Chyba muszę to z siebie wyrzucić. Hipochondria chyba zaczęła się u mnie jako dzieciaka. Mój wujek zmarł bardzo młodo i miał raka. Zawsze panicznie obawiałam się, że jestem na coś chora, że coś się stanie, że mam na pewno objawy. Problem zaczął się okropnie nasilać kiedy poznałam chłopaka. Gorączkowo co miesiąc parę testów ciążowych, testy z krwi, bo miesiączka spóźniła się 4 dni. Co gorsza zdaję sobie sprawę jak idiotycznie to brzmi. Może to nie do końca objaw hipochondrii, ale o ile z tym udało się względnie wygrać, bo przestałam kupować testy, bo w sumie ten chłopak już jest chwilę moim mężem i sama zrozumiałam, że lepiej kupić sobie coś fajnego niż wydawać co miesiąc tyle kasy na testy i badania

prócz tego, że jak tylko mnie coś zaboli od razu wjeżdża internet i jest już po mnie. Aktualnie jestem na etapie bólu kręgosłupa, więc po prostu zapisałam się do fizjoterapeuty bez grzebania i staram się nie dobierać sobie do głowy, bo pewnie coś uszkodziłam podczas ćwiczeń(tutaj to brzmi jakbym to wszystko miała pod kontrolą), ale problem się znów zaczął odkąd usunęłam ósemkę i dentysta uszkodził mi nerw. Czucia nie odzyskałam już ponad pół roku i nikt nie daje mi na to zbytnich nadziei co mnie dosyć mocno podłamało. Parę miesięcy temu byłam chora, antybiotyk wleciał i być może to zwykły zbieg okoliczności, ale zaczął piec mnie język i podniebienie. Trwa to parę miesięcy, więc poszłam do lekarza POZ. Pani od razu dała pilne skierownanie do neurologa, bo uznała, że nie jest to związane z zębem i uszkodzeniem nerwu. Mamrała coś pod nosem, ledwo ją usłyszałam, ale wyszłam stamtąd bardzo zaniepokojona. Oczywiście jak to neurolog NFZ popatrzył na mnie i dał skierowanie na RMI żebym "nie miała pretensji jak za 40 lat miałabym guza", ale według niego to nic mi nie jest. Czekam aktualnie na badanie, zostały 3 tygodnie i potem na wynik znów do 3 tygodni, a ja już cała chodzę wewnętrznie. Miałam RMI głowy 3 lata temu kiedy to pobiegłam sprawdzić czy nic mi nie jest, bo wtedy bolała mnie głowa. Oczywiście było okej, a mój mąż dzielnie to znosił i jeździł ze mną, choć cały czas twierdzi, ze dobieram sobie do głowy i nie myślę racjonalnie, ale jak odebrałam wyniki i wszystko było w normie to olałam temat i na kontrolę nie poszłam,a teraz się martwię czy oni to dobrze wykonali i czegoś nie przegapiłam. Juz cały internet przeczytany, że rak, że guz, a aktualnie jestem na etapie lęku przed SM, jestem od rana w pracy i cały internet z objawami przejrzany. Nie ważne, że nie mam żadnego prócz tego pieczenia. Boję się iść badać. Każde badanie wywołuje u mnie tak silny lęk, że nie mogę się uspokoić. Dodam, że mój ojciec od paru lat choruje na raka, a obecnie mama czeka na wynik biopsji, choć chyba wszystko okej według onkologa. Po prostu sama się nakręcam i co gorsze doskonale wiem, że powinnam do wszystkiego podejść na chłodno, bo tak naprawdę mogę mieć naczyniaka uciskającego nerwy i nie da się tego sprawdzić inaczej niż przez rezonans.... a ja już mam wizje siebie i SM na wózku i tego, że nie zdążę nawet dziecka urodzić i umrę. Szukam już tutaj wsparcia, bo aż mi wstyd mówić bliskim o tym co się dzieje, a tym bardziej dlatego, że mi się ciągle coś dzieje, bo tak analizuję. Mam już tego dość... Domyślam się, że wszystko będzie w porządku, ale martwi mnie, że oszaleje do tego czasu. Już zaczynam rozkminiać czy nie iść z samą płytą do neurologa i nie czekać na opis. Jednocześnie nie mogę uwierzyć, że takie rzeczy się mogą rodzić nam w głowach....