Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Słabszy dzień? Kryzys? Ogólne pytanie? Wyżal się swobodnie.

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
Awatar użytkownika
TheHermit
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 56
Rejestracja: 8 grudnia 2018, o 05:59

1 marca 2019, o 18:53

SasankaLesna pisze:
1 marca 2019, o 16:51
Kochana, nawet nie wiesz, że możesz być inspiracją dla innych. Na przykład dla mnie :). Bo ja w takie dni często siadam i użalam się nad sobą. I potem kończę z takimi samymi myślami, jakie Ciebie gnębią - "jesteś żałosna". Tylko, że ja obwiniam się za brak działania, a Ty za działanie :D. Dzisiaj widzę, że robię błędy odburzeniowe, widzisz je i Ty. Bo traktowanie siebie bez wyrozumiałości jest błędem. To powinno wyglądać na takiej zasadzie: siadłam i płakałam? nie poszłam do sklepu? poszłam do sklepu, ale się bałam? A chu*steczka z tym. Nasz problem polega na tym, że cały czas wydaje nam się, że robimy coś źle, że inni robią to lepiej, bo inaczej, nieważne co robią. Widzisz, ja nawet teraz popełniam ten błąd, bo uważam, że Twój sposób radzenia sobie jest lepszy niż mój :D. Ale kończę już te analizy, bo mnie zaprowadzą na manowce. W każdym razie dzięki za Twój post, bo uzmysłowił mi znowu nowe rzeczy i sprawił, że jestem bardziej świadoma :lov:
nie martw się, jak widzisz moja metoda i tak nie działa :haha:

jestem nerwicową masochistką :? jak wróciłam do domu i w miarę się ogarnęłam postanowiłam poćwiczyć (miałam iść dziś na wf, wybrałam sobie fitness i miałam straszną ochotę na niego pójść, ale po tych przygodach z sercem i ciągle roztrzęsiona nie dałam rady tam dziś dotrzeć). skoro nie udalo mi się na uczelni to moze chociaz w domu sie uda zeby sobie samej udowodnic ze chociaz po czesci jestem w stanie funkcjonowac pomimo nerwicy. no i gowno, wytrzymalam 20 minut, od 5 minuty mialam atak ale cisnelam dalej poki moglam :haha: no i teraz caly czas walcze z objawami, a to mi gardlo zaciska, a to goraco uderza do twarzy, a to szczęki bolą od napięcia... a za 20 minut wybieram się na imprezę urodzinową i zamierzam na niej pić piwo. od kilku miesięcy nie piję wcale i nie zmniejszyło to moich ataków, moje aktualne "na trzeźwo" są gorsze niż kiedyś te kacowe... więc stwierdziłam, że pierrrniczę to i idę się napić. no i teraz są 2 opcje, albo mi fajnie wejdzie i przez kilka godzin nie będę miała nerwicy, albo mózg zareaguje źle i dostanę ataku stulecia. :lala:
Why were you born
Just to play with me,
To freak out
Or to be beautiful, my dear?
Awatar użytkownika
SasankaLesna
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 307
Rejestracja: 8 lutego 2019, o 13:51

1 marca 2019, o 19:14

I po co analizujesz? :D Będzie co będzie! Napij się, jak postanowiłaś. Chyba, że Ci się odwidzi to nie pij :D. Nie jest z Tobą tak źle, jak Ci się wydaje, ćwiczysz, wychodzisz :). Widzę w Tobie wojownika. Baw się wspaniale ;)
Czasami lepiej użyć miotacza ognia niż narzekać na ciemność. [T. Pratchett]
Awatar użytkownika
TheHermit
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 56
Rejestracja: 8 grudnia 2018, o 05:59

1 marca 2019, o 21:26

Relacja z imprezy-pierwsze pół godziny <I pierwsze piwo> to była ostra walka, chłopak sie mnie pytał kilka razy czy ni3 chce wracać, widocznie wyglądałam kiepsko :p jestem w trakcie drugiego i cudownie ozdrowialam. Hmm 2 piwka każdego ranka i byłabym królem życia ;)
Why were you born
Just to play with me,
To freak out
Or to be beautiful, my dear?
Awatar użytkownika
sennajawie
Hardcorowy "Ryzykant" Forum
Posty: 324
Rejestracja: 4 września 2018, o 02:54

