Bardzo dobra decyzja... Napewno dobrze się tam Tobą zaopiekują, bo w prywatnej opiece będą Cię traktować nie tylko jako pacjenta, ale jako pacjenta i klienta w jednymnimbus pisze: ↑27 października 2021, o 20:16Dzisiaj na spacerze zastanawiałem się jak to możliwe że w ogóle żyję. Jak można w ogóle przeżyć ten koszmar lęków i depresji od których traci się rozum. Lorazepamu biorę tyle żeby dało się przeżyć lęk, ale na depresję i złość nie ma takich dobrych leków...Zdecydowałem że pójdę do prywatnego szpitala psychiatrycznego. Osobiście nieważne ile zrobię codziennie to nadal nie zmienia poważnie mojego zniszczonego życia, a ja nie mogę tego znieść. To zamknięty krąg, musiałbym zmienić wszystko, a całe życie ze mnie wyciąga przeżycie kolejnego dnia. Co za absurd...Nie wiem, co zrobię jeśli szpital mi nie pomoże. Nic innego już nie umiem wymyślić i psychicznie nie mam siły.
Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
Słabszy dzień? Kryzys? Ogólne pytanie? Wyżal się swobodnie.
-
madmag87
- Gość
-
Żakuj1497
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 611
- Rejestracja: 28 lutego 2021, o 16:18
To napiszę dobre słowo, człowiek jest trudny do zajebania, umysł to szklanka pęka po bokach ale to nie powód żeby tracić nadzieję W sumie to szklanka może być nowa bez żadnych pęknięć tak już jest tylko trzeba wprowadzić kombinację odpowiednich działań a wszystko będzie git pomału, wszystko będzie git bo jak to by było gdyby nie było git ? szkoda czasu na te stany, trzeba spróbować czegoś nowego, czegoś co może pomóc a o ten jeden dzień będzie lepiej. Jesteśmy na tym świecie tacy sami jako ludzie tysiące osób już tu było i tysiące jeszcze będzie, pomyśl sobie że inni przeżywają to co ty musi być lepiej, trzeba się o to starać. Walczyć tak pomalutku do posrania ;p pzdrnimbus pisze: ↑27 października 2021, o 20:16Dzisiaj na spacerze zastanawiałem się jak to możliwe że w ogóle żyję. Jak można w ogóle przeżyć ten koszmar lęków i depresji od których traci się rozum. Lorazepamu biorę tyle żeby dało się przeżyć lęk, ale na depresję i złość nie ma takich dobrych leków...Zdecydowałem że pójdę do prywatnego szpitala psychiatrycznego. Osobiście nieważne ile zrobię codziennie to nadal nie zmienia poważnie mojego zniszczonego życia, a ja nie mogę tego znieść. To zamknięty krąg, musiałbym zmienić wszystko, a całe życie ze mnie wyciąga przeżycie kolejnego dnia. Co za absurd...Nie wiem, co zrobię jeśli szpital mi nie pomoże. Nic innego już nie umiem wymyślić i psychicznie nie mam siły.
Goń królika za ogon daje tyle szczęścia !
Wolność słowa z umiarem
Szczęście to chwila ulotne jak motyle
Wolność słowa z umiarem
Szczęście to chwila ulotne jak motyle
-
Katja
- Dyżurny na forum Odważny VIP
- Posty: 1179
- Rejestracja: 23 września 2019, o 00:43
Zacznij zmieniać cokolwiek, a nie wszystko, bo to depresyjny (fałszywy) wzorzec postrzegania rzeczywistości.nimbus pisze: ↑27 października 2021, o 20:16Dzisiaj na spacerze zastanawiałem się jak to możliwe że w ogóle żyję. Jak można w ogóle przeżyć ten koszmar lęków i depresji od których traci się rozum. Lorazepamu biorę tyle żeby dało się przeżyć lęk, ale na depresję i złość nie ma takich dobrych leków...Zdecydowałem że pójdę do prywatnego szpitala psychiatrycznego. Osobiście nieważne ile zrobię codziennie to nadal nie zmienia poważnie mojego zniszczonego życia, a ja nie mogę tego znieść. To zamknięty krąg, musiałbym zmienić wszystko, a całe życie ze mnie wyciąga przeżycie kolejnego dnia. Co za absurd...Nie wiem, co zrobię jeśli szpital mi nie pomoże. Nic innego już nie umiem wymyślić i psychicznie nie mam siły.
