Dziękuję za Wasze wszystkie wypowiedzi
Raczej pomysł na leczenie benzo mi nie grozi. Zwłaszcza po tym , co przeszłam na odstawieniu SSRI

(Powrót do leków rozważam tylko i wyłącznie pod kątem tej naglącej sytuacji. Strasznie mi szkoda zmarnować ponad 7-o miesięczny wysiłek...)
Moim sukcesem w atakach paniki spontanicznej jest to, że nigdy nie ratowałam się uspokajaczem, nie jeździłam na pogotowie, ani nie dzwoniłam po karetkę. Dzięki temu wiem, że nie umrę, nie zemdleję, nie dostanę zawału i takie tam. Wiem, że to przejdzie - prędzej , czy później. Od dłuższego czasu przestałam już biegać w panice po domu i przygotowywać się jak do wojny. (znaczy uruchamiać koła ratunkowe - bo jak pewnie wiecie nie tylko leki kołami być mogą)
Potrafię już lepiej radzić sobie z tymi atakami. Nie w 100-u procentach. Powiedzmy, że jednemu na 20 dam się nadal wkręcić i popłynę z paniką. Ale to już jest postęp. Póki co nie ma to przełożenia na to, że one zdarzają się rzadziej lub są mniej intensywne. (Ja chyba wiem dlaczego! Bo wciąż nakręcam się agorafobią, tym, że nie idzie mi jej pokonywanie, tym, że muszę, a nie mogę.)
Taka mądra jestem w domu, jednak gdy wychodzę, całe to doświadczenie idzie w d. Moim problem jest to, że na zewnątrz ja nie potrafię na to przyzwolić DO KOŃCA. Ja chyba wciąż się asekuruję tą odległością. 2 ulice - można w miarę szybko wrócić.
Pamiętacie ten moment kiedy udało Wam się przekroczyć tę barierę?
Ssaa napisałaś , że
Ciagle posuwalam sie gdzies dalej
Jak to robiłaś , że byłaś w stanie przesuwać tą granicę? Jak u Ciebie wyglądało to przyzwalanie?