3 marca 2019, o 13:33

TheHermit pisze:
1 marca 2019, o 15:57
Od razu się robi lepiej na duszy kiedy się czyta takie słowa :^ Ogólnie ostatnio mój sposób "radzenia sobie" z nerwicą to robienie sobie (czy może raczej lękowi...) na złość. Są takie dni kiedy czuję się gorzej i nie mam ochoty nigdzie wychodzic, bo czuję niepokój. No i mogłabym załóżmy zjeść to co mam w domu i nie iść po jakąś tam rzecz do sklepu, bo w sumie nie muszę. Ale wtedy już się denerwuję i myślę sobie, że jakbym nie miała nerwicy to pewnie z nudów bym poszła. No i zmuszam się i idę, oczywiście skutek jest taki, że zazwyczaj mam atak paniki, który muszę jakoś przetrzymać żeby załatwić sprawę, potem szybko wracam do domu i czuję się gorzej jeszcze przez jakiś czas... tak samo kiedy mam do wyboru jechać autobusem, a iść gdzieś na piechotę (bo w autobusie czuję się źle) to na złość sobie wybieram autobus. no i potem wywala mi adrenalinę co chwilę :roll: ale kuźwa nigdy nie pogodzę się z tym, że musiałabym zrezygnować z czegoś przez tę cholerną nerwicę. poza tym nawet jak uda mi się coś załatwić mimo lęku to i tak nie potrafię się z tego cieszyć, bo zaraz mam mysli "serio? pójście do sklepu po chleb to takie osiągnięcie? miliony ludzi na świecie codziennie chodzi do sklepu i nawet nie myślą o tym w kategoriach wyzwania. jesteś żałosna" i chyba to mnie gubi :(
Moim zdaniem Twój problem nie leży w ryzykowaniu, tj. Wychodzeniu z domu, gdyż jak sama piszesz robisz to mimo ataków paniki. Według mnie powinnaś odłożyć na bok rozkminy typu, czy dam radę wyjść do sklepu, normalni ludzie wychodzą do sklepu codziennie itp. Wg mnie problem leży w Twoim podejściu do ataków paniki samych w sobie. Te stany Ci się pogłębiają, bo nie rozwalasz mechanizmów właśnie tego samopoczucia. Samo to że funkcjonujesz (jakoś) mimo ataków paniki nie wyleczy Cię z nerwicy. Musisz zacząć działać z tym stanem. Przede wszystkim nie wierzyć objawom. Gdy zaczyna Ci się atak nie możesz myśleć, Jezu co to zaraz będzie nigdzie nie wyjdę bo będzie tak źle itp.. Pomysl sobie a zaraz mi przejdzie. A jak nie przechodzi to nadal tak mów. Nie nakręcaj sie że coś zawalisz, że będzie gorzej. Musisz olewać ten stan pełna para. Jeśli całej swojej Energi nie skupisz na olewaniu to objawy Cię przekonają że się źle czujesz. Ale to Ty tym kierujesz. To wychodzi z psychiki. Ten stan. Ty możesz nim kierować. Także przede wszystkim rozwalanie mechanizmów od podstaw
Chciałam pamiętać jak rozpaczliwa jest ciemność, by pełniej móc cieszyć się nowym światłem.

Nie walcz z nerwicą, przytul ją mocnym uściskiem :si

"Byłam zmęczona ciągłą introspekcją. Pragnęłam prostoty, a wpakowałam się w nowe komplikacje. Powoli, w bólach zrywałam z siebie kolejne warstwy odczuć i przeinaczeń. Bałam się, że gdy dojdę do końca nic już tam nie będzie. Tylko czarna dziura."
menago49
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 398
Rejestracja: 26 lutego 2018, o 11:32

3 marca 2019, o 13:37

Święte słowa!!!
Awatar użytkownika
TheHermit
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 56
Rejestracja: 8 grudnia 2018, o 05:59

3 marca 2019, o 19:16

sennajawie pisze:
3 marca 2019, o 13:33
Moim zdaniem Twój problem nie leży w ryzykowaniu, tj. Wychodzeniu z domu, gdyż jak sama piszesz robisz to mimo ataków paniki. Według mnie powinnaś odłożyć na bok rozkminy typu, czy dam radę wyjść do sklepu, normalni ludzie wychodzą do sklepu codziennie itp. Wg mnie problem leży w Twoim podejściu do ataków paniki samych w sobie. Te stany Ci się pogłębiają, bo nie rozwalasz mechanizmów właśnie tego samopoczucia. Samo to że funkcjonujesz (jakoś) mimo ataków paniki nie wyleczy Cię z nerwicy. Musisz zacząć działać z tym stanem. Przede wszystkim nie wierzyć objawom. Gdy zaczyna Ci się atak nie możesz myśleć, Jezu co to zaraz będzie nigdzie nie wyjdę bo będzie tak źle itp.. Pomysl sobie a zaraz mi przejdzie. A jak nie przechodzi to nadal tak mów. Nie nakręcaj sie że coś zawalisz, że będzie gorzej. Musisz olewać ten stan pełna para. Jeśli całej swojej Energi nie skupisz na olewaniu to objawy Cię przekonają że się źle czