Ja już z kilkoma osobami na forum gadałam o piciu, bo sama sie przeraziłam, że po piwie przechodzą mi wszystkie objawy. I oczywiście wpadłam w panikę, że jestem alkoholikiem

Tu jest myśle ważna kwestia, bo przewija się u wielu z nas: często sięgamy po browara, bo on rozluźnia. Mnóstwo ziołowych preparatów ma w składzie szyszki chmielu, nie przypadkowo. To jest naturalny uspokajacz. I u ludzi, którzy ten sposób odkryli - jest "pierwszym lekiem"

Jest wkurw, później objawy - no to piwko. I mija. Tylko że można rzeczywiście przekroczyć cienką czerwoną linie. Jeśli mamy świadomość, że to piwko, czy trzy to tylko na uspokojenie, to nie ma paniki. Bo jak objawów nie ma - to nie pijemy. Ja sama tak miałam. Ratowałam się browcem, ale gdy wszystko przechodziło, nie piłam wcale. Nie ciągnęło mnie, nie miałam potrzeby. A bałam się napić czegoś mocniejszego zawsze, żeby nie mieć kaca etc. Więc to piwo. W stanie nerwicowym bardzo łatwo wkręcić sobie wszystko, nawet alkoholizm. Bo jak patrze na znajomych, oni nie mają rozkmin nt picia. Piją, bo chcą, jest towarzystwo itd itp. Wstają poźniej rano i zajmuja się życiem, a nie analiza: "O Jezu, wypiłam/em". Więc we wszystkim trzeba znaleźć złoty środek.. Nawet jeśli to doraźnie pomaga, to ja bym tego nie potępiała. Bo jeśli efektem ma być np. rozluźnienie mięśni (a po chmielu tak jest), to wiadomo, że za tym pójdzie uspokojenie. A jak przyjdzie uspokojenie, objawy zejdą, to nie ma ciśnienia na napicie się. I kółko się zamyka.