Tak, masz rację. Nie wróciła, była tylko bardziej utemperowana. Od roku nie biorę paroksetyny (a brałam kilkanaście lat!) i było przez ostatni rok bardzo, baaardzo źle. Ulgi od lęku nie znajdowałam nigdzie.. Dom, praca, spotkania, urlopy - wszędzie lęk. Włożyłam mnóstwo uporu w to, żeby się nie poddać i jednak normalnie w miarę funkcjonować. Od jakichś dwóch, trzech miesięcy tak bardzo cieszyłam się że udało mi się wyczołgać na powierzchnię, że teraz powrót objawów załamuje. Znasz to z resztą, jak napisałaś. Z kolan na nogi i z powrotem..
Mówisz, eiviss1204, że to sprawdzian. Też tak to odbieram. Chciałabym wyjść z niego zwycięsko. To pierwszy taki mocny. Mam mętlik w głowie. Niby wiem co robić, ale załamanie przytłacza, odbiera jasność myślenia. Więc tak na prawdę, odezwałam się tu na forum żeby pogadać z kimś kto ma tak samo i dzięki temu odnaleźć w sobie siłę i nowe chęci. Bo cholernie męczące jest to ciągłe zmuszanie się do "chcenia" i do tego wysiłku przy ciągłych polemikach z nerwicą. Jestem umordowana tym gadaniem do objawów i halunów, które cały czas atakują
A jak to było u ciebie, u was, czy te "nawroty" są jednak krótsze, łagodniejsze niż ten okres kiedy nerwica hulała na początku? To chyba z czasem jednak da radę zupełnie zniwelować? Może nie doczytałam dokładnie u całkiem odburzonych, czy też tak mieli, z tymi okresami wyciszenia i abarot lęków?