No, właśnie. Jakby nie tego się oczekuje wychodząc z nerwicy. A tak szczerze powiem z tego co doświadczam na ten moment, tak w okolicach jednego roku wstecz, że jakby wyszłam z nerwicy i musze teraz walczyć z życiem dalej, czyli ze sobą, swoimi słabymi cechami, kształtować to na nowo. Już nie wspomnę o uczeniu się rzeczywistości na nowo, po to by móc w niej jakoś funkcjonować. Na szczęście już się tego nauczyłam, zajęło mi to chyba też z rok albo 1.5, żeby odnalesc się w normalnym świecie. A teraz muszę się odnaleźć ze samą sobą, nauczyć się siebie bez nerwicy. Łatwe to nie jest, a wręcz bardzo trudnetapurka pisze: ↑3 lutego 2019, o 22:52
Też od dłuższego czasu o tym myślałam... bo im bliżej wyjścia z nerwicy tym bardziej staje się jasne że to jest wyjście do "starej" mnie. Czyli smutnej, strachliwej, zamkniętej w sobie osoby. Która w myślach podbija świat i jest super towarzyska, a w normalnym życiu boi się powiedzieć słowa, która o wszystkim myśli za bardzo i czuje się gorsza. Jak mijało dd, to było super, czułam że żyję, że najgorsze za mną, że teraz będzie zajefajnie i zawojuję świat. Cieszyłam się tym bardziej że zaburzenie miałam od dziecka, pochodzę z rodziny dysfunkcyjnej, byłam molestowana przez wujka, równieśnicy w szkole się nademną znęcali. Dużo by pisać, ale właśnie nie chcę, nie chcę być dalej tą samą osobą co była, lata nerwicy i 2 lata dd dokopały mi mocno, czy jest dla mnie nadzieja![]()

A co do tego że schodzi dd i ma się moc i w ogóle że się zawojuje świat - miałam to samo, w sumie nadal nieraz mam, że myślisz że bez dd możesz wszystko, po części jest to racja jeśli się siedziało w tym lata, nagle wszytko jest takie "proste" ale niestety nadal trudne, bo życie raczej do prostych nie należy.

Cieszyć się cieszę ale jestem też zawiedziona. I wkurzona. Że tyle lat zmarnowanych na takie coś. A i tak jesteś nadal sobą.. Nic nadzwyczajnego nie masz czego nie mają inni. Po prostu wychodzisz na świat i zaczynasz tym ludziom dorównać powoli. W samopoczuciu, w myśleniu. Jak taki embrion nagle się wykluwasz, i masz nowe możliwości, no ale radź sobie.
Mi ogarnięcie schematów nerwicowych nie zajęło dużo czasu. Po prostu jak zobaczyłam, że od ataku paniki nie umrę, to szybko doszłam do wniosku że muszę z tym stanem deliberowac. Ze halo, przecież nie umrzesz, nie dam się nabrać, nerwico won! No i tyle. Żadna filozofia. Olewanie oczywiście też, bo jedno z drugim się łączy. Skoro nie wierzysz że umrzesz to musisz też olewac, mieć w dupie. Akceptacja. Kolejne co się łączy. Musisz zaakceptować ze może tak bedzie do końca życia. No trudno. Umrzeć nie umrzesz, bo który to już raz tak masz? Już dawno byś umarła tak. Nerwica lękowa to jest kurde banał sorry. Straszny, bo straszny. Ale banał. Gorzej z dd bo sam nie wiesz do końca skąd się to bierze i czy to świat tak wygląda czy tylko Ty go jakoś inaczej widzisz? I ciężko wtedy sobie z czymkolwiek porównać bo z czym.
Produktywne życie, i odporność na stresy, wysokie poczucie własnej wartości, pewność do siebie i do ludzi, godne życie, to jest coś. Co z tego że wyszedłeś z nerwicowego szamba skoro nadal jesteś upierdzielony g*wnem. Człowiek raczej żeby godnie żyć, musi być czysty i pachnący, iść do przodu z podniesiona głową, a nie uwalony gównem nerwicowym, co że pokonał szambo, skoro nadal nie żyje godnie.
No tak to widzę mniej więcej. Ktoś z odburzonych, coś?
Nerwica nerwica nerwica ble ble ble. Ileż można.
Najgorsze są chyba myśli natretne - bo co by się nie działo, Ty w nie wierzysz. Ciężko jest odsiewać. Zresztą myśli właśnie powodują cała resztę. Najgorzej pozbyć się tych szerszeni z własnej głowy. Zastąpić je motylkami.