Igorowany lęk zawsze się nasila, gdybyś ty żywił się uwagą i dzieki niej zył, to jakby ktoś Cie ignorował to też byś się wkurviał bo byś zginął.radiohead_ pisze: ↑13 stycznia 2018, o 19:14Mam pytanie odnośnie radzenia sobie i akceptacji.
Generalnie mam mega silne objawy, czuje się caly odrętwialy, zawroty głowy, cieple i zimne prądy przeszywajace ciało. Mam problemy z czuciem twarzy, rąk, nóg. No i do tego ciągły lęk + myśli.
Zasugerowaliscie bym przyjął to cierpienie i o nim nie mówił. Robię tak, staram się robić dobrą minę do złej gry, ale wewnętrznie chcę cały czas wszystkim pokazywać jak się źle czuję i jak bardzo cierpie, chce o tym mówić.
ALE nie robię tego. A przynajmniej ograniczam tyle ile mogę. Czy chęć mówienia o tym to brak akceptacji? Czy jeżeli decyduje się o tym nie mówić, bo wiem że to do niczego nie prowadzi (i wiem, że muszę trochę pocierpiec na razie) to właśnie akceptacja?
Mózg mi podpowiada, że skoro chce o tym mówić to nie akceptuje. Ale ważne, ze decyduje sie nie mówić i to jest wlasnie akceptacja?
Wiem, że nie chcę tego cierpienia i skupiam się na nim. To nie jest tak, że go chce... po prostu staram się ze spokojem go znosić, chociaż im bardziej go próbuje ignorować tym się bardziej nasila. To normalne?
Proszę o rozwianie wątpliwości.
Nie rób sobie tez tak dużej presji z tym czy prawidłowo akceptujesz. Przyzwalaj sobie po prostu na to, że Ci źle i staraj się robić COKOLWIEK INNEGO.
To, ze czasem coś komus powiesz o swoim samopoczuciu to też nie koniec świata, chodzi o umiar zdrowy....
Jak Ty bez przerwy nadawałeś o objawach to nie było szansy żeby one Ci mineły i to czasem nawet na lekach.
A co do tego, ze Ty masz ochote o tym stale mówić to są jakieś wyjaśnienia, po pierwsze np. przywykłeś do tego i (paradokslanie jak sama nerwica) do uwagi A po drugie być może ta uwaga daje Ci pewne tzw. korzyści wtórne
Czyli jak mówisz ludziom dookoła o tym jak Ci źle, zwalnia Cię to może z pewnych obowiązków? Daje poczucie, ze masz prawo być "chorym" i możesz mieć inne rzeczy w nosie obecnie?