DreamOn pisze: ↑6 października 2020, o 11:45
Ja chciałabym dzisiaj trochę pomarudzić, trochę się wyżalić nt. swojego życia "sprzed nerwicy".
Nie doceniałam go. Nie doceniałam tego, że wstawałam pełna energii, czasem i o 5. do pracy. Tam też uśmiech i radość mnie nie opuszczały i tak do 21.
Nie doceniałam możliwości wyjścia z domu, kiedy i gdzie chcę. Oczywiście teraz też mogę, a raczej mogłabym, ale na razie lęk jest większy. Nie doceniałam beztroskich chwil z rodziną, z mężem (który czasem myślę jest na skraju wyczerpania swojej cierpliwości do mnie). Nie doceniałam życia bez objawów. A nawet jak zabolała mnie głowa, to nie leciałam od razu zmierzyć pulsu i ciśnienia, czy to aby na pewno nie udar czy zawał. Nie czułam spięcia mięśni, duszności, czy zawrotów głowy.
Byłam zawsze aktywna. Dużo sportu, spacerów, roweru. Zimą ćwiczyłam w domu, a do tego biegałam w zimne, weekendowe poranki. Uwielbiałam włóczyć się po centrach handlowych. Kochałam gotować i piec. Po prostu chłonęłam każdą chwilę swojego życia. A dziś? Drżę na samą myśl o zostaniu samej w domu. Zmuszam się do sprzątania i gotowania. Apetyt mam, ale nie lubię już "stać nad garami". Najczęściej siedzę z pilotem, czytam książki, albo wpisy na forum. Od czasu do czasu dzwonię do rodziców. Na zakupy już nie chodzę, bo przerażają mnie sklepy. Na spacer, gdzieś blisko, a mąż musi mnie trzymać za ręke. Dobrze, że przebadałam całe ciało, bo wizyty u lekarzy też zaczęły mnie przygnębiać. Oczywiście i tak uważam, że jest ciut lepiej, bo w czerwcu/lipcu całe dnie spędzałam w łóżku. Staram się na ignorowanie objawów i skupiać maksymalnie na kazdej czynności, bo inaczej cała się trzęse. Mimo zawrotów kilka razy dziennie się rozciągam chociaż po kilka minut.
Wiem, że niestety to potrwa, ale chcę nad tym sama pracować. Przede wszystkim bez leków.
Codziennie chcę sobie postawić jedno zadanie. Dziś była to dłuższa kąpiel. Do tego czasu były szybkie prysznice, bo bałam się, że zasłabnę w ciepłej wodzie.
Rzadziej mierzę ciśnienie.
Biorę magnez, potas, wit. B i D.
Staram się jeść więcej owoców a mniej słodyczy.
Piję dużo wody.
I oczywiście melisę.
Wierzę w siebie, że z tego wyjdę!