jo324 pisze: ↑6 grudnia 2022, o 20:05
Jakby tu zacząć. Mam potworny kryzys, a składa się na to kilka czynników.
od jakiś 7 lat przy nasileniu nerwicy zaczęłam mieć świadome sny. Nie jest to dla mnie przyjemne. Za pierwszym razem, gdy to się wydarzyło, sądziłam, ze umarłam, w żadnen sposób nie mogłam się obudzić.
Od tamtej pory powtórzyło się to, rzadko bo rzadko, ale jednak. W zależności od mojego stanu psychicznego albo panikuję albo to jakoś przełykam i "zasypiam" w normalny sen.
Od tamtej pory od czasu do czasu włącza mi się lęk przed śmiercią - ale nie że umrę, ale właśnie jak we śnie będę przerażona, będę robiła wszystko, aby wrócić, będę zrospaczona ale się nie obudzę.
Żeby tego było mało zdarzają mi się prorocze sny. Nie wierzę, że faktycznie są prorocze per se, ale myślę, że pojawiają się poprzez wysoko rozwinięty smysł obserwacji i myślę, że czasami mój umysł wie coś, z czego ja jeszcze nie dokońca zdaję sobie sprawę albo sama przed sobą coś ukrywam.
Od nastolenich czasów, gdy jakiś członek bliskiej rodziny zachoruje, ja o tym wiem i mam z nim kontak, kilka dni przed jego śmiercią mam sny o wypadających zębach, włosach, chorych zwierzętach.
Pod koniec listopada moja babcia się przeziębiła. Miała 91 lat, nie była jakoś niesamowicie chora, w pełni kontaktowa, sprawna, samodzielnie się poruszała. Ale wiadomo, wiek. Z czasem zachodziły w niej poolne zmiany, sama wspominałam swojemu szwagrowi latem, że babcia to chyba powoli nam się wyślizguje. Teraz przy przeziębieniu miała gorączkę, ale szybko ją opanowaliśmy, lekarz potwierdził, ze wszystko ok, była osłabiona, ale wiadomo, ze po gorączce to normalne.
Gdy była chora, 3 dni z rzędu śniły mi się moje zwierzęta - mój pies i kot, obydwoje odeszli na przestrzeni ostatnich dwóch lat. Na koniec niestety obydwoje się pochorowali i nie mogłam im pomóc. We śnie zarówno moja kotka jak i moja sunia były niesamowicie wychudzone, kolega powiedział do mnie: przykro mi, ale musisz odpuścić, nic z tego nie będzie.
Po kilku dniach babcia odeszła. Poszła na swoją drzemkę, zasnęła i nie ma jej.
Tydzień jakoś minął, pogrzeb jakoś minął w sobotę.
Z niedzieli na poniedziałek przyśniła mi się babcia - był to jeden z tych śwadomych snów. Zapytała na koniec smutna, czy ją jeszcze odwiedzę - powiedziałam, ze tak, będę za tydzień.
Od wczoraj leże chora, teraz okazało się, że mam z mężem covid. Nie jestem jakoś umierająca, ale z tego wszystkiego mój umysł jest w panice, że za tydzień do niej dołączę. Nic nie pomaga.