Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Nerwica - nasze historie

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
ODPOWIEDZ
Aneta
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 1255
Rejestracja: 29 października 2010, o 03:03

26 listopada 2010, o 22:53

Może jest w tym duzo prawdy że nerwica to choroba ludzi wrażliwych i inteligentnych posiadających ogromną wyobraźnię. tylko że powinniśmy to wykorzystywac do innych celów niż pastwienie się nerwicy nad nami heh.
Nerwica
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 375
Rejestracja: 7 lipca 2010, o 15:59

27 listopada 2010, o 15:36

Być może tak to każde z nas zostanie geniuszem albo jakimś świetnym wynalazca bądź artystą:)
Biedroneczko2 witaj smutne to bardzo jak ktos tak się męczy i nie może cieszyć z rodziny...zawsze się zastanawiałam po co sa wogóle takie choroby :( Przez to nie mam ja np ochoty na związek i rodzinę bo boje się że własnie bedzie mi trudno się wywiazywać z roli matki i żony. Biedroneczko25 idź do specjalisty tak jak pisali już wczesniej i podejmij leczenie i nie boj sie leczenia ani psychiatrow i psychologow. Czas w koncu cieszyc sie tym zyciem i rodziną
biedroneczka25
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 10
Rejestracja: 25 listopada 2010, o 23:23

27 listopada 2010, o 18:44

Dziękuje Wam kochani jeszcze raz!!!cieszę się, że znalazłam to forum i ludzi potrafiących tak wesprzeć :) jesteście WIELCY i dziękuję Wam za to :D dziś zauważyłam,że jeżeli nigdzie nie słyszę tego przeklętego słowa Korea to jestem o wiele spokojniejsza i jest mi z tym tak dobrze :)
Nerwica
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 375
Rejestracja: 7 lipca 2010, o 15:59

27 listopada 2010, o 18:53

No tak biedroneczko25 to zrozumiałe ale za jakiś czas co innego bedzie cię niepokoiło bo przecież to nie od Korei zaczeła ci się nerwica. Dlatego naprawdę ciesz się życiem i idź do specjalisty nie przekładaj tego tylko dla tego, że coś tam się poprawiło.
biedroneczka25
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 10
Rejestracja: 25 listopada 2010, o 23:23

27 listopada 2010, o 18:56

Oj nie, na pewno nie zrezygnuję z wizyty u lekarza, gdyż nie mam ani zamiaru ani siły tak bardzo się męczyć :?
Czapla
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 198
Rejestracja: 6 grudnia 2010, o 14:47

8 grudnia 2010, o 11:57

U mnie zaczęło się osiem lat temu : nagłe ssanie w żołądku (niekoniecznie połączone z głodem, gdyż nie mogłam wtedy nic przełknąć miałam tak sucho w buzi jakby śliny nie było), połączone z nagłym wzrostem pulsu, walenie serca i KOSZMARNY strach przed śmiercią... Drgawki, zimne poty, uczucie niemożliwości nabrania powietrza, wrażenie duszenia się. Potem te objawy trochę się zmieniały: wysokie ciśnienie i głód; jadłam jak opętana wszystko, co mogło mnie na trochę zatkać. Orzechy, pieczone mięso, kanapki, słodycze.. Pewnie wrzucałam w siebie kilka tysięcy kalorii. Po godzinie burczenie w żołądku, dalsze jedzenie aż do uspokojenia się organizmu. Towarzyszył mi wtedy już lęk przed śmiercią, utratą przytomności, uduszeniem się. Przy takim odżywianiu nie przytyłam ani nie zrzuciłam nawet 1 kg! Waga stała w miejscu. Jestem z natury bardzo szczupła.

Mimo że PANICZNIE boję się chorób i lekarzy musiałam zrobić badania. Krew wyszła idealnie, mocz też, poziom cukru też. Zrobiłam echo serca - wszystko dobrze. A ataki dalej miewałam i strasznie się bałam śmierci. Potem lekarz stwierdził, że to pewnie nadczynność tarczycy. Kaplica! Pomyślałam, że mam guzy, że trzeba je będzie wyciąć, bo pewnie złośliwe a potem chemia i długie umieranie w męczarniach. USG tarczycy nic nie wykazało. Badania krwi też idealne. Potem inna lekarka stwierdziła niedocukrzenie. Pomyślałam, że to już koniec ze mną: cukrzyca to już zatrute życie i wyrok, szpitale, operacje, lekarze i inne koszmary... Zrobiłam badanie na poziom cukru.. Poziom idealny. Lekarz zalecił mi biochrom, rennie, ale jak przychodził atak, to nic nie pomagało. Jak ataku nie było, to żyłam jak zdrowy człowiek, tyle że się ciągle bałam, że nadejdzie kolejny atak i lęk przed śmiercią.

