Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
Dziwne samopoczucie
-
- Gość
Po prostu zaangażować się na 100%, wyciągać wnioski z tego co opowiadasz o sobie, o swoim dzieciństwie, zauważać jakie postawy wywoływały w Tobie różne sytuacje w życiu, jak reagowalaś wcześniej, a jak lepiej byłoby zareagować, czy dziś reagujesz podobnie w podobnych interakcjach społecznych. Czy dajesz się prowokować np. do wpadania w złość albo poczucie winy itp., albo czy sama nie manipulujesz innymi, żeby coś zyskać np. pocieszanie z zewnątrz, zamiast znaleźć je w sobie... Wiadomo że przeszłości zmienić się nie da, ale można skorygować swoje zachowanie w bieżących okolicznościach, tak żeby były bardziej satysfakcjonujące.
Jeśli zaufałaś już swojej terapeutce to z pokorą słuchać jej sugestii, jeśli masz jakieś wątpliwości to zadawać jej pytania, konsultować, czy robisz postępy, czy dobrze wnioskujesz itp., aktywnie do tego podejść, no i z takim też zaufaniem do siebie i wiarą, że dasz radę... Bo w pewnym sensie chciałaś udowodnić udowodniłaś sobie i nawet terapeutce, że nie dasz rady, aż załamała ręce i przyznała Ci rację. Więc musisz na nowo zebrać siły i uwierzyć w to, że chcesz i możesz się zmienić.
Jeśli zaufałaś już swojej terapeutce to z pokorą słuchać jej sugestii, jeśli masz jakieś wątpliwości to zadawać jej pytania, konsultować, czy robisz postępy, czy dobrze wnioskujesz itp., aktywnie do tego podejść, no i z takim też zaufaniem do siebie i wiarą, że dasz radę... Bo w pewnym sensie chciałaś udowodnić udowodniłaś sobie i nawet terapeutce, że nie dasz rady, aż załamała ręce i przyznała Ci rację. Więc musisz na nowo zebrać siły i uwierzyć w to, że chcesz i możesz się zmienić.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 145
- Rejestracja: 21 września 2020, o 07:37
To czas się zastanowić nad zmianą psychoterapeuty, bo według mnie nic z tego więcej nie wyciągniesz, a tym bardziej widząc, jakie ona ma podejście. Chodzisz już rok na terapię (?) i nie wytłumaczyła Ci, czym jest nerwica i jak to wszystko wygląda?AgataAgata pisze: ↑22 grudnia 2021, o 14:20Odkąd zaczęłam chodzić nigdy nie dowiedziałam się o nurcie. Poprostu od pierwszej wizyty psychoterapeutka stwierdziła po wysłuchaniu mnie, że powinna mi pomóc terapia. Patrząc na to jak przerabiałam w kółko, to że mogę mieć to i to przez zachowanie ojca, matki , pobyt w szpitalu za dziecko to chyba terapia psychodynamiczana. Musiałam na siłę wyciągać z terapeutki czy mi przejdzie , czy tak może być w nerwicy. Teraz mówimy, że mogę tak czuć się przez stresy życia codziennego. Ale jak powiem, że np strasznie boje się depresji to kiedyś mnie pocieszala, że to nie depresja to minie. I wtedy co spotkanie było lepiej. W rok niecały wyszłam praktycznie do zera. A teraz nagle wkrecilam się, że mam raka żołądka i wszystko poleciało. Teraz jak powiem, że się boje że te myśli to depresja to mówi, że nie mam gadać diagnoz tylko opowiadać o sobie. Co czuje. No to mówię co czuję przecież , czego się boje. Prędzej mówiła, że da się wyjść bez leków, a teraz wręcz, że mam iść po leki bo się za bardzo rozchulało . A dziś, że może tak się czuję bo robię wszystko żeby chodzić dalej na terapię. Czułam się tak jakby ją chciała skończyc. Mam wrażenie że wtedy jakoś bardziej mnie pocieszała, mówiła ,że te objawy mogą być, że przejdzie. A teraz mamy rozmawiać tylko o życiu. Nie mam już tego wsparcia, że tak może być. Czym są te myśli, że nie chce żyć, że nie dam rady. A ja jestem zła na siebie , że drugi raz w to wpadłam i, że teraz nie umiem myśleć pozytywnie ,że to minie skoro za pierwszy razem też minęło na kilka miesięcy. Mam wrażenie, że odkąd jej powiedziałam ,że jakoś terapia przestała działać to czuję się,że już mnie nie pociesza, najlepiej po leki. Powiedziała ,że jest bezsilna bo jak mnie pocieszy to zaraz wymyślę coś innego. Ale chyba nerwyca tak wygląda , że sobie wkręcamy ciągle coś . Jestem załamana, czuję się obco, ciągle lęki i te myśli egzystencjalne i mam wrażenie , że nawet jak mąż czy mama mi powiedzą, że mi to przejdzie to wszystko przestało działać. Mam wrażenie , że mam tak silny lęk że to nie przejdzie, że nie umie go przebić albo , że to depresjamalutki pisze: ↑22 grudnia 2021, o 12:59W jakim nurcie pracujesz? Wydaje mnie się, że Twoja psychoterapeutka powinna przepracować z Tobą na początku od A do Z, czym jest zaburzenie, skąd się mogło wziąć, na czym polega i jak się zacząć odburzać, a nie analizować Twoje dzieciństwo. Co to da w tym momencie, skoro nie radzisz sobie z lękiem, natrętnymi myślami i ogólnie Twoje emocje są rozpalone, jak hutniczy piec? Nie chcę negować tutaj kompetencji tej Pani, bo ma większą wiedzę, ale chyba nie o to w tym chodzi, tym bardziej, że sama sugerujesz, że jest wobec Ciebie bezsilna i wymyślasz sobie choroby..AgataAgata pisze: ↑22 grudnia 2021, o 12:42Czy to jest możliwe w nerwicy , żeby chodzić na terapię i pomagała. Każde spotkanie mnie wyciągało. Wychodziłam weselsza , z pozytywnym nastawieniem . A nagle choroba się po 3 miesiącach super samopoczucia wróciła? I nagle z dnia na dzień jest gorzej. Nie potrafię pozytywnie myśleć. Czuję się obco. Nie czuje że to ja, swoich uczuć, chodzę jak zoombie. Patrzę na rodzinę nie czuje że to moja rodzina. Czuję takie ciepło idące do głowy z tyłu. Wszystko odkładam. Nie umiem zająć się domem. Jestem jak sparaliżowana. Chce uciec od wszystkoego. Jakbym bała się życia.Na terapię idę tak jak dziś i wychodzę i kompletnie nie ma tego co prędzej, zero radości , nadzieji, pocieszenia. Ciągły lęk że mi to nie przejdzie , że nie jestem sobą, że już nie będę. Że skoro teraz terapia nie pomaga to może już nie pomoże, albo mam cos innego w głowie. Kompletnie nie wiem co ktoś do mnie mówi , nie mogę się skupić , wszyscy w domu sie denerwują. Nie umiem się skupić nad tym co robię. Czasami mam wrażenie że prowadząc samochód zastanawiam się co mam teraz zrobić. Boje się że tracę pamięć. Że może to jakaś choroba skoro terapia przestała pomagać. I te ciągle myśli. Nie dasz rady. Co kolwiek chce zrobić i lęk. Oraz myśli nie dasz rady żyć , że jedno i to samo. Że się boje żyć. Że już nie dam rady. I straszny lęk mam przy tych myślach. Że już nie będę zdrowa. Wykańczam się. Czy to możliwe że po terapii było lepiej, a teraz się wróciłam i nagle terapia nie pomaga. A może faktycznie to inna choroba. Jakiejś uszkodzenie w głowie. Nawet w nocy mam jakiejś głupie sny. Terapeutka tylko przerabia że mną dzieciństwo, skąd się to mogło wziasc. I dziś powiedziała , że jest wobec mnie bezsilna . Że wmawiam sobie na siłę choroby. A ja chcę tylko wyjść z tej nerwicy. A strasznie się boje, że może jednak to inna choroba skoro nad nią nie panuje i terapia przestała pomagać. Że może już taka zostane i będę się męczyć
A co do Twojego samopoczucia to tak, możesz mieć długi czas dobry i nagle z przysłowiowej "dupy", pojawia się kryzys i nerwica uderza z zaskoczenia, co jest najczęściej wielki zaskoczeniem i szokiem, ponieważ każdy myśli, że skoro tydzień było dobrze, to już nie ma prawa być źle i nie dajemy sobie przyzwolenia na to, że możemy znowu się źle poczuć. Po prostu zaakceptuj fakt, że odburzanie się polega na sinusoidzie, raz jest dobrze, a raz źle - przyzwalaj sobie na gorsze samopoczucie, to jest doskonały moment na sprawdzenie się i tego, czy rzeczywiście wiemy, czy się odburzamy i czy je rozumiemy. Mając dobre dni, nie wpadajmy też w super zachwyt, żeby przy kolejnym gorszym dniu panikować, bo nagle pojawiły się objawy i mam obniżony nastrój, co nie może się zdarzyć, no bo jak to? Miałem tydzień dobry i nie ma możliwości, żeby znowu nerwica zaatakowała.
