Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Słabszy dzień? Kryzys? Ogólne pytanie? Wyżal się swobodnie.

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
znerwicowana_ja
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 906
Rejestracja: 1 listopada 2017, o 15:05

22 grudnia 2020, o 19:31

DamianZ1984 pisze:
15 grudnia 2020, o 23:00
Pytanie do większości co myślicie o lekach, ja ciagle na polowce rexetinu od pół roku proboje zejść jak brałem całą były lęki ale mniejsze a teraz od tego czasu gadam ze wszystkimi tylko o lękach czasami na parę dni staram się i udaje mi się być normalny a potem znowu somaty aktualnie ból głowy z tyłu i myśl że dostanę wylewy, oczywiście covid że się zarazę i umrę, dziś fajny postęp bo przeszedłem 20 metrów i nie umiałem złapać oddechu więc pomyślałem serce a oczywiście ekg echo zrobione ale poszedłem na siłownię tam puls 130 jak weszlem na orbitrek ale jak się uspokoiło, powoli orbitrek i do 115 spadło.
Od 2 miesiecy codziennie mdłości, bóle różne plus zmuszanie się do wszystkiego 6 rok terapia 3 rok wiem że to nerwica a i tak czasami mam wątpliwości i znowu sprawdzanie itd. I myśli że w końcu dostanę zawału wylewu itd
Brałam przez 2 lata sympramol, w lutym tego roku odstawilam potem wybuchła pandemia lęk wrocil. Ciągłe poczucie zagrożenia, nerwy, lęk. Od. Lipca chodzę na terapię. Ale. Ostanio głęboko się zastanawiamy nad powrotem do leków bo somaty mnie wykańczaja. Bóle kręgosłupa, spina mięśni, głowy, bóle, prądy w ciele, ból żołądka, zawroty głowy i wiele innych.
"Kiedy inni oczekują od nas, że staniemy się takimi, jakimi oni chcą żebyśmy byli, zmuszają nas do zniszczenia tego, kim naprawdę jesteśmy. To dosyć subtelny rodzaj morderstwa. Większość kochających rodziców i krewnych popełnia je z uśmiechem na twarzy".
Jim Morrison
Awatar użytkownika
songoten
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 200
Rejestracja: 25 maja 2020, o 23:17

24 grudnia 2020, o 00:42

Zna ktoś pojęcie HEMEOSTAZY? Pierwszy raz dzisiaj o tym czytałem. Od niecałego roku z powodu nerwicy moje życie przystopowalo, było jakby zawieszone. Unikałem sportu spotkań towarzyskich itp rzeczy. Dziś na hura postanowiłem dać sobie ostro w kość fizycznie( bieganie). Gdy już byłem bardzo wykończony pojawiło się kręcenie w głowie i uczucie ze zaraz zemdleje, trwało to kilka minut. Były to inne zawroty niż te od nerwicy które miewam czasami nic nie robiąc. Znowu pojawiły się wątpliwości analizowanie czy to może być od nerwicy czy nie. I tak wpadłem na ogólny opis hemeostazy. To coś jakby reakcja organizmu na coś nowego, na przekraczanie strefy komfortu. Tak to przynajmniej rozumiem po krótkim przeczytaniu o tym. A ze ostatni rok „uziemił mnie” moja granice fizyczne znacznie się obniżyły i te zawroty były reakcja organizmu na duży wysiłek fizyczny. Ale zamieszałem w tej wypowiedzi. Mam nadzieje ze ktoś napewno zna temat hemeostazy głębiej i mi odpowie chociaż czy to jest mniej więcej to i może wywoływać to co napisałem wyżej.
najlepszymi rzeczami w życiu nie są rzeczy
og220
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 140
Rejestracja: 15 listopada 2018, o 07:27

