2 lutego 2017, o 19:32
Witam wszystkich. Nie wiem czy to dobry wątek, bo pewnie w kilku mógłbym coś napisać o sobie. Wszystko zaczęło się około 3 lata temu kiedy wylądowałem w szpitalu na zapalenie mięśnia sercowego. Objawem był ból w klatce piersiowej. Byłem w szpitalu tydzień, wiadomo leki, ekg, echo. Ból przeszedł od razu po podaniu leków, po skończonym leczeniu wszystko było dobrze, żadnych leków do domu nie dostałem tylko miałem do kardiologa się zapisać. I już po wyjściu ze szpitala zaczął się właśnie strach przed śmiercią, bólem, obawa o własne zdrowie. Zacząłem też obsesyjnie badać sobie puls. Gdy wynosił więcej niż 100 uderzeń na minute zaczynałem wpadać w szał, że problemy z sercem znowu wracają. W ciągu miesiąca po wyjściu ze szpitala dwa razy byłem u lekarza właśnie z powodu ataku paniki i badania wychodziły dobrze, z sercem nic się nie działo. U kardiologa byłem ze 4 razy, miałem robione echo, holter itd. Wszystko wyszło ok, w holterze ok 250 skurczów nadkomorowych i 200 komorowych. I to te skurcze najbardziej odczuwam, strasznie mnie denerwują, czuje ja na całym ciele, w ręku, w brzuchu jakby... To mnie dobija jak czuje mocniejsze uderzenie i serce jakby na chwile zatrzymało się. Podczas ataku paniki serce mi bije nieregularnie, skurcze są jakby jeden po drugim. No ale po zakończeniu wizyt u kardiologa wszystko się trochę uspokoiło, miałem zapewnienie, że wszystko jest dobrze. Zostało tylko ciągłe mierzenie pulsu, cały czas moje palce są albo na szyi albo na nadgarstku. Najgorsze zaczęło się 2 miesiące temu. Na początku grudnia postanowiłem sobie, że nie będę pił alkoholu do świat z nadzieją, że trochę podreperuje zdrowie, wątrobę itd. Niestety przed samymi świętami dostałem antybiotyk w związku z zapaleniem gardła. I wtedy znów zaczął się strach, że te zapalenie znów przejdzie na serce, jeszcze bardziej zacząłem mierzyć sobie puls, wariowałem. Całe święta i sylwester to był strach, nie mogłem nawet wypić piwa z powodu antybiotyku. Po zakończeniu leczenia, te 2-3 piwa wieczorem przynajmniej dawały na chwile uczucie spokoju, ale to nie jest żadne rozwiązanie. Zaczeły się też problemy z brzuchem, po każdym posiłku mój puls wzrastał, przez to też zacząłem mniej jeść, dużo mniej. 3 razy miałem robione ekg w styczniu, każde dobre, lekarz nic nie wykrywa. Z powodu picia alkoholu zacząłem też martwić się o watrobę, lecz znowu usg brzucha nic nie wykryło. Nie wiem już jak z tą nerwica serca walczyć, wszystko we mnie narasta. Moja dziewczyna wgl się mną nie przejmuje, nie interesują jej moje problemy, zajeta jest cały czas sobą, zamiast chociaż pogadać, wesprzeć to kończy się tylko kłótnią i wytykaniem błędów. Kocham ją ale to już zaczyna mnie dusić, że w najbliższej osobie nie mam wsparcia… Już od dawna miedzy nami nie jest dobrze, a ostatnio to tragedia, wgl jej nie interesuje. To wszystko powoduje jeszcze większe nerwy, nie wiem jak z tym żyć i co robić… Boje się też jezdzić autem chociaż kiedyś to uwielbiałem. Teraz ciaglę się boje, że zrobie jakiś błąd, zasłabne i umrę… Długo by pisać ile tych strachów mam.