Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Słabszy dzień? Kryzys? Ogólne pytanie? Wyżal się swobodnie.

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
nieznajoma19
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 490
Rejestracja: 8 września 2017, o 20:37

31 sierpnia 2018, o 14:47

Stresik pisze:
16 grudnia 2016, o 17:43
Emj, rzeczywiście, z tym obrzydzeniem to była moja nadinterpretacja, przepraszam. Pisałam posta na dwie raty i wydawało mi się, że uzylas takiego sformułowania :p
Ale też nie miałam na myśli że uważasz tatę za obrzydliwego, tylko sytuację której się obawiasz :D
Akurat samo to, że uważasz swojego tatę za atrakcyjnego mężczyznę nie jest w żadnym wypadku niczym nienormalnym i nie stawia znaku równości z tym, że chciałabyś się dopuścić aktu kazirodczego. Przeczytałam Twój wątek o natrętnych myślach, gdzie chyba akurat ten lęk Ci tak nie doskwierał. Wszystko ładnie tam rozebrałaś na czynniki pierwsze i wytłumaczyłaś, ale wydaje mi się, że właśnie takie mocne analizowanie wszystkiego jest dla Ciebie zgubne i karmi Twój lęk.
Niektóre rzeczy w życiu są proste i nie trzeba w nich tak grzebać :) tata też człowiek, ma prawo być przystojny/atrakcyjny i już, tak po prostu :D i nie musisz zastanawiać się "dlaczego uważam, że mój tata jest atrakcyjny? Czy jeśli uważam mężczyznę za atrakcyjnego to czy musi mnie pociągać seksualnie? Może mam zboczenie? O czym ja myślę, to nienormalne" -> pojawia się strach, może lekka adrenalinka, spinasz się z nerwów i pojawia się "sztuczne podniecenie", dalej "o nie, chyba odczuwam podniecenie przez tatę". NIE. Ja w stresie też odczuwam coś na rodzaj powiedzmy "podniecenia", ale ciężko czuć podniecenie do np. Chorób czy wojny o których pomyślałam przed tym, jak moje ciało zaczęło reagować dziwacznie pod wpływem silnego stresu :D
Nie dręcz się już tak tym, trzymam kciuki :)

P.s. jestem nowa na forum i nie znam całej Twojej sytuacji, ale wydaje mi się, że u Ciebie w taki sposób może działać ten mechanizm, jeśli się mylę to oczywiście mnie popraw :)
Jak dobrze ze trafilam na twoj wpis o sztucznym podnieceniu 🙌🏽dziękuje
Nerwyzestali
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1566
Rejestracja: 19 czerwca 2018, o 13:41

31 sierpnia 2018, o 14:50

Z tym sztucznym podnieceniem to jest całkiem popularna sprawa z tego co czytam. Kiedyś też dosyć często mi towarzyszyło w stosunki do różnych osób ale ten problem już mnie nie dotyczy. Teraz jak na to patrzę to chętnie wróciłbym do tego stanu a nie tego co teraz jestem. Lepsze to niż somaty.
ImperfectM
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 52
Rejestracja: 9 lipca 2018, o 13:31

31 sierpnia 2018, o 17:29

Hej, mam pytanie , nie wiem pod ktorym postem pisać , wiec pisze tutaj ... mam taki problem, ze od pewnego czasu na kostce w prawej stopy mam coś na rodzaj liszaju ? Jest to zmiana, która jest sucha i brązowa , a gdy się ja natłuści staje się jasno różowa , czerwona ... byłam już u dwóch dermatologów i jeden twierdzi ze mam tendencje do rogowacenia skory, drugi , ze to ewidentnej alergia ... fajnie tylko czemu mam to na jednej stopie i właśnie ostatnio zrobiło mi się to mocno powiększone i czerwone , po czym znowu zmalało ... czy zmagał się ktoś z czymś podobnym ?? Generalnie rozchodzi mi się o przebarwienia na kostkach stop ... (pewnie napisałam to chaotycznie, ale już nie wiem co robić - zmiany nie Swędzą , nie szczypią,gdybym ich nie widziała ,to nie wiedziałabym, ze je mam )
Iwona29
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1904
Rejestracja: 10 maja 2017, o 08:53

31 sierpnia 2018, o 17:44

Nerwyzestali pisze:
31 sierpnia 2018, o 14:50
Z tym sztucznym podnieceniem to jest całkiem popularna sprawa z tego co czytam. Kiedyś też dosyć często mi towarzyszyło w stosunki do różnych osób ale ten problem już mnie nie dotyczy. Teraz jak na to patrzę to chętnie wróciłbym do tego stanu a nie tego co teraz jestem. Lepsze to niż somaty.
Somaty mnie wykańczają.Musiało mi dobrze kiedyś siąść na serducho skoro tyle z tym walczę.W sumie nie walka tylko wegetacja i próba pogodzenia się z tym.