24 grudnia 2020, o 12:02

szymeknofk pisze:
22 grudnia 2020, o 10:33
Drodzy współzaburzeni, piszę po raz pierwszy chociaż z nerwicą mam już od jakiegoś czasu do czynienia... Od dwóch miesięcy mam kolejny epizod - dochodzi do nich co kilka lat, pewnie dlatego że nigdy nie zostały dobrze zaleczone terapią, bo i reakcja na stres u mnie niewłaściwa i schematów też trochę, więc jak się skumuluje to pewnie wychodzi, tym bardziej, że system się nauczył. Co do tego, że to nerwica wątpliwości nie ma, zestaw objawów/myśli/doznań w miarę stały - somatycznych raczej nie ma (i obaw zdrowotnych też, mimo, że muszę uważać na serce - palenie, ojciec zmarł na zawał, stres, no i wiek - 43 lata i na tle tego dość poważny kryzys wieku swoją drogą). Żeby zakreślić ogólną sytuację - od dwóch miesięcy na seroxacie (20 mg), który stosowałem wcześniej i po jakimś czasie pomagał. Jest też terapia, ale spotkania nie są tak częste jakbym chciał/potrzebował... (no i koszty). Teraz już szło ku lepszemu, potem ostry kryzys, potem 2 tygodnie prawie jakby ręką odjęło, teraz znowu dołek - ale przynajmniej przyjmuję do wiadomości, że tak może być... Co do sytuacji życiowej nie będę się rozpisywał, ale pewnie niemało z was powiedziałoby "chłopie, czym ty się przejmujesz" - nie jest genialnie ale w najważniejszych zakresach nie jest źle, naprawdę. A nerwica jest... No i tutaj pojawia się szereg pytań technicznych na które szukam odpowiedzi. Jest pewien zestaw myśli i doznań z którymi staram sobie radzić tak jakby z osobna bo różnią się charakterem ale udaje mi się średnio. Część potrafię ignorować jako element nerwicy i nie nakręcać się na zasadzie o jezu co się ze mną dzieje (np. lekką derealizację, odłączenie, czy poczucie automatyzmu działania), ale część jest zbyt dojmująca lub zbyt głęboko człowieka wypełnia, żeby je zbyć, albo za duża robi się papka w głowie, albo trochę błędne koło. Na przykład, czuję się tak jakbym miał zwariować/rozpaść się/eksplodować. Nie nakręcam się, że to się stanie, bo wiem, że to nie jest możliwe, ale trwa we mnie taki "czysty" stan rozpieprzenia, czasem ze ściskiem w brzuchu, czasem nie. No dobra, mówisz sobie to efekt rozregulowanych emocji i element nerwicy, ale nie jesteś w stanie tego ogarnąć, uporządkować w myślach, zaakceptować (choć to takie ważne). A poza tym - i tu to błędne koło trochę - jak tylko jest trochę lżej zaraz włącza się element bezsensu/depresji/zniechęcenia bo "nie widzę" normalnego stanu, szczęśliwego życia - tak jakbym nie miał do czego dążyć (czułem się ok kilka dni temu i już nie mogę tego stanu "przywołać"). Jak AKCEPTOWAĆ, pozwolić temu płynąć obok, kiedy czujesz lub zdajesz sobie sprawę, jakie to wszechogarniające? Nie potrafię znaleźć stabilnego, zdystansowanego punku odniesienia... Zajmowanie się czymś nie jest super skuteczne - choć siłą rzeczy są sprawy do zrobienia, praca, dzieci etc. a już nie mówię o tym że wszystko wydaje się trudne i ciężkie, i o poranku szczególnie człowiek po prostu nie chce konfrontować się z dniem... Kolejna sprawa/myśl/doznanie, które jak wynika z forum występowało i u innych, ale nadal nie potrafię tego zignorować jest strach co będzie jak tego nie udźwignę i coś sobie zrobię. Jak się przekonać, że nie, że jedyne co mi grozi to złe samopoczucie? Ludzie mieli nerwicę przez lata i jakoś nic się nie stało. Ty już się źle czułeś i nic się nie stało - a jednak nie dociera. Noży i okien się nie boję, ale jak jest z tym RYZYKOWANIEM i akceptacją czarnych scenariuszy, kiedy masz pod ręką pełnie opakowanie afobamu (od wykupu recepty nie tknąłem, zostawiam na sytuację, kiedy naprawdę będę się czuł źle, i do tej pory jakoś przetrwałem bez) albo jedziesz samochodem krajówką z tirami pędzącymi z naprzeciw (nie unikam jeżdżenia z tego powodu). Ktoś wie w jaki sposób ryzykowanie jest tu bezpieczne? Czego tu się trzymać, jeśli życie poza nerwicą wydaje się nieciekawe i tak ze względu na element depresyjny nerwicy. Wiesz, że to element nerwicy no i co? Powinieneś próbować akceptować, nie reagować, nie szarpać się, ale jak, skoro nie masz na to specjalnie siły czy chęci i - kolejny straszak - boisz się że tak zostanie? Widzicie zadaję pytania, a z drugiej strony kołacze się w głowie "ale po co?" i przeraża cię, że nie masz "ciągu" do wyzdrowienia... Tak czy inaczej, jak wszyscy tutaj, będę wdzięczny za Wasze spostrzeżenia i sugestie.
cześć, jestem na tym samym etapie, co ty- też wiem, że te myśli i somaty mnie nie zabiją, ale i tak nie potrafię nad nimi zapanować i zaakceptować, żeby płynęły, bo jest to po prostu nieznośne w czasie ataku paniki.

Myślę, że i tak dużym postępem jest to, że rozumiesz, co się dzieje i nie wmawiasz sobie zawału ani innych chorób.

Jedyne co, to trzeba być cierpliwym i pracować na terapii- jak tłumaczyła mi terapeutka, ta nasza umiejętność panowania nad lękiem wykształca się w procesie na naszym poziomie podświadomości. Więc nie można wprost robic czegoś, co nas nauczy kontroli nad atakami. Po prostu po kazdej sesji nasza podświadomość trochę się zmienia i to proces indywidualny.

Tak jak mówisz, jedyne co nam teraz zostaje to odwracanie uwagi od lęku przez robienie czegoś lub zażycie leku uspokajającego. Musimy być cierpliwi i wytrwali.

Powiedz mi, w jakim nurcie pracuje twoj psychoterapeuta? Ja polecam osobiście psychodynamiczny
szymeknofk
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 5
Rejestracja: 29 listopada 2020, o 17:04