Najważniejsze w tym wszystkim jest to, żeby zmienić podejście do tego, co nas teraz spotkało, do objawów, do samego zaburzenia i do siebie.
Polecam dwa nagrania, w których jest, to fajnie opisane:
1) https://www.youtube.com/watch?v=bgsgnf7VSK4
2) https://www.emocjobranie.pl/nagranie-kryzys-wnerwicy/
Chce być zdrowa,a nie umie
Zwyczajnie się poddaje
Terapia też nie polega na tym, żeby ktoś Cię pocieszał, albo za Ciebie wyszedł z tego zaburzenia, tylko ona ma Ci wyjaśnić, czym to jest i dać Ci wskazówki, rady i narzędzia, dzięki którym TY SAMA możesz się odburzyć. Według mnie niektórzy za bardzo polegają na terapii, jako pocieszeniu się na chwilę, wierzeniu w terapeutę, że on ma jakąś magiczną moc sprawczą, która pozbędzie Nas zaburzenia, poleganiu tylko na terapii, nie działając samemu.
Dopóki ktoś będzie tkwił w takim przekonaniu, to i terapia mu nie pomoże. Przeczytaj sobie, to co tu napisałaś i wyciągnij z tego proste wnioski, czym jest dla Ciebie terapia, i kim powinien być terapeuta, bo naprawdę zmieniając podejście, może wyjść Ci to tylko na lepsze.
To działa na takiej samej zasadzie, że pójdę do psychiatry, przepisze mi tabletki, wezmę kilka i zaburzenie minie, no niestety, ale tak to nie działa.
Mam nadzieję, że rozumiesz o co mi chodzi i wyciągniesz z tego jakieś pozytywne wnioski, bo nie ma, co polegać tylko na tym, co ktoś nam powie, najważniejsze jest działanie samemu, bez tego ani rusz, to jest podstawa - przełamanie własnych lęków, zmiana starych nawyków, wzorców, czy przekonań i praca nad sobą, jest to trudne, wymaga to czasu, wiąże się to z wieloma potknięciami, ale to wszystko przybliży Cię do odburzenia się.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 185
- Rejestracja: 25 listopada 2021, o 07:46
.malutki pisze: ↑22 grudnia 2021, o 14:31To czas się zastanowić nad zmianą psychoterapeuty, bo według mnie nic z tego więcej nie wyciągniesz, a tym bardziej widząc, jakie ona ma podejście. Chodzisz już rok na terapię (?) i nie wytłumaczyła Ci, czym jest nerwica i jak to wszystko wygląda?AgataAgata pisze: ↑22 grudnia 2021, o 14:20Odkąd zaczęłam chodzić nigdy nie dowiedziałam się o nurcie. Poprostu od pierwszej wizyty psychoterapeutka stwierdziła po wysłuchaniu mnie, że powinna mi pomóc terapia. Patrząc na to jak przerabiałam w kółko, to że mogę mieć to i to przez zachowanie ojca, matki , pobyt w szpitalu za dziecko to chyba terapia psychodynamiczana. Musiałam na siłę wyciągać z terapeutki czy mi przejdzie , czy tak może być w nerwicy. Teraz mówimy, że mogę tak czuć się przez stresy życia codziennego. Ale jak powiem, że np strasznie boje się depresji to kiedyś mnie pocieszala, że to nie depresja to minie. I wtedy co spotkanie było lepiej. W rok niecały wyszłam praktycznie do zera. A teraz nagle wkrecilam się, że mam raka żołądka i wszystko poleciało. Teraz jak powiem, że się boje że te myśli to depresja to mówi, że nie mam gadać diagnoz tylko opowiadać o sobie. Co czuje. No to mówię co czuję przecież , czego się boje. Prędzej mówiła, że da się wyjść bez leków, a teraz wręcz, że mam iść po leki bo się za bardzo rozchulało . A dziś, że może tak się czuję bo robię wszystko żeby chodzić dalej na terapię. Czułam się tak jakby ją chciała skończyc. Mam wrażenie że wtedy jakoś bardziej mnie pocieszała, mówiła ,że te objawy mogą być, że przejdzie. A teraz mamy rozmawiać tylko o życiu. Nie mam już tego wsparcia, że tak może być. Czym są te myśli, że nie chce żyć, że nie dam rady. A ja jestem zła na siebie , że drugi raz w to wpadłam i, że teraz nie umiem myśleć pozytywnie ,że to minie skoro za pierwszy razem też minęło na kilka miesięcy. Mam wrażenie, że odkąd jej powiedziałam ,że jakoś terapia przestała działać to czuję się,że już mnie nie pociesza, najlepiej po leki. Powiedziała ,że jest bezsilna bo jak mnie pocieszy to zaraz wymyślę coś innego. Ale chyba nerwyca tak wygląda , że sobie wkręcamy ciągle coś . Jestem załamana, czuję się obco, ciągle lęki i te myśli egzystencjalne i mam wrażenie , że nawet jak mąż czy mama mi powiedzą, że mi to przejdzie to wszystko przestało działać. Mam wrażenie , że mam tak silny lęk że to nie przejdzie, że nie umie go przebić albo , że to depresjamalutki pisze: ↑22 grudnia 2021, o 12:59
W jakim nurcie pracujesz? Wydaje mnie się, że Twoja psychoterapeutka powinna przepracować z Tobą na początku od A do Z, czym jest zaburzenie, skąd się mogło wziąć, na czym polega i jak się zacząć odburzać, a nie analizować Twoje dzieciństwo. Co to da w tym momencie, skoro nie radzisz sobie z lękiem, natrętnymi myślami i ogólnie Twoje emocje są rozpalone, jak hutniczy piec? Nie chcę negować tutaj kompetencji tej Pani, bo ma większą wiedzę, ale chyba nie o to w tym chodzi, tym bardziej, że sama sugerujesz, że jest wobec Ciebie bezsilna i wymyślasz sobie choroby..
A co do Twojego samopoczucia to tak, możesz mieć długi czas dobry i nagle z przysłowiowej "dupy", pojawia się kryzys i nerwica uderza z zaskoczenia, co jest najczęściej wielki zaskoczeniem i szokiem, ponieważ każdy myśli, że skoro tydzień było dobrze, to już nie ma prawa być źle i nie dajemy sobie przyzwolenia na to, że możemy znowu się źle poczuć. Po prostu zaakceptuj fakt, że odburzanie się polega na sinusoidzie, raz jest dobrze, a raz źle - przyzwalaj sobie na gorsze samopoczucie, to jest doskonały moment na sprawdzenie się i tego, czy rzeczywiście wiemy, czy się odburzamy i czy je rozumiemy. Mając dobre dni, nie wpadajmy też w super zachwyt, żeby przy kolejnym gorszym dniu panikować, bo nagle pojawiły się objawy i mam obniżony nastrój, co nie może się zdarzyć, no bo jak to? Miałem tydzień dobry i nie ma możliwości, żeby znowu nerwica zaatakowała.
Najważniejsze w tym wszystkim jest to, żeby zmienić podejście do tego, co nas teraz spotkało, do objawów, do samego zaburzenia i do siebie.
Polecam dwa nagrania, w których jest, to fajnie opisane:
1) https://www.youtube.com/watch?v=bgsgnf7VSK4
2) https://www.emocjobranie.pl/nagranie-kryzys-wnerwicy/
Chce być zdrowa,a nie umie
Zwyczajnie się poddaje
Terapia też nie polega na tym, żeby ktoś Cię pocieszał, albo za Ciebie wyszedł z tego zaburzenia, tylko ona ma Ci wyjaśnić, czym to jest i dać Ci wskazówki, rady i narzędzia, dzięki którym TY SAMA możesz się odburzyć. Według mnie niektórzy za bardzo polegają na terapii, jako pocieszeniu się na chwilę, wierzeniu w terapeutę, że on ma jakąś magiczną moc sprawczą, która pozbędzie Nas zaburzenia, poleganiu tylko na terapii, nie działając samemu.
Dopóki ktoś będzie tkwił w takim przekonaniu, to i terapia mu nie pomoże. Przeczytaj sobie, to co tu napisałaś i wyciągnij z tego proste wnioski, czym jest dla Ciebie terapia, i kim powinien być terapeuta, bo naprawdę zmieniając podejście, może wyjść Ci to tylko na lepsze.
To działa na takiej samej zasadzie, że pójdę do psychiatry, przepisze mi tabletki, wezmę kilka i zaburzenie minie, no niestety, ale tak to nie działa.