Gdyby nie to że emocjonalnie na wszystko reaguje to byłoby już po mojej nerwie.
Niestety serducho moje jest mocno opętane, że tak powiem w nerwicy....podświadomie chłone emocje z zewnątrz i po kilku dniach zaczyna mi wariowac organizm.A ja się zastanawiam skąd to??A no stąd że emocje mi wychodzą po czasie.Jak jebnie to już ostro.Tak jak teraz mam ciężki okres.
Nie było tak aż do chwili wiadomości o 2 śmierciach.
Walcz ! Nie uciekaj bo wygrasz😉
Jak nie Ty to kto.
" Będziesz kiedyś bardzo szczęśliwa,powiedziało życie...Ale najpierw sprawię, że będziesz silna"🙂
Awatar użytkownika
znerwicowana85
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 268
Rejestracja: 24 maja 2018, o 10:16

1 września 2018, o 07:21

Iwona29 pisze:
31 sierpnia 2018, o 17:44
Nerwyzestali pisze:
31 sierpnia 2018, o 14:50
Z tym sztucznym podnieceniem to jest całkiem popularna sprawa z tego co czytam. Kiedyś też dosyć często mi towarzyszyło w stosunki do różnych osób ale ten problem już mnie nie dotyczy. Teraz jak na to patrzę to chętnie wróciłbym do tego stanu a nie tego co teraz jestem. Lepsze to niż somaty.
Somaty mnie wykańczają.Musiało mi dobrze kiedyś siąść na serducho skoro tyle z tym walczę.W sumie nie walka tylko wegetacja i próba pogodzenia się z tym.

Gdyby nie to że emocjonalnie na wszystko reaguje to byłoby już po mojej nerwie.
Niestety serducho moje jest mocno opętane, że tak powiem w nerwicy....podświadomie chłone emocje z zewnątrz i po kilku dniach zaczyna mi wariowac organizm.A ja się zastanawiam skąd to??A no stąd że emocje mi wychodzą po czasie.Jak jebnie to już ostro.Tak jak teraz mam ciężki okres.
Nie było tak aż do chwili wiadomości o 2 śmierciach.
Mnie też małe rzeczy potrafią wyprowadzić z równowagi i dowalic rożnymi somatami np. To, ze siedzimy wieczorem w domu i nagle ktos zadzwoni domofonem. I choc to np pomylka, u mnie juz sie uruchamia, ze moze cos komus z rodziny sie stalo itp. Miałam dużo orzykrych przejść ze strony pewnej grupki dziewczyn z miasta i niech ja tylko którąś z nich zobacze to się zaczyna. Kto normalny reaguje palpitacją serca i rozstrojem żołąda na taką pierdołę. 🤦🏼‍♀️🤦🏼‍♀️🤦🏼‍♀️
A najgorsze u mnie jest takie coś: wczoraj przeczytalam klepsydre na mieście, umarla mloda kobieta 42letnia. Najpierw nic bo jej nie znam, ale jak siadlam wieczorem to zaczęło się. W glowie pojawilo się: A jak mi sie tak cos stanie, duzo tego durnego „a jak” i znowu mam ochote czytac o roznych chorobach jak zapobiec itp i od razu puls szybszy, ciezej sie oddycha.

Jedyna rada na to, to mieć wszystko głęboko. Jak sie zobojętnieje na wiekszosc rzeczy i historii tego typu to mysle, ze dla nas na zdrowie.
„Tylko rozsadek mnie dzis uratuje” 😎
Nerwyzestali
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1566
Rejestracja: 19 czerwca 2018, o 13:41

1 września 2018, o 08:15

znerwicowana85 pisze:
1 września 2018, o 07:21
Iwona29 pisze:
31 sierpnia 2018, o 17:44
Nerwyzestali pisze:
31 sierpnia 2018, o 14:50
Z tym sztucznym podnieceniem to jest całkiem popularna sprawa z tego co czytam. Kiedyś też dosyć często mi towarzyszyło w stosunki do różnych osób ale ten problem już mnie nie dotyczy. Teraz jak na to patrzę to chętnie wróciłbym do tego stanu a nie tego co teraz jestem. Lepsze to niż somaty.
Somaty mnie wykańczają.Musiało mi dobrze kiedyś siąść na serducho skoro tyle z tym walczę.W sumie nie walka tylko wegetacja i próba pogodzenia się z tym.