24 grudnia 2020, o 16:11

og220 pisze:
24 grudnia 2020, o 12:02
szymeknofk pisze:
22 grudnia 2020, o 10:33
Drodzy współzaburzeni, piszę po raz pierwszy chociaż z nerwicą mam już od jakiegoś czasu do czynienia... Od dwóch miesięcy mam kolejny epizod - dochodzi do nich co kilka lat, pewnie dlatego że nigdy nie zostały dobrze zaleczone terapią, bo i reakcja na stres u mnie niewłaściwa i schematów też trochę, więc jak się skumuluje to pewnie wychodzi, tym bardziej, że system się nauczył. Co do tego, że to nerwica wątpliwości nie ma, zestaw objawów/myśli/doznań w miarę stały - somatycznych raczej nie ma (i obaw zdrowotnych też, mimo, że muszę uważać na serce - palenie, ojciec zmarł na zawał, stres, no i wiek - 43 lata i na tle tego dość poważny kryzys wieku swoją drogą). Żeby zakreślić ogólną sytuację - od dwóch miesięcy na seroxacie (20 mg), który stosowałem wcześniej i po jakimś czasie pomagał. Jest też terapia, ale spotkania nie są tak częste jakbym chciał/potrzebował... (no i koszty). Teraz już szło ku lepszemu, potem ostry kryzys, potem 2 tygodnie prawie jakby ręką odjęło, teraz znowu dołek - ale przynajmniej przyjmuję do wiadomości, że tak może być... Co do sytuacji życiowej nie będę się rozpisywał, ale pewnie niemało z was powiedziałoby "chłopie, czym ty się przejmujesz" - nie jest genialnie ale w najważniejszych zakresach nie jest źle, naprawdę. A nerwica jest... No i tutaj pojawia się szereg pytań technicznych na które szukam odpowiedzi. Jest pewien zestaw myśli i doznań z którymi staram sobie radzić tak jakby z osobna bo różnią się charakterem ale udaje mi się średnio. Część potrafię ignorować jako element nerwicy i nie nakręcać się na zasadzie o jezu co się ze mną dzieje (np. lekką derealizację, odłączenie, czy poczucie automatyzmu działania), ale część jest zbyt dojmująca lub zbyt głęboko człowieka wypełnia, żeby je zbyć, albo za duża robi się papka w głowie, albo trochę błędne koło. Na przykład, czuję się tak jakbym miał zwariować/rozpaść się/eksplodować. Nie nakręcam się, że to się stanie, bo wiem, że to nie jest możliwe, ale trwa we mnie taki "czysty" stan rozpieprzenia, czasem ze ściskiem w brzuchu, czasem nie. No dobra, mówisz sobie to efekt rozregulowanych emocji i element nerwicy, ale nie jesteś w stanie tego ogarnąć, uporządkować w myślach, zaakceptować (choć to takie ważne). A poza tym - i tu to błędne koło trochę - jak tylko jest trochę lżej zaraz włącza się element bezsensu/depresji/zniechęcenia bo "nie widzę" normalnego stanu, szczęśliwego życia - tak jakbym nie miał do czego dążyć (czułem się ok kilka dni temu i już nie mogę tego stanu "przywołać"). Jak AKCEPTOWAĆ, pozwolić temu płynąć obok, kiedy czujesz lub zdajesz sobie sprawę, jakie to wszechogarniające? Nie potrafię znaleźć stabilnego, zdystansowanego punku odniesienia... Zajmowanie się czymś nie jest super skuteczne - choć siłą rzeczy są sprawy do zrobienia, praca, dzieci etc. a już nie mówię o tym że wszystko wydaje się trudne i ciężkie, i o poranku szczególnie człowiek po prostu nie chce konfrontować się z dniem... Kolejna sprawa/myśl/doznanie, które jak wynika z forum występowało i u innych, ale nadal nie potrafię tego zignorować jest strach co będzie jak tego nie udźwignę i coś sobie zrobię. Jak się przekonać, że nie, że jedyne co mi grozi to złe samopoczucie? Ludzie mieli nerwicę przez lata i jakoś nic się nie stało. Ty już się źle czułeś i nic się nie stało - a jednak nie dociera. Noży i okien się nie boję, ale jak jest z tym RYZYKOWANIEM i akceptacją czarnych scenariuszy, kiedy masz pod ręką pełnie opakowanie afobamu (od wykupu recepty nie tknąłem, zostawiam na sytuację, kiedy naprawdę będę się czuł źle, i do tej pory jakoś przetrwałem bez) albo jedziesz samochodem krajówką z tirami pędzącymi z naprzeciw (nie unikam jeżdżenia z tego powodu). Ktoś wie w jaki sposób ryzykowanie jest tu bezpieczne? Czego tu się trzymać, jeśli życie poza nerwicą wydaje się nieciekawe i tak ze względu na element depresyjny nerwicy. Wiesz, że to element nerwicy no i co? Powinieneś próbować akceptować, nie reagować, nie szarpać się, ale jak, skoro nie masz na to specjalnie siły czy chęci i - kolejny straszak - boisz się że tak zostanie? Widzicie zadaję pytania, a z drugiej strony kołacze się w głowie "ale po co?" i przeraża cię, że nie masz "ciągu" do wyzdrowienia... Tak czy inaczej, jak wszyscy tutaj, będę wdzięczny za Wasze spostrzeżenia i sugestie.
cześć, jestem na tym samym etapie, co ty- też wiem, że te myśli i somaty mnie nie zabiją, ale i tak nie potrafię nad nimi zapanować i zaakceptować, żeby płynęły, bo jest to po prostu nieznośne w czasie ataku paniki.

Myślę, że i tak dużym postępem jest to, że rozumiesz, co się dzieje i nie wmawiasz sobie zawału ani innych chorób.

Jedyne co, to trzeba być cierpliwym i pracować na terapii- jak tłumaczyła mi terapeutka, ta nasza umiejętność panowania nad lękiem wykształca się w procesie na naszym poziomie podświadomości. Więc nie można wprost robic czegoś, co nas nauczy kontroli nad atakami. Po prostu po kazdej sesji nasza podświadomość trochę się zmienia i to proces indywidualny.