Potem minęło a raczej złagodniało: przestałam mieć te ataki ssania w żołądku połączone z wysokim pulsem i lękiem. Czasem jak przychodziły myśli o śmierci, to wracał lęk, ale objawów fizycznych nie było.

Rok temu wróciło wszystko, a ja jestem zmęczona i bardzo się boję.
Nagłe ssanie w żołądku (ale nie głód), wysokie ciśnienie, wysoki puls i lęk przed śmiercią. Te objawy pojawiały się zawsze razem na początku. Dzięki lekom na obniżenie ciśnienia teraz skacze mi tylko puls, to znaczy około 80. Już wtedy czuję jak mi wali serce i boję się. Ciśnienie mam prawidłowe.

Jak ciśnienie mi spada, to wpadam w panikę, że umieram. Obserwuję innych: ziewają, podpierają się nosem, prawie zasypiają na stojąco, ale nikt się nie boi, że nagle straci przytomność, a ja tak.

Przez ostatni rok moje objawy zmianiały się: zdarzyło mi się jednego dnia czuć mrowienie w ręce i jednej nodze. Przy towarzyszącym zawrocie głowy może to być sn. Przy ssaniu w żołądku może wydzielać się adrenalina, czyli guz nadnerczy też jest prawdopodobny..
Moje dwie koleżanki mają niedoczynność tarczycy, dwie osoby z pracy też.. Jak poczytałam o objawach, natychmiast zaczęłam odczuwać objawy nadczynności. Prawie wszystkie..

Mój lekarz internista powiedział mi, że gdybym miała którąkolwiek z tych chorób, to dawno bym już o nich wiedziała.. Podał mi nazwisko psychiatry..

Czy jest możliwe, żebym była zdrowa fizycznie przy tych wszystkich objawach?
Nerwica
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 375
Rejestracja: 7 lipca 2010, o 15:59

8 grudnia 2010, o 12:25

Puls 80 to żaden skok :) Przy 100 to można mówić o skoku. Czapla wbrew pozorom twoje objawy nie są niczym odmiennym jezeli chodzi o nerwicę. Moje objawy były takie same plus zawroty głowy że nie mogłam ustać na nogach ani chodzic po ulicach. Ale przede wszystkim skoro badania wyszły dobrze to nie może nic złego się dziac fizycznie. Też bym pomyślała że może coś masz z cukrem bo to ssanie w żoładku miewasz ale skoro to też badałaś to wszystko ok. Tutaj na pierwszy rzut oka rzuca się twój strach o choroby a to już podstawa nerwicy. Ludzie którym się stwierdza chorobe tarczycy czy coś nie od razu umieraja z lęku jak my. A my umieramy i to niezle zanim odbierzemy wyniki badań. Ja tez się tak bałam tez chodziłam po lekarzach na słowo zawał trzęsłam się ze strachu i płakałam w poduszke całe dnie. Nie mogłam jednym słowem funkcjonować, Nie wierzyłam za cholerę że to jest nerwica. Myślałam że przy tak ostrych objawach to na pewno coś strasznego. Potem odbierałam coraz wiekszą ilosć badań i zostałam skierowana do psychiatry brałam leki i mineło. Z tym że co rok wracało i znowu leki musiałam brać. Ale dzięki temu że leki podziałały uwierzyłam że to nerwica. A objawy miałam rownie straszne jak twoje. Puls dochodził nawet do 140 a przy ataku to nawet zmierzyć nie mogłam. Cisnienie stale podwyższone, zawroty, mdłości niesamowite, drętwienie rąk szczególnie lewej co było dla mnie oznaką zawału. Sciski w głowie i pełno innych objawów :( Nie wierzyłam za nic że to nerwica a jednak tak....to nerwica.