Gdyby nie to że emocjonalnie na wszystko reaguje to byłoby już po mojej nerwie.
Niestety serducho moje jest mocno opętane, że tak powiem w nerwicy....podświadomie chłone emocje z zewnątrz i po kilku dniach zaczyna mi wariowac organizm.A ja się zastanawiam skąd to??A no stąd że emocje mi wychodzą po czasie.Jak jebnie to już ostro.Tak jak teraz mam ciężki okres.
Nie było tak aż do chwili wiadomości o 2 śmierciach.
Mnie też małe rzeczy potrafią wyprowadzić z równowagi i dowalic rożnymi somatami np. To, ze siedzimy wieczorem w domu i nagle ktos zadzwoni domofonem. I choc to np pomylka, u mnie juz sie uruchamia, ze moze cos komus z rodziny sie stalo itp. Miałam dużo orzykrych przejść ze strony pewnej grupki dziewczyn z miasta i niech ja tylko którąś z nich zobacze to się zaczyna. Kto normalny reaguje palpitacją serca i rozstrojem żołąda na taką pierdołę. 🤦🏼‍♀️🤦🏼‍♀️🤦🏼‍♀️
A najgorsze u mnie jest takie coś: wczoraj przeczytalam klepsydre na mieście, umarla mloda kobieta 42letnia. Najpierw nic bo jej nie znam, ale jak siadlam wieczorem to zaczęło się. W glowie pojawilo się: A jak mi sie tak cos stanie, duzo tego durnego „a jak” i znowu mam ochote czytac o roznych chorobach jak zapobiec itp i od razu puls szybszy, ciezej sie oddycha.

Jedyna rada na to, to mieć wszystko głęboko. Jak sie zobojętnieje na wiekszosc rzeczy i historii tego typu to mysle, ze dla nas na zdrowie.
Daj spokój. Jak ja usłyszę o takich przypadkach to też się zastanawiam jak to się stało i mam lęk, że może mi sie tez coś stać w młodym wieku. Te myśli właściwie towarzyszą mi cały czas, nawet jak coś robię to podświadomie jest ten lęk o życie. Musi coś naprawdę mnie zająć żeby było dobrze. Mnie somaty też porządnie wykańczają. Jakby ich nie było, to już pewnie bym miał bardzo mały lęk.
Iwona29
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1904
Rejestracja: 10 maja 2017, o 08:53

1 września 2018, o 09:53

Nerwyzestali pisze:
1 września 2018, o 08:15
znerwicowana85 pisze:
1 września 2018, o 07:21
Iwona29 pisze:
31 sierpnia 2018, o 17:44


Somaty mnie wykańczają.Musiało mi dobrze kiedyś siąść na serducho skoro tyle z tym walczę.W sumie nie walka tylko wegetacja i próba pogodzenia się z tym.

Gdyby nie to że emocjonalnie na wszystko reaguje to byłoby już po mojej nerwie.
Niestety serducho moje jest mocno opętane, że tak powiem w nerwicy....podświadomie chłone emocje z zewnątrz i po kilku dniach zaczyna mi wariowac organizm.A ja się zastanawiam skąd to??A no stąd że emocje mi wychodzą po czasie.Jak jebnie to już ostro.Tak jak teraz mam ciężki okres.
Nie było tak aż do chwili wiadomości o 2 śmierciach.
Mnie też małe rzeczy potrafią wyprowadzić z równowagi i dowalic rożnymi somatami np. To, ze siedzimy wieczorem w domu i nagle ktos zadzwoni domofonem. I choc to np pomylka, u mnie juz sie uruchamia, ze moze cos komus z rodziny sie stalo itp. Miałam dużo orzykrych przejść ze strony pewnej grupki dziewczyn z miasta i niech ja tylko którąś z nich zobacze to się zaczyna. Kto normalny reaguje palpitacją serca i rozstrojem żołąda na taką pierdołę. 🤦🏼‍♀️🤦🏼‍♀️🤦🏼‍♀️
A najgorsze u mnie jest takie coś: wczoraj przeczytalam klepsydre na mieście, umarla mloda kobieta 42letnia. Najpierw nic bo jej nie znam, ale jak siadlam wieczorem to zaczęło się. W glowie pojawilo się: A jak mi sie tak cos stanie, duzo tego durnego „a jak” i znowu mam ochote czytac o roznych chorobach jak zapobiec itp i od razu puls szybszy, ciezej sie oddycha.

