zapytam i zobaczymy co dalej.
(ps: z tym wyrzuceniem z uczelnii to trochę przesada mocna, no ale tak działa zlękniony umysł) :)
Dziękuję Ci bardzo, że odpisałaś.

Wiem czym jest mechanizm lękowy i wiem, że się nakręcam. Jestem już 2,5 roku w terapii (z półroczną przerwą po pierwszym okresie, gdzie już się wydawało, że wszystko jest ok).

Chodzi o to, że przed moim wyjazdem zaczął się bardzo trudny okres w terapii, a chodzę na psychodynamiczną, która nieźle "poniewiera". Jest coś, co kryje w podświadomości i nie chce pokazać na jaw, co zaczęło budzić lęk podczas ostatniej sesji 2 tygodnie temu i terapeutka uprzedziła mnie, że zostawienie mnie z tym samą na wyjazd może być trudne.

Przez to że zachorowałam, odstęp między sesjami (jeśli pójdę w przyszłą środę), wyniesie już 3 tygodnie.

Normalnie radziłam sobie w kryzysowych sytuacjach, od 2 lat nie wzięłam do ust hydroksyzyny, bo sama potrafiłam się uspokoić.

Teraz niestety, ten lęk ma swoje racjonalne podłoże- tak jak wspominałam, mam traumę po covidzie, jak miałam 41,5 stopnia gorączki i ledwo oddychałam (nie mogłam nawet na jednym wdechu powiedzieć płynnie kilku słów bez przerwy na kolejny). I tak przez ok. miesiąc leżałam z inhalatorem. Jak zaczęło się to dziać to wyobraziłam sobie swoją własną śmierć.

Myślę, że aktualne ze względu na wrażenie ciężkości na płucach i pobolewanie między żebrami, po prostu mi się to przypomina i obawiam się, że będzie jeszcze gorzej. Tym bardziej, że jestem chora już prawie 2 tygodnie.

Gdyby to była złamana kończyna (miałam we wrześniu przez miesiąc), problem skórny, chore zatoki, to bym praktycznie to olała, bo to nie stanowi zagrożenia dla życia i zdrowia.

Natomiast obecne symptomy po prostu przypominają mi covid, który, w gruncie rzeczy, mój organizm bardzo źle zniósł.

Jasne, że próbuję próbować płynąć tym myślom i staram się zajmować pracą itp. Natomiast coś siedzi w mojej podświadomości i do momentu jak nie rozgryzę tego z terapeutką, to będzie się dobijać do mnie.

Współczuję lęk z pracą dyplomową, też mam to za sobą, ale największy miałam jednak na licencjacie, kiedy bałam się, że nie zdąże napisać i nie wiem, co mogę napisać. I tak siedziałam całe dni i byłam zlękniona, że nic nie piszę, bo miałam blokadę .-. Także jeszcze inna obawa, która też wynikała z jednego rodzaju lęku i mojego doświadczenia z dzieciństwa.

Daj znać, jak poszło spotkanie :)
og220
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 140
Rejestracja: 15 listopada 2018, o 07:27

3 grudnia 2023, o 16:43

Cześć,

Sorry, że męczę, ale dalej mam jazdę….

Skończyłam brać antybiotyk w piątek, wydawało mi się, że już jest lepiej trochę, wczoraj minimalnie zabolało mnie gardło, ale sobie myśle ok. Szłam spać wieczorem, pojawił się znowu ból między żebrami + bardziej w centralnej części klatki. Efekt natychmiastowy, lęk, że to zawał itd.

Dzisiaj obudziłam się w miare dobrze czując, natomiast (i teraz nie śmiejcie się, bo nie wymyśliłam tego), przypatrzylam się na zęby po myciu i patrzę, że pojawiły mi się przebarwienia na szkliwie (wyglada to tak, jak pierwszy etap próchnicy, gdzie najpierw dochodzi do odbarwienia szkliwa). To jest zazwyczaj długotrwały proces, ze coś takiego się robi, a mi się to pojawiło w przeciągu 2 tyg. max. Mało tego w miejscach, w których miałam leczone zeby, wokół plomb, gdzie się zazwyczaj nowa próchnica rozwija, widzę, że zrobiły się te miejsca ciemniejsze, tak jakby ta próchnica postępowała w zawrotnym tempie.

Ogolnie podczas stosowania antybiotyku zrobił mi się czarny język, co akurat normalne. Serio nie wymyśliłam tego, te przebarwienia tam są i nie wiem, jakim cudem się tak szybko pojawiły. Już to zaczęło wzbudzać mój lęk.

Potem znowu trochę więcej czuje ból gardła, pomyślałam, ze przespie się chwile, bo było mi zimno (może z lęku), obudziłam się i zaczęłam świrować, ze dlaczego znowu czuje się słabiej.

