A popos dentysty- poszłam, powiedziałam sobie, że w każdej chwili mogę wyjść. Siedziałam w poczekalni z lękiem i lekką derealizacją, ciągle dając sobie furtkę do ewakuacji. W gabinecie powiedziałam lekarce, że mam zaburzenia lękowe, że chyba nic z tego nie będzie. Ona była spokojna i nie wkurzała się na mnie <3
Powiedziałyśmy, że dostanę minimalne znieczulenie i zobaczę jak się będę z tym czuła- że w każdej chwili mogę sobie iść. Dostałam 1 znieczulenie strzykawką- spanikowałam, ale Pani była ok, dała mi przestrzeń na uspoojenie. Po pewnym czasie drugi strzał znieczulenia- tu też miałam lekką panikę, cemno przed oczami, no ale po chwili przeszło- bo racjonalizowałam sobie wszystko i wiedziałam, że mogę wyjść!! No i zostawiły mnie w gabinecie na jakiś czas, ja sobie siedziałam, dochodziłam do siebie po znieczuleniu
Przyszła pora na rwanie, no i tu już powiedziałam sobie- tak daleko zaszłam, nie chcę tego zmarnować , nie mogę! Trudno, będę mdleć! No i dentystka zaczęła mi szarpać tym korzeniem praktycznie jakby w czaszce mi grzebała, było to nieprzyjemne, momentami miałam lekki odjazd, ale już czułam się pewniej, wiedziałam, że wóz albo przewóz- zemdleję albo zwyciężę!!
I zwyciężyłam!!!! Boże, to jest epickie wydarzenie mojego życia, do końca tego nie byłam pewna czy nie ucieknę.
Dużą rolę odegrała świetna dentystka- chirurg. Była naprawdę opanowana, nierobiłam na niej wrażenia ze swoją paniką

Komunikowała się ze mną, chociaż nie chciała mówić co w danym momencie robi- a to by mi pomogło akurat
No ale trudno, nie ma ideałów, najważniejsze że gabinet był przestronny, było "świeże powietrze" wszędzie, a nie takie ciasne klitki jak to nieraz bywają. Pani była wyrozumiała, więc ja jestem pod wrażeniem samej siebie, ale to się udało.... na każdym etapie (siedzenie w poczekalni, znieczulenie, rwanie) nie byłam wcale taka pewna, do końca walczyłam z lękiem i była to walka krwawa... ale udało się... dziękuję również tym, którzy mi odpisywali, bo to był dowód na to, e znają temat i mimo wszystko przezyli
Wiem jedno, to, co zaważyło u mnie na pozostaniu w gabinecie było to, że nie mogłam znieść myśli, że wyjdę stamtąd i będzie dalej to samo- czyli nie dość że 2 dni strachu i lęku, nieprzespanych nocy przed tym, to jeszcze wszystko od nowa plus znowu kolejna kiedyś wizyta z zębem w gorszym stanie. Czyli udało mi się dotrzeć do pokładów własnej determinacji.. wow ... wiem, że to nie koniec moich zaburzeń, ale mam jedno potężne zwycięstwo i nikt mi tego nie odbierze <3