Jedyna rada na to, to mieć wszystko głęboko. Jak sie zobojętnieje na wiekszosc rzeczy i historii tego typu to mysle, ze dla nas na zdrowie.
Daj spokój. Jak ja usłyszę o takich przypadkach to też się zastanawiam jak to się stało i mam lęk, że może mi sie tez coś stać w młodym wieku. Te myśli właściwie towarzyszą mi cały czas, nawet jak coś robię to podświadomie jest ten lęk o życie. Musi coś naprawdę mnie zająć żeby było dobrze. Mnie somaty też porządnie wykańczają. Jakby ich nie było, to już pewnie bym miał bardzo mały lęk.
Ja mówię że gdyby nie to to byłabym jak każdy inny człowiek.Ale jak somaty dowalą po nawet paru dniach to nie ma przeproś .....odechciewa się wszystkiego.

Wczoraj mamą dzwoniła do mnie 5.30 rano a ja do pracy się szykowałam.Juz stres i tętno szybkie bo coś się stało zapewne.A było ok.
Mam dosyć tego ale przecież się nie poddam.

Czasem jak już naprawdę nie wytrzymuje to napisze tu do Was.
Ostatnio złe wieści miałam Ci bardzo mnie jakoś widzę dotknęło...
Temat dziecka jest dla mnie ważny i trudny w podjęciu decyzji a wieść o tym ze u znajomej ono umarło wydało mi się jakby osobistą tragedią.
Myśli nie dawały mi cały dzień spokoju.No i emocje znalazły ujście w moim sercu.Mialam co dobrego ale wraca do normy...chyba.
Telepie się czasem i jak się denerwuje to zaczyna.
Walcz ! Nie uciekaj bo wygrasz😉
Jak nie Ty to kto.
" Będziesz kiedyś bardzo szczęśliwa,powiedziało życie...Ale najpierw sprawię, że będziesz silna"🙂
Nerwyzestali
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1566
Rejestracja: 19 czerwca 2018, o 13:41

1 września 2018, o 10:40

Iwona29 pisze:
1 września 2018, o 09:53
Nerwyzestali pisze:
1 września 2018, o 08:15
znerwicowana85 pisze:
1 września 2018, o 07:21


Mnie też małe rzeczy potrafią wyprowadzić z równowagi i dowalic rożnymi somatami np. To, ze siedzimy wieczorem w domu i nagle ktos zadzwoni domofonem. I choc to np pomylka, u mnie juz sie uruchamia, ze moze cos komus z rodziny sie stalo itp. Miałam dużo orzykrych przejść ze strony pewnej grupki dziewczyn z miasta i niech ja tylko którąś z nich zobacze to się zaczyna. Kto normalny reaguje palpitacją serca i rozstrojem żołąda na taką pierdołę. 🤦🏼‍♀️🤦🏼‍♀️🤦🏼‍♀️
A najgorsze u mnie jest takie coś: wczoraj przeczytalam klepsydre na mieście, umarla mloda kobieta 42letnia. Najpierw nic bo jej nie znam, ale jak siadlam wieczorem to zaczęło się. W glowie pojawilo się: A jak mi sie tak cos stanie, duzo tego durnego „a jak” i znowu mam ochote czytac o roznych chorobach jak zapobiec itp i od razu puls szybszy, ciezej sie oddycha.

Jedyna rada na to, to mieć wszystko głęboko. Jak sie zobojętnieje na wiekszosc rzeczy i historii tego typu to mysle, ze dla nas na zdrowie.
Daj spokój. Jak ja usłyszę o takich przypadkach to też się zastanawiam jak to się stało i mam lęk, że może mi sie tez coś stać w młodym wieku. Te myśli właściwie towarzyszą mi cały czas, nawet jak coś robię to podświadomie jest ten lęk o życie. Musi coś naprawdę mnie zająć żeby było dobrze. Mnie somaty też porządnie wykańczają. Jakby ich nie było, to już pewnie bym miał bardzo mały lęk.
Ja mówię że gdyby nie to to byłabym jak każdy inny człowiek.Ale jak somaty dowalą po nawet paru dniach to nie ma przeproś .....odechciewa się wszystkiego.

Wczoraj mamą dzwoniła do mnie 5.30 rano a ja do pracy się szykowałam.Juz stres i tętno szybkie bo coś się stało zapewne.A było ok.
Mam dosyć tego ale przecież się nie poddam.

