Tacia pisze: ↑5 stycznia 2020, o 19:05
Możecie mnie wyzywać ile chcecie. Wiem, macie mnie już dosyć... Tacia znowu szaleje, panikuje itd. Ale ja naprawde myślę, że mam depresję. Dziś się zastanawiałam co ja powiem psychiatrze (wizyta 09.01.) więc przeanalizowałam sobie pół roku z życia (to nic, że zlewa mi się wszystko tak jakby w 1 dzień) ale doszłam do pewnych odczuć jakie przechodzę i jakie wskazują na depresję:
- nie jestem szczęśliwa (skupiam się bardziej na negatywach niż na pozytywach)
- nieraz - rzadko mam odczucia, że wszystko mnie przerasta
- często chce mi się płakać a nie mogę( myślę, że to jest pułapka nerwicowa bo w miarę ok się czuję i nagle chce mi się płakać ni z dupy)
- dziś wpadła myśl, że ja nie jestem szczęśliwa, że mam dziecko (inni się cieszą, że mój synek jest taki fajny itd a mnie to nie cieszy) choć kocham go nad życie. Lubię gdy się śmieje, gdy robi postępy, zje cały obiadek itd ale mam takie odczucia jakby mnie to nie cieszyło macierzyństwo, jakbym się męczyła w nim - strasznie to brzmi i mnie to niepokoi i martwi a naprawdę zajmuje się synkiem i cieszę się, że mam go choć nieraz jestem zmęczona opieką nad nim.
- często mam tak, że mi się coś nie chce robić - po prostu nie chce ale w końcu to robię aby nie zwariować, że to na bank depresja
- sen - mam dni gdzie cierpię na bezsenność nie mogę zasnąć a jak śpię to mam taki płytki sen i co po chwilę się budzę, a mam dni gdzie śpię jak mały reksio
- często mam tak jakbym odczuwała smutek takie jakby wrażenie - ale to nie jest jakieś załamanie czy coś w tym stylu nawet ja nie wiem czy to jest w ogóle smutek
- roztsałam się z mężem kilka miesięcy temu - boję się, że ta sytuacja doprowadzi mnie do depresji bo samotne macierzyństwo itd
Czego ja się boję (stary weteran):
- cholernie boję się depresji( uważam, że jestem źle zdiagnozowana, że wypieram depresję i nie dopuszczam do siebie objawów depresji)
- boję się diagnozy depresji
- boję się smutku - dla mnie to jedna z najgorszych emocji - nienawidzę zamulać
- boję się wszelakich oznak depresji typu, że nie będzie chciało mi się wstać z łóżka, że wszystko będzie bezsensu, nic mnie nie będzie obchodziło, bedę nienawidziła ludzi i siebie, wszystko będzie mnie przerastało fizycznie i psychicznie
Często odczuwam lęki, non stop analizuje swój stan psychiczny, przyjdzie myśl i podpinam pod depresję.
Idę do psychiatry ale mam takiego strach, że mi postawi diagnozę depresji, że nawet nie macie pojęcia. Nawet boję się mówić, że często czuję smutek i nie cieszy mnie macierzyństwo bo pewnie od razu stwierdzi, że to depresja.
Dobra to wszystko.
Wyżaliłam się, napisałam swoje objawy. Może ktoś też tak miał tzn osoby, które bały się depresji albo mają to osoby, które mają depresję(tu akurat cieszyć się nie będę)
Dziękuje.
P.S. Możecie mnie teraz wyzywać
Kobito. Nie wiem po co tutaj piszesz, jak i tak nikt nie jest w stanie do Ciebie dotrzeć, to, że napisałaś to po raz setny nie oznacza, że tym razem przyniesie ci to ukojenie. Znowu chcesz, żeby ktoś ci napisał, że nie masz depresji, bo to przynosi ci chilowe ukojenie, a jak ktoś ci napisze, że masz depresje, to też ci przyniesie ukojenie. Idziesz do psychiatry, który wiesz co zrobi? W dupie to będzie miał, czy masz depresje, czy masz nerwice, bo dostaniesz po prostu leki antydepresyjne, które działają też przeciwlękowo, on może ci postawić dobrą diagnozę, lub złą, ale to nie jest istotne i w głowie będzie miał lek na oba te rzeczy. Zastanów co ci to zmieni, że powie ci, że masz depresję? Czy to zmieni twój aktualny STAN? NIE!
Pomyśl trochę logicznie i zaakceptuj ten czarny scenariusz, że psychiatra mówi ci, że masz depresję i co ci to zmieni? Znaczy, że jak lekarz wypowie te słowa, to nagle włączy ci się w mózgu przełącznik z bycia przerażonej depresją na stan depresyjny i będziesz miała smutek, zamulanie, nie będzie ci się chciało wstać z łożka, nic cie nie będzie obchodziło, będziesz nienawidziła siebie i ludzi? Nie, tak nie będzie, ale tak będzie, jeśli dalej będziesz prowadziła swoją postawę, ty się boisz depresji endogennej, a nie stanów depresyjnych.
Powiem ci szczerze, że jesteś w najlepszej drodze do depresji przez to nakręcanie, tylko i wyłącznie zawdzięczasz to sobie, a nie "świnstwu, które cie nagle dopadnie nie wiadomo dlaczego". Bo przez to nakręcanie, analizy i lęk sama wpadasz w takie stany, nie ma szans, żeby ktoś kto żyje objawami 24/7 i nigdy ich nie pojmie i nie chce ich pojąć nie będzie miał stanów depresyjnych, to jest niemożliwe.
Prawda jest taka, że jesteś w ciągłej iluzji nerwicowej i tyle. I to twoja decyzja, czy powiesz temu "stop" czy dalej będziesz się nakręcała i wpadniesz w tą twoją ukochaną depresję.
A wszystkie objawy, które napisałaś są w 100% nerwicowe i pojmij je logicznie:
- nie jesteś szczęśliwa, bo jesteś w nerwicy
- wszystko cię przerasta, bo jesteś w zaburzeniu i wiadomo, że wszystko wtedy stanowi większe wyzwanie
- płacz jest naturalną reakcją na wysoki lęk i bezradność
- to to jest typowe natręctwo, w które sama wleciałaś (bo sama ich szukasz)
- tak samo jak wyżej, aktywność stanowi większe wyzwanie w zaburzeniu
- sen, cierpisz na bezsenność, bo jak sama mówiłaś ciągle analizujesz i się lekasz - ten "mały reksio" to jest naturalna reakcja organizmu na to, że nie przespał np. poprzedniej nocy dobrze
- odczuwasz smutek, bo jesteś (uwaga, to będzie mocne) CZŁOWIEKIEM, który odczuwa smutek
Co do rozstania z mężem, to może być powód skąd ci zaburzenie przyszło w ogóle.
Podsumowując, w depresję człowiek wchodzi SAM, a ty właśnie to robisz. Jak boisz się poparzenia ręki to wkładasz rękę w ogień? Zastanów się. Mam nadzieję, że Hewad Ci jutro przemówi do rozumu.