
[/quote]
Wiesz co trzy miesiące to i tak żądło jak dla mnie. Ka ostatnio robiłam co tydzień. Teraz walczę z postanowieniem że do końca miesiąca nie zrobię
Wiesz co trzy miesiące to i tak żądło jak dla mnie. Ka ostatnio robiłam co tydzień. Teraz walczę z postanowieniem że do końca miesiąca nie zrobięLaurka2018 pisze: ↑19 kwietnia 2018, o 12:11Wiesz ze kiedyś ja też chyba coś takiego pomyślałambo ja co dwa-trzy miesiące bym chciała robić cała morfologie i on się wtedy wnerwia ze sobie wkrecam choroby itd. Teraz też mnie już ciągnie ale robiłam w grudniu więc daje sobie czas bo to bez sensu. Po drugie uważam jak ma się coś stać to i tak się stanie. Trzeba w końcu chyba wyluzować bo ta nerwica nas "zeżre".
Tak ja taka cieżka postać migreny mam od 7 roku życia, 2 lata póxniej zaczęłam mieć peirwsze nerwicowe jazdyCeline Marie pisze: ↑19 kwietnia 2018, o 12:01Czyli miałaś migrenę zanim przyszła nerwica ?Ja w sumie też ale ten ból był całkiem inni niż ten co mam go terazNatalie1208 pisze: ↑19 kwietnia 2018, o 11:48No ja akurat mam po prostu przewlekłą postać migreny i naczynioruchowe bóle głowy, a co za tym idzie szereg innych nieprzyjemnosci fizycznych- tez mozna by myśleć " niemożliwe ze to niz zagrażajacego mojemu życiu skoro tak sie tragicznie ciągle czuje", albo "migreny tak nie wyg;adają, przeciez ludzie maja migreny i nie czują się źle tak często jak ja" "to na pewno coś poważnego, bo przecież ja się tak czuję od wczesnego dzieciństwa"- podważać to my możemy wszystkoCeline Marie pisze: ↑19 kwietnia 2018, o 11:34
Czyli olewasz ból, a ona dalej jest? Mało to pocieszające dla mnie ,skoro olewanie nie pomaga to co to znaczy?że to nie od nerwicy?że będzie boleć już zawsze?to po co to całe odburzanie![]()
.
Po prostu zaakceptowałam ten ból, bo miałam dwa wyjscia, albo pół życia leżeć w łózku, nie zdawać matury, nie iść na studia nie iść do pracy bo często mnie boli głowa,nigdzie nie chodzić, bo co jak akurat rozboli mnei głowa albo pomimo tego bólu żyć, dając sobie jednocześnie prawo do tego że czasem mogę mieć po prostu trudniej, że nie wiem, czasem nie naucze sie na egzmain bo mam tyogdnie że cieżko mi cokolwiek robic , czasem nie będę mogła spokojnie siedziec z bliskimi, moze bede musiała zrezygnować z jakiegos spotkania, trudno. Kiedys nawet sie zdarzyło ze pół wesela musiałam przeleżeć w hotelowym pokoju,albo jechac na kroplówke, trudno, każdy cos tam ma. No co innego mam zrobić ? w miarę mozlwiosci biore srodki przeciwbólowe albo leki na recepte i działam na tyle na ile mam siły na dany dzień.![]()
zreszta z biegiem czasu widzę ze coraz lepiej sobie z tym radzę- i mniej się z tym szarpie i frustruje tym lepiej jest lepiej![]()
Wiesz tak naprawdę chyba od dzieciństwa ☺ sprawdzanie wszystkiego drzwi,kontakty,podkladanie ręki pod kran ciągle oglądanie swojego ciała i z byle czym do lekarza lecialam,zamartwianie się o wszystkich. Do tej pory tak mam ale już trochę mniej teraz doszły natretne mysli zlozyczenia których nie chce i to jest dla mnie najgorsze
Mój mąż robił podobnie jeśli był poruszany temat chorób i lekarzy. Nie chciał rozmawiać, wkurzał się straszne jak tylko coś nowego wymyślałam. Byłam na niego strasznie zła, nawet raz wykrzyczałam, że jak mi się coś stanie to się dopiero przekona. Ale wiem, że robił to bo chciał żebym dała sobie spokój z tym wszystkim. Tylko troche źle do tego podszedł. Natomiast jeśli chodzi o temat psychiatry - sam mnie namawiał na to. Nie śmiał się ani nic.Laurka2018 pisze: ↑22 kwietnia 2018, o 20:23Próbowałam podjąć temat psychiatry (mąż nie wie że się zapisałam już), tylko zasugerowałam że może powinnam pomyśleć o jakiejś pomocy typu psycholog czy coś podobnego. Pierwsza reakcja - śmiech. A potem "psycholog? Tu się do psychiatry od razu zapisz i w kaftan ... " no i śmiech... super. Nie ciàgnelam dalej tematu. Teraz postanowiłam znowu spróbować ale gdy tylko zaproponowałam rozmowę to "Jak o lekarzach to nie chce ". No to nie. Koniec tematu.![]()
Może pora przestać się badać?Laurka2018 pisze: ↑23 kwietnia 2018, o 09:48Tak wiem że jestem męcząca. Ale ja się boję w domu odezwać w ogóle. Żebym jeszcze była w miarę niezależna, mogłabym pewne sprawy przed nim ukryć... Ale jak ma się małe dzieci od których jest się zależnym (chociażby pod względem opieki) to się nie da np. iść na jakieś badanie bez jego wiedzy, bo komu dzieci upchne? A jak mi powiem że się gdzieś wybieram to znów będzie awantura. ..