Czasem jak już naprawdę nie wytrzymuje to napisze tu do Was.
Ostatnio złe wieści miałam Ci bardzo mnie jakoś widzę dotknęło...
Temat dziecka jest dla mnie ważny i trudny w podjęciu decyzji a wieść o tym ze u znajomej ono umarło wydało mi się jakby osobistą tragedią.
Myśli nie dawały mi cały dzień spokoju.No i emocje znalazły ujście w moim sercu.Mialam co dobrego ale wraca do normy...chyba.
Telepie się czasem i jak się denerwuje to zaczyna.
Gdyby nie somaty to żyłoby się super. To jest to co trzyma mnie najbardziej w lęku. Zrobiłoby się badania profilaktyczne i jak sa ok to żyłoby się spokojnie, nawet jak czasami przyszły by myśli lękowe to łatwiej dużo byłoby je odgonić. Kiedyś tak miałem. Nie miałem somatów ale czasami myśli lękowe ale łatwo mi było odciać sie od tego i żyć wesoło.
Milllyxxx
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 30
Rejestracja: 13 lutego 2018, o 21:38

1 września 2018, o 11:42

Nerwyzestali pisze:
1 września 2018, o 10:40
Iwona29 pisze:
1 września 2018, o 09:53
Nerwyzestali pisze:
1 września 2018, o 08:15


Daj spokój. Jak ja usłyszę o takich przypadkach to też się zastanawiam jak to się stało i mam lęk, że może mi sie tez coś stać w młodym wieku. Te myśli właściwie towarzyszą mi cały czas, nawet jak coś robię to podświadomie jest ten lęk o życie. Musi coś naprawdę mnie zająć żeby było dobrze. Mnie somaty też porządnie wykańczają. Jakby ich nie było, to już pewnie bym miał bardzo mały lęk.
Ja mówię że gdyby nie to to byłabym jak każdy inny człowiek.Ale jak somaty dowalą po nawet paru dniach to nie ma przeproś .....odechciewa się wszystkiego.

Wczoraj mamą dzwoniła do mnie 5.30 rano a ja do pracy się szykowałam.Juz stres i tętno szybkie bo coś się stało zapewne.A było ok.
Mam dosyć tego ale przecież się nie poddam.

Czasem jak już naprawdę nie wytrzymuje to napisze tu do Was.
Ostatnio złe wieści miałam Ci bardzo mnie jakoś widzę dotknęło...
Temat dziecka jest dla mnie ważny i trudny w podjęciu decyzji a wieść o tym ze u znajomej ono umarło wydało mi się jakby osobistą tragedią.
Myśli nie dawały mi cały dzień spokoju.No i emocje znalazły ujście w moim sercu.Mialam co dobrego ale wraca do normy...chyba.
Telepie się czasem i jak się denerwuje to zaczyna.
Gdyby nie somaty to żyłoby się super. To jest to co trzyma mnie najbardziej w lęku. Zrobiłoby się badania profilaktyczne i jak sa ok to żyłoby się spokojnie, nawet jak czasami przyszły by myśli lękowe to łatwiej dużo byłoby je odgonić. Kiedyś tak miałem. Nie miałem somatów ale czasami myśli lękowe ale łatwo mi było odciać sie od tego i żyć wesoło.
Dokładnie tak samo u mnie. Dopóki była sama depresja i lęki jakoś dało się żyć. Bywały nawet dłuższe okresy normalności. Jednak odkąd męczą mnie codziennie objawy moje życie jest pełne koszmarów. Przykład z wczoraj - trzymałam się dzielnie niemal cały dzień. Wieczorem pojechałam do Biedry na małe zakupy. Przy kasie oblał mnie pot, brzuch zaczął napierniczać. Myślałam, że ucieknę bez zakupów. Jakoś dobrnęłam do końca i pojechałam do domu. Reszta wieczoru koszmarna . Potworny ból, osłabienie i zmęczenie.
Jak można zapomnieć o tym cholerstwie, kiedy ciało czuje się chore i masz wrażenie, że wkrótce umrzesz? Jak cieszyć się życiem? Planować cokolwiek ?
W listopadzie ubiegłego roku polecialam na wymarzoną wycieczkę do Afryki. Przez 80 procent czasu starałam się nie rozsypać.
Co to za życie?
Awatar użytkownika
Celine Marie
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1983
Rejestracja: 21 października 2017, o 14:22

1 września 2018, o 19:06

Milllyxxx pisze:
1 września 2018, o 11:42
Nerwyzestali pisze:
1 września 2018, o 10:40
Iwona29 pisze:
1 września 2018, o 09:53


Ja mówię że gdyby nie to to byłabym jak każdy inny człowiek.Ale jak somaty dowalą po nawet paru dniach to nie ma przeproś .....odechciewa się wszystkiego.

Wczoraj mamą dzwoniła do mnie 5.30 rano a ja do pracy się szykowałam.Juz stres i tętno szybkie bo coś się stało zapewne.A było ok.
Mam dosyć tego ale przecież się nie poddam.