Wcale nie trzeba tak wiele, żeby zmienić swoje życie, ale trzeba na pewno "coś" z siebie dać.
Nie wiem czy szpital jest rozwiązaniem, bo rozwiązanie w mojej ocenie zawsze jesteśmy my, ale być może, uzyskasz tam potrzebne wsparcie.
https://www.czlowiekczujacy.pl
Niestety nie jestem w stanie odpowiadać na wszystkie wiadomości na priv, dlatego zrobiłam bloga.
Niestety nie jestem w stanie odpowiadać na wszystkie wiadomości na priv, dlatego zrobiłam bloga.
-
Katja
- Dyżurny na forum Odważny VIP
- Posty: 1179
- Rejestracja: 23 września 2019, o 00:43
Jak już poruszane są tematy wiary, to podzielę się z Tobą moim podejściem.sebastian86 pisze: ↑27 października 2021, o 12:02kazdego dnia probuje sie z tym pogodzic, idzie strasznie opornie. to jak przebijanie glowa muru. budze sie rano i od razu mam wspomnienia ze szkoly bardzo dolujace. dziekuje za porady , bede probowal je wprowadzac w zycie.madmag87 pisze: ↑26 października 2021, o 22:59Pewnie, że jest trudne... I mnie moje myśli pchały do najgorszego... A moim ratownikiem stała się modlitwa o pomoc, więc zawsze jest jakaś ostatnia deska ratunku... Ale ja do niczego nie namawiam, tylko mówię, jak było ze mną... ogólnie pomoc zawsze się znajdzie, tylko trzeba o nią umieć poprosić, bo dopóki nie uwierzysz, że na nią zasługujesz, to też jej nie dostaniesz...sebastian86 pisze: ↑26 października 2021, o 22:45
nabranie dystansu to mega wymagajace jest. a nauka plywania w tych myslach jest mozliwa chyba tylko z 'ratownikiem'
Po przerobieniu wszystkich wspomnień na zasadzie przyczyna - skutek trzeba zaakceptować przyszłość taka jaka była, że tak musiało być i nie da się nic z tym więcej zrobić jak tylko pogodzić się z tym, zamiast wpaść w pułapkę myślenia "co by było, gdyby"... Jeśli coś zrobiliśmy źle, to wyciągnąć lekcję, żeby nie robić więcej tego, co nam nie służy, ani nie żyć wbrew sobie, bo ktoś Ci mówi, będzie fajnie albo jesteś frajerem, bo nie chcesz tak jak inni... A jeśli nam ktoś wyrządził zło, wyciągnąć wniosek, że to po to, żeby wiedzieć, jak nie czynić innym
A co jeśli Twoja dusza (czy jak zwał, tak zwał) sama wybrała te doświadczenia, godząc się na nie, jako coś, co jest dla niej konieczne do rozwoju. Co jeśli dokładnie tak miało być, a Ty ciagle nie chcesz wejść na wyższy level stawiając temu opór? Dlaczego nie patrzysz na te doświadczenia jako na to czym są, a więc , że są koniecznym (być może) elementem rozwoju. Myślisz, że tylko Ty jeden miałeś tak strasznie źle? Ja np. w wieku 14 lat trafiłam na najprawdopodobniej psychopatkę, która latami niszczyła mi życie, doprowadzając do sytuacji, że z najpopularniejszej dziewczyny stałam się odludkiem. Zabierając mi właściwie najfajniejsze młode lata i co mam się teraz na to obrażać, zabierając sobie kolejne lata? Z perspektywy moich obecnych doświadczeń, rozumiem już sens tamtego doświadczenia i tego dlaczego pewne sytuacje w moim życiu się powtarzają i nie uchylam się od współodpowiedzialności czy wręcz odpowiedzialności.