Ja już myślę o wizycie u reumatologa, RTG chciałam zrobić klatki piersiowej, usg powtórzyć i ten rezonans kręgosłupa ... Z tym będzie najgorzej bo nie dosyć że drogo to i dojechać trzeba. I tak chodzę po domu i mam coś na końcu języka ale nie wydobywam tego z siebie bo się boję odezwać bo wiem co będzie. Ale to cały czas ża mną chodzi. I taka się czuje wciąż jakbym nie dokończyla pewnych spraw..
Uważam, że każdy kto podejrzewa u siebie nerwicę, a nie miał badań diagnostycznych powinien je zrobić. Zrobić, omówić z lekarzem i przestać się badać, jeśli wyjdą dobrze. Moim zdaniem należy poprzestać na regularnych badaniach corocznych (lub częstszych jeśli są do tego wskazania medyczne).Laurka2018 pisze: ↑23 kwietnia 2018, o 22:12Hej. A dlaczego uważasz że to za dokładne badania? Wiesz chodzę do rodzinnego dosyć często ale sama wiesz że oni niechętnie kierują na cokolwiek. Te badania które wymieniłam wyżej to faktycznie nie mam na nie skierowania i musiałabym zrobić prywatnie , część do tej pory też robiłam prywatnie. O reumatologu to myślę pod kątem tych bóli dziwnych ale nie mam skierowania, nie wiem może poproszę rodzinnego o skierowanie skoro on nie potrafi mi pomóc tylko naście przepisuje.
A Ty nie robiłaś badań diagnostycznych ?
Amenpudzianoska pisze: ↑23 kwietnia 2018, o 22:36Uważam, że każdy kto podejrzewa u siebie nerwicę, a nie miał badań diagnostycznych powinien je zrobić. Zrobić, omówić z lekarzem i przestać się badać, jeśli wyjdą dobrze. Moim zdaniem należy poprzestać na regularnych badaniach corocznych (lub częstszych jeśli są do tego wskazania medyczne).Laurka2018 pisze: ↑23 kwietnia 2018, o 22:12Hej. A dlaczego uważasz że to za dokładne badania? Wiesz chodzę do rodzinnego dosyć często ale sama wiesz że oni niechętnie kierują na cokolwiek. Te badania które wymieniłam wyżej to faktycznie nie mam na nie skierowania i musiałabym zrobić prywatnie , część do tej pory też robiłam prywatnie. O reumatologu to myślę pod kątem tych bóli dziwnych ale nie mam skierowania, nie wiem może poproszę rodzinnego o skierowanie skoro on nie potrafi mi pomóc tylko naście przepisuje.
A Ty nie robiłaś badań diagnostycznych ?
Kiedy nie wiedziałam, ze mam nerwę biegałam do lekarzy. Byłam u gastrologa, onkologa i kilku rodzinnych. Zrobiłam kilkanaście badań prywatnych. Dostałam leki ssri. Po ich odstawieniu poza moimi stałymi straszakami, doszły nowe objawy - kołatania serca, duszności, bóle różnych części ciała, mięśni, kręgosłupa, mrowienia, bóle głowy, jakieś drętwienia języka, bóle gardła, budzenie w nocy z uczuciem zapadania się, mdłości, gula w gardle itp. Nie poszłam z żadnym z tych objawów do lekarza, bo zawzięłam się, że skoro pojawiły się nagle po odstawieniu leków, to muszą być od nerwicy, koniec kropka. Było ciężko, przepłakałam wiele dni i nocy, ale wszystkie objawy, które wrzuciłam do wora pt. nerwica - przeszły. Zostały mi tylko te, które pojawiły się jako pierwsze i którym pozwoliła "zagościć" u siebie na dłużej, poprzez ciągłe wątpliwości, czytanie w internecie, chodzenie do lekarzy. One się utrzymują najdłużej, ale nie upośledzają życia.
Co robię - badam się raz na rok (morfologia plus profil wątrobowy, nerkowy, cholesterol, cukier), raz na kilka miesięcy badam tarczycę (mam hasimoto), raz na rok/dwa lata chodzę do ginekologa (usg plus cytologia) i muszę robić usg piersi, bo mam torbiele plus raz na pół roku onkolog, bo mam zalecenie kontroli znamion. Wszystkie te badania poza morfologią (bo jej nikt mi nie zalecił) robię z polecenia lekarzy. Niczego się tam nie doszukuję. Takie mam zalecenia. Raz po odstawieniu leków poszłam na usg jamy brzusznej niemal z płaczem, bo wyczułam "gulę" w brzuchu. Tutaj nijak nie mogłam powiedzieć, że to jest nerwicowe - ma się gulę w jamie brzusznej albo nie. Okazało się, że to nerka, która sobie opadła (ot co!). Wiesz o czym wtedy myslałam? Oczywiście o najgorszym. Szłam na badanie, jak na ścięcie, pewna, że powie, że to guz, śmierć, trumna, good bye. Żadna z moich teorii na temat mojego stanu zdrowia się nie spełniła. ŻADNA.
Dwa dni temu byłam u endokrynologa. Babka robiła mi usg tarczycy, co chwila powtarzając - "Oj, nie podoba mi się to, oj nie podoba. Jeszcze raz musze to sprawdzić, hmmm ale to dziwne". Rok temu rozpłakałabym się na kozetce myśląc o najgorszym. Wróciłabym do domu i zastanawiała się, czy doktor się aby nie pomysliła w ocenie, szukałabym infromacji o nowotworach. Teraz po prostu zaakceptowałam, że kolejny organ mam dziwny i trochę inny niż wszyscyNo i fajnie.
Życzę dojścia do tego etapu, żyje się milion razy lepiej ;*