Czasem jak już naprawdę nie wytrzymuje to napisze tu do Was.
Ostatnio złe wieści miałam Ci bardzo mnie jakoś widzę dotknęło...
Temat dziecka jest dla mnie ważny i trudny w podjęciu decyzji a wieść o tym ze u znajomej ono umarło wydało mi się jakby osobistą tragedią.
Myśli nie dawały mi cały dzień spokoju.No i emocje znalazły ujście w moim sercu.Mialam co dobrego ale wraca do normy...chyba.
Telepie się czasem i jak się denerwuje to zaczyna.
Gdyby nie somaty to żyłoby się super. To jest to co trzyma mnie najbardziej w lęku. Zrobiłoby się badania profilaktyczne i jak sa ok to żyłoby się spokojnie, nawet jak czasami przyszły by myśli lękowe to łatwiej dużo byłoby je odgonić. Kiedyś tak miałem. Nie miałem somatów ale czasami myśli lękowe ale łatwo mi było odciać sie od tego i żyć wesoło.

Dokładnie tak samo u mnie. Dopóki była sama depresja i lęki jakoś dało się żyć. Bywały nawet dłuższe okresy normalności. Jednak odkąd męczą mnie codziennie objawy moje życie jest pełne koszmarów. Przykład z wczoraj - trzymałam się dzielnie niemal cały dzień. Wieczorem pojechałam do Biedry na małe zakupy. Przy kasie oblał mnie pot, brzuch zaczął napierniczać. Myślałam, że ucieknę bez zakupów. Jakoś dobrnęłam do końca i pojechałam do domu. Reszta wieczoru koszmarna . Potworny ból, osłabienie i zmęczenie.
Jak można zapomnieć o tym cholerstwie, kiedy ciało czuje się chore i masz wrażenie, że wkrótce umrzesz? Jak cieszyć się życiem? Planować cokolwiek ?
W listopadzie ubiegłego roku polecialam na wymarzoną wycieczkę do Afryki. Przez 80 procent czasu starałam się nie rozsypać.
Co to za życie?
To dno piekła ,wegetacja nie życie,nie mogę cieszyć się z niczego,nie mogę skupić na niczym bo mam cały czas objawy bardzooo silne cokolwiek robię i tak już ponad dwa lata ,mam wrażenie,że jest coraz gorzej .
"Już nie pamiętam prawie
Jak w dobrym wstać humorze
I coraz częściej kłamię
I sypiam coraz gorzej
Łatwiej mi
Nic nie mam, więc nie tracę nic

Strach to sieć pajęcza
Im bardziej uciec chcę
Tym mocniej trzyma mnie za karę"
Awatar użytkownika
znerwicowana85
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 268
Rejestracja: 24 maja 2018, o 10:16

2 września 2018, o 00:35

Milllyxxx pisze:
1 września 2018, o 11:42
Nerwyzestali pisze:
1 września 2018, o 10:40
Iwona29 pisze:
1 września 2018, o 09:53


Ja mówię że gdyby nie to to byłabym jak każdy inny człowiek.Ale jak somaty dowalą po nawet paru dniach to nie ma przeproś .....odechciewa się wszystkiego.

Wczoraj mamą dzwoniła do mnie 5.30 rano a ja do pracy się szykowałam.Juz stres i tętno szybkie bo coś się stało zapewne.A było ok.
Mam dosyć tego ale przecież się nie poddam.