Mam nadzieję, że rozumiesz o co mi chodzi i wyciągniesz z tego jakieś pozytywne wnioski, bo nie ma, co polegać tylko na tym, co ktoś nam powie, najważniejsze jest działanie samemu, bez tego ani rusz, to jest podstawa - przełamanie własnych lęków, zmiana starych nawyków, wzorców, czy przekonań i praca nad sobą, jest to trudne, wymaga to czasu, wiąże się to z wieloma potknięciami, ale to wszystko przybliży Cię do odburzenia się.
Odkąd pamiętam zawsze bałam się chorób. Kiedy miałam grypę 3 tyg to też już płakałam mężowi że już mi nie przejdzie i nie dam rady. A co dopiero takie objawy jak nerwica. Czyli jest identycznie. Teraz ten lęk przed depresja. Przed tymi myślami. Miałam je w pierwszym rzucie choroby ale nie były aż tak intensywne. Kiedy wyszłam z tych myśli. Byłam wolna od tych myśli rok. Myślałam wtedy jak w to wpadnę to będę wiedziała ,że to tylko myśli lękowe , straszące. Bo towarzyszy im lęk. Myśl jest albo nie chcesz żyć albo myśl że muszę żyć i taki lęk. Staram się mówić sobie że to tylko natrętny. Ale one ciągle atakują. Prędzej jak terapeutka mnie pocieszała, że to minie , że to tylko lęk przed śmiercią tylko pod inną postacią to było lepiej, miałam siłę walki. A teraz nic nie działa. Czuję się poprostu bezsilna. I przestraszona. Cały dzień towarzyszy mi lęk i obcość. I nie wiem czemu. Nie umiem ugotować , zrobić zakupów. Ciągle myślę nie dasz rady i się trzęsę. Na pierwszych terapiach przerabiałam problemy i stawiałam im czoła. Np że mam mieć swoje zdanie , że mam się nie przejmować mamą, że wiem że bedzie tak nie inaczej. Że po szpitalu mam lęk seperacyjny , że boje się nudy. Że potrzebuje miłości bo jej nie miałam. I co terapię wychodziłam pełna optymizmu. I wyszłam. Chciałam ograniczyć terapię, bo czułam się zdrowa. I nagle zaczął boleć mnie brzuch we wrześniu . Diagnoza, że nic takiego ale może to jednak zrobić kolonoskopię i gastroskopię. I potem dostałam antybiotyk na jelita. Zaczęło mi się robić po nim słabo. Trafiłam do szpitala. Wyniki krwi ok. Puścili mnie do domu. I ciągle uczucie omdlenia. Zaczęłam sobie wkrecać, że ten antybiotyk uszkodził mi mózg. Poszłam do rodzinnego. Lekarz że to chyba nerwica się odezwała . Przyszłam do domu spokojniejsza. Potem nagle lęki zaczęły przychodzić. I z dnia na dzień gorzej już od października, a na terapię chodzę regularnie . Przepracowałam większość tematów jak powiedziała psychoterapeutka. I stawałam stanowczo i cieszyłam się życiem. Nie dałam się manipulować mężowi czy dziecią. A nagle żołądek , lęk przed rakiem , uszkodzeniem mózgu przez antybiotyk i kompletnie terapia nie pomaga. Zresztą przepracowałam już większość tematów, więc nie wiem co robię źle i czy to jest możliwe żeby to tak wróciło ze stresu i to że jestem chora. Już wiem że z żołądkiem ok. A lęki męczą cały czas i te myśli egzystencjalne . I taki okropny strach,że z tego nie wyjdę. Że już nie chce żyć. Lęk , lęk i lęk
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 145
- Rejestracja: 21 września 2020, o 07:37
Ciągle się dziwisz, że się czujesz tak a nie inaczej. Analizujesz swój strach, lęki, samopoczucie, myśli i wszystko co jest związane z zaburzeniem lękowym.AgataAgata pisze: ↑22 grudnia 2021, o 16:01.malutki pisze: ↑22 grudnia 2021, o 14:31To czas się zastanowić nad zmianą psychoterapeuty, bo według mnie nic z tego więcej nie wyciągniesz, a tym bardziej widząc, jakie ona ma podejście. Chodzisz już rok na terapię (?) i nie wytłumaczyła Ci, czym jest nerwica i jak to wszystko wygląda?AgataAgata pisze: ↑22 grudnia 2021, o 14:20
Odkąd zaczęłam chodzić nigdy nie dowiedziałam się o nurcie. Poprostu od pierwszej wizyty psychoterapeutka stwierdziła po wysłuchaniu mnie, że powinna mi pomóc terapia. Patrząc na to jak przerabiałam w kółko, to że mogę mieć to i to przez zachowanie ojca, matki , pobyt w szpitalu za dziecko to chyba terapia psychodynamiczana. Musiałam na siłę wyciągać z terapeutki czy mi przejdzie , czy tak może być w nerwicy. Teraz mówimy, że mogę tak czuć się przez stresy życia codziennego. Ale jak powiem, że np strasznie boje się depresji to kiedyś mnie pocieszala, że to nie depresja to minie. I wtedy co spotkanie było lepiej. W rok niecały wyszłam praktycznie do zera. A teraz nagle wkrecilam się, że mam raka żołądka i wszystko poleciało. Teraz jak powiem, że się boje że te myśli to depresja to mówi, że nie mam gadać diagnoz tylko opowiadać o sobie. Co czuje. No to mówię co czuję przecież , czego się boje. Prędzej mówiła, że da się wyjść bez leków, a teraz wręcz, że mam iść po leki bo się za bardzo rozchulało . A dziś, że może tak się czuję bo robię wszystko żeby chodzić dalej na terapię. Czułam się tak jakby ją chciała skończyc. Mam wrażenie że wtedy jakoś bardziej mnie pocieszała, mówiła ,że te objawy mogą być, że przejdzie. A teraz mamy rozmawiać tylko o życiu. Nie mam już tego wsparcia, że tak może być. Czym są te myśli, że nie chce żyć, że nie dam rady. A ja jestem zła na siebie , że drugi raz w to wpadłam i, że teraz nie umiem myśleć pozytywnie ,że to minie skoro za pierwszy razem też minęło na kilka miesięcy. Mam wrażenie, że odkąd jej powiedziałam ,że jakoś terapia przestała działać to czuję się,że już mnie nie pociesza, najlepiej po leki. Powiedziała ,że jest bezsilna bo jak mnie pocieszy to zaraz wymyślę coś innego. Ale chyba nerwyca tak wygląda , że sobie wkręcamy ciągle coś . Jestem załamana, czuję się obco, ciągle lęki i te myśli egzystencjalne i mam wrażenie , że nawet jak mąż czy mama mi powiedzą, że mi to przejdzie to wszystko przestało działać. Mam wrażenie , że mam tak silny lęk że to nie przejdzie, że nie umie go przebić albo , że to depresja
Chce być zdrowa,a nie umie
Zwyczajnie się poddaje
Terapia też nie polega na tym, żeby ktoś Cię pocieszał, albo za Ciebie wyszedł z tego zaburzenia, tylko ona ma Ci wyjaśnić, czym to jest i dać Ci wskazówki, rady i narzędzia, dzięki którym TY SAMA możesz się odburzyć. Według mnie niektórzy za bardzo polegają na terapii, jako pocieszeniu się na chwilę, wierzeniu w terapeutę, że on ma jakąś magiczną moc sprawczą, która pozbędzie Nas zaburzenia, poleganiu tylko na terapii, nie działając samemu.
Dopóki ktoś będzie tkwił w takim przekonaniu, to i terapia mu nie pomoże. Przeczytaj sobie, to co tu napisałaś i wyciągnij z tego proste wnioski, czym jest dla Ciebie terapia, i kim powinien być terapeuta, bo naprawdę zmieniając podejście, może wyjść Ci to tylko na lepsze.
To działa na takiej samej zasadzie, że pójdę do psychiatry, przepisze mi tabletki, wezmę kilka i zaburzenie minie, no niestety, ale tak to nie działa.
Mam nadzieję, że rozumiesz o co mi chodzi i wyciągniesz z tego jakieś pozytywne wnioski, bo nie ma, co polegać tylko na tym, co ktoś nam powie, najważniejsze jest działanie samemu, bez tego ani rusz, to jest podstawa - przełamanie własnych lęków, zmiana starych nawyków, wzorców, czy przekonań i praca nad sobą, jest to trudne, wymaga to czasu, wiąże się to z wieloma potknięciami, ale to wszystko przybliży Cię do odburzenia się.
