Dzisiaj wróciłam z wakacji, bardzo się bałam, że będę się źle czuła ale było ok

Podczas pobytu i gnicia na plaży czytając książkę Rogera Bakera " Strach i paniczny lęk" miałam refleksje na temat życia... bardzo często przejmowałam się losem taty ( rozwiódł się z mamą, bardzo to przeżył... było z nim 'różnie'... ). Doszłam do wniosku, że miałam straszne wyrzuty sumienia, że nie zaradziłam nic na ich rozwód, że byłam na to wszystko neutralna ( nieraz mi wypominał, że gdybym może zareagowała to by się nie rozstali ) itp. itd... do tego strasznie tłumiłam emocje związane z rozwodem miałam wtedy 16 lat, i te stłumione emocje z czasem zaczęły ze mnie wychodzić... może to było też małym zalążkiem do nerwicy... do tego po maturze wyprowadziłam się "na swoje" rozpoczęłam studia i pracę i te wszystkie stresy związane z dorosłym życiem... plus dotarło do mnie jak jestem zła na mamę, że zostawiła mnie w takim ważnym etapie życia jak dorastanie, egzaminy gimn, maturalne... studia... z jednej strony byłam zła na nią z drugiej było mi smutno, że tak daleko się wyprowadziła ode mnie ( 800 km. ) i smutno, bo narzekala, że ciągle tęskni i tęskni a co ja miałam powiedzieć?! I takie bycie między młotem a kowadłem, bo tata nagaduje na mamę a mama na niego... plus sprawy rozwodowe ehh... nie zdawałam sobie sprawy jak to wszystko w sobie dusiłam... nie pamiętam nawet żebym raz płakała ( chociaż w głębi duszy czułam się tak przybita!). Moje przemyślenia dobrnęły do tego, że dość przejmowania się tym co było! To są dorośli ludzie, mimo, że są moimi rodzicami sami taką drogę wybrali... i nie mogą mnie obarczać tymi problemami ja mam swoich codziennych już po dziurki w nosie! I muszę pracować nad tym, żeby się nie przejmować tak wszystkim, bo nie warto tracić zdrowia, jest jak jest, nie jest kolorowo, ale raz lepiej raz gorzej


Ale sie rozpisałam, ale mi ulżyło trochę

