Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
Czy ja ją/jego kocham? Zanik uczuć? Strata emocji?
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 106
- Rejestracja: 26 grudnia 2017, o 12:38
Hej łącze się z Wami w bólu! Myśli wydają się mega prawdzie, wydaje się że ja to akceptuje, że mi to nie przeszkadza, że juź mam go gdzieś, że się nie przejme jak coś mu się stanie.. na myśl o zerwaniu po prostu dostaje takiego ataku paniki to, to jest nierealne, niedoopisania.. mimo to mówię że kocham go i będę kochać do końca życia.
- katarzynka
- Dyżurny na forum Odważny VIP
- Posty: 2938
- Rejestracja: 20 czerwca 2016, o 20:04
Mam to samo, czuję się fatalnie non stop. Poza tym ktoś, kto się odkochuje nie miewa przebłysków w których skacze ze szczęścia z partnerem...tomek19932304 pisze: ↑20 maja 2018, o 23:06Może serio to będzie lepsze rozwiązaniekatarzynka pisze: ↑20 maja 2018, o 23:01Witaj w klubie Tomek, wszystko mi tak mówi ostatnimi dniamitomek19932304 pisze: ↑20 maja 2018, o 22:55Ja już nie mogę wytrzymać może naprawdę powinienem zerwać. Może tylko wmówiłem sobie tą nerwicę. Może ja serio się odkochałem, a ze jestem tchórzem i nawet zerwać nie potrafię to wmówiłem sobie nerwicę![]()
![]()
tylko, że czasami są momenty kiedy czuję się lepiej. Jak ktos się odkochuje to on czuje się lepiej gdy nie kontatkuje się z partnerką, a ja czuję się zle 24 godziny na dobę nawet jak sam jestem
jeśli życie sprawia, że nie możesz ustać, uklęknij.
nie mów Bogu, że masz wielki problem. powiedz swojemu problemowi, że masz wielkiego Boga.
nie mów Bogu, że masz wielki problem. powiedz swojemu problemowi, że masz wielkiego Boga.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 580
- Rejestracja: 19 października 2016, o 12:02
Po prostu czasami jest to takie cięzkie. Jeszcze dodatkowo czasami miewam takie wybuchy złości po których jest mi zle. Tak emocje dzisiaj we mnie buzowały, że popłakałem się tylko dlatego, bo komar mi wleciał do mieszkania, tak bardzo byłem nabuzowany złościa, że taka drobnostka wystarczyła. Może ja nie mam, aż takich przebłysków żeby skakać ze szczęścia, bo nawet przed nerwicą to raczej byłem stonowany w okazywaniu emocji, ale czuję wtedy taki spokój wewnętrzny
- katarzynka
- Dyżurny na forum Odważny VIP
- Posty: 2938
- Rejestracja: 20 czerwca 2016, o 20:04


jeśli życie sprawia, że nie możesz ustać, uklęknij.
nie mów Bogu, że masz wielki problem. powiedz swojemu problemowi, że masz wielkiego Boga.
nie mów Bogu, że masz wielki problem. powiedz swojemu problemowi, że masz wielkiego Boga.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 389
- Rejestracja: 24 sierpnia 2017, o 19:47
U mniebjest teraz problem bo sie czepiam wszystkiego czesto sie klucimy mam nieprzyjemne sny o mojej kobiecie a o innych kobietach tez ze np chce seksu z nimi ale ja nie chce tego tylko glowa mi tak podpowiada. Chce zeby mjeszy nami sie ulozylo moja polowka tez sie zmienila przezemnie nie pomaga mi juz w berwicy a przestaje sie oddzywa do mnke jak mnie zlapie mocniej... Chce wszystko naprawic a w glowie ze sie nie uda ale chce tych lepszych dni zeby sie nam udalo chce zyc z nia jak wczesniej nie chce miec w glowie innych kobiet. Chce kochac tylko mojego skarba zeby ona mi tez pokazywała to i zeby sie ulozylo a w glowie nadal ze sie nie da juz i ja tracr nadzije i chceci, czyje jakbym przegrywal ale musze sie wziasc w garsc i zaczac wszystko naprawiac bo przecież mam nerwice a glowa tylko mi mowi ze nie...
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 14
- Rejestracja: 14 marca 2018, o 17:37
Cześć, chyba czas w końcu i na mnie i moją historię, bo obserwuję forum już od dwóch miesięcy.
