nadzieja1234 pisze: ↑13 stycznia 2020, o 02:46
Już nie mogę tego znieść, czuje ze gibie świadomość i tego jakie jest świat ze zaraz zwariuje ... bywa ze irytuje mnie dźwięk i jak ktoś mówi do mnie a cały czas nie czuje ze życie, jakbym straciła poczucie ze życie istnieje i ja w nim uczestniczę ... często kiedy zasypiam to mam odczucia mieszania w głowie

jakbym przestawała oddychać i wiedzieć kim jestem i jak to jest być człowiekiem ... nie wiem czy jeszcze pamietam jak to było żyć

jest okropnie mi i powoli przestaje mieć chęci do życia z tym bo nie widzę szansy na lepsze życie
Powiem ci, że na początku czułem się chyba podobnie, kompletnie nie wiedziałem po co to wszystko, czułem, jakby dni przelewały mi się przez palce, że nic nie ma sensu, jakbym był uwięziony w tu i teraz, które i tak za moment przeminie, zapadanie się w pustce. Zacząłem stosować rady z forum i zapisałem się na sesje z Hewadem. A ty ogółem chodzisz na jakąś terapię? Mi to sporo daje, bo taka pogadanka z kimś kto się na tym zna pozwala rozwiać wątpliwości i chociaż zaraz pojawiają się nowe to i tak się czuję lepiej teraz. Grunt to uwierzyć w to, co ci w rzeczywistości dolega i że nic poza tym się nie zmieniło. Trudno jest wiem, ja się do tej pory dziwię, ale zaraz się staram to dziwienie stopować. No i jeszcze analiza stanu, z tym też mam problem, ale stwierdziłem w końcu, że skoro i tak mi wszystko jedno, to co za różnica jak się czuję i o dziwo, jak zacząłem akceptować te czarne myśli to jakoś lepiej mi się zrobiło, nie czuję już tego napięcia i lęku, co chyba jest dobrym znakiem. I taki mój sposób na to wszystko, który Hewad powiedział, że można stosować jako metodę doraźną obok akceptacji: przypominaj sobie, co dzisiaj zrobiłaś, że na przykład komuś pomogłaś, czy porozmawiałaś z kimś bliskim. Mnie te myśli uspakajają, bo nie czuję, aż tak, że te wszystkie rzeczy giną w czasie, są bezsensu. I przestań sobie powtarzać, że to ci nigdy nie minie, bo to jeden z podstawowych błędów. Lepiej mów sobie, że się tak TERAZ czujesz, ale to jest tylko przejściowe.
Co do moich nowych obaw to biorą się one z okresu przed zaburzeniem. Ja zawsze byłem taki skryty, niby emocjonalny (brałem krytykę do siebie, łatwo się wzruszałem), ale jednocześnie tych emocji się wstydziłem tak jakby, później próbowałem je zdusić. Ktoś mi coś powiedział to ja zamiast wyjaśnić sprawę to spuszczałem głowę i później, jak zostawałem sam, płakałem. I zamiast wybrać się do jakiegoś psychologa to sobie tak żyłem no bo przecież zaraz mijało, przecież to tylko emocje, muszę po prostu być twardszy. Zacząłem więc pozować na takiego, co to zdanie innych ma w dupie. Pamiętam, że tydzień przed zaburzeniem mieliśmy spięcie z tatą przy pracy, ale ja zamiast do tego podejść normalnie, powiedzieć "dobra staram się jak mogę, przestań się mnie czepiać, bo mi nie jest fajnie przez to" to go zacząłem traktować jak powietrze i niby mieć wyjebane na to co on mówi, chociaż podświadomie jego słowa pewnie do mnie docierały i gdzieś to się w emocjach nawarstwiało. Bo to chyba nie jest tak, że z dnia na dzień bardzo emocjonalna osoba, jaką byłem, może zacząć mieć całą krytykę i wszystkich w dupie. Może taka analiza przeszłości jest zła, bo było- minęło, ale szczerze wam powiem, że ten okres przed zmianą pamiętam lepiej niż ostatnie trzy miesiące. Ehh znowu się rozpisałem i się nikomu nie będzie chciało tego czytać.