Odkąd pamiętam zawsze bałam się chorób. Kiedy miałam grypę 3 tyg to też już płakałam mężowi że już mi nie przejdzie i nie dam rady. A co dopiero takie objawy jak nerwica. Czyli jest identycznie. Teraz ten lęk przed depresja. Przed tymi myślami. Miałam je w pierwszym rzucie choroby ale nie były aż tak intensywne. Kiedy wyszłam z tych myśli. Byłam wolna od tych myśli rok. Myślałam wtedy jak w to wpadnę to będę wiedziała ,że to tylko myśli lękowe , straszące. Bo towarzyszy im lęk. Myśl jest albo nie chcesz żyć albo myśl że muszę żyć i taki lęk. Staram się mówić sobie że to tylko natrętny. Ale one ciągle atakują. Prędzej jak terapeutka mnie pocieszała, że to minie , że to tylko lęk przed śmiercią tylko pod inną postacią to było lepiej, miałam siłę walki. A teraz nic nie działa. Czuję się poprostu bezsilna. I przestraszona. Cały dzień towarzyszy mi lęk i obcość. I nie wiem czemu. Nie umiem ugotować , zrobić zakupów. Ciągle myślę nie dasz rady i się trzęsę. Na pierwszych terapiach przerabiałam problemy i stawiałam im czoła. Np że mam mieć swoje zdanie , że mam się nie przejmować mamą, że wiem że bedzie tak nie inaczej. Że po szpitalu mam lęk seperacyjny , że boje się nudy. Że potrzebuje miłości bo jej nie miałam. I co terapię wychodziłam pełna optymizmu. I wyszłam. Chciałam ograniczyć terapię, bo czułam się zdrowa. I nagle zaczął boleć mnie brzuch we wrześniu . Diagnoza, że nic takiego ale może to jednak zrobić kolonoskopię i gastroskopię. I potem dostałam antybiotyk na jelita. Zaczęło mi się robić po nim słabo. Trafiłam do szpitala. Wyniki krwi ok. Puścili mnie do domu. I ciągle uczucie omdlenia. Zaczęłam sobie wkrecać, że ten antybiotyk uszkodził mi mózg. Poszłam do rodzinnego. Lekarz że to chyba nerwica się odezwała . Przyszłam do domu spokojniejsza. Potem nagle lęki zaczęły przychodzić. I z dnia na dzień gorzej już od października, a na terapię chodzę regularnie . Przepracowałam większość tematów jak powiedziała psychoterapeutka. I stawałam stanowczo i cieszyłam się życiem. Nie dałam się manipulować mężowi czy dziecią. A nagle żołądek , lęk przed rakiem , uszkodzeniem mózgu przez antybiotyk i kompletnie terapia nie pomaga. Zresztą przepracowałam już większość tematów, więc nie wiem co robię źle i czy to jest możliwe żeby to tak wróciło ze stresu i to że jestem chora. Już wiem że z żołądkiem ok. A lęki męczą cały czas i te myśli egzystencjalne . I taki okropny strach,że z tego nie wyjdę. Że już nie chce żyć. Lęk , lęk i lęk
To że przepracowałaś tematy z terapeutką, nie musi wcale oznaczać, że pozbędziesz się nerwicy. A wiesz czemu? Prosta odpowiedź, bo nie przerobiliście (według mnie) żadnego schematu lękowego. Jak dla mnie nie przepracowaliście najważniejszego chyba na początku tematu - ZABURZENIE LĘKOWE. Gdybyście to zrobiły, to nie pytałabyś się, czy to depresja, bo niby nie chce Ci się żyć, nie pytałabyś się, czy to od nerwicy masz takie lęki, czy takie natrętne myśli i że Ty chyba już wariujesz. Pytasz, co robisz nie tak, że dalej to jest i że nie możesz nic zrobić. To teraz trzeba zadać sobie pytanie, co ja robię, żeby się odburzyć? No właśnie, bo chyba oprócz za przeproszeniem użalania się na forum, nie zrobiłaś nic w tym kierunku. Nie piszę tego złośliwie, bo chcę tylko w mocniejszy sposób zwrócić uwagę na to, co Ci tu piszemy i radzimy, a Ty nie robisz z tym nic, no może oprócz szarpania się z zaburzeniem, przez co wpadasz w jeszcze większe nerwicowe łajno.
Tu nie ma, co się oszukiwać, trzeba zagryźć zęby i twardo wprowadzić w życie kilka zmian, złapać się tych wszystkich rad i trzymać się tego, choćby nie wiem co. Nie będzie Ci się udawać, będziesz ponosić porażkę za porażką, będziesz zapewne płakać nieraz, ale po jakimś czasie, zobaczysz, że w tym co jest tu napisane, w tych wszystkich tekstach, jest prawda. Jak zaczniesz uspokajać te rozbrykane emocjonalne dziecko, to zacznie opadać lęk, zaczną słabnąć wszystkie złe wrażenia i natrętne myśli. Tylko tu trzeba DZIAŁAĆ. Trzeba dać coś od siebie, a nie że ja przez godzinę będę ośmieszać myśli i przestanę, bo one dalej są. No one będą i nawet po tygodniu, bo odburzanie się, jest procesem czasochłonnym, ale możliwym do zrobienia, tylko i wyłącznie przez ciężką pracę. Powiedz mi, czy nie szkoda Ci energii na to użalanie się? Nie lepiej przeznaczyć tę energię na odburzanie? Ale tutaj musisz odpowiedzieć sobie sama, co wolisz. Czy tkwić w tym marazmie nerwicowym, czy zmieniać się, uspokajając swój stan emocjonalny i pozbywając się nerwicy. Trzeba wziąć odpowiedzialność za swoje życie i czyny, w tym tkwi sęk, ale każdy robi, jak uważa za słuszne. Tutaj nikt za Ciebie się nie odburzy, służymy dobrą radą, ale działanie, to tylko i wyłącznie już Twoja sprawa.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 185
- Rejestracja: 25 listopada 2021, o 07:46
Dzięki za poświęcony czas. I jest dokładnie jak piszesz. Jestem rozbrykanym emocjonalnie dzieckiem i tak się zachowuje. Więcej mi powiedziałeś niż psychoterapeuta. I dokładnie tracę całą energię na szarpanie się z tym. Nie umiem się pogodzić tym jak za pierwszym razem i w tym tkwi problem. Wiem to. Za pierwszym razem uwierzyłam, że przejdzie i chyba w tym tkwiła sukces. A dopóki boje się, że nie to w tym tkwię. Nerwyca to straszne cierpienie. A ja na choroby jestem strasznie słaba psychicznie. Umówiłam się do nowej psychoterapeutki na dziś. Behawioralnej. Zobaczymy co powie. Dzięki, że mogę się tu też wesprzeć. I masz rację, że ciągle skupiam się na sobie. Bez przerwy przerabiam swoje odczucia i zaraz wtedy pojawia się lęk.malutki pisze: ↑23 grudnia 2021, o 06:23Ciągle się dziwisz, że się czujesz tak a nie inaczej. Analizujesz swój strach, lęki, samopoczucie, myśli i wszystko co jest związane z zaburzeniem lękowym.AgataAgata pisze: ↑22 grudnia 2021, o 16:01.malutki pisze: ↑22 grudnia 2021, o 14:31
To czas się zastanowić nad zmianą psychoterapeuty, bo według mnie nic z tego więcej nie wyciągniesz, a tym bardziej widząc, jakie ona ma podejście. Chodzisz już rok na terapię (?) i nie wytłumaczyła Ci, czym jest nerwica i jak to wszystko wygląda?
Terapia też nie polega na tym, żeby ktoś Cię pocieszał, albo za Ciebie wyszedł z tego zaburzenia, tylko ona ma Ci wyjaśnić, czym to jest i dać Ci wskazówki, rady i narzędzia, dzięki którym TY SAMA możesz się odburzyć. Według mnie niektórzy za bardzo polegają na terapii, jako pocieszeniu się na chwilę, wierzeniu w terapeutę, że on ma jakąś magiczną moc sprawczą, która pozbędzie Nas zaburzenia, poleganiu tylko na terapii, nie działając samemu.
Dopóki ktoś będzie tkwił w takim przekonaniu, to i terapia mu nie pomoże. Przeczytaj sobie, to co tu napisałaś i wyciągnij z tego proste wnioski, czym jest dla Ciebie terapia, i kim powinien być terapeuta, bo naprawdę zmieniając podejście, może wyjść Ci to tylko na lepsze.
To działa na takiej samej zasadzie, że pójdę do psychiatry, przepisze mi tabletki, wezmę kilka i zaburzenie minie, no niestety, ale tak to nie działa.
Mam nadzieję, że rozumiesz o co mi chodzi i wyciągniesz z tego jakieś pozytywne wnioski, bo nie ma, co polegać tylko na tym, co ktoś nam powie, najważniejsze jest działanie samemu, bez tego ani rusz, to jest podstawa - przełamanie własnych lęków, zmiana starych nawyków, wzorców, czy przekonań i praca nad sobą, jest to trudne, wymaga to czasu, wiąże się to z wieloma potknięciami, ale to wszystko przybliży Cię do odburzenia się.
