na forum jestem już od jakiegoś czasu, tzn. czytam Wasze wpisy. Zarejestrowałem się dziś, za namową jednego z unserów.
DD pamiętam, że miałem już jako dzieciak, w szkole podstawowej, gimnazjum, na czas technikum jakoś ustało. Wtedy nie wiedziałem co mi jest, myślałem, że jestem jakiś opętany

Skończyłem szkołę, poszedłem do pracy w moim zawodzie (jestem mechatronikiem). Strasznie mi się podobało, po za jednym - kierownikiem, gdyż ten że człowiek traktował ludzi pod sobą tak jakby nie byli ludźmi... hm, podludźmi, którzy nie zasługują na jaki kolwiek szacunek. Potrafił opieprzyć (bardzo delikatnie mówiąc) każdego za wszystko, albo nawet za coś czego nie zrobił. Myślałem sobie, że muszę sobie jakoś dać radę, nie zważać na idiotę. Pracowałem tak kilka miesięcy, ponieważ wynająłem sobie pokój w mieście, musiałem jakoś się utrzymać itd. Aż pewnego razu idąc do pracy, wstępując po drodze do sklepu po drożdzówkę, spojrzałem sobie na ręce i nagle myśl... "Chyba to nie ja, nie jestem sobą" Jak to nazywałem wcześniej - "dusza oderwała się znów od ciała" Są myśli, ale gdzieś poza ciałem. Kurde, znów to wróciło... Pomyślałem - wezmę urlop, odpocznę, będzie OK. Na moją prośbę o urlop odpowiedź przełożonego była krótka - "Chyba Pana poje... Jest w ch... roboty". Pomyślałem - no nieźle. Trzeba żyć tak dalej. Aż pewnego dnia przed pracą, siedząc i pijąc kawę uświadomiłem sobie, bijąc się z myślami, chcąc je odpędzić za wszelką cenę, że nie dam rady. Moje patrzenie się w sufit, łzy w oczach popchnęło moją dziewczynę aby zaprowadzić mnie do szpitala. Lekarz który mnie przyjmował stwierdził, że mam zaburzenia pod względem filozoficznym czy coś takiego, powiedział, że dostanę leki, pośpię i mi przejdzie. Zgodziłem się na przyjęcie z wielką nadzieją na wyzdrowienie. Po wejściu na korytarz szpitala psychiatrycznego nogi się pode mną ugięły. Bez obrazy, ale zobaczyłem tam ludzi wyglądająch jak zombie, suwających się po korytarzach. I ta myśl "Boże jestem w wariatkowie". No ale jak mają mi pomóc to przetrwam. Dostawałem Rispolept, na uspokojenie i wyciszenie i to tylko na wieczór. Kurde, nic kompletnie mi to nie dawało, myślę sobie - po co ja w ogóle tu jestem. Stwierdzili mi schizofrenie. No nieźle - pomyślałem. Siedząc w sali szukałem w necie na komórce co mi może na prawde być. Bo jakoś im nie wierzyłem. Znalazłem, że to jednak jest DD. Co odpowiadało 100% mojemu stanowi psychicznemu. Ludzie dookoła mi nie pomagali, więc postanowiłem, że wyjdę na własne żądanie. Wypisałem się stamtąd. Aha, zapomniałem napisać, że pracę straciłem przez pobyt w szpitalu.
Teraz siedzę w domu, wiem, że mam DD ale nie mogę i tak za bardzo wytrzymać. Boję się pójść do jakiejkolwiek pracy bojąc się, że nie dam rady. Bije się z myślami codziennie rano, a wstając, wiem, że to kolejny dzień z depersonalizacją do przeżycia. Mam już ją teraz od 4 miesięcy. Wiecie co jest najgorsze z tego wszystkiego? Strach przed patrzeniem w własne odbicie w lustrze, przecież to kogo tam widzę to jakiś obcy człowiek, a może na prawdę go tu nie ma? Zęby muszę myć z zamkniętymi oczami... ;pyk Czasami patrzenie na własne ręce też mnie dobija, to jakby nie moje ręce. Nie wiem już jak sobie z tym poradzić. Wcześniej trwało to tydzień, dwa, może trzy... Ale nigdy tak długo. Chciałbym już żyć normalnie...