Tak jak mówisz, jedyne co nam teraz zostaje to odwracanie uwagi od lęku przez robienie czegoś lub zażycie leku uspokajającego. Musimy być cierpliwi i wytrwali.

Powiedz mi, w jakim nurcie pracuje twoj psychoterapeuta? Ja polecam osobiście psychodynamiczny

Witaj, fajnie, że się podłączyłeś, a z racji czasu - świąt tak fajnych jak się da. Terapeutka jest chyba w CBT, ale na razie za mało spotkań i za rzadkie z racji terminów. Poza tym, miałem tego pecha, że spotkałem się z nią np. w czasie tych dwóch tygodni gdy czułem się dobrze, więc lęk nie był głównym problemem... Tak jak mówisz, jak cię ściśnie to jest tak nieznośne, że trudno się zdystansować... U mnie to odczucie "zaraz zwariuje/rozpadnę się" wzmaga lęk czy dyskomfort mimo wiedzy, bo jest tak dotkliwe... Poza tym mam względnie ograniczony zestaw męczących/straszących myśli, z których chyba najcięższa jest chyba "jak to przetrwam?" w domyśle "czy czegoś sobie nie zrobię". Wiem, że należy do klasycznego zestawu ale jak ściśnie... Aha, cieszę się, że się dobrze odnajdujesz w terapii - wszelkiego powodzenia. Pozdrawiam serdecznie, trzymaj się.
znerwicowana_ja
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 906
Rejestracja: 1 listopada 2017, o 15:05

25 grudnia 2020, o 13:08

Słuchajcie miałam coś czego jeszcze nigdy nie miałam wczensiej.. jadłam obiad W buzi ziemniaki i nagle takie jakieś odretwienie że nie moglam ich przełknąć normalnie jakby jakiś paraliż kilkusekundowy, serio mialam to jedzenie w buzi a nie mogłam go polknac.. wpadłam W taka panikę że musiałam je wypluc. Mam. Dość tych stanów to jest straszne. Serce mi się trzepie od kilku dni. Ciągle kaszel (chyba na tle,Nerwowym) uciski w gardle. Naprawdę już nie wyrabiam
"Kiedy inni oczekują od nas, że staniemy się takimi, jakimi oni chcą żebyśmy byli, zmuszają nas do zniszczenia tego, kim naprawdę jesteśmy. To dosyć subtelny rodzaj morderstwa. Większość kochających rodziców i krewnych popełnia je z uśmiechem na twarzy".
Jim Morrison
Awatar użytkownika
Piotrt
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 134
Rejestracja: 3 lipca 2019, o 13:18

25 grudnia 2020, o 13:09

znerwicowana_ja pisze:
25 grudnia 2020, o 13:08
Słuchajcie miałam coś czego jeszcze nigdy nie miałam wczensiej.. jadłam obiad W buzi ziemniaki i nagle takie jakieś odretwienie że nie moglam ich przełknąć normalnie jakby jakiś paraliż kilkusekundowy, serio mialam to jedzenie w buzi a nie mogłam go polknac.. wpadłam W taka panikę że musiałam je wypluc. Mam. Dość tych stanów to jest straszne. Serce mi się trzepie od kilku dni. Ciągle kaszel (chyba na tle,Nerwowym) uciski w gardle. Naprawdę już nie wyrabiam
To jest normalne w nerwicy przełyk się zaciska spokojnie musisz to przeczekać to minie
znerwicowana_ja
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 906
Rejestracja: 1 listopada 2017, o 15:05

25 grudnia 2020, o 13:15

Piotrt pisze:
25 grudnia 2020, o 13:09
znerwicowana_ja pisze:
25 grudnia 2020, o 13:08
Słuchajcie miałam coś czego jeszcze nigdy nie miałam wczensiej.. jadłam obiad W buzi ziemniaki i nagle takie jakieś odretwienie że nie moglam ich przełknąć normalnie jakby jakiś paraliż kilkusekundowy, serio mialam to jedzenie w buzi a nie mogłam go polknac.. wpadłam W taka panikę że musiałam je wypluc. Mam. Dość tych stanów to jest straszne. Serce mi się trzepie od kilku dni. Ciągle kaszel (chyba na tle,Nerwowym) uciski w gardle. Naprawdę już nie wyrabiam
To jest normalne w nerwicy przełyk się zaciska spokojnie musisz to przeczekać to minie
Pierwszy raz mi sie to zdarzyło podczas posiłku i wpadłam w panikę teraz jestem rozdygotana i tylko mam w głowie że zaraz stracę panowanie nad sobą i nigdy mi ta nerwica nie minie bo z dnia na dzień jest coraz gorzej.
"Kiedy inni oczekują od nas, że staniemy się takimi, jakimi oni chcą żebyśmy byli, zmuszają nas do zniszczenia tego, kim naprawdę jesteśmy. To dosyć subtelny rodzaj morderstwa. Większość kochających rodziców i krewnych popełnia je z uśmiechem na twarzy".
Jim Morrison
Spokoj
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 82
Rejestracja: 22 lipca 2019, o 14:32