Mam 23 lata, z moim narzeczonym jestem już od prawie 8 lat. Zawsze układało nam się dobrze, chociaż ciężko jest mi to pisać, bo właśnie jestem w fazie ataku natrętnych myśli dotyczących mojego związku. Myślę, że zaczęło się od tego, że na przełomie grudnia i stycznia 2018 roku zdiagnozowano u mnie wirusa HPV, ktory jest przenoszony drogą płciową. Ze względu na to, że jesteśmy swoimi pierwszymi i jedynymi partnerami przeżyliśmy bardzo burzliwy okres oskarżeń o zdradę, stresu, płaczu itd. Miałam wtedy poczucie, że to jest najgorsze co mnie w życiu spotkało, że cała przyszłość stoi pod znakiem zapytania. Że jedyne czego byłam pewna w swoim życiu legło w gruzach. Bo tak zawsze uważałam, że mój chłopak kocha mnie bezgranicznie, że nic nas nie rozdzieli, że może być tylko lepiej. Jakoś to przetrwaliśmy, po konsultacjach z wieloma lekarzami okazało się, że droga seksualna nie jest jedyną drogą zarażenia, ale tutaj nie o tym
. W każdym razie miało już być dobrze, mieliśmy naprawiać nasz związek. I wtedy bum. Pewnego dnia jadąc do pracy po prostu coś mnie strzeliło. Stwierdziłam, że nic nie czuję. Byłam tak przestraszona tą myślą, że nic nie jadłam, chciało mi się płakać. Chciałam jak najszybciej wyrwać się z pracy, przytulić się do Narzeczonego i znowu czuć. Pomogło, ale tylko na chwilę. Próbowałam na nowo rozbudzić uczucie, ładnie się ubrać, pójść na randkę, ale to wszystko na nic. Doszukiwałam się kryzysu, depresji, złego wpływu tabletek antykoncepcyjnych... W końcu nie wytrzymałam i powiedziałam N., że ja chyba już nie kocham, bardzo szybko pożałowałamm tych słów. No bo jak ja mogłam tak powiedzieć osobie, którą kocham całym sercem, która jest dla mnie najważniejsza? Spędziliśmy trochę czasu razem, były momenty gdy te myśli wracały. Bardzo analizowałam przeszłość, każde zachowanie, każdą swoją myśl (!), fakt, że będąc w związku, "spodobał mi się" ktoś inny, trudno było mi sobie przypomnieć pozytywne momenty z naszego związku. Uważałam, że mój chłopak nie ma za co mnie kochać, że ja tak na prawdę nigdy go nie kochałam. Istny dramat. Brak chęci do wstawania rano, tylko bym spała. Ale jak nie widziałam N. Dłużej to tęskniłam. To tylko garstka objawów... W końcu czytając na forum o depresji i złym wpływie antykoncepcji na psychikę ktoś wkleił link do postu Zordona o ROCD. No i pasowało! Ależ ja poczułam ulgę. Wspomagałam się tymi wpisami w gorszych chwilach. I powiem wam, że przez jakiś czas miałam spokój. Niestety od kilku dni wróciło. Mój mózg wkręca mi, że mój związek to tylko przyzwyczajenie, chociaż czytając jak wyglądają takie związki, stwierdzam, że jednak nie. Znowu mam myśli, że nie kocham, że nigdy nie kochałam...
Przypominam sobie, że w dzieciństwie miałam coś podobnego. Bałam się jechać gdzieś bez mamy, bo bałam się, że wtedy coś jej się stanie, że umrze. Ogólnie byłam dzieckiem wychowywanym wśród dorosłych, bo mam rodzeństwo starsze o 15 lat i więcej, więc żyłam ich problemami i zawsze byłam typem osoby martwiącej się, nerwowej. Kiedyś nawet zostały mi przepisane tabletki na uspokojenie.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie potrafię tych myśli wyrzucić z głowy, boję się, że jak nie będę o tym myślała, że jeśli nie znajdę dowodów, że jednak kocham, to będę całe życie nieszczęśliwa i wyjdę za mąż bez miłości. Najgorsze bło to, gdy znalazłam w internecie stwierdzenie: jeżeli zastanawiasz się czy kochasz, prawdopodobnie już dawno nie kochasz... Wtedy chciałam jak najszybciej wyrzucić te myśli z głowy, bo przecież ja nie chcę nie kochać!