Czasem jak już naprawdę nie wytrzymuje to napisze tu do Was.
Ostatnio złe wieści miałam Ci bardzo mnie jakoś widzę dotknęło...
Temat dziecka jest dla mnie ważny i trudny w podjęciu decyzji a wieść o tym ze u znajomej ono umarło wydało mi się jakby osobistą tragedią.
Myśli nie dawały mi cały dzień spokoju.No i emocje znalazły ujście w moim sercu.Mialam co dobrego ale wraca do normy...chyba.
Telepie się czasem i jak się denerwuje to zaczyna.
Gdyby nie somaty to żyłoby się super. To jest to co trzyma mnie najbardziej w lęku. Zrobiłoby się badania profilaktyczne i jak sa ok to żyłoby się spokojnie, nawet jak czasami przyszły by myśli lękowe to łatwiej dużo byłoby je odgonić. Kiedyś tak miałem. Nie miałem somatów ale czasami myśli lękowe ale łatwo mi było odciać sie od tego i żyć wesoło.
Dokładnie tak samo u mnie. Dopóki była sama depresja i lęki jakoś dało się żyć. Bywały nawet dłuższe okresy normalności. Jednak odkąd męczą mnie codziennie objawy moje życie jest pełne koszmarów. Przykład z wczoraj - trzymałam się dzielnie niemal cały dzień. Wieczorem pojechałam do Biedry na małe zakupy. Przy kasie oblał mnie pot, brzuch zaczął napierniczać. Myślałam, że ucieknę bez zakupów. Jakoś dobrnęłam do końca i pojechałam do domu. Reszta wieczoru koszmarna . Potworny ból, osłabienie i zmęczenie.
Jak można zapomnieć o tym cholerstwie, kiedy ciało czuje się chore i masz wrażenie, że wkrótce umrzesz? Jak cieszyć się życiem? Planować cokolwiek ?
W listopadzie ubiegłego roku polecialam na wymarzoną wycieczkę do Afryki. Przez 80 procent czasu starałam się nie rozsypać.
Co to za życie?
Też tak mam, czasem złapie mnie o tak niewiadomo czemu. Najczesciej jak miala stresa w ciągu dnia to dojedzie mnie wieczorem.
Jak gdzieś wyjeżdżam to też niestety mam lęk, że się źle poczuje. Ciezko jest tak zyc, ale w sumie mozna sie przyzwyczaic.
„Tylko rozsadek mnie dzis uratuje” 😎
Awatar użytkownika
znerwicowana85
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 268
Rejestracja: 24 maja 2018, o 10:16

2 września 2018, o 00:38

Nerwyzestali pisze:
1 września 2018, o 10:40
Iwona29 pisze:
1 września 2018, o 09:53
Nerwyzestali pisze:
1 września 2018, o 08:15


Daj spokój. Jak ja usłyszę o takich przypadkach to też się zastanawiam jak to się stało i mam lęk, że może mi sie tez coś stać w młodym wieku. Te myśli właściwie towarzyszą mi cały czas, nawet jak coś robię to podświadomie jest ten lęk o życie. Musi coś naprawdę mnie zająć żeby było dobrze. Mnie somaty też porządnie wykańczają. Jakby ich nie było, to już pewnie bym miał bardzo mały lęk.
Ja mówię że gdyby nie to to byłabym jak każdy inny człowiek.Ale jak somaty dowalą po nawet paru dniach to nie ma przeproś .....odechciewa się wszystkiego.

Wczoraj mamą dzwoniła do mnie 5.30 rano a ja do pracy się szykowałam.Juz stres i tętno szybkie bo coś się stało zapewne.A było ok.
Mam dosyć tego ale przecież się nie poddam.

Czasem jak już naprawdę nie wytrzymuje to napisze tu do Was.
Ostatnio złe wieści miałam Ci bardzo mnie jakoś widzę dotknęło...
Temat dziecka jest dla mnie ważny i trudny w podjęciu decyzji a wieść o tym ze u znajomej ono umarło wydało mi się jakby osobistą tragedią.
Myśli nie dawały mi cały dzień spokoju.No i emocje znalazły ujście w moim sercu.Mialam co dobrego ale wraca do normy...chyba.
Telepie się czasem i jak się denerwuje to zaczyna.
Gdyby nie somaty to żyłoby się super. To jest to co trzyma mnie najbardziej w lęku. Zrobiłoby się badania profilaktyczne i jak sa ok to żyłoby się spokojnie, nawet jak czasami przyszły by myśli lękowe to łatwiej dużo byłoby je odgonić. Kiedyś tak miałem. Nie miałem somatów ale czasami myśli lękowe ale łatwo mi było odciać sie od tego i żyć wesoło.
Wiadomo, że w koncu musialy z lekow wykluc sie somaty. Tez tak mialam np szlam na cytologie, wyszla oki, a w glowie bylo, ze pewnie kiedys cos mi zle wyjdzie. Teraz tez poszlam do lekarki, chcialam tylko proby watrobowe bo biore anty, a ta nawalila mi badan krwi ile wlezie i tak odkladam to z dnia na dzien, a humor mam istnie wisielczy. Bo jak tu zyc jak sie czlowiek ciagle boi o to zycie. Zazdroszcze lekkoduchom.
„Tylko rozsadek mnie dzis uratuje” 😎
zaburzona.pl
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 174
Rejestracja: 23 czerwca 2016, o 11:12

