Wczoraj po stresie znowu miałem zapchane ucho. Wcześniej nie zwracałem na to uwagi, ale widocznie od dużego napięcia wkręciło mi się, że to pewnie tętniak lub nowotwór głowy. Pojawił się duży lęk i od razu tylko myśli związane z tym tematem. Już myślałem jakie badania mam wykonać i czy w ogóle obudzę się rano żywy
W tej sieczce nagle pomyślałem sobie, że przecież o to chodzi w życiu. Tak jak Szaffer pisze w książce dostaliśmy życie w leasingu, na pewno będzie trzeba kiedyś je oddać. Niczego nie jesteśmy pewni, może spadnie na nas cegła z dachu, może w ogóle się nie obudzimy, może poważnie zachorujemy. Ta niewiadoma jest przekleństwem, ale takie jest życie i trzeba ją zaakceptować. Ciągle myślenie katastroficzne i analizowanie nic nie daje, a psuje moment w którym teraz żyjemy. Należy cieszyć się z tego co się ma, próbować znaleźć w tym jak najwięcej radości, bo ona jest zawsze gdzieś tam obok nas, tylko jej nie widzimy. Napięcie i lęki nam to zasłaniają. Hobby, rodzina, natura, pasje, sport, samorealizacja, wiara... i setki innych rzeczy, które mogą dać sens życiu. To tylko czeka na odkrycie.
Spojrzałem na mojego synka bawiącego się obok i całkiem mi zeszło. Zapanował taki spokój w głowie i radość, tak jak kiedyś, gdy potrafiłem po prostu leniuchować i się błogo nudzić.
Oczywiście po jakimś czasie natręty wróciły, ale dość słabo. Dziś też jest całkiem nieźle, jak na to jaki mam obecnie stres związany z pracą. Daleka droga przede mną, ale da radę z tego wyjść.