Lady_Stardust pisze: ↑4 listopada 2018, o 18:28
Ojej, to temat dla mnie - ostatnio przeżywam chwile zwątpienia odnośnie swojej postawy dot. objawów

Rzecz w tym, że w głowie - tak mi się wydaje - mam mniej więcej poukładane, tzn. jest wiara w nerwicę, jest znajomość mechanizmów itd., itp. Staram się intensywnie działać, z niczego nie rezygnuję, ryzykuję na co dzień. Nie leżę i nie płaczę w poduszkę.
Co jakiś czas mam jednak rzuty objawów somatycznych, które oczywiście zmieniają się jak w kalejdoskopie, ale z reguły są paskudnie wyczerpujące i naprawdę utrudniają mi funkcjonowanie. Ostatnio są to jakieś okołosercowe dolegliwości typu kołatanie, ściskanie i uczucie palenia/pieczenia na wysokości mostka - na logikę nie czuję przed tym lęku, wiem, że to nerwica ale - niestety - jak mnie coś takiego złapie, to potrafi trzymać calutki dzień albo i kilka dni. Mimo prób ignorowania (choć każdy chyba tu wie, jak ciężko ignorować pewne dolegliwości fizyczne - są po prostu tak inwazyjne, że ciężko o nich zapomnieć) po takim maratonie jest zwykle podobny finał - wyczerpanie fizyczne i frustracja z gatunku "no ileż jeszcze". Wiem, wiem - nie nadawać znaczenia, okej, naprawdę się staram, tj. pracuję, zajmuję się czymś tam, spotykam z ludźmi. Nie da się jednak ukryć, że to jest cierpienie, a nikt normalny cierpieć nie lubi i wydaje mi się, że nie ma to związku z brakiem akceptacji. Pytanie brzmi - czy ktoś tu dostrzega jakieś błędy w tym, co napisałam? Czy to jest kwestia czasu i "przeczekania", przecierpienia swojego i tylko tyle?
Dodam, że działam w temacie odburzenia już od wielu miesięcy i widzę zmiany, jednak od dłuższego czasu mam wrażenie "rozjechania" się mojej świadomości, podświadomości i ciała <---- wiem, brzmi idiotycznie, ale nie wiem, jak to określić. Chodzi o to, że mam poczucie że teoretycznie to już wiem wszystko, co potrzeba, moja wiara w nerwicę i mechanizmy na poziomie świadomości jest duża (i ciągle staram się ją wzmacniać), ale cholerna podświadomość nadal swoje i ciało - w kontekście somatów - swoje

Być może to kolejne nerwicowe "ale" (?), ALE cholera czy robię coś źle? Czy po prostu brakuje mi czasu i cierpliwości?