Naprawdę, nie wiem, co mi jest i co mam ze sobą zrobić. Zdaje sobie sprawę, ze automatycznie jak zaczynam się nakręcać i czuć lękliwiej, to jeszcze bardziej pewnie odczuwam te wszystkie dolegliwości.

Dalej sobie wyobrażam, ze trafie do szpitala, ze nikt nie potrafi mnie poprawnie zdiagnozować, że umrę. Jutro rano ma być ok -9 stopni, a ja muszę wrocic do pracy. Boje się, ze mi się pogorszy tez. Wymaz z gardła moge zrobić dopiero za jakieś 3/4 dni, bo dopiero co przestałam brać antybiotyk. A potem czekanie na wynik przez kolejne dni….

Najgorsze w tym wszystkim, ze bardzo potrzebuje spotkać się z moim terapeutą, a mam wizyty w środy i to jeszcze dojeżdżam 2 h pociągiem do miasta rodzinnego, a potem wracam z powrotem. Boje się, ze nie dam rady tam pojechać, albo że całkiem mnie to rozwali.

Już nie wiem, co ze sobą zrobić, strasznie się męczę i po prostu bardzo chciałabym, zeby ta choroba trwająca od 2 tyg. Już wreszcie całkiem minęła :’(

Przepraszam, wiem, że to wszystko brzmi bardzo desperacko i panicznie, zdaje sobie z tego sprawę. Ale naprawdę nie wiem, co mi jest i co mam ze sobą zrobić, ani co się ze mną stanie :(
DepresyjnaOna
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 145
Rejestracja: 23 listopada 2023, o 13:29

4 grudnia 2023, o 02:20

Hejka
Mój dzień to porażka.
Cały dzień pada deszcz.
Przez to mam problemy z prokrastynacją.
Biorę leki które są dla mnie wybawieniem ponieważ zmniejszają objawy nerwicy i depresji.
Wszystko idzie ku dobremu tylko strasznie przytyłam.
Objadam się ciągle.
Nigdy nie miałam nadwagi.
Dlatego tak mi ciężko.
No i ciągle się kłócę ze wszystkimi. Non stop jakieś dramaty.
Ciężko mi się czasem odizolować.
Bo ile można znosić.
To zabawne ale ciągle mam wrażenie że jestem niewystarczająca.
Nie chcę mi się wychodzić z domu czasami.
Zawsze byłam wysportowana a teraz jest coraz gorzej.

To jakiś koszmar.,🥺🥺🥺🥺
kaldunia18
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 431
Rejestracja: 5 listopada 2016, o 08:38

4 grudnia 2023, o 18:39

Pomóżcie, proszę:(
Dawno się nie odzywałam bo w miarę wszystko było okej. Jestem od kilku lat na leku anafranil połówka tabletki 75 mg: było dobrze, to znaczy co jakiś czas czuję się gorzej i, że moja wrażliwość bierze górę ale ogólnie dawno nie czułam się tak źle jak dziś. Bardzo ale to bardzo przeżywam losy zwierząt, psów w schroniskach i bezdomnych… cały czas gdy słyszę i czytam jakieś historie i prośby o adopcje psiaków to chce mi się poprostu płakać. Czuję taką bezsilność, że tyle zwierząt marznie przy budach, przykutych łańcuchami… u nas na Podhalu w tych wiochach w co drugim domu tak jest! Dzisiaj przeczytałam na fb o starszym seniorku psu, który umarł z zimna w schroniskowym boksie… no i o niczym innym już myśleć nie mogę, tylko o tym psie. Cały czas natrętnie analizuje tą sytuację, staram się sobie nawet tłumaczyć, że takich psów są tysiące i nie mam na to wpływu… wiem, że gdy przejdzie mi myśl o tym akurat psie to później znajdę kolejnego, o którym będę tak samo myśleć. Czuję się nieszczęśliwa, zamiast cieszyć się zimą to gdy tylko temperatura spada ja cały czas się stresuję i żałuję biednych marznących zwierząt. Czy to takie błędne koło nerwicy, którą teraz sobie upatrzyła te zwierzęta i cały czas chce żebym się zamartwiała czy to moja wrażliwość. Zastanawiam się czy sobie nie zwiększyć lęku, żeby trochę od tego odetchnąć od tego stresu i smutku jaki we mnie wywołują historie o psach. Nie jestem w stanie wziąć psa do domu, mam już jednego a na drugiego mój mąż się kategorycznie nie zgadza! Zresztą co, mam brać każdego, którego mi żal! To przecież niemożliwe i nielogiczne. Powiedzcie mi te myśli to typowe nerwicowe natrety??? Traktować je jak inne natrety?jak mogę tak je traktować jak przecież to się naprawdę wokół mnie dzieje, te zwierzęta cierpią.Nie jestem też w stanie w jakimś schronisku działać jako wolontariusz po pierwsze dla tego że najbliższe jest 50 km ode mnie po drugie jakbym na własne oczy zobaczyła te wszystkie psy to już depresja totalna i dno… staram się pomagać jak mogę, udostępniając posty czy finansowo, ale zaczyna mnie to przerastać. Zamiast cieszyć się rodziną i zimą to ja cały czas myślę o psach… proszę doradźcie coś. Może powinnam się odciąć od tego tematu ale normalnie nie dam rady bo mam wtedy wrażenie, że nie pomogę tym zwierzętom choć tak naprawdę nawet jak widzę te historie to nie mogę każdemu pomóc. Nie mam nad tym kontroli, nie jestem w stanie uratować tych psów i to chyba moja nerwica obrała sobie za glowny punkt i zamyka mnie w tym kole nerwicowym, które cały czas się kręci w tym temacie. Bardzo mi źle. Jak przestać się przejmować tym, na co wpływu nie mamy. Dziś już czuję jak w głowie mi pulsuje…
og220
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 140
Rejestracja: 15 listopada 2018, o 07:27

