cosdziwnego1234 pisze: ↑20 maja 2017, o 14:12
Tyle że ja już nie boję się tych myśli...Nie wiem jak mam wyjść z tej nerwicy. A co, jeśli jedynym sposobem na wyjście z tego jest zerwanie? Moje błędne koło już nie polega tak jak kiedyś na ciągłym zadawaniu sobie pytania: "czy ja go kocham?", ale na zastanawianiu się nad ogólnym sensem związku, bo może jest lepszy? Jeszcze jak tylko zobaczę u niego coś, co mi nie pasuje to mam ochotę uciec...Męczy mnie to ciągłe porównywanie go do innych. Nic mi w nim nie pasuje, wszystko przeszkadza...Może ja go już nie kocham?
Stan dobrze mi znany i nie raz (a dwa razy) przerabiany. Tutaj może odpowiem na początku na Twoje przemyślenia odnośnie tego, jakoby zerwanie miało Cię odburzyć. A więc niestety lub stety, ale tak się nie stanie, znam to z autopsji. Po rozstaniu nerwica Ci się osłabi, nie będziesz już wałkować tego związku na okrągło, ale nie minie wiele dni, a zapewne wpadniesz w głęboki stan depresyjny, bo prawdopodobnie bezpowrotnie zniknie z Twojego życia osoba, która była jego sensem. Tak, ta osoba i ten związek są sensem Twojego życia i poniekąd to jest chyba największy powód tego, że ludzie tkwią w rOCD. Moim zdaniem, wszyscy powinniśmy się powoli PROSTOWAĆ. Każdy z nas musi zacząć (na początku na siłę, bo inaczej się nie da) rozwijać pozostałe sfery swojego życia, zarówno tego zewnętrznego jak i duchowego. Dla nas związek jest ZBYT ważny, stąd ten ogrom stresu, nerwów, lęków i bólu, powinniśmy powolutku ale zmniejszać jego wagę, a zwiększać wagę NAS samychi. To MY musimy zacząć stanowić swój sens życia, a nie nasza relacja z drugą połówką (nie stwierdzam tutaj, że nie jest ona rzeczą ważną, bo oczywiście że jest, ale dla naszego dobra musimy znaleźć jakąś inną sferę życia, której nadamy priorytet, lub chociaż taką samą wagę jak związkowi).