25 grudnia 2020, o 14:31

znerwicowana_ja pisze:
25 grudnia 2020, o 13:15
Piotrt pisze:
25 grudnia 2020, o 13:09
znerwicowana_ja pisze:
25 grudnia 2020, o 13:08
Słuchajcie miałam coś czego jeszcze nigdy nie miałam wczensiej.. jadłam obiad W buzi ziemniaki i nagle takie jakieś odretwienie że nie moglam ich przełknąć normalnie jakby jakiś paraliż kilkusekundowy, serio mialam to jedzenie w buzi a nie mogłam go polknac.. wpadłam W taka panikę że musiałam je wypluc. Mam. Dość tych stanów to jest straszne. Serce mi się trzepie od kilku dni. Ciągle kaszel (chyba na tle,Nerwowym) uciski w gardle. Naprawdę już nie wyrabiam
To jest normalne w nerwicy przełyk się zaciska spokojnie musisz to przeczekać to minie
Pierwszy raz mi sie to zdarzyło podczas posiłku i wpadłam w panikę teraz jestem rozdygotana i tylko mam w głowie że zaraz stracę panowanie nad sobą i nigdy mi ta nerwica nie minie bo z dnia na dzień jest coraz gorzej.
Miałam to dawno temu jakby niemożność przełknięcia za mało śliny. Towarzyszy temu jakieś rozdygotanie później i prawie atak paniki.
Wyrasta wokół mroczny las, osacza z każdej strony. A martwy bezruch ostrzem tną złowieszcze skrzeki wrony. Na ucho coś mi szepcze strach, lecz nigdy nie odpowie, gdzie wyrósł ten złowrogi las - czy tylko w mojej głowie?
og220
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 140
Rejestracja: 15 listopada 2018, o 07:27

25 grudnia 2020, o 22:19

szymeknofk pisze:
24 grudnia 2020, o 16:11
og220 pisze:
24 grudnia 2020, o 12:02
szymeknofk pisze:
22 grudnia 2020, o 10:33
Drodzy współzaburzeni, piszę po raz pierwszy chociaż z nerwicą mam już od jakiegoś czasu do czynienia... Od dwóch miesięcy mam kolejny epizod - dochodzi do nich co kilka lat, pewnie dlatego że nigdy nie zostały dobrze zaleczone terapią, bo i reakcja na stres u mnie niewłaściwa i schematów też trochę, więc jak się skumuluje to pewnie wychodzi, tym bardziej, że system się nauczył. Co do tego, że to nerwica wątpliwości nie ma, zestaw objawów/myśli/doznań w miarę stały - somatycznych raczej nie ma (i obaw zdrowotnych też, mimo, że muszę uważać na serce - palenie, ojciec zmarł na zawał, stres, no i wiek - 43 lata i na tle tego dość poważny kryzys wieku swoją drogą). Żeby zakreślić ogólną sytuację - od dwóch miesięcy na seroxacie (20 mg), który stosowałem wcześniej i po jakimś czasie pomagał. Jest też terapia, ale spotkania nie są tak częste jakbym chciał/potrzebował... (no i koszty). Teraz już szło ku lepszemu, potem ostry kryzys, potem 2 tygodnie prawie jakby ręką odjęło, teraz znowu dołek - ale przynajmniej przyjmuję do wiadomości, że tak może być... Co do sytuacji życiowej nie będę się rozpisywał, ale pewnie niemało z was powiedziałoby "chłopie, czym ty się przejmujesz" - nie jest genialnie ale w najważniejszych zakresach nie jest źle, naprawdę. A nerwica jest... No i tutaj pojawia się szereg pytań technicznych na które szukam odpowiedzi. Jest pewien zestaw myśli i doznań z którymi staram sobie radzić tak jakby z osobna bo różnią się charakterem ale udaje mi się średnio. Część potrafię ignorować jako element nerwicy i nie nakręcać się na zasadzie o jezu co się ze mną dzieje (np. lekką derealizację, odłączenie, czy poczucie automatyzmu działania), ale część jest zbyt dojmująca lub zbyt głęboko człowieka wypełnia, żeby je zbyć, albo za duża robi się papka w głowie, albo trochę błędne koło. Na przykład, czuję się tak jakbym miał zwariować/rozpaść się/eksplodować. Nie nakręcam się, że to się stanie, bo wiem, że to nie jest możliwe, ale trwa we mnie taki "czysty" stan rozpieprzenia, czasem ze ściskiem w brzuchu, czasem nie. No dobra, mówisz sobie to efekt rozregulowanych emocji i element nerwicy, ale nie jesteś w stanie tego ogarnąć, uporządkować w myślach, zaakceptować (choć to takie ważne). A poza tym - i tu to błędne koło trochę - jak tylko jest trochę lżej zaraz włącza się element bezsensu/depresji/zniechęcenia bo "nie widzę" normalnego stanu, szczęśliwego życia - tak jakbym nie miał do czego dążyć (czułem się ok kilka dni temu i już nie mogę tego stanu "przywołać"). Jak AKCEPTOWAĆ, pozwolić temu płynąć obok, kiedy czujesz lub zdajesz sobie sprawę, jakie to wszechogarniające? Nie potrafię znaleźć stabilnego, zdystansowanego punku odniesienia... Zajmowanie się czymś nie jest super skuteczne - choć siłą rzeczy są sprawy do zrobienia, praca, dzieci etc. a już nie mówię o tym że wszystko wydaje się trudne i ciężkie, i o poranku szczególnie człowiek po prostu nie chce konfrontować się z dniem... Kolejna sprawa/myśl/doznanie, które jak wynika z forum występowało i u innych, ale nadal nie potrafię tego zignorować jest strach co będzie jak tego nie udźwignę i coś sobie zrobię. Jak się przekonać, że nie, że jedyne co mi grozi to złe samopoczucie? Ludzie mieli nerwicę przez lata i jakoś nic się nie stało. Ty już się źle czułeś i nic się nie stało - a jednak nie dociera. Noży i okien się nie boję, ale jak jest z tym RYZYKOWANIEM i akceptacją czarnych scenariuszy, kiedy masz pod ręką pełnie opakowanie afobamu (od wykupu recepty nie tknąłem, zostawiam na sytuację, kiedy naprawdę będę się czuł źle, i do tej pory jakoś przetrwałem bez) albo jedziesz samochodem krajówką z tirami pędzącymi z naprzeciw (nie unikam jeżdżenia z tego powodu). Ktoś wie w jaki sposób ryzykowanie jest tu bezpieczne? Czego tu się trzymać, jeśli życie poza nerwicą wydaje się nieciekawe i tak ze względu na element depresyjny nerwicy. Wiesz, że to element nerwicy no i co? Powinieneś próbować akceptować, nie reagować, nie szarpać się, ale jak, skoro nie masz na to specjalnie siły czy chęci i - kolejny straszak - boisz się że tak zostanie? Widzicie zadaję pytania, a z drugiej strony kołacze się w głowie "ale po co?" i przeraża cię, że nie masz "ciągu" do wyzdrowienia... Tak czy inaczej, jak wszyscy tutaj, będę wdzięczny za Wasze spostrzeżenia i sugestie.
cześć, jestem na tym samym etapie, co ty- też wiem, że te myśli i somaty mnie nie zabiją, ale i tak nie potrafię nad nimi zapanować i zaakceptować, żeby płynęły, bo jest to po prostu nieznośne w czasie ataku paniki.