-- 8 grudnia 2010, o 12:28 --
I dodam że to nie tylko nerwica ale- aż nerwica.
Czapla
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 198
Rejestracja: 6 grudnia 2010, o 14:47

8 grudnia 2010, o 12:45

Moje najwyższe ciśnienie w czasie ataku to 146/110, ale czułam, że wyższego już nie wytrzymam. To było podczas wakacji, ale przed zmianą leków nadciśnieniowych. Druga noc, a ja przechodziłam po balkonie pół tej nocy. Miałam to okropne ssanie, ale pogryzienie kawałeczka chleba było niemożliwe, bo miałam tak sucho w buzi, jakby bez śliny, a po połknięciu ssanie nie przechodziło. To nie był głód, tylko takie dziwne ssanie, nie wiem.. ścisk w żołądku... Od razu pomyślałam o raku żołądka.. Puls rzeczywiście u mnie nie skoczył NIGDY powyżej 85 a i tak miałam wrażenie, że odchodzę. Właśnie ja też tak mam, że przy najmniejszym objawie czegokolwiek, "umieram"..
Jak nie mam tych ataków (zdarzyło się ostatnio, że aż 9 dni!!!) to ani nie odczuwam tego ssania, ani lęku, cisnienie w normie ale niskie, wszystko jest prawidłowe, jem normalne ilości o normalnych godzinach. Ale jak przychodzi lęk, to włącza mi się to ssanie w żołądku (nie głód), puls skacze i oczywiście "śmierć"
Dobrze, że jesteście tutaj i nie wyśmiejecie mnie..
Nerwica
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 375
Rejestracja: 7 lipca 2010, o 15:59

8 grudnia 2010, o 14:43

Czaplo no bo te objawy to własnie objawy tego lęku. A jak go nie ma to nie ma objawów. Ja takie rzeczy to mam do tej pory że np zaboli mnie żebro bo zle spałam a ja od razu mysle ze zawał albo zabola mnie jelita przed wizyta w toalecie a ja juz mam chore ciezko jelita. Tylko ze lęku juz nie mam takiego i potrafie sie smiac nawet z tego jak od razu moje mysli reaguja na wszystko co sie dzieje w moim organizmie.
szpulka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 11
Rejestracja: 15 stycznia 2011, o 19:40

15 stycznia 2011, o 19:46

Witam. Justyna. 21 lat. Ja też nie wiem od czego zacząć, ale wiem, że boję się, że się posikam… Po prostu cały czas odczuwam lęk, że nie zdążę pójść do toalety. Do tego te katastroficzne myśli… Czasem nie chce mi się nic, tylko leżeć i spać… Ataki paniki, ciągła niepewność, samokontrola i strach. Istny koszmar… Leczę się od ponad roku u psychoterapeuty i psychiatry. Biorę Asentre. Czytam książki i różne takie poradniki i szukam metody, która umożliwia opanowanie nagłej paniki… Przydałaby się czarodziejska moc, a jakbym mogła się teleportować z miejsca na miejsce to byłoby genialnie, a może kiedyś wynajmę sobie Toy-Toy’a. Prywatny kibel to jest marzenie! Nie wspomnę już o fakcie, że muszę gdzieś jechać autobusem. O zgrozo! Planuję mapę trasy z WC… :/ Ale o dziwo! Nie będę ciągle narzekać, nie chce zapeszać i mówić, że jest lepiej. Ale nie jest też gorzej! Wierze, że kiedyś będzie lepiej. Często zadaje sobie pytanie: DLACZEGO JA? A z drugiej strony, może to mnie wzmocni (mimo iż to piszę, sama nie jestem do końca przekonana, ale chce znaleźć coś pozytywnego). Wierze, że Każdy z Nas zrobi kiedyś krok do przodu, ale może robimy go ciągle… tylko tak trudno nam to zauważyć, przecież każde wyjście z domu to krok do przodu, a to że trzymam w bagażniku zmienną bieliznę i spodnie (na wypadek jakbym się posikała po drodze) to po prostu, no właśnie co? Mam wrażenie, że tak długo się z tym borykam, że już nie pamiętam jak to jest, kiedy jest „normalnie”, ciężko jest się przyznać przed kimś do choroby. Wiem, że wypowiadając się na forach robię kolejny kroczek. Na dzisiaj to tyle. Pozdrawiam serdecznie. ;)
Agnieszka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 43
Rejestracja: 29 czerwca 2010, o 19:59

