Jak nauka nic nie robi?

Temat depersonalizacji i derealizacji jest dosyć mocno przebadany.
Tak naprawdę wnioski wysuwają się same. Tak samo jak w wypadku rozmaitych zaburzeń tak i w wypadku DD leki oraz rozmaite zabiegi są kwestią indywidualną.
Związaną przede wszystkim z indywidualnością mózgu człowieka, połączeniami neuronalnymi, receptorami, ich czułością, masą innych czynników jak choćby - uwaga. A także wieloma innymi czynnikami towarzyszącymi.
To jest mózg, skomplikowana sprawa. Człowiek to maszyna prosta ale świadomie sobie to komplikuje poprzez emocje jak np. strach
Weź choćby pod uwagę kardiologię. Serce jest przebadane jak się tylko da, ale czy to zawsze wystarcza jak człowiek o nie nie dba? Tak samo jest z emocjami. Nauka i chemia to nie wszystko.
Ja osobiście mam swoją małą teorię, że wchodząc w stany DD człowiek żyje bez mała podświadomą uwagą kierowaną na ten stan, gdyż przez cały czas nie traktuje go naturalnie.
Już nie mówię o kwestii tego, że ktoś czuje ewidentny lek przed tym stanem.
Może to być też sterowane brakiem wiary, że nic od tego nam nie grozi. Często ludzie piszą - ja to mam w du.pie to DD od dawna a nic nie mija, ale 2 dni później pytają o coś pełni strachu czy to na pewno DD.
Nie traktują tego w naturalny sposób.
Ja otarłem się przez swoją karierę "dedeowicza" o różne dziwne zjawiska tego w jaki sposób ludzi z tego wychodzili. I po jakim czasie. Oczywiście historie są różne, cała masa, trudno nawet by wydzielić "sposób wyzdrowienia" jako przodujący.
Ale wiem, że w pewnym najgorszym dla mnie okresie, kiedy nie wierzyłem, że z tego wyjdę ozdrowiałem na 1 dzień totalnie po tym jak znachor posmarował mi czoło kocimiętką i powiedział "idź precz"...
Zaburzyłem się jednak wieczorem na nowo bo nagle "zdałem sobie sprawę", że to niemożliwe aby w taki sposób wyzdrowieć...
Ale znam jeszcze jedną ciekawą historię mojego "forumowego ziomka", z którym wspólnie wieczorami rozmawialiśmy o tym jak to mamy źle i wymienialiśmy non stop to co Nam odcięło ;p
On miał wyjątkowo trudniejszą sprawę, gdyż zaburzony był o wiele wcześniej niż ja, eeg głowy wychodziło mu źle, miał za sobą nieprawidłowe diagnozy, szprycowanie nawet lekami dożylnymi, miał na to nawet rentę

I nic, ciągle odcięty, non stop DD.
W tym czasie w Czechach była prowadzona klinika, która zajmowała się eksperymentami pod tym kątem. On się tam zapisał bo często podróżował. Którego razu podjarany napisał mi, że będą mu dawali nowy lek.
Wyzdrowiał

Lek naprawdę podziałał już po 7 dniach tak jak mu obiecywano. Miał DD, które ciągnęło się latami, nie widział szansy na wyjście.
A wiecie jaki lek dostał? Nie było żadnego nowego leku, każdy uczestnik dostał PLACEBO

Szkoda, że i on się o tym dowiedział
A co do samego tematu, to musicie to sprawdzić sami na sobie i dawajcie znać
