Kolego, chciałam Ci dodac nadziei i jednocześnie troche opierniczyc. Po Twoich postach mam wrażenie, ze Ty byś chcial poakceptowac 2 tygodnie i nie miec nerwicy. A to tak nie działa, halo

wiesz ile ja akceptowalam?

w styczniu minelo 2 lata

2 bite lata codziennej akceptacji tysiąca zasranych objawów, lęku o takim nasileniu, ze nie potrafiłam usiedzieć na krześle, przez głowę przelatywalo mi 1000 myśli na sekundę, siedząc w pracy miałam ochotę wybiec na ulice i zacząć krzyczeć (!). Przez kilka miesięcy myśli samobójcze, potem dlugo myśli o bezsensie zycia. Do tego przeszłam miedzy czasie operacje, biopsję zmiany w piersi i rezonans serca przy szalejącej hipochondrii

dzis juz wiem co to znaczy zejść do piekła. Tobie według mnie brakuje przede wszystkim wytrwałości i uporu. Takiego zaparcia sie, powiedzenia sobie: Dobra, dam rade, stoczę ten bój. Moze właśnie to jest ta odpowiedzialność i dojrzałość o której pisal Victor? Bo z nerwicy moozesz wyjść tylko SAM i to jest takie cholernie trudne, a juz zwłaszcza gdy do tej pory żylo sie blisko rodziców i spychalo odpowiedzialność za życie na innych.
Żeby nie bylo tak pesymistycznie, chciałam Ci dodac nadziei, ze to wszystko jest możliwe, musisz sie tylko nastawić na ciezka harówę. Czym szybciej to wszystko zalapiesz tym lepiej dla Ciebie

wychodzenie z nerwicy to proces i nie da sie przejść z punktu A do punktu Z czyli od silnej nerwicy do wyzdrowienia. To jest NIEMOZLIWE. Musisz sie bardzo zaprzeć samego siebie, walcz o siebie, ja juz prawie siebie odzyskalam