2 września 2018, o 08:00

ImperfectM pisze:
31 sierpnia 2018, o 17:29
Hej, mam pytanie , nie wiem pod ktorym postem pisać , wiec pisze tutaj ... mam taki problem, ze od pewnego czasu na kostce w prawej stopy mam coś na rodzaj liszaju ? Jest to zmiana, która jest sucha i brązowa , a gdy się ja natłuści staje się jasno różowa , czerwona ... byłam już u dwóch dermatologów i jeden twierdzi ze mam tendencje do rogowacenia skory, drugi , ze to ewidentnej alergia ... fajnie tylko czemu mam to na jednej stopie i właśnie ostatnio zrobiło mi się to mocno powiększone i czerwone , po czym znowu zmalało ... czy zmagał się ktoś z czymś podobnym ?? Generalnie rozchodzi mi się o przebarwienia na kostkach stop ... (pewnie napisałam to chaotycznie, ale już nie wiem co robić - zmiany nie Swędzą , nie szczypią,gdybym ich nie widziała ,to nie wiedziałabym, ze je mam )
Miałam to samo. Tez na jednej kostce. To nie liszaj. Mi się to zrobiło od siedzenia na krześle na podkurczonej nodze. To miejsce na stopie było po prostu ciągle ocieranie o krzesło. Jak przestałam tak siadać i natłuszczać, skora wróciła do normy. Ale to trochę trwało.
Awatar użytkownika
Nerwowy
Hardcorowy "Ryzykant" Forum
Posty: 336
Rejestracja: 12 sierpnia 2018, o 15:09

2 września 2018, o 11:19

Od rana kolejny raz mam duszności. Ciężko mi to opisać, bo mogę oddychać głęboko, ciśnienie i tętno mam ok, ale jakbym męczył się oddechem i ta gula w gardle... Macie jakieś porady na to?

Staram się z tym walczyć, racjonalizuje i zamieniam myśli. To raczej na pewno nie choroba, bo jak się zajmę czymś bardzo wciągającym np. oglądanie seriali zapominam o tym uczuciu. Wczoraj pracowałem na działce, kopałem, zrywałem owoce, przeszedłem prawie 10 km i wtedy tego praktycznie nie czułem (jedynie gdy o tym pomyślałem). Gdym miał chore płuca lub serce pewnie bym padł wczoraj.

Gorzej jest gdy jest normalny dzień i trzeba pracować. Siadam do komputera i zamiast zająć się tym czym powinienem zaczynam czuć duszność i myślę, już tylko o tym. Mam w takich momentach tylko somatykę, bez lęku wolnopłynącego czy tego wkurzającego napięcia.

Tłumaczenie niewiele daje i mam ochotę już jutro biec do kolejnych lekarzy. Ale co wymyślę sobie po tym? Kolejne części ciała do sprawdzenia :/
"Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów” Albert Einstein.

“Nie mogę się lękać. Strach zabija umysł. Strach jest małą śmiercią, która niesie ze sobą całkowite unicestwienie. Stawię mu czoło. Pozwolę, aby zalał mnie i przelał się przeze mnie, a kiedy odpłynie, obrócę oko swej jaźni i spojrzę na jego drogę. Tam, gdzie przeszedł strach, nie będzie już nic. Zostanę tylko ja.” Frank Herbert, Diuna
qbaino
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 121
Rejestracja: 21 sierpnia 2018, o 15:15

2 września 2018, o 11:52

Nerwowy pisze:
2 września 2018, o 11:19
Od rana kolejny raz mam duszności. Ciężko mi to opisać, bo mogę oddychać głęboko, ciśnienie i tętno mam ok, ale jakbym męczył się oddechem i ta gula w gardle... Macie jakieś porady na to?

Staram się z tym walczyć, racjonalizuje i zamieniam myśli. To raczej na pewno nie choroba, bo jak się zajmę czymś bardzo wciągającym np. oglądanie seriali zapominam o tym uczuciu. Wczoraj pracowałem na działce, kopałem, zrywałem owoce, przeszedłem prawie 10 km i wtedy tego praktycznie nie czułem (jedynie gdy o tym pomyślałem). Gdym miał chore płuca lub serce pewnie bym padł wczoraj.

Gorzej jest gdy jest normalny dzień i trzeba pracować. Siadam do komputera i zamiast zająć się tym czym powinienem zaczynam czuć duszność i myślę, już tylko o tym. Mam w takich momentach tylko somatykę, bez lęku wolnopłynącego czy tego wkurzającego napięcia.

Tłumaczenie niewiele daje i mam ochotę już jutro biec do kolejnych lekarzy. Ale co wymyślę sobie po tym? Kolejne części ciała do sprawdzenia :/
to od wczorajszego naciągniecia miesni podczas pracy na działce.Iluzja nerwicowa to tylko spotegowała. Musisz sie uzbroic w cierpliwosc i to ,brzydko mówiac, olac.

mi pomaga robienie mojej agorafobii na przekór. spróbuj pobiegac po schodach czy zrobic pare przysiadów i zobaczysz ,ze wszytko jest ok.
ODPOWIEDZ