Na razie tyle,
Pozdrawiam
Mam 23 lata, z moim narzeczonym jestem już od prawie 8 lat. Zawsze układało nam się dobrze, chociaż ciężko jest mi to pisać, bo właśnie jestem w fazie ataku natrętnych myśli dotyczących mojego związku. Myślę, że zaczęło się od tego, że na przełomie grudnia i stycznia 2018 roku zdiagnozowano u mnie wirusa HPV, ktory jest przenoszony drogą płciową. Ze względu na to, że jesteśmy swoimi pierwszymi i jedynymi partnerami przeżyliśmy bardzo burzliwy okres oskarżeń o zdradę, stresu, płaczu itd. Miałam wtedy poczucie, że to jest najgorsze co mnie w życiu spotkało, że cała przyszłość stoi pod znakiem zapytania. Że jedyne czego byłam pewna w swoim życiu legło w gruzach. Bo tak zawsze uważałam, że mój chłopak kocha mnie bezgranicznie, że nic nas nie rozdzieli, że może być tylko lepiej. Jakoś to przetrwaliśmy, po konsultacjach z wieloma lekarzami okazało się, że droga seksualna nie jest jedyną drogą zarażenia, ale tutaj nie o tym

Przypominam sobie, że w dzieciństwie miałam coś podobnego. Bałam się jechać gdzieś bez mamy, bo bałam się, że wtedy coś jej się stanie, że umrze. Ogólnie byłam dzieckiem wychowywanym wśród dorosłych, bo mam rodzeństwo starsze o 15 lat i więcej, więc żyłam ich problemami i zawsze byłam typem osoby martwiącej się, nerwowej. Kiedyś nawet zostały mi przepisane tabletki na uspokojenie.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie potrafię tych myśli wyrzucić z głowy, boję się, że jak nie będę o tym myślała, że jeśli nie znajdę dowodów, że jednak kocham, to będę całe życie nieszczęśliwa i wyjdę za mąż bez miłości. Najgorsze bło to, gdy znalazłam w internecie stwierdzenie: jeżeli zastanawiasz się czy kochasz, prawdopodobnie już dawno nie kochasz... Wtedy chciałam jak najszybciej wyrzucić te myśli z głowy, bo przecież ja nie chcę nie kochać!
Na razie tyle,
Pozdrawiam
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 81
- Rejestracja: 23 lutego 2017, o 16:43
Hejfeelthelife pisze: ↑21 maja 2018, o 09:18Cześć, chyba czas w końcu i na mnie i moją historię, bo obserwuję forum już od dwóch miesięcy.
Mam 23 lata, z moim narzeczonym jestem już od prawie 8 lat. Zawsze układało nam się dobrze, chociaż ciężko jest mi to pisać, bo właśnie jestem w fazie ataku natrętnych myśli dotyczących mojego związku. Myślę, że zaczęło się od tego, że na przełomie grudnia i stycznia 2018 roku zdiagnozowano u mnie wirusa HPV, ktory jest przenoszony drogą płciową. Ze względu na to, że jesteśmy swoimi pierwszymi i jedynymi partnerami przeżyliśmy bardzo burzliwy okres oskarżeń o zdradę, stresu, płaczu itd. Miałam wtedy poczucie, że to jest najgorsze co mnie w życiu spotkało, że cała przyszłość stoi pod znakiem zapytania. Że jedyne czego byłam pewna w swoim życiu legło w gruzach. Bo tak zawsze uważałam, że mój chłopak kocha mnie bezgranicznie, że nic nas nie rozdzieli, że może być tylko lepiej. Jakoś to przetrwaliśmy, po konsultacjach z wieloma lekarzami okazało się, że droga seksualna nie jest jedyną drogą zarażenia, ale tutaj nie o tym. W każdym razie miało już być dobrze, mieliśmy naprawiać nasz związek. I wtedy bum. Pewnego dnia jadąc do pracy po prostu coś mnie strzeliło. Stwierdziłam, że nic nie czuję. Byłam tak przestraszona tą myślą, że nic nie jadłam, chciało mi się płakać. Chciałam jak najszybciej wyrwać się z pracy, przytulić się do Narzeczonego i znowu czuć. Pomogło, ale tylko na chwilę. Próbowałam na nowo rozbudzić uczucie, ładnie się ubrać, pójść na randkę, ale to wszystko na nic. Doszukiwałam się kryzysu, depresji, złego wpływu tabletek antykoncepcyjnych... W końcu nie wytrzymałam i powiedziałam N., że ja chyba już nie kocham, bardzo szybko pożałowałamm tych słów. No bo jak ja mogłam tak powiedzieć