15 stycznia 2011, o 20:04

Witaj Justyna ja co do pecherza to mam problem ale nie tyle co zpecherzem ale jelitami i boje sie ze w trakcie drogi czy to samochodem czy autobusem zlapie mnie biegunka i bedzie OBCIACH! I chyba bym wtedy juz naprawde zemldala ale z upokorzenia i paniki.
Z tym toi toyem to mnie rozbawilas chociaz wiem ze ty mowilas o tym prawie serio :) a co do pozytywnego czegos to i ja wierze ze bedzie lepiej...ta wierze a moze chce wierzyc zeby bylo wlasnie tak fajnie luzno i normalnie. Tez malo juz pamietam z tego jak to jest nie miec ciagle jakiejs jazdy i sie w koncu cholerka nie spinac wiecznie o cos.
A najciezej to sie chyba przyznac do wlasnie takiej choroby bo uwaza sie ja za slabosc glowy a to boli i upokarza w oczach innych zdrowych ludzi. Dobrze ze jest nas przynajmniej tylu choc z drugiej strony niedobrze bo az szok ogarnia jak sie to widzi i zarazem wspolczuje wszystkim chorym na to co ja. Trzymaj się
jerek
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 5
Rejestracja: 6 stycznia 2011, o 23:22

15 stycznia 2011, o 23:45

szpulka pisze:Witam. Justyna. 21 lat. Ja też nie wiem od czego zacząć, ale wiem, że boję się, że się posikam… Po prostu cały czas odczuwam lęk, że nie zdążę pójść do toalety. Do tego te katastroficzne myśli… Czasem nie chce mi się nic, tylko leżeć i spać… Ataki paniki, ciągła niepewność, samokontrola i strach. Istny koszmar… Leczę się od ponad roku u psychoterapeuty i psychiatry. Biorę Asentre. Czytam książki i różne takie poradniki i szukam metody, która umożliwia opanowanie nagłej paniki… Przydałaby się czarodziejska moc, a jakbym mogła się teleportować z miejsca na miejsce to byłoby genialnie, a może kiedyś wynajmę sobie Toy-Toy’a. Prywatny kibel to jest marzenie! Nie wspomnę już o fakcie, że muszę gdzieś jechać autobusem. O zgrozo! Planuję mapę trasy z WC… :/ Ale o dziwo! Nie będę ciągle narzekać, nie chce zapeszać i mówić, że jest lepiej. Ale nie jest też gorzej! Wierze, że kiedyś będzie lepiej. Często zadaje sobie pytanie: DLACZEGO JA? A z drugiej strony, może to mnie wzmocni (mimo iż to piszę, sama nie jestem do końca przekonana, ale chce znaleźć coś pozytywnego). Wierze, że Każdy z Nas zrobi kiedyś krok do przodu, ale może robimy go ciągle… tylko tak trudno nam to zauważyć, przecież każde wyjście z domu to krok do przodu, a to że trzymam w bagażniku zmienną bieliznę i spodnie (na wypadek jakbym się posikała po drodze) to po prostu, no właśnie co? Mam wrażenie, że tak długo się z tym borykam, że już nie pamiętam jak to jest, kiedy jest „normalnie”, ciężko jest się przyznać przed kimś do choroby. Wiem, że wypowiadając się na forach robię kolejny kroczek. Na dzisiaj to tyle. Pozdrawiam serdecznie. ;)
Witaj ja tylko chce dodac od siebie ze mam taki sam problem z WC i chec posiadania jak to napisals mozliwosci teleportowania sie jest faktycznie silna. A prywatny kibel! haha Raj! :) A tak poważnie to cięzko jest mi pracowac bo pracuje jako kierowca a co mam w schowku? Drugą pare gaci ! hehe Autobus uuuu omijam go wole isc piesza jak cos beda krzaczki....nigdy nie popuscilem ani nic ale od razu mnie naciska jak tylko gdzies wejde, gdzies czyms jade, albo gdzies ide. Ale co gorsza jak mam isc do psychologa i mu o tym mowic tez mnie naciska, ale to przynajmniej w domu, mam tu ten prywatny kibel... ;)
Pozdrawiam
Jarek
szpulka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 11
Rejestracja: 15 stycznia 2011, o 19:40

17 stycznia 2011, o 13:52

Jarku, wiem jakie to trudne, (też przez to przechodzę) ale warto wybrać się do psychologa. Zawsze możesz przeprosić, wstać i wyjść do toalety (która pewnie jest w budynku, a zawsze można dowiedzieć się przez telefon, czy sprawdzić osobiście), a psycholog na pewno się nie pogniewa, bo to jest przecież nasz problem. Wiem, że łatwo się mówi, a gorzej jest to zrobić, sama na wizytę u fryzjera (nie ma co porównywać z psychologiem oczywiście) szykuje się już hohoho, no bo co będzie jakby mi się siku chciało z mokrą głową. A z drugiej strony, no najwyżej powiem przepraszam i wyjdę do toalety, ale gdyby to było takie proste… Mimo wszystko doradzam psychologa, bo jednak terapia choć jest długa i trudna, pomaga, a już na pewno przynosi ulgę, że chociaż można się zwyczajnie wygadać.