Dopóki nie zmienisz stosunku do wspomnień, to one zawsze będą Cię straszyć. Ty to doświadczenie odrzucasz, jako coś, co nie miało prawa mieć miejsca. A dlaczego nie miało prawa mieć miejsca? Ludzie ciężko chorują, a Ty jesteś (względnie) zdrowy i to jest wg Ciebie sprawiedliwe? Można w ogóle powiedzieć, że coś nie może mieć miejsca w naszym życiu? Dlaczego Ci się wydaje, że nasze doświadczenia muszą być sprawiedliwe, a Ty musisz być dobrze potraktowany? My mamy tutaj doświadczać, bo to jest sensem. Zawsze gdy przychodzi do Ciebie pytanie "dlaczego ja", możesz sobie odpowiedzieć "a dlaczego nie ja, dlaczego ktoś inny"?
Ja wiem, że ciężko jest wybaczyć ludziom, którzy nas skrzywdzili, ale wybaczenie jest tak naprawdę dla nas, innym ono najczęściej nie robi różnicy. Jeśli chcesz być wolny od tych sytuacji, tu musisz być wolny od emocji z nimi związanych, dlatego dąży się do przebaczenia. Coś co było 10, 20, 30 lat temu nie musi definiować Ciebie dzisiaj, pod warunkiem, że się rozwijasz, a nie regresujesz, co niestety czynisz.
https://www.czlowiekczujacy.pl
Niestety nie jestem w stanie odpowiadać na wszystkie wiadomości na priv, dlatego zrobiłam bloga.
Niestety nie jestem w stanie odpowiadać na wszystkie wiadomości na priv, dlatego zrobiłam bloga.
-
PaulinaSCh
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 18
- Rejestracja: 27 maja 2020, o 15:01
Cześć
długo tu nie zaglądałam…Od początku pandemii miałam nawrot nerwicy i coś zupełnie nowego, co zwaliło mnie z nóg czyli dd. Żyje raczej normalnie, nie nakręcam się, chodzę na terapie, słucham sobie nagrań na yt, ale dd nie mija. Takie nerwicowe sprawki ucichły, radzę sobie z Nimi, a to cholerstwo trwa. Owszem objawy są tak jakby słabsze, albo po prostu ja już się przyzwyczaiłam i żyje z nimi. Najgorsze co mam to obcość bliskich, ale staram się nie zwracać na to uwagi. Wystarczy ze świadomość wie kim oni są i ze bardzo ich kocham. Martwi mnie jednak zupełny brak prześwitów. Miałam kilka na początku tego wszystkiego. Teraz żyje z tym, chce myśleć ze to chwilowe ale chwila trwa już bardzo długo. Od ponad roku nawet przez sekundę nie czułam sie normalnie, tak jak kiedyś. Nie nakręcam sie, staram tym nie przejmować, podchodzę mega racjonalnie, bo przecież żyje (choć czasem ciężko mi to poczuć) i mogę wszystko, robie wszystko. Ale dyskomfort jest i tęsknota za tym co kiedyś i choćby za tym ze czułam moja rodzine. Czy mogę mieć nadzieje na odburzenie mimo ze prześwitów brak? Czasem łapie sie na tym, ze naprawdę mam wrażenie jakby cześć mojego mózgu obumarła i już nigdy nie będzie dobrze- ale nie daje sie wciągnąć temu natrętowi. Dziekuje za ewentualne odpowiedzi.
