Słuchajcie, bo ja już nie wiem, czy się śmiać, czy płakać. Niektóre moje lęki i schizy są tak absurdalne, że aż po prostu wstyd pisać, ale jako że jestem w temacie "Słabszy dzień" to co mi szkodzi...
Ostatnio nawarstwiło mi się mnóstwo stresów i cały czas po nich dochodze do siebie, co się objawia oczywiście mega skumulowaną porcją myśli lękowych i somatów. Wczoraj nawet miałam problem z zaśnięciem i może w sumie z godzinkę, czy dwie się przespałam, a potem o 5 wstałam do pracy. Oczywiście nietrudno się domyślić, że jestem jak zombie. I na czym mój absurdalny lęk polega? Na tym, że boję się, że zasnę w pracy (a pracuję w sklepie i nijak nie ma możliwości na nawet najkrótszą drzemkę), a zatem musze się kontrolować, żeby nie zasnąć, a za tą kontrolą usilną idą kolejne lęki, że przecież jak się będę wstrzymywać od snu to... uwaga! będę miała halucynacje, logiczne myślenie się posypie i nie będę w stanie wydać klientom albo w ogóle ich zrozumieć i tym podobne schizy. Możecie się śmiac, nie ma sprawy

Mnie to samą z jednej strony śmieszy, a z drugiej przeraża, dlatego nie wiem, czy się śmiać, czy płakać.
Tak jak bym nie potrafiła z dystansem i normalnie spojrzec na sytuację - no ok, mało spałam, więc mam prawo być zmęczona, będą mi się zamykać oczy i moja koncentracja może trochę spaść, ale bez przesady, za 4,5 godziny idę do domu i się zdrzemnę i wszystko będzie znów na chodzie. Tylko zaś bzdurne schizy, które wiem, że są bzdurne, a jednak straszą :/