Odkąd pamiętam zawsze bałam się chorób. Kiedy miałam grypę 3 tyg to też już płakałam mężowi że już mi nie przejdzie i nie dam rady. A co dopiero takie objawy jak nerwica. Czyli jest identycznie. Teraz ten lęk przed depresja. Przed tymi myślami. Miałam je w pierwszym rzucie choroby ale nie były aż tak intensywne. Kiedy wyszłam z tych myśli. Byłam wolna od tych myśli rok. Myślałam wtedy jak w to wpadnę to będę wiedziała ,że to tylko myśli lękowe , straszące. Bo towarzyszy im lęk. Myśl jest albo nie chcesz żyć albo myśl że muszę żyć i taki lęk. Staram się mówić sobie że to tylko natrętny. Ale one ciągle atakują. Prędzej jak terapeutka mnie pocieszała, że to minie , że to tylko lęk przed śmiercią tylko pod inną postacią to było lepiej, miałam siłę walki. A teraz nic nie działa. Czuję się poprostu bezsilna. I przestraszona. Cały dzień towarzyszy mi lęk i obcość. I nie wiem czemu. Nie umiem ugotować , zrobić zakupów. Ciągle myślę nie dasz rady i się trzęsę. Na pierwszych terapiach przerabiałam problemy i stawiałam im czoła. Np że mam mieć swoje zdanie , że mam się nie przejmować mamą, że wiem że bedzie tak nie inaczej. Że po szpitalu mam lęk seperacyjny , że boje się nudy. Że potrzebuje miłości bo jej nie miałam. I co terapię wychodziłam pełna optymizmu. I wyszłam. Chciałam ograniczyć terapię, bo czułam się zdrowa. I nagle zaczął boleć mnie brzuch we wrześniu . Diagnoza, że nic takiego ale może to jednak zrobić kolonoskopię i gastroskopię. I potem dostałam antybiotyk na jelita. Zaczęło mi się robić po nim słabo. Trafiłam do szpitala. Wyniki krwi ok. Puścili mnie do domu. I ciągle uczucie omdlenia. Zaczęłam sobie wkrecać, że ten antybiotyk uszkodził mi mózg. Poszłam do rodzinnego. Lekarz że to chyba nerwica się odezwała . Przyszłam do domu spokojniejsza. Potem nagle lęki zaczęły przychodzić. I z dnia na dzień gorzej już od października, a na terapię chodzę regularnie . Przepracowałam większość tematów jak powiedziała psychoterapeutka. I stawałam stanowczo i cieszyłam się życiem. Nie dałam się manipulować mężowi czy dziecią. A nagle żołądek , lęk przed rakiem , uszkodzeniem mózgu przez antybiotyk i kompletnie terapia nie pomaga. Zresztą przepracowałam już większość tematów, więc nie wiem co robię źle i czy to jest możliwe żeby to tak wróciło ze stresu i to że jestem chora. Już wiem że z żołądkiem ok. A lęki męczą cały czas i te myśli egzystencjalne . I taki okropny strach,że z tego nie wyjdę. Że już nie chce żyć. Lęk , lęk i lęk
To że przepracowałaś tematy z terapeutką, nie musi wcale oznaczać, że pozbędziesz się nerwicy. A wiesz czemu? Prosta odpowiedź, bo nie przerobiliście (według mnie) żadnego schematu lękowego. Jak dla mnie nie przepracowaliście najważniejszego chyba na początku tematu - ZABURZENIE LĘKOWE. Gdybyście to zrobiły, to nie pytałabyś się, czy to depresja, bo niby nie chce Ci się żyć, nie pytałabyś się, czy to od nerwicy masz takie lęki, czy takie natrętne myśli i że Ty chyba już wariujesz. Pytasz, co robisz nie tak, że dalej to jest i że nie możesz nic zrobić. To teraz trzeba zadać sobie pytanie, co ja robię, żeby się odburzyć? No właśnie, bo chyba oprócz za przeproszeniem użalania się na forum, nie zrobiłaś nic w tym kierunku. Nie piszę tego złośliwie, bo chcę tylko w mocniejszy sposób zwrócić uwagę na to, co Ci tu piszemy i radzimy, a Ty nie robisz z tym nic, no może oprócz szarpania się z zaburzeniem, przez co wpadasz w jeszcze większe nerwicowe łajno.
Tu nie ma, co się oszukiwać, trzeba zagryźć zęby i twardo wprowadzić w życie kilka zmian, złapać się tych wszystkich rad i trzymać się tego, choćby nie wiem co. Nie będzie Ci się udawać, będziesz ponosić porażkę za porażką, będziesz zapewne płakać nieraz, ale po jakimś czasie, zobaczysz, że w tym co jest tu napisane, w tych wszystkich tekstach, jest prawda. Jak zaczniesz uspokajać te rozbrykane emocjonalne dziecko, to zacznie opadać lęk, zaczną słabnąć wszystkie złe wrażenia i natrętne myśli. Tylko tu trzeba DZIAŁAĆ. Trzeba dać coś od siebie, a nie że ja przez godzinę będę ośmieszać myśli i przestanę, bo one dalej są. No one będą i nawet po tygodniu, bo odburzanie się, jest procesem czasochłonnym, ale możliwym do zrobienia, tylko i wyłącznie przez ciężką pracę. Powiedz mi, czy nie szkoda Ci energii na to użalanie się? Nie lepiej przeznaczyć tę energię na odburzanie? Ale tutaj musisz odpowiedzieć sobie sama, co wolisz. Czy tkwić w tym marazmie nerwicowym, czy zmieniać się, uspokajając swój stan emocjonalny i pozbywając się nerwicy. Trzeba wziąć odpowiedzialność za swoje życie i czyny, w tym tkwi sęk, ale każdy robi, jak uważa za słuszne. Tutaj nikt za Ciebie się nie odburzy, służymy dobrą radą, ale działanie, to tylko i wyłącznie już Twoja sprawa.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 301
- Rejestracja: 13 lipca 2015, o 00:52
Oby ta nowa terapeutka lepiej przerobila z Toba te nerwicowe kwestie. Ja mam takie mysli jak Ty, chodze na terapie ale moja terapeutka czasami powie cos na ten temat, ale 3/4 czasu rozmawia ze mna na jakies inne tematy, zyciowe, czy cos co nie jest dla mnie az tak istotne jak te mysli.AgataAgata pisze: ↑23 grudnia 2021, o 10:36Dzięki za poświęcony czas. I jest dokładnie jak piszesz. Jestem rozbrykanym emocjonalnie dzieckiem i tak się zachowuje. Więcej mi powiedziałeś niż psychoterapeuta. I dokładnie tracę całą energię na szarpanie się z tym. Nie umiem się pogodzić tym jak za pierwszym razem i w tym tkwi problem. Wiem to. Za pierwszym razem uwierzyłam, że przejdzie i chyba w tym tkwiła sukces. A dopóki boje się, że nie to w tym tkwię. Nerwyca to straszne cierpienie. A ja na choroby jestem strasznie słaba psychicznie. Umówiłam się do nowej psychoterapeutki na dziś. Behawioralnej. Zobaczymy co powie. Dzięki, że mogę się tu też wesprzeć. I masz rację, że ciągle skupiam się na sobie. Bez przerwy przerabiam swoje odczucia i zaraz wtedy pojawia się lęk.malutki pisze: ↑23 grudnia 2021, o 06:23Ciągle się dziwisz, że się czujesz tak a nie inaczej. Analizujesz swój strach, lęki, samopoczucie, myśli i wszystko co jest związane z zaburzeniem lękowym.AgataAgata pisze: ↑22 grudnia 2021, o 16:01.