osobie, którą kocham całym sercem, która jest dla mnie najważniejsza? Spędziliśmy trochę czasu razem, były momenty gdy te myśli wracały. Bardzo analizowałam przeszłość, każde zachowanie, każdą swoją myśl (!), fakt, że będąc w związku, "spodobał mi się" ktoś inny, trudno było mi sobie przypomnieć pozytywne momenty z naszego związku. Uważałam, że mój chłopak nie ma za co mnie kochać, że ja tak na prawdę nigdy go nie kochałam. Istny dramat. Brak chęci do wstawania rano, tylko bym spała. Ale jak nie widziałam N. Dłużej to tęskniłam. To tylko garstka objawów... W końcu czytając na forum o depresji i złym wpływie antykoncepcji na psychikę ktoś wkleił link do postu Zordona o ROCD. No i pasowało! Ależ ja poczułam ulgę. Wspomagałam się tymi wpisami w gorszych chwilach. I powiem wam, że przez jakiś czas miałam spokój. Niestety od kilku dni wróciło. Mój mózg wkręca mi, że mój związek to tylko przyzwyczajenie, chociaż czytając jak wyglądają takie związki, stwierdzam, że jednak nie. Znowu mam myśli, że nie kocham, że nigdy nie kochałam...
Przypominam sobie, że w dzieciństwie miałam coś podobnego. Bałam się jechać gdzieś bez mamy, bo bałam się, że wtedy coś jej się stanie, że umrze. Ogólnie byłam dzieckiem wychowywanym wśród dorosłych, bo mam rodzeństwo starsze o 15 lat i więcej, więc żyłam ich problemami i zawsze byłam typem osoby martwiącej się, nerwowej. Kiedyś nawet zostały mi przepisane tabletki na uspokojenie.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie potrafię tych myśli wyrzucić z głowy, boję się, że jak nie będę o tym myślała, że jeśli nie znajdę dowodów, że jednak kocham, to będę całe życie nieszczęśliwa i wyjdę za mąż bez miłości. Najgorsze bło to, gdy znalazłam w internecie stwierdzenie: jeżeli zastanawiasz się czy kochasz, prawdopodobnie już dawno nie kochasz... Wtedy chciałam jak najszybciej wyrzucić te myśli z głowy, bo przecież ja nie chcę nie kochać!
Na razie tyle,
Pozdrawiam

-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 14
- Rejestracja: 14 marca 2018, o 17:37
Niby wiem, że to nerwica, ale jednocześnie boję się, że naprawdę się odkochałam... Czasem wystarczy mały impuls, żebym sobie znowu "nabrała do głowy", głupi artykuł w internecie, czy tekst koleżanki... Jak poradzę sobie z jednym natręctwem, to przychodzi kolejne, że może tak naprawdę ja kocham, ale mój facet mnie nie kocha, no bo za co tu mnie kochać? Mam wrażenie, że już zawsze mi tak zostanie... Dlatego wspomagam się forum, mimo wszystko dobrze jest wiedzieć, że nie jestem w tym sama. Zastanawiałam się nad pójściem do psychologa, ale obawiam się, że niewielu ogarnia temat ROCD...
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 81
- Rejestracja: 23 lutego 2017, o 16:43
Kochasz i to bardzo uwierz. Nerwica zawsze dotyka tego na czym nam zależy, niestety to zaburzenie tak działa jak nie jedno natręctwo to drugie i tak w kółko rzadko się zdarza spokojny dzień, ale zobaczysz że gdy zaczniesz się pozytywnie nastawiać w miarę możliwości to jakoś to będzie dalej. Początki są zawsze najgorsze. Głowa do góry nie możesz się dać !feelthelife pisze: ↑21 maja 2018, o 10:20Niby wiem, że to nerwica, ale jednocześnie boję się, że naprawdę się odkochałam... Czasem wystarczy mały impuls, żebym sobie znowu "nabrała do głowy", głupi artykuł w internecie, czy tekst koleżanki... Jak poradzę sobie z jednym natręctwem, to przychodzi kolejne, że może tak naprawdę ja kocham, ale mój facet mnie nie kocha, no bo za co tu mnie kochać? Mam wrażenie, że już zawsze mi tak zostanie... Dlatego wspomagam się forum, mimo wszystko dobrze jest wiedzieć, że nie jestem w tym sama. Zastanawiałam się nad pójściem do psychologa, ale obawiam się, że niewielu ogarnia temat ROCD...