4 grudnia 2023, o 20:51

DepresyjnaOna pisze:
4 grudnia 2023, o 02:20
Hejka
Mój dzień to porażka.
Cały dzień pada deszcz.
Przez to mam problemy z prokrastynacją.
Biorę leki które są dla mnie wybawieniem ponieważ zmniejszają objawy nerwicy i depresji.
Wszystko idzie ku dobremu tylko strasznie przytyłam.
Objadam się ciągle.
Nigdy nie miałam nadwagi.
Dlatego tak mi ciężko.
No i ciągle się kłócę ze wszystkimi. Non stop jakieś dramaty.
Ciężko mi się czasem odizolować.
Bo ile można znosić.
To zabawne ale ciągle mam wrażenie że jestem niewystarczająca.
Nie chcę mi się wychodzić z domu czasami.
Zawsze byłam wysportowana a teraz jest coraz gorzej.

To jakiś koszmar.,🥺🥺🥺🥺
Hej,
Daj sobie czas, teraz źle się czujesz, ale to nie znaczy, że cały czas tak będzie i że nigdy nie wrócisz do sportu itd.

Ja w drugą stronę- przez ostatnie 2 tyg. schudłam przez chorobę i nawrót nerwicy. W sumie dalej nie mam apetytu jakiegoś dużego. Teraz jak patrzę w lustro, to nie tylko piersi, ale też tyłka nie mam…

Nie mam siły też chodzić na swoje treningi i jest mi przykro, bo chciałam różne partie ciała wzmocnić, żeby stać na rękach itp. No i lipa.

Ale dobra, trzeba dać sobie odpocząć i zaakceptować, że teraz się gorzej czujemy.

Myśle, że dobrze by było, gdybys podjęła terapie, żeby zobaczyć, skąd się biorą twoje zachowania/przekonania i żeby realnie móc je zmienić. Tak jak mówisz, leki wyciszają i tez są ważne, aczkolwiek nie rozwiązują problemu na dłuższa metę (przynajmniej z punktu widzenia mojego doświadczenia).
og220
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 140
Rejestracja: 15 listopada 2018, o 07:27