Odkąd pamiętam zawsze bałam się chorób. Kiedy miałam grypę 3 tyg to też już płakałam mężowi że już mi nie przejdzie i nie dam rady. A co dopiero takie objawy jak nerwica. Czyli jest identycznie. Teraz ten lęk przed depresja. Przed tymi myślami. Miałam je w pierwszym rzucie choroby ale nie były aż tak intensywne. Kiedy wyszłam z tych myśli. Byłam wolna od tych myśli rok. Myślałam wtedy jak w to wpadnę to będę wiedziała ,że to tylko myśli lękowe , straszące. Bo towarzyszy im lęk. Myśl jest albo nie chcesz żyć albo myśl że muszę żyć i taki lęk. Staram się mówić sobie że to tylko natrętny. Ale one ciągle atakują. Prędzej jak terapeutka mnie pocieszała, że to minie , że to tylko lęk przed śmiercią tylko pod inną postacią to było lepiej, miałam siłę walki. A teraz nic nie działa. Czuję się poprostu bezsilna. I przestraszona. Cały dzień towarzyszy mi lęk i obcość. I nie wiem czemu. Nie umiem ugotować , zrobić zakupów. Ciągle myślę nie dasz rady i się trzęsę. Na pierwszych terapiach przerabiałam problemy i stawiałam im czoła. Np że mam mieć swoje zdanie , że mam się nie przejmować mamą, że wiem że bedzie tak nie inaczej. Że po szpitalu mam lęk seperacyjny , że boje się nudy. Że potrzebuje miłości bo jej nie miałam. I co terapię wychodziłam pełna optymizmu. I wyszłam. Chciałam ograniczyć terapię, bo czułam się zdrowa. I nagle zaczął boleć mnie brzuch we wrześniu . Diagnoza, że nic takiego ale może to jednak zrobić kolonoskopię i gastroskopię. I potem dostałam antybiotyk na jelita. Zaczęło mi się robić po nim słabo. Trafiłam do szpitala. Wyniki krwi ok. Puścili mnie do domu. I ciągle uczucie omdlenia. Zaczęłam sobie wkrecać, że ten antybiotyk uszkodził mi mózg. Poszłam do rodzinnego. Lekarz że to chyba nerwica się odezwała . Przyszłam do domu spokojniejsza. Potem nagle lęki zaczęły przychodzić. I z dnia na dzień gorzej już od października, a na terapię chodzę regularnie . Przepracowałam większość tematów jak powiedziała psychoterapeutka. I stawałam stanowczo i cieszyłam się życiem. Nie dałam się manipulować mężowi czy dziecią. A nagle żołądek , lęk przed rakiem , uszkodzeniem mózgu przez antybiotyk i kompletnie terapia nie pomaga. Zresztą przepracowałam już większość tematów, więc nie wiem co robię źle i czy to jest możliwe żeby to tak wróciło ze stresu i to że jestem chora. Już wiem że z żołądkiem ok. A lęki męczą cały czas i te myśli egzystencjalne . I taki okropny strach,że z tego nie wyjdę. Że już nie chce żyć. Lęk , lęk i lęk
To że przepracowałaś tematy z terapeutką, nie musi wcale oznaczać, że pozbędziesz się nerwicy. A wiesz czemu? Prosta odpowiedź, bo nie przerobiliście (według mnie) żadnego schematu lękowego. Jak dla mnie nie przepracowaliście najważniejszego chyba na początku tematu - ZABURZENIE LĘKOWE. Gdybyście to zrobiły, to nie pytałabyś się, czy to depresja, bo niby nie chce Ci się żyć, nie pytałabyś się, czy to od nerwicy masz takie lęki, czy takie natrętne myśli i że Ty chyba już wariujesz. Pytasz, co robisz nie tak, że dalej to jest i że nie możesz nic zrobić. To teraz trzeba zadać sobie pytanie, co ja robię, żeby się odburzyć? No właśnie, bo chyba oprócz za przeproszeniem użalania się na forum, nie zrobiłaś nic w tym kierunku. Nie piszę tego złośliwie, bo chcę tylko w mocniejszy sposób zwrócić uwagę na to, co Ci tu piszemy i radzimy, a Ty nie robisz z tym nic, no może oprócz szarpania się z zaburzeniem, przez co wpadasz w jeszcze większe nerwicowe łajno.
Tu nie ma, co się oszukiwać, trzeba zagryźć zęby i twardo wprowadzić w życie kilka zmian, złapać się tych wszystkich rad i trzymać się tego, choćby nie wiem co. Nie będzie Ci się udawać, będziesz ponosić porażkę za porażką, będziesz zapewne płakać nieraz, ale po jakimś czasie, zobaczysz, że w tym co jest tu napisane, w tych wszystkich tekstach, jest prawda. Jak zaczniesz uspokajać te rozbrykane emocjonalne dziecko, to zacznie opadać lęk, zaczną słabnąć wszystkie złe wrażenia i natrętne myśli. Tylko tu trzeba DZIAŁAĆ. Trzeba dać coś od siebie, a nie że ja przez godzinę będę ośmieszać myśli i przestanę, bo one dalej są. No one będą i nawet po tygodniu, bo odburzanie się, jest procesem czasochłonnym, ale możliwym do zrobienia, tylko i wyłącznie przez ciężką pracę. Powiedz mi, czy nie szkoda Ci energii na to użalanie się? Nie lepiej przeznaczyć tę energię na odburzanie? Ale tutaj musisz odpowiedzieć sobie sama, co wolisz. Czy tkwić w tym marazmie nerwicowym, czy zmieniać się, uspokajając swój stan emocjonalny i pozbywając się nerwicy. Trzeba wziąć odpowiedzialność za swoje życie i czyny, w tym tkwi sęk, ale każdy robi, jak uważa za słuszne. Tutaj nikt za Ciebie się nie odburzy, służymy dobrą radą, ale działanie, to tylko i wyłącznie już Twoja sprawa.
Dasz znac jak wyjdziesz od tej nowej babki, co Ci powiedziala?
Mi sie wydaje, ze tutaj najwiekszy problem tkwi w tym ze Ty sie boisz ze to depresja albo cos gorszego, ze rzeczywiscie Ty nie chcesz juz zyc, nie masz sily, znudzilo Ci sie, boisz sie ze to prawda i zawierzylas tym myslom. Nie wierzysz ze to tylko nerwicowe natrety i ze to moze minac, ze wszystko z Toba ok.
-
- Gość
Bardzo dobrze, że zmieniłaś terapeutkę, i że udało Ci się to tak szybko zrobić.. widzisz? Masz w sobie moc sprawczą, jak chcesz, wiesz czego chcesz, to potrafisz 
Tamta terapeutka była albo niekompetentna albo jeszcze bardzo mało doświadczona, skoro dopiero po tak długim czasie zorientowała się, że przychodzisz do niej po pocieszenie i z tego powodu wychodzisz z gabinetu w uniesieniu, podczas gdy tak naprawdę nie zaszły w Tobie żadne trwałe zmiany behawioralne... To nie może być tak, że terapeutą zachowuje się, mówi i myśli tak jak chce pacjent... Na terapii pacjent powinien dostać wstrząsu, szoku i olśnienia, po którym niekoniecznie musi się dobrze czuć, czasem nawet wręcz przeciwnie

Tamta terapeutka była albo niekompetentna albo jeszcze bardzo mało doświadczona, skoro dopiero po tak długim czasie zorientowała się, że przychodzisz do niej po pocieszenie i z tego powodu wychodzisz z gabinetu w uniesieniu, podczas gdy tak naprawdę nie zaszły w Tobie żadne trwałe zmiany behawioralne... To nie może być tak, że terapeutą zachowuje się, mówi i myśli tak jak chce pacjent... Na terapii pacjent powinien dostać wstrząsu, szoku i olśnienia, po którym niekoniecznie musi się dobrze czuć, czasem nawet wręcz przeciwnie

-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 185
- Rejestracja: 25 listopada 2021, o 07:46
A czy jest możliwe bo jeszcze to mnie nurtuje. Że w pierwszym rzucie nerwicy wychodziłam do ludzi i wtedy zaczynałam się śmiać u czuć lepiej. Zapominałam i lepsze były popołudnia i wieczory. A teraz w tym rzucie czuję cały czas lęki. Unikam kontaktów bo siedzę w towarzystwie i mam lęki , ochotę uciec , źle się czuję. Nie ma jak kiedyś, że zaczynam żartować omija tylko lęki są ze mną i się meczę. Wieczory na ogół są wogóle gorsze. A kiedyś właśnie wieczory i popołudnia były lepsze. I wtedy znowu zaczynam się nakręcać, że może to nie przez lęki tylko to depresja 
- karolax
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 70
- Rejestracja: 23 czerwca 2020, o 08:41
To tylko nerwica, miałam bardzo podobnie. Nie nakręcaj się a zobaczysz ze będzie trochę lepiej. Stany depresyjne to nie to samo co depresja.AgataAgata pisze: ↑27 grudnia 2021, o 11:20A czy jest możliwe bo jeszcze to mnie nurtuje. Że w pierwszym rzucie nerwicy wychodziłam do ludzi i wtedy zaczynałam się śmiać u czuć lepiej. Zapominałam i lepsze były popołudnia i wieczory. A teraz w tym rzucie czuję cały czas lęki. Unikam kontaktów bo siedzę w towarzystwie i mam lęki , ochotę uciec , źle się czuję. Nie ma jak kiedyś, że zaczynam żartować omija tylko lęki są ze mną i się meczę. Wieczory na ogół są wogóle gorsze. A kiedyś właśnie wieczory i popołudnia były lepsze. I wtedy znowu zaczynam się nakręcać, że może to nie przez lęki tylko to depresja
Jeśli myślisz ze jesteś w najgorszym momencie, to pamiętaj ze to jest tylko moment. Przecież wiesz, że nic co złe też nie może wiecznie trwać.