Myślę, że i tak dużym postępem jest to, że rozumiesz, co się dzieje i nie wmawiasz sobie zawału ani innych chorób.

Jedyne co, to trzeba być cierpliwym i pracować na terapii- jak tłumaczyła mi terapeutka, ta nasza umiejętność panowania nad lękiem wykształca się w procesie na naszym poziomie podświadomości. Więc nie można wprost robic czegoś, co nas nauczy kontroli nad atakami. Po prostu po kazdej sesji nasza podświadomość trochę się zmienia i to proces indywidualny.

Tak jak mówisz, jedyne co nam teraz zostaje to odwracanie uwagi od lęku przez robienie czegoś lub zażycie leku uspokajającego. Musimy być cierpliwi i wytrwali.

Powiedz mi, w jakim nurcie pracuje twoj psychoterapeuta? Ja polecam osobiście psychodynamiczny

Witaj, fajnie, że się podłączyłeś, a z racji czasu - świąt tak fajnych jak się da. Terapeutka jest chyba w CBT, ale na razie za mało spotkań i za rzadkie z racji terminów. Poza tym, miałem tego pecha, że spotkałem się z nią np. w czasie tych dwóch tygodni gdy czułem się dobrze, więc lęk nie był głównym problemem... Tak jak mówisz, jak cię ściśnie to jest tak nieznośne, że trudno się zdystansować... U mnie to odczucie "zaraz zwariuje/rozpadnę się" wzmaga lęk czy dyskomfort mimo wiedzy, bo jest tak dotkliwe... Poza tym mam względnie ograniczony zestaw męczących/straszących myśli, z których chyba najcięższa jest chyba "jak to przetrwam?" w domyśle "czy czegoś sobie nie zrobię". Wiem, że należy do klasycznego zestawu ale jak ściśnie... Aha, cieszę się, że się dobrze odnajdujesz w terapii - wszelkiego powodzenia. Pozdrawiam serdecznie, trzymaj się.
Też niestety pojawiają się u mnie myśli przy atakach typu: "czy ten lęķ kiedykolwiek mnie opuści", "czy dam radę to znieść i nie zwariuję" itd. chociaż mam świadomość tego, że on ZAWSZE traci na sile (max po kilku dniach męki) i zawsze udaje mi się to jakoś przetrwać...

Nie demotywuj się, że masz okresy, w których czujesz się lepiej i wydaje się wtedy, że terapia jest niepotrzebna. Też przez to przechodziłam, ale mam świadomość tego, że trzeba nie odpuszczać, bo chwilowa zmiana nastroju na lepsze nie oznacza wyleczenia. Poza tym na każdej sesji terapii nad czymś pracujemy, także miej pewność, że coś się zmienia, nawet gdy czujesz się dobrze.

Trzymaj się również i w razie czego pisz śmiało na priv! :)
og220
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 140
Rejestracja: 15 listopada 2018, o 07:27

25 grudnia 2020, o 22:24

znerwicowana_ja pisze:
25 grudnia 2020, o 13:08
Słuchajcie miałam coś czego jeszcze nigdy nie miałam wczensiej.. jadłam obiad W buzi ziemniaki i nagle takie jakieś odretwienie że nie moglam ich przełknąć normalnie jakby jakiś paraliż kilkusekundowy, serio mialam to jedzenie w buzi a nie mogłam go polknac.. wpadłam W taka panikę że musiałam je wypluc. Mam. Dość tych stanów to jest straszne. Serce mi się trzepie od kilku dni. Ciągle kaszel (chyba na tle,Nerwowym) uciski w gardle. Naprawdę już nie wyrabiam
to normalny objaw przy wzmożonym lęku/ataku paniki, z którym mam niestety często do czynienia.