-
madmag87
- Gość
A gdyby się Cię ktoś zapytał co najbardziej przeszkadza Ci w byciu sobą, to umiałabyś to zidentyfikować/nazwać?PaulinaSCh pisze: ↑29 października 2021, o 18:13Cześćdługo tu nie zaglądałam…Od początku pandemii miałam nawrot nerwicy i coś zupełnie nowego, co zwaliło mnie z nóg czyli dd. Żyje raczej normalnie, nie nakręcam się, chodzę na terapie, słucham sobie nagrań na yt, ale dd nie mija. Takie nerwicowe sprawki ucichły, radzę sobie z Nimi, a to cholerstwo trwa. Owszem objawy są tak jakby słabsze, albo po prostu ja już się przyzwyczaiłam i żyje z nimi. Najgorsze co mam to obcość bliskich, ale staram się nie zwracać na to uwagi. Wystarczy ze świadomość wie kim oni są i ze bardzo ich kocham. Martwi mnie jednak zupełny brak prześwitów. Miałam kilka na początku tego wszystkiego. Teraz żyje z tym, chce myśleć ze to chwilowe ale chwila trwa już bardzo długo. Od ponad roku nawet przez sekundę nie czułam sie normalnie, tak jak kiedyś. Nie nakręcam sie, staram tym nie przejmować, podchodzę mega racjonalnie, bo przecież żyje (choć czasem ciężko mi to poczuć) i mogę wszystko, robie wszystko. Ale dyskomfort jest i tęsknota za tym co kiedyś i choćby za tym ze czułam moja rodzine. Czy mogę mieć nadzieje na odburzenie mimo ze prześwitów brak? Czasem łapie sie na tym, ze naprawdę mam wrażenie jakby cześć mojego mózgu obumarła i już nigdy nie będzie dobrze- ale nie daje sie wciągnąć temu natrętowi. Dziekuje za ewentualne odpowiedzi.
-
sebastian86
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 1501
- Rejestracja: 25 marca 2016, o 18:02
masz racje we wszystkim. u mnie trzeba jednak zadzialac na podswiadomosc. i to bardzo gleboko. dziekuje za twoj obszerny wpis.Katja pisze: ↑29 października 2021, o 10:48Jak już poruszane są tematy wiary, to podzielę się z Tobą moim podejściem.sebastian86 pisze: ↑27 października 2021, o 12:02kazdego dnia probuje sie z tym pogodzic, idzie strasznie opornie. to jak przebijanie glowa muru. budze sie rano i od razu mam wspomnienia ze szkoly bardzo dolujace. dziekuje za porady , bede probowal je wprowadzac w zycie.madmag87 pisze: ↑26 października 2021, o 22:59
Pewnie, że jest trudne... I mnie moje myśli pchały do najgorszego... A moim ratownikiem stała się modlitwa o pomoc, więc zawsze jest jakaś ostatnia deska ratunku... Ale ja do niczego nie namawiam, tylko mówię, jak było ze mną... ogólnie pomoc zawsze się znajdzie, tylko trzeba o nią umieć poprosić, bo dopóki nie uwierzysz, że na nią zasługujesz, to też jej nie dostaniesz...
Po przerobieniu wszystkich wspomnień na zasadzie przyczyna - skutek trzeba zaakceptować przyszłość taka jaka była, że tak musiało być i nie da się nic z tym więcej zrobić jak tylko pogodzić się z tym, zamiast wpaść w pułapkę myślenia "co by było, gdyby"... Jeśli coś zrobiliśmy źle, to wyciągnąć lekcję, żeby nie robić więcej tego, co nam nie służy, ani nie żyć wbrew sobie, bo ktoś Ci mówi, będzie fajnie albo jesteś frajerem, bo nie chcesz tak jak inni... A jeśli nam ktoś wyrządził zło, wyciągnąć wniosek, że to po to, żeby wiedzieć, jak nie czynić innym
A co jeśli Twoja dusza (czy jak zwał, tak zwał) sama wybrała te doświadczenia, godząc się na nie, jako coś, co jest dla niej konieczne do rozwoju. Co jeśli dokładnie tak miało być, a Ty ciagle nie chcesz wejść na wyższy level stawiając temu opór? Dlaczego nie patrzysz na te doświadczenia jako na to czym są, a więc , że są koniecznym (być może) elementem rozwoju. Myślisz, że tylko Ty jeden miałeś tak strasznie źle? Ja np. w wieku 14 lat trafiłam na najprawdopodobniej psychopatkę, która latami niszczyła mi życie, doprowadzając do sytuacji, że z najpopularniejszej dziewczyny stałam się odludkiem. Zabierając mi właściwie najfajniejsze młode lata i co mam się teraz na to obrażać, zabierając sobie kolejne lata? Z perspektywy moich obecnych doświadczeń, rozumiem już sens tamtego doświadczenia i tego dlaczego pewne sytuacje w moim życiu się powtarzają i nie uchylam się od współodpowiedzialności czy wręcz odpowiedzialności.