-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 145
- Rejestracja: 21 września 2020, o 07:37
Dalej analizujesz swoje samopoczucie, to czy czujesz się rano lepiej, czy wieczorem, to nie powinien być dla Ciebie problem i kolejna pobudka dla dalszych analiz, które w niczym Ci tu nie pomogą. Dlatego tym bardziej powinnaś wychodzić do towarzystwa i w pełni poświęcić się spotkaniom, niżeli miałabyś siedzieć w domu i analizować swój stan, czytać o chorobach psychicznych i użalać się na forum. Idź na spotkanie ze znajomymi, oddaj się temu, skup się na rozmówcach, atmosferze, tym co się dzieje i nie rozmyślaj o nerwicy, a zobaczysz, że w chwilę zapomnisz o tym, że masz coś takiego jak zaburzenie lękowe.AgataAgata pisze: ↑27 grudnia 2021, o 11:20A czy jest możliwe bo jeszcze to mnie nurtuje. Że w pierwszym rzucie nerwicy wychodziłam do ludzi i wtedy zaczynałam się śmiać u czuć lepiej. Zapominałam i lepsze były popołudnia i wieczory. A teraz w tym rzucie czuję cały czas lęki. Unikam kontaktów bo siedzę w towarzystwie i mam lęki , ochotę uciec , źle się czuję. Nie ma jak kiedyś, że zaczynam żartować omija tylko lęki są ze mną i się meczę. Wieczory na ogół są wogóle gorsze. A kiedyś właśnie wieczory i popołudnia były lepsze. I wtedy znowu zaczynam się nakręcać, że może to nie przez lęki tylko to depresja![]()

-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 888
- Rejestracja: 1 grudnia 2013, o 09:57
Agata
Pierwsza przeszkoda w twoim przypadku jaka widze to przekonanie że jesteś obłożnie chora...
Piszesz "rzut neriwcy" tak jakby to prsychodziło z góry samo i jakbyś nie miała na to żadnego wpływu. Doskonale to rozumiem bo przerabiałem to kilka lat temu. Też uwazałem że to są nawroty rzuty coś wiecej niż nerwica że to depresja że to dystymia, uszkodzenie mózgu...
Takie podejście bardzo blokuje pracę nad sobą. W pierwszej kolejności trzrba uwierzyć że ma się na to wpływ że to zależy od twojego myślenia od twojego podejścia. Jest to mega trudne jak męczą myśli że może nigdy ci sie nie uda z tego wyjść ale to kwestia uspokojenia umysłu.
Po swoich doświadczeniach wiem że na moje samopoczucie wpływają czynniki zewnetrzne. Coś się w życiu dzieje to dostaje jakichś objawów mocniejszych bądź słabszych... ale nigdy nie są one tak straszne jakie byłyby gdybym dodatkowo analizował i tkwil w przekonaniu że to rzut choroby.
Teraz też mam objawy jestem mega poddenerwoaany słabo śpię i malo co chce mi się. Ale i tak jest o niebo lepiej jak do tego nie trace calej energii na rozkminianie tego i użalanie się jak mi jest źle... potem taki syan mija. Nie analizuje tego to potrafi minąć po jednym czy kilku dniah albo mam jwden dzien lepszy inny gorszy. Analizowałem to potrafiło być mega źle bez przerwy... a i później nawet zapominam o tym że się gorzej czułem albo nie wspominam wtedy tego jako coś mega strasznego... inna sprawa że mam powody do takich stanów bo wiele się ostatnio w moim życiu zmieniło, byłem mega obciążony pracą w ostatnim czasie więc mam też wyrozumialość do tego.
To w kwestii nurtu uważam że dobre jest znać potencjalne przyczyny umieć sobie przeanalizować skąd te emocje.
Analizowanie przeszłości o dzieciństwa miałem w sumie na samym początku i co miałem przeanalizować już przeanalizowałem poznałem i wiem skąd takie czy inne postawy u mnie są... ale sama taka wiedza troche pomaga to jednak nie jest rozwiązaniem problemu. Mi terapeuta też mówi że wiedza to początek a potem trzeba PRACOWAĆ. Trzeba ćwiczyć zmianę schematów. Na początku wbrew emocjom działać i jak każde cwiczenie jak każdy proces efekty maja przyjść stopniowo z czasem. Terapia nie sluzy temu zeby terapeuta powiedział że wszystko będzie dobrze... raczej trzeba dopuszczać że może być różnie i pogodzic sie z tym że życie ma wiele niepewności. To jest wiedza jaką mam z terapii psychodynamicznej ale jest to zgodnd z naukami tego forum. Więc jeśli przez rok non stop gadacie o dziecinstwie to moze warto rozwazyc zmianę terapeuty, bo sama psychodynamiczna może się bardzo różnić w zależności od psychoterapeuty... ew. zapisałaś sie na ta behavioralną to i jej spróbuj.
Jeśli tobie robiło się dobrze po pocieszeniu przez specjalistę - terapeutę to było tylko placebo a nie żadne wyjscie z nerwicy na rok...
Zacznij od zmiany przekonania że to co ci sie dzieje ma zwiazek z twoimi schematami myślowymi a nie z daną z nieba chorobą. I to ty i tylko ty masz na to najwiekszy wpływ. Nie leki nie terapeuta nie pocieszenie ale ty sama.
Pierwsza przeszkoda w twoim przypadku jaka widze to przekonanie że jesteś obłożnie chora...
Piszesz "rzut neriwcy" tak jakby to prsychodziło z góry samo i jakbyś nie miała na to żadnego wpływu. Doskonale to rozumiem bo przerabiałem to kilka lat temu. Też uwazałem że to są nawroty rzuty coś wiecej niż nerwica że to depresja że to dystymia, uszkodzenie mózgu...
Takie podejście bardzo blokuje pracę nad sobą. W pierwszej kolejności trzrba uwierzyć że ma się na to wpływ że to zależy od twojego myślenia od twojego podejścia. Jest to mega trudne jak męczą myśli że może nigdy ci sie nie uda z tego wyjść ale to kwestia uspokojenia umysłu.
Po swoich doświadczeniach wiem że na moje samopoczucie wpływają czynniki zewnetrzne. Coś się w życiu dzieje to dostaje jakichś objawów mocniejszych bądź słabszych... ale nigdy nie są one tak straszne jakie byłyby gdybym dodatkowo analizował i tkwil w przekonaniu że to rzut choroby.
Teraz też mam objawy jestem mega poddenerwoaany słabo śpię i malo co chce mi się. Ale i tak jest o niebo lepiej jak do tego nie trace calej energii na rozkminianie tego i użalanie się jak mi jest źle... potem taki syan mija. Nie analizuje tego to potrafi minąć po jednym czy kilku dniah albo mam jwden dzien lepszy inny gorszy. Analizowałem to potrafiło być mega źle bez przerwy... a i później nawet zapominam o tym że się gorzej czułem albo nie wspominam wtedy tego jako coś mega strasznego... inna sprawa że mam powody do takich stanów bo wiele się ostatnio w moim życiu zmieniło, byłem mega obciążony pracą w ostatnim czasie więc mam też wyrozumialość do tego.
To w kwestii nurtu uważam że dobre jest znać potencjalne przyczyny umieć sobie przeanalizować skąd te emocje.
Analizowanie przeszłości o dzieciństwa miałem w sumie na samym początku i co miałem przeanalizować już przeanalizowałem poznałem i wiem skąd takie czy inne postawy u mnie są... ale sama taka wiedza troche pomaga to jednak nie jest rozwiązaniem problemu. Mi terapeuta też mówi że wiedza to początek a potem trzeba PRACOWAĆ. Trzeba ćwiczyć zmianę schematów. Na początku wbrew emocjom działać i jak każde cwiczenie jak każdy proces efekty maja przyjść stopniowo z czasem. Terapia nie sluzy temu zeby terapeuta powiedział że wszystko będzie dobrze... raczej trzeba dopuszczać że może być różnie i pogodzic sie z tym że życie ma wiele niepewności. To jest wiedza jaką mam z terapii psychodynamicznej ale jest to zgodnd z naukami tego forum. Więc jeśli przez rok non stop gadacie o dziecinstwie to moze warto rozwazyc zmianę terapeuty, bo sama psychodynamiczna może się bardzo różnić w zależności od psychoterapeuty... ew. zapisałaś sie na ta behavioralną to i jej spróbuj.
Jeśli tobie robiło się dobrze po pocieszeniu przez specjalistę - terapeutę to było tylko placebo a nie żadne wyjscie z nerwicy na rok...