Nie możesz niczego przełknąć, bo po prostu nie masz śliny w ustach. Ja jak mam ataki paniki, to nie mogę przez kilka dni przełknąć niczego, w dodatku jest mi niedobrze.

Polecam picie jogurtów pitnych, jak poczujesz się trochę lepiej, to banany też są ok :D
AstaBodzio
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 7
Rejestracja: 14 grudnia 2020, o 11:17

26 grudnia 2020, o 16:41

Witam!
Jestem Michał mam 18 lat
Od razu mowie ze jestem mega wrażliwa osoba i przejmująca się zazwyczaj jak mi się dzieje cos to myślę jak najgorzej ze będzie cos złego albo umrę
Od półtora tygodnia zacząłem się tak jakoś gorzeć czuć psychicznie a dokładnie taki smutek nie wiadomo skąd niepokój zamyślenie a także natrętne myśli o których nie mogłem przestać myśleć nawet jak próbowałem no i myślałem co mi jest i myślałem ze zaraz dostane obłędu ze przyjedzie po mnie karetka i zawiezie do szpitala a nie chciał bym tam trafić ponieważ bardzo kocham swoja mamę i nie chciał bym jej stracić przez to ani nie chciał bym stracić znajomych i ogólnie swojego życia bo czuje ze jest szczęśliwe ale cos teraz nie idzie ale nie przez jakieś problemy rodzinne albo szkolne tylko emocjonalo-psychiczne
zauważyłem tez ze jak się nagle zaczynam bać nawet nie wiadomo czego to bije mi szybko serce mam suchość w gardle nie mogę przełknąć śliny i myślę jak najgorzej ze zaraz umrę itp. raz jak się zdenerwowałem tym to miałem biegunkę
czasami mam tak ze naprawdę o tym nie myślę albo myślę dobrze i jest lepiej ale to wraca a ja się boje ze jak wróci to nie podołam
aktualnie boje się ze to przejmie kontrole nademna ten taki dziwny lek i ze stanę się jakiś psychiczny i ze pójdę do szpitala również wkręcam sobie albo tak jest naprawdę ze mam gorsze emocje nie widzę świata tak jak dawniej no i dziwna rzeczą tez jest np ze się szczypie i patrzę czy czuje bol i czy żyje
nie chce mi się robić dużo rzeczy i się boje mało rzeczy mnie cieszy ale czasem cos tam się uśmiechnę ale boje się ze nawet nie będę się uśmiechał
boje się tego leku nawet nie wiadomo skąd on się bierze mam złe myśli ciągle o tym myślę nie mogę przestać nie chce mi się ćwiczyć bo nie mam ochoty i tez boje ze będę się źle czul nie mogę słuchać muzyki bo mnie denerwuje i tez się boje ze będzie gorzej nie chciał bym umrzeć ale czasami myślę ze by ulżyło mi i nie musiał bym się męczyć
proszę pomóżcie chce żeby było tak jak dawniej
jak to napisałem trochę mi ulżyło
mam wsparcie rodziny ale boje się ze ja stracę przez właśnie to..
dodam tez ze dużo szukam w Internecie swoich objawów i patrzę jakie to mogą być choroby i jak się wyleczyć
ps. Przepraszam za jakieś błędy i powtórzenia ale pisze jak jestem roztrzęsiony

Pisze po tygodniu jakoś, było lepiej nie czytałem w internecie ani próbowałem to zlewać i się udawało czasami lepiej czasami gorzej ale nagle od 2 dni jest istna tragedia czarno myślę nie mogę przestać nie uśmiecham się mniejszy apetyt i się boję że nie wytrzymam że wybuchnę i myślę źle jak najgorzej w sumie, nie cieszę się bo ciągle o tym myślę i nie mogę przestać mam napady zimna jak i ciepła suchość w gardle i też czasem taka gulka przez te dwa dni brałem hydroksyzyne i było lepiej ale nie jakoś oszałamiająco proszę o pomoc:(( nawet mam mysli żeby skończyć że sobą że ulży mi ale nie chce tego zrobić ale nie wiem czy stracę kontroli albo będzie tak źle i nie wytrzymam
og220
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 140
Rejestracja: 15 listopada 2018, o 07:27