Ps. Dziękuje za odpowiedzi Agnieszka i Jarek. Razem zawsze raźniej! ;)
Nerwica
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 375
Rejestracja: 7 lipca 2010, o 15:59

17 stycznia 2011, o 14:45

Jarku dobrze szpulka pisze ze warto isc do psychologa zeby byc moze skrocic te cierpienia. Ja na szczescie nie mialam takiego problemu znaczy mialam biegunke ze strachu i leku ale nigdy nie mialam strachu przed nia.
A psychologowi to zaden wstyd o tym powiedziec mysle ze byloby to dla niego normalne z racji jego zawodu.
A jesli chodzi o fryzjera to szpulko ile ja planowalam zeby do niego sie wybraz ze az zapomnialam jak to jest siedziec w jego fotelu, i wlasnie przezciez mozna bylo by przeprosic wstac na chwile jak mialoby sie nawet ten atak ale szczerze mowiac nie wyobrazalam sobie tego wtedy :)
Awatar użytkownika
Ewcia
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 173
Rejestracja: 19 stycznia 2011, o 11:09

19 stycznia 2011, o 11:41

A więc i ja zamieszczę swoją historię, wszystko zaczeło się u mnie od depresji która nastapiła niespodziewanie i nie wiem do końca czemu, nie byłam nerwowa ani smutna, prowadziłam skormne ale wydaje mi sie że szczesliwe zycie. Depresja uderzyła z nienacka i to w ciagu 1 nocy po prostu nie mogłam zasnąć owej nocy a jak zasnełam w połowie to obudziłam się już o 5 nad ranem i lezała. Jeszcze wtedy nie było to nic aż tak wielkiego dopóki nie podniosłam się z wyrka.
Zaczełam się czuć pogrążona zupełnie jakbym traciła grunt pod nogami, cały dzień źle się czułam, ściskało mnie w klatce, miałam goracą głowę myślałam że jestem chora. Ale niestety 4 dni lezenie w łóżku nic nie dały a jedynie pograżyły mnie jeszcze bardziej bo zaczełam się bać co mi jest zaczełam czuć wielki lęk że umrę.
W internecie nie mogłam dobrac niczego co by do mnie pasowało i pierwsze 3 tygodnie nie poszłam nigdzie, zostawałam w domu, a po 3 tygodniach byłam już w opłakanym stanie. Lezałam i nie mogłam prawie myśleć, wszystko zaczeło być odrealnione, potem się dowiedziałam że to derealizacja. Ale to dawne dzieje, nakreśle tylko że dopiero po 2 miesiącach poszłam do psychiatry za doprowadzeniem mnie własciwie przez ojca (dzięki Bogu za niego) i dostałam skierowanie do szpitala, byłam przerazona ale nie miałam siły protestować. W szpitalu spedziłam 9 tygodni i dostałam diagnoze depresji lękowej otrzymałam lek pierwszy nie wiem nawet jaki ale było po nim gorzej więc nastepnie spróbowano na mnie Citalu ponoć popularnego (tak mówili) i po 8 tygodniach wróciłam....lek brałam przez nastepne pół roku i odstawiłam. Objawy depresji mijały po wyjściu jeszcze ze 2 miesiące ale wyzdrowiałam. Po odstawieniu miałam spokój. Mojej radości nie było końca i tak przez 3 lata. I niestety 4 miesiące temu pojawiły sie lęki os woje zdrowie, zaczełam czuc że jestem chora, że mam raka głowy bo miałam zawroty i bóle. Ale po badaniach znowu powiedzieli że to psychika więc znowu psychiatra i diagnoza lek wolnopłynący, nerwica lekowa. Dostałam ponownie cital ale mimo brania go już 3 miesiąc nie ma poprawy i pewnie będą mi go zmieniać. Chociaż ostatnie 2 miesiące jest lepiej bo wiem już co to za wróg, poznałam go przy depresji to jednak objawy nadal mam i zycie nie jest znowu takie jak kiedyś.
Pozdrawiam was nerwuski! I nigdy się nie poddawajcie ;ok z każdego zaburzenia na pewno jest wyjście. tylko nie bójcie się żadnego leczenia, gdybym pierwszy raz nie poszła, ha nie zaniesiono mnie do psychiatry być może już bym tu nawet nie napisała...
ODPOWIEDZ