4 grudnia 2023, o 20:57

kaldunia18 pisze:
4 grudnia 2023, o 18:39
Pomóżcie, proszę:(
Dawno się nie odzywałam bo w miarę wszystko było okej. Jestem od kilku lat na leku anafranil połówka tabletki 75 mg: było dobrze, to znaczy co jakiś czas czuję się gorzej i, że moja wrażliwość bierze górę ale ogólnie dawno nie czułam się tak źle jak dziś. Bardzo ale to bardzo przeżywam losy zwierząt, psów w schroniskach i bezdomnych… cały czas gdy słyszę i czytam jakieś historie i prośby o adopcje psiaków to chce mi się poprostu płakać. Czuję taką bezsilność, że tyle zwierząt marznie przy budach, przykutych łańcuchami… u nas na Podhalu w tych wiochach w co drugim domu tak jest! Dzisiaj przeczytałam na fb o starszym seniorku psu, który umarł z zimna w schroniskowym boksie… no i o niczym innym już myśleć nie mogę, tylko o tym psie. Cały czas natrętnie analizuje tą sytuację, staram się sobie nawet tłumaczyć, że takich psów są tysiące i nie mam na to wpływu… wiem, że gdy przejdzie mi myśl o tym akurat psie to później znajdę kolejnego, o którym będę tak samo myśleć. Czuję się nieszczęśliwa, zamiast cieszyć się zimą to gdy tylko temperatura spada ja cały czas się stresuję i żałuję biednych marznących zwierząt. Czy to takie błędne koło nerwicy, którą teraz sobie upatrzyła te zwierzęta i cały czas chce żebym się zamartwiała czy to moja wrażliwość. Zastanawiam się czy sobie nie zwiększyć lęku, żeby trochę od tego odetchnąć od tego stresu i smutku jaki we mnie wywołują historie o psach. Nie jestem w stanie wziąć psa do domu, mam już jednego a na drugiego mój mąż się kategorycznie nie zgadza! Zresztą co, mam brać każdego, którego mi żal! To przecież niemożliwe i nielogiczne. Powiedzcie mi te myśli to typowe nerwicowe natrety??? Traktować je jak inne natrety?jak mogę tak je traktować jak przecież to się naprawdę wokół mnie dzieje, te zwierzęta cierpią.Nie jestem też w stanie w jakimś schronisku działać jako wolontariusz po pierwsze dla tego że najbliższe jest 50 km ode mnie po drugie jakbym na własne oczy zobaczyła te wszystkie psy to już depresja totalna i dno… staram się pomagać jak mogę, udostępniając posty czy finansowo, ale zaczyna mnie to przerastać. Zamiast cieszyć się rodziną i zimą to ja cały czas myślę o psach… proszę doradźcie coś. Może powinnam się odciąć od tego tematu ale normalnie nie dam rady bo mam wtedy wrażenie, że nie pomogę tym zwierzętom choć tak naprawdę nawet jak widzę te historie to nie mogę każdemu pomóc. Nie mam nad tym kontroli, nie jestem w stanie uratować tych psów i to chyba moja nerwica obrała sobie za glowny punkt i zamyka mnie w tym kole nerwicowym, które cały czas się kręci w tym temacie. Bardzo mi źle. Jak przestać się przejmować tym, na co wpływu nie mamy. Dziś już czuję jak w głowie mi pulsuje…
To faktycznie jest bardzo przykre, też jestem prozwierzęca i trudno mi na takie rzeczy patrzeć/słyszeć.

Wydaje mi się, że w Twoim przypadku jedynym chwilowym ukojeniem będzie poprawa warunków atmosferycznych, co będzie miało miejsce w środę bodajże.

W każdym razie, żebyś rozwiązała ten problem i myśli już Cię nie prześladowały, musisz się przyjrzeć , co głębiej za nimi stoi. A w tym już musi Ci raczej pomoc psychoterapeuta. Korzystasz z jakiejś pomocy?
Michal123
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 40
Rejestracja: 21 października 2023, o 16:43

4 grudnia 2023, o 21:37

Witajcie Przyjaciele.
Przyszedłem Wam się pożalić. Z nerwicą żyje od 6 miesięcy, czyli stosunkowo krótko. Moją historię opisałem w innym poście. Generalnie nie będę przynudzał.
Przesluchalem wszystkie nagrania naszych szanownych adminów i myślałem, że jestem na dobrej drodze, ale mam kryzys od 4 dni.
Wróciły obawy o guz mózgu (jestem przebadany kardiologicznie i byłem u neurologa, ale nie mialem rezonansu). Do tego mrowienie po obu stronach twarzy - skronie, suchość w gardle, obawa o swoje życie. Nadal będę walczył, ale potrzebuje słowa wsparcia.
Pomóżcie.
Pozdrawiam,
Michał
kaldunia18
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 431
Rejestracja: 5 listopada 2016, o 08:38

4 grudnia 2023, o 22:18

Nie, nie chodzę na terapię. Zawsze takie coś dopada mnie właśnie zimą, od jakichś trzech lat. Czasem mocniej mnie to dobija czasem mniej. Ale codziennie się budzę i zasypiam z myślą jak tym psom w tych budach i tym bez bud jest zimno i ile ich danej nocy zamarzło…
Awatar użytkownika
Sauron10
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 190
Rejestracja: 7 listopada 2023, o 14:51

5 grudnia 2023, o 12:03

Michal123 pisze:
4 grudnia 2023, o 21:37
Nadal będę walczył, ale potrzebuje słowa wsparcia.
Nie, ty potrzebujesz z tym coś zrobić.
https://technika-uwalniania.com/czym-je ... walniania/
Awatar użytkownika
Sauron10
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 190
Rejestracja: 7 listopada 2023, o 14:51

5 grudnia 2023, o 12:04

kaldunia18 pisze:
4 grudnia 2023, o 22:18
Czasem mocniej mnie to dobija czasem mniej. Ale codziennie się budzę i zasypiam z myślą jak tym psom w tych budach i tym bez bud jest zimno i ile ich danej nocy zamarzło…
A ludźmi się tak przejmujesz?
kaldunia18
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 431
Rejestracja: 5 listopada 2016, o 08:38

5 grudnia 2023, o 12:13

Bardziej zwierzętami, ale może to kolejne moje natręctwo myślowe… to jest takie natrętne myślenie o tym cierpieniu tych zwierząt…
ODPOWIEDZ