Zacznij od zmiany przekonania że to co ci sie dzieje ma zwiazek z twoimi schematami myślowymi a nie z daną z nieba chorobą. I to ty i tylko ty masz na to najwiekszy wpływ. Nie leki nie terapeuta nie pocieszenie ale ty sama.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 185
- Rejestracja: 25 listopada 2021, o 07:46
To normalne, że od 16.00 dziennie zciska mnie w środku takie okropne uczucie zacisku. Sama nie wiem co to jest. Raz myślę , że lęk ,raz że smutek , raz, że lęk jakiś inny. A wieczorem dziennie chce mi się płakać. Niczym nie umiem się zająć. Byłam u teściowej która zawsze na mnie dobrze wpływała. Pomagała mi rozmowa z nią. Zaczynałam się śmiać . I czułam się lepiej. A teraz mam ochotę od niej uciec. Nie umiem skupić się na rozmowie .karolax pisze: ↑27 grudnia 2021, o 11:30To tylko nerwica, miałam bardzo podobnie. Nie nakręcaj się a zobaczysz ze będzie trochę lepiej. Stany depresyjne to nie to samo co depresja.AgataAgata pisze: ↑27 grudnia 2021, o 11:20A czy jest możliwe bo jeszcze to mnie nurtuje. Że w pierwszym rzucie nerwicy wychodziłam do ludzi i wtedy zaczynałam się śmiać u czuć lepiej. Zapominałam i lepsze były popołudnia i wieczory. A teraz w tym rzucie czuję cały czas lęki. Unikam kontaktów bo siedzę w towarzystwie i mam lęki , ochotę uciec , źle się czuję. Nie ma jak kiedyś, że zaczynam żartować omija tylko lęki są ze mną i się meczę. Wieczory na ogół są wogóle gorsze. A kiedyś właśnie wieczory i popołudnia były lepsze. I wtedy znowu zaczynam się nakręcać, że może to nie przez lęki tylko to depresja
- karolax
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 70
- Rejestracja: 23 czerwca 2020, o 08:41
To typowe i „normalne „ dla nerwicy. Tez mam ucisk w żołądku cały czas, jedynie akceptacja tego ze tak jest może pomoc. A nie dziwienie się ciągłym objawom. Jasne ze raz na jakiś czas można coś się zapytać bo nerwica może dawać serio różne objawy, ale nie ciagle to samo w kółko. Przedłużasz sobie tylko czas w zaburzeniu Agatka, spróbuj nad sobą popracować troszkę. Ignoruj to i rób swoje. Na początku nie będziesz widzieć żadnej zmiany, ale po jakimś czasie będzie lepiej. Później będzie dwa dni super i stwierdzisz „wow, nie taka nerwica straszna” po czym przeważnie przychodzi tez ciulowe samopoczucie i właśnie wazne jest żeby w tym złym samopoczuciu nie wracać do jakiś błędnych przekonań a ze było dwa, trzy dni dobrze i znowu zle i ze pewnie coś zle robię czy coś. To jest całkowicie normalne, to taka trochę sinusoida. Wazne żeby iść ku wyjścia z lęków.AgataAgata pisze: ↑27 grudnia 2021, o 21:04To normalne, że od 16.00 dziennie zciska mnie w środku takie okropne uczucie zacisku. Sama nie wiem co to jest. Raz myślę , że lęk ,raz że smutek , raz, że lęk jakiś inny. A wieczorem dziennie chce mi się płakać. Niczym nie umiem się zająć. Byłam u teściowej która zawsze na mnie dobrze wpływała. Pomagała mi rozmowa z nią. Zaczynałam się śmiać . I czułam się lepiej. A teraz mam ochotę od niej uciec. Nie umiem skupić się na rozmowie .karolax pisze: ↑27 grudnia 2021, o 11:30To tylko nerwica, miałam bardzo podobnie. Nie nakręcaj się a zobaczysz ze będzie trochę lepiej. Stany depresyjne to nie to samo co depresja.AgataAgata pisze: ↑27 grudnia 2021, o 11:20A czy jest możliwe bo jeszcze to mnie nurtuje. Że w pierwszym rzucie nerwicy wychodziłam do ludzi i wtedy zaczynałam się śmiać u czuć lepiej. Zapominałam i lepsze były popołudnia i wieczory. A teraz w tym rzucie czuję cały czas lęki. Unikam kontaktów bo siedzę w towarzystwie i mam lęki , ochotę uciec , źle się czuję. Nie ma jak kiedyś, że zaczynam żartować omija tylko lęki są ze mną i się meczę. Wieczory na ogół są wogóle gorsze. A kiedyś właśnie wieczory i popołudnia były lepsze. I wtedy znowu zaczynam się nakręcać, że może to nie przez lęki tylko to depresja
Tez bardzo często mam takie „poczucie ucieczki” ale wtedy właśnie musisz na sile siedzieć i przekonywać swój mózg emocjonalny ze nic ci się nie dzieje „Podejście normalnosciowe”
Jeśli myślisz ze jesteś w najgorszym momencie, to pamiętaj ze to jest tylko moment. Przecież wiesz, że nic co złe też nie może wiecznie trwać.



-
- Gość
Piszesz, że chce Ci się płakać... A płaczesz czy tylko Ci się chce? Nie tłum łez i też nie ma sensu, żebyś szła do teściowej po sztuczne pocieszenie, bo to wcale nie pomoże, jeśli w środku Cię rozrywa... Najpierw się wypłacz, a potem wyjdź do ludzi, a jeśli potrzebujesz mieć do tego towarzystwo, to najlepiej przed kimś, kto Ci nie powie "nie płakusiaj, dobrze jest"
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 185
- Rejestracja: 25 listopada 2021, o 07:46
Ja chyba jestem tak przerażona tą depresją i że to nie minie, że jest masakra. Za pierwszym rzutem choroby też miałam te uczucia zciskania w środku czuję to w klatce piersiowej. Nienawidziłam tego uczucia. Ale po czasie mijało to uczucie. Jak wychodziłam do ludzi, jak teściowa mnie pocieszyła, po terapii. A teraz terapię kontynuuje, a jest coraz gorzej. Nie daje ulgi. Od teściowej chce uciekać. Z nikim nie chce się spotykać. Teraz z rana 2 dni lepsze w stawaniu. Mniej natrętów, że nie chce żyć, jaki to ma sens, i już zaczęłam się cieszyć, jest jakaś poprawa. A nagle od 16.00 takie okropne uczucie zacisku w środku ,aż płakać się chce, nasila się DD. I zaraz myślę że mam depresję. Teraz jest gorzej. Bo uciekam od ludzi , rodziny, ze sklepow. Nic mnie nie pociesza to chyba jest gorzej. Że teraz nie wyjdę itd. Widzę się już w psychiatryku. Żal mi moich dzieci , nie mają ten radosnej mamy, widzą że snuje się jak ćma. Obarczam się tym, że nie umiem być do nich jak kiedyś. Że cierpią przez to. Że boje się że taka zostane skoro terapia nic nie daje. Przestała działać. Że może to jednak depresja endogenna skoro pol roku było lepiej. A teraz się wróciło i jest gorzej. Sama nie wiem. Tak bardzo czuję się bezsilna. Jestem ciągle nerwowa, drażni mnie nawet jak dzieci do mnie mówią. To chyba nie jest normalne. I ciągle przesiewam w głowie, że to nie jest normalne. Że to może najgorsza postać deoresji.karolax pisze: ↑27 grudnia 2021, o 21:16To typowe i „normalne „ dla nerwicy. Tez mam ucisk w żołądku cały czas, jedynie akceptacja tego ze tak jest może pomoc. A nie dziwienie się ciągłym objawom. Jasne ze raz na jakiś czas można coś się zapytać bo nerwica może dawać serio różne objawy, ale nie ciagle to samo w kółko. Przedłużasz sobie tylko czas w zaburzeniu Agatka, spróbuj nad sobą popracować troszkę. Ignoruj to i rób swoje. Na początku nie będziesz widzieć żadnej zmiany, ale po jakimś czasie będzie lepiej. Później będzie dwa dni super i stwierdzisz „wow, nie taka nerwica straszna” po czym przeważnie przychodzi tez ciulowe samopoczucie i właśnie wazne jest żeby w tym złym samopoczuciu nie wracać do jakiś błędnych przekonań a ze było dwa, trzy dni dobrze i znowu zle i ze pewnie coś zle robię czy coś. To jest całkowicie normalne, to taka trochę sinusoida. Wazne żeby iść ku wyjścia z lęków.AgataAgata pisze: ↑27 grudnia 2021, o 21:04To normalne, że od 16.00 dziennie zciska mnie w środku takie okropne uczucie zacisku. Sama nie wiem co to jest. Raz myślę , że lęk ,raz że smutek , raz, że lęk jakiś inny. A wieczorem dziennie chce mi się płakać. Niczym nie umiem się zająć. Byłam u teściowej która zawsze na mnie dobrze wpływała. Pomagała mi rozmowa z nią. Zaczynałam się śmiać . I czułam się lepiej. A teraz mam ochotę od niej uciec. Nie umiem skupić się na rozmowie .
Tez bardzo często mam takie „poczucie ucieczki” ale wtedy właśnie musisz na sile siedzieć i przekonywać swój mózg emocjonalny ze nic ci się nie dzieje „Podejście normalnosciowe”