no pewnie że mamy prawo do błędów.. dlatego ja sie nie obrażam ani nie focham.. podchodzę bardzo spokojnie do naszych rozmów, obserwuję uważnie.. w końcu jakby nie było to tez w moim interesie..
w mojej relacji z moim narcyzem być może przełom.. zaryzykowałam i powiedziałam mu, że uważam że jest narcyzem i dlaczego.. ze szczegółami.. i że oczekuję, że coś z tym zacznie robić, bo inaczej nie wyobrażam sobie dalej naszego związku i z bólem ale odejdę..
może jeszcze zbyt wcześnie na radość i wiarę w trwałe zmiany ale dla mnie to ogromny krok że wreszcie o tym normalnie rozmawiamy.. po raz pierwszy przyjął ode mnie "diagnozę" bez bronienia się w zaparte, a wręcz chciałby sie zdiagnozować i poddać terapii.. zaproponowałam, że pojedziemy razem do Warszawy w październiku na terapię zwaną restartingiem proponowaną przez Izabelę Kopaniszyn.. ona twierdzi, że jest to metoda bardzo skuteczna także w pokonywaniu narcyzmu.. a więc ja z moim współuzależnieniem, mój men z narcyzmem.. on bardzo chce, zgodził się, uważa, że to ma sens i pokłada nadzieje..
u nas na razie duże ocieplenie.. spotkaliśmy sie po długim czasie na oglądaniu zaćmienia Księzyca 27ego.. potem spacer w sobote, w niedziele wspólnie spędzone popołudnie.. było miło, ale jakoś inaczej.. nazwałabym to smutno.. bez ochów i achów jak przy poprzednich powrotach, których była już niezliczona ilość..
to co piszesz Jacku.. dla mnie to cenne, mój narcyz jak dotąd nawet jednej dziesiątej mi o sobie nie powiedział.. znam tylko teoretycznie jak to jest, ale najbardziej bym chciała żeby uwierzył, że nie jestem jego wrogiem, że nie musi jak ten żołnierz w okopach gotów do strzału czuwać 24 na dobę.. tak się nie da budować relacji.. dlatego cieszę się, choć bez euforii, że rozmawiamy.. na razie powoli, po troszkę, ja zaczynam od teorii potem on sam coś opowiada.. nie rozumiem, nie jestem terapeutką ani być nie chcę.. aczkolwiek nie ukrywam, że jestem zainteresowana co dalej bedzie z tym robił.. od tego w końcu zalezy moje dalsze życie.. bo albo z nim, albo sama i może kiedyś inny związek..
co do błędów.. oczywiście, że naturalnie że były, są i jeszcze będą.. błąd sam w sobie to nic złego.. gorzej jesli nic z naszymi błędami nie robimy, gdy nie chcemy ich widzieć, gdy bezrefleksyjnie wypieramy czy - jak narcyzi - przerzucają na innych odpowiedzialność.. ja wiem, że to mechanizm obronny.. ale to, że wiem nie oznacza, że w bliskiej relacji mam się zgadzać na to bez końca..
natomiast internet daje swego rodzaju poczucie bezpieczeństwa.. tak myslę.. to może być wartościowe doświadczenie z narcyzem rozbrajać jego kody, mechanizmy i pomagać ciesząc się postępami razem z nim

na pewno komuś komu trudno jest otworzyć się, zaufać - tak łatwiej jest coś o sobie napisać.. czy się mylę Jacek?
dziś mielismy mały poligon ćwiczebny w rozbrajaniu "granatów"

.. jesli udało się choć jeden granat w ogóle zobaczyć to super

to sukces.. którym trzeba sie cieszyć wręcz celebrować.. bo z malutkich sukcesów na tej trudnej drodze powstanie nowa jakość
i nie chodzi czy ja mam rację i czy ktoś wygrał.. najcenniejsze bedzie własnie owo rozbrojenie

dobrej nocy