26 grudnia 2020, o 22:44

AstaBodzio pisze:
26 grudnia 2020, o 16:41
Witam!
Jestem Michał mam 18 lat
Od razu mowie ze jestem mega wrażliwa osoba i przejmująca się zazwyczaj jak mi się dzieje cos to myślę jak najgorzej ze będzie cos złego albo umrę
Od półtora tygodnia zacząłem się tak jakoś gorzeć czuć psychicznie a dokładnie taki smutek nie wiadomo skąd niepokój zamyślenie a także natrętne myśli o których nie mogłem przestać myśleć nawet jak próbowałem no i myślałem co mi jest i myślałem ze zaraz dostane obłędu ze przyjedzie po mnie karetka i zawiezie do szpitala a nie chciał bym tam trafić ponieważ bardzo kocham swoja mamę i nie chciał bym jej stracić przez to ani nie chciał bym stracić znajomych i ogólnie swojego życia bo czuje ze jest szczęśliwe ale cos teraz nie idzie ale nie przez jakieś problemy rodzinne albo szkolne tylko emocjonalo-psychiczne
zauważyłem tez ze jak się nagle zaczynam bać nawet nie wiadomo czego to bije mi szybko serce mam suchość w gardle nie mogę przełknąć śliny i myślę jak najgorzej ze zaraz umrę itp. raz jak się zdenerwowałem tym to miałem biegunkę
czasami mam tak ze naprawdę o tym nie myślę albo myślę dobrze i jest lepiej ale to wraca a ja się boje ze jak wróci to nie podołam
aktualnie boje się ze to przejmie kontrole nademna ten taki dziwny lek i ze stanę się jakiś psychiczny i ze pójdę do szpitala również wkręcam sobie albo tak jest naprawdę ze mam gorsze emocje nie widzę świata tak jak dawniej no i dziwna rzeczą tez jest np ze się szczypie i patrzę czy czuje bol i czy żyje
nie chce mi się robić dużo rzeczy i się boje mało rzeczy mnie cieszy ale czasem cos tam się uśmiechnę ale boje się ze nawet nie będę się uśmiechał
boje się tego leku nawet nie wiadomo skąd on się bierze mam złe myśli ciągle o tym myślę nie mogę przestać nie chce mi się ćwiczyć bo nie mam ochoty i tez boje ze będę się źle czul nie mogę słuchać muzyki bo mnie denerwuje i tez się boje ze będzie gorzej nie chciał bym umrzeć ale czasami myślę ze by ulżyło mi i nie musiał bym się męczyć
proszę pomóżcie chce żeby było tak jak dawniej
jak to napisałem trochę mi ulżyło
mam wsparcie rodziny ale boje się ze ja stracę przez właśnie to..
dodam tez ze dużo szukam w Internecie swoich objawów i patrzę jakie to mogą być choroby i jak się wyleczyć
ps. Przepraszam za jakieś błędy i powtórzenia ale pisze jak jestem roztrzęsiony

Pisze po tygodniu jakoś, było lepiej nie czytałem w internecie ani próbowałem to zlewać i się udawało czasami lepiej czasami gorzej ale nagle od 2 dni jest istna tragedia czarno myślę nie mogę przestać nie uśmiecham się mniejszy apetyt i się boję że nie wytrzymam że wybuchnę i myślę źle jak najgorzej w sumie, nie cieszę się bo ciągle o tym myślę i nie mogę przestać mam napady zimna jak i ciepła suchość w gardle i też czasem taka gulka przez te dwa dni brałem hydroksyzyne i było lepiej ale nie jakoś oszałamiająco proszę o pomoc:(( nawet mam mysli żeby skończyć że sobą że ulży mi ale nie chce tego zrobić ale nie wiem czy stracę kontroli albo będzie tak źle i nie wytrzymam
cześć Michał, dobrze, że zwracasz się o pomoc!
Widać, że strasznie nakręca się u Ciebie błędne koło myślenia- jedna negatywna myśl nakręca drugą. Pamiętaj, że są to TYLKO myśli i one nie zabiją cię. Wiem, że to bardzo trudne, ale spróbuj się czymś zająć i odwrócić uwagę. Czy jest ktoś w rodzinie kto może cię wesprzeć, może przyjaciele?

Myślałeś może o zwróceniu się do psychoterapeuty? Bardzo mógłby ci pomóc trochę opanować myśli, warto kogoś poszukać :)

Pamiętaj, te ataki nie trwają wiecznie, za niedługo poczujesz się lepiej. Czy lekarz dał ci jakieś inne leki oprócz hydroksyzyny?
AstaBodzio
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 7
Rejestracja: 14 grudnia 2020, o 11:17

27 grudnia 2020, o 07:01

Nie byłem u lekarza bo boję się że da mi takie leki po których będzie gorzej że nie będę funkcjonował albo stracę panowanie nad sobą czytałem też że dużo osób się po nich źle czuje hydroksyzyne biorę jak jest naprawdę źle i zazwyczaj pomaga w dniu mam tak że raz jest gorzej raz źle a raz tragicznie jak się w coś wciągnę i nie myślę o tym jest super ale jak już przyjdą złe myśli to dramat juz nie wiem co mam o tym sądzić
Awatar użytkownika
grzeslaw
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 185
Rejestracja: 17 czerwca 2018, o 11:27

27 grudnia 2020, o 13:41

AstaBodzio pisze:
27 grudnia 2020, o 07:01
Nie byłem u lekarza bo boję się że da mi takie leki po których będzie gorzej że nie będę funkcjonował albo stracę panowanie nad sobą czytałem też że dużo osób się po nich źle czuje hydroksyzyne biorę jak jest naprawdę źle i zazwyczaj pomaga w dniu mam tak że raz jest gorzej raz źle a raz tragicznie jak się w coś wciągnę i nie myślę o tym jest super ale jak już przyjdą złe myśli to dramat juz nie wiem co mam o tym sądzić
A jesteś na jakiejś psychoterapii? Tak jak wyżej og220 pisał/a, jakieś konsultacje z psychoterapeutą i terapia mogą być dobrym pomysłem
A jeśli chodzi o ten kryzys co przeżywasz to może przez to, że mamy ferie? My nerwicowcy nie umiemy odpoczywać, gdy mamy więcej wolnego czasu (przynajmniej ja nie umiem) :D
AstaBodzio
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 7
Rejestracja: 14 grudnia 2020, o 11:17

27 grudnia 2020, o 13:43

Nie mam żadnej psychoterapii a czy w nerwicy jest tak że jest źle potem dobrze a potem znowu źle albo tragicznie?
ODPOWIEDZ