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 14
- Rejestracja: 14 marca 2018, o 17:37
Boli mnie to, że ludzie w moim otoczeniu tego nie rozumieją. Z moi narzeczonym jest już trochę lepiej, ale długo musiałam mu to tłumaczyć i wysyłać linki do tego forum. Ale przyjaciółki... one totalnie tego nie rozumieją. Jedna zaczęła mi wmawiać, że to normalne wątpliwości... Dobrze, że jest te forum, w realnym życiu niestety ciężko znaleźć osobę, z którą można porozmawiać i która przede wszystkim zrozumie. A narzeczonego nie chcę ciągle tym obarczać, bo widzę, że dla niego też jest to bardzo trudne.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 81
- Rejestracja: 23 lutego 2017, o 16:43
Wiem i rozumiem. Ludzie którzy nigdy nie przeżyli czegoś takiego nie zrozumieją, ja mam przyjaciółkę która wie o moich problemach i stara się zrozumieć nigdy mi nie powiedziała czegoś co mogło by zaszkodzić, mój narzeczony też stara się jak może. Nie dziw się swojemu facetowi że ciężko mu to ogarnąć, ale dobrze że juz jest lepiej. On w końcu zrozumie Cię ponieważ jesteście sobie bardzo bliscy. A przyjaciółkom staraj się nie żalić z każdej rzeczy z zaburzenia ponieważ może Ci to tylko zaszkodzić, nie chodzi o to że one chcą źle ale one nie rozumieją co się dzieje w twojej głowie kochanafeelthelife pisze: ↑21 maja 2018, o 11:36Boli mnie to, że ludzie w moim otoczeniu tego nie rozumieją. Z moi narzeczonym jest już trochę lepiej, ale długo musiałam mu to tłumaczyć i wysyłać linki do tego forum. Ale przyjaciółki... one totalnie tego nie rozumieją. Jedna zaczęła mi wmawiać, że to normalne wątpliwości... Dobrze, że jest te forum, w realnym życiu niestety ciężko znaleźć osobę, z którą można porozmawiać i która przede wszystkim zrozumie. A narzeczonego nie chcę ciągle tym obarczać, bo widzę, że dla niego też jest to bardzo trudne.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 580
- Rejestracja: 19 października 2016, o 12:02
Ja dzisiaj czuję się lepiej. Wczoraj miałem już tego wszystkiego dość, a dzisiaj jakoś mi się poprawiło. Takie rzeczy dowodzą,że to jednak zaburzenie
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 81
- Rejestracja: 23 lutego 2017, o 16:43
Dokładnietomek19932304 pisze: ↑21 maja 2018, o 22:07Ja dzisiaj czuję się lepiej. Wczoraj miałem już tego wszystkiego dość, a dzisiaj jakoś mi się poprawiło. Takie rzeczy dowodzą,że to jednak zaburzenie

-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 14
- Rejestracja: 14 marca 2018, o 17:37
A ja od rana mam gorszy dzień... U mnie objawia się to strasznym analizowaniem przeszłości i całego naszego związku. Teraz zaczęły mi się przypominać wszystkie chwile kiedy umyślnie lub nie raniłam mojego chłopaka. Wyłączanie telefonu po kłótni, żeby się martwił, ciągłe dręczenie pytaniami czy aby na pewno mnie nie zdradził (wtedy uważałam, że ja go przecież nie oskarżam, ja tylko pytam, rozmawiam - zastanawiam się czy to już wtedy nie były myśli lękowe, bo one same wpadały do głowy i mimo że w głębi serca wiedziałam, że on nic nie zrobił, ufałam mu, to nie potrafiłam się ich pozbyć) itp. Mam wrażenie jakby dobrych chwil nie było w naszym związku. I mimo, że on mówi, że nie zapisuje tych złych rzeczy w pamięci, że nie ma mi ich za złe, to ja i tak sobie wkręcam, że na pewno to zmieniło jego uczucia, że nawet jak teraz już jest czy będzie lepiej to to nie wymaże przeszłości.
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 14
- Rejestracja: 14 marca 2018, o 17:37
Do tego jak zwykle myśli, że moj związek nigdy nie był tak dobry jak myślałam, że był, co dla mnie jako perfekcjonistki jest straszne...