Dopóki nie zmienisz stosunku do wspomnień, to one zawsze będą Cię straszyć. Ty to doświadczenie odrzucasz, jako coś, co nie miało prawa mieć miejsca. A dlaczego nie miało prawa mieć miejsca? Ludzie ciężko chorują, a Ty jesteś (względnie) zdrowy i to jest wg Ciebie sprawiedliwe? Można w ogóle powiedzieć, że coś nie może mieć miejsca w naszym życiu? Dlaczego Ci się wydaje, że nasze doświadczenia muszą być sprawiedliwe, a Ty musisz być dobrze potraktowany? My mamy tutaj doświadczać, bo to jest sensem. Zawsze gdy przychodzi do Ciebie pytanie "dlaczego ja", możesz sobie odpowiedzieć "a dlaczego nie ja, dlaczego ktoś inny"?
Ja wiem, że ciężko jest wybaczyć ludziom, którzy nas skrzywdzili, ale wybaczenie jest tak naprawdę dla nas, innym ono najczęściej nie robi różnicy. Jeśli chcesz być wolny od tych sytuacji, tu musisz być wolny od emocji z nimi związanych, dlatego dąży się do przebaczenia. Coś co było 10, 20, 30 lat temu nie musi definiować Ciebie dzisiaj, pod warunkiem, że się rozwijasz, a nie regresujesz, co niestety czynisz.
Mistrz 2021 (L)
-
PaulinaSCh
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 18
- Rejestracja: 27 maja 2020, o 15:01
Tak, ale mimo tej ogromnej pracy nad soba, objawy są, prześwitów brak.madmag87 pisze: ↑29 października 2021, o 18:35A gdyby się Cię ktoś zapytał co najbardziej przeszkadza Ci w byciu sobą, to umiałabyś to zidentyfikować/nazwać?PaulinaSCh pisze: ↑29 października 2021, o 18:13Cześćdługo tu nie zaglądałam…Od początku pandemii miałam nawrot nerwicy i coś zupełnie nowego, co zwaliło mnie z nóg czyli dd. Żyje raczej normalnie, nie nakręcam się, chodzę na terapie, słucham sobie nagrań na yt, ale dd nie mija. Takie nerwicowe sprawki ucichły, radzę sobie z Nimi, a to cholerstwo trwa. Owszem objawy są tak jakby słabsze, albo po prostu ja już się przyzwyczaiłam i żyje z nimi. Najgorsze co mam to obcość bliskich, ale staram się nie zwracać na to uwagi. Wystarczy ze świadomość wie kim oni są i ze bardzo ich kocham. Martwi mnie jednak zupełny brak prześwitów. Miałam kilka na początku tego wszystkiego. Teraz żyje z tym, chce myśleć ze to chwilowe ale chwila trwa już bardzo długo. Od ponad roku nawet przez sekundę nie czułam sie normalnie, tak jak kiedyś. Nie nakręcam sie, staram tym nie przejmować, podchodzę mega racjonalnie, bo przecież żyje (choć czasem ciężko mi to poczuć) i mogę wszystko, robie wszystko. Ale dyskomfort jest i tęsknota za tym co kiedyś i choćby za tym ze czułam moja rodzine. Czy mogę mieć nadzieje na odburzenie mimo ze prześwitów brak? Czasem łapie sie na tym, ze naprawdę mam wrażenie jakby cześć mojego mózgu obumarła i już nigdy nie będzie dobrze- ale nie daje sie wciągnąć temu natrętowi. Dziekuje za ewentualne odpowiedzi.
