Najgorsze w tym wszystkim jest to, że my musimy zaakceptować i pogodzić się z tym, że TAK, mogę mieć raka, moja rodzina też...Jest to jedna wielka niewiadoma, przez która my nie żyjemy. Ja czuję się już martwa. Tak, działam, robię wszystko, by poczuć się lepiej. Gotuję, sprzątam, na drobne przyjemności też sobie pozwalam. Przerósł mnie ten lęk, przez który funkcjonuje na 25%, a wiem, że mogłabym lepiej. Będąc w ciąży rok temu pracowałam, działałam, byłam skupiona, skoncentrowana, a teraz jest fatalnie. Fakt, od zawsze byłam lękowa, tyle, że kiedyś utrudniało mi to życie w 30%, a teraz w 90%. Tak się nie da żyć...Zresztą co ja mówię, przecież "ja nie żyję".
[/quote]
Ja mam to samo. Nie mam postawionek żadnej strasznej diagnozy A czuję się jakbym była oblożnie chora i o niczym innym nie jestem w stanie myśleć.
[/quote]
Zbyt mocno jesteście skupione na nerwie.
Wyczulone i spięte.
3ba zacząć żyć a nie wegetować.To nic nie da.
Wiem że to nie takie proste ale sama zmieniam myślenie i jestem mniej nerwowa.
Będąc dziś u onkologa przed usg nie miałam tych nerwów co jeszcze niedawno.Postawilam myślenie na to" co będzie to będzie ".....