-
madmag87
- Gość
A w sensie zewnętrznym coś Ci przeszkadza? Może kochasz rodzinę, ale masz np. problem z mówieniem o swoich potrzebach, więc są nierealizowanie albo nieumiejętność wyrażania złości czy coś w tym stylu? Objawy dd to konsekwencje jako spadek jakości życia, a nie przyczyna sama w sobiePaulinaSCh pisze: ↑29 października 2021, o 19:38Tak, ale mimo tej ogromnej pracy nad soba, objawy są, prześwitów brak.madmag87 pisze: ↑29 października 2021, o 18:35A gdyby się Cię ktoś zapytał co najbardziej przeszkadza Ci w byciu sobą, to umiałabyś to zidentyfikować/nazwać?PaulinaSCh pisze: ↑29 października 2021, o 18:13Cześćdługo tu nie zaglądałam…Od początku pandemii miałam nawrot nerwicy i coś zupełnie nowego, co zwaliło mnie z nóg czyli dd. Żyje raczej normalnie, nie nakręcam się, chodzę na terapie, słucham sobie nagrań na yt, ale dd nie mija. Takie nerwicowe sprawki ucichły, radzę sobie z Nimi, a to cholerstwo trwa. Owszem objawy są tak jakby słabsze, albo po prostu ja już się przyzwyczaiłam i żyje z nimi. Najgorsze co mam to obcość bliskich, ale staram się nie zwracać na to uwagi. Wystarczy ze świadomość wie kim oni są i ze bardzo ich kocham. Martwi mnie jednak zupełny brak prześwitów. Miałam kilka na początku tego wszystkiego. Teraz żyje z tym, chce myśleć ze to chwilowe ale chwila trwa już bardzo długo. Od ponad roku nawet przez sekundę nie czułam sie normalnie, tak jak kiedyś. Nie nakręcam sie, staram tym nie przejmować, podchodzę mega racjonalnie, bo przecież żyje (choć czasem ciężko mi to poczuć) i mogę wszystko, robie wszystko. Ale dyskomfort jest i tęsknota za tym co kiedyś i choćby za tym ze czułam moja rodzine. Czy mogę mieć nadzieje na odburzenie mimo ze prześwitów brak? Czasem łapie sie na tym, ze naprawdę mam wrażenie jakby cześć mojego mózgu obumarła i już nigdy nie będzie dobrze- ale nie daje sie wciągnąć temu natrętowi. Dziekuje za ewentualne odpowiedzi.
-
PaulinaSCh
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 18
- Rejestracja: 27 maja 2020, o 15:01
Tak, na pewno coś mi przeszkadza. Ale to przerabiam już od dłuższego czasu i pewnie jeszcze dużo do przerobienia przede mną. Bardziej mnie złości proces dd sam w sobie, choć oczywiście mam świadomość ze to nie jest coś oderwanego od tego co sie dzieje, od emocji itd. Ale jakoś nie mogę pojąć czemu to jest tak non stop, bez przerwy. Przecież zawsze będą dobre i złe dni, nie chce obwiniać tych złych za dd, bo ona tez jest w tych dobrych dniach. Nie rozumiem jak ktoś pisze, ze przestał zwracać uwagę i po tygodniu przeszło, po miesiącu czy po 3, bo u mnie czas mija i nic. W moim życiu się dużo dzieje, naprawdę po takim czasie nie żyje tym stanem, choć oczywiście mam takie chwile jak teraz, ze poświęcam temu więcej uwagi, energii i analizuje, chodzi o to ze mimo wszystko to trwa i trwa. Ciężko mi nie myśleć, ze coś ze mną nie tak, ze jestem jakaś wadliwa, skoro mam wrażenie ze robie wszystko (albo nie robie z dd nic) i w sumie takich całkowitych efektów brak. Bo ja sobie radzę z tym stanem, przeszkadza mi, ale sobie radzę bo co mi zostało, ale nie chce żeby to trwało już zawsze. Mam poczucie, ze skoro to tak trwa i trwa, to będę już w tym stanie zawsze, a nie chce tego dyskomfortu, ten „mechanizm obronny” nie jest mi już potrzebny.
-
PaulinaSCh
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 18
- Rejestracja: 27 maja 2020, o 15:01
Nie zacytowałam, odpowiedz powyżej.madmag87 pisze: ↑29 października 2021, o 19:43A w sensie zewnętrznym coś Ci przeszkadza? Może kochasz rodzinę, ale masz np. problem z mówieniem o swoich potrzebach, więc są nierealizowanie albo nieumiejętność wyrażania złości czy coś w tym stylu? Objawy dd to konsekwencje jako spadek jakości życia, a nie przyczyna sama w sobiePaulinaSCh pisze: ↑29 października 2021, o 19:38Tak, ale mimo tej ogromnej pracy nad soba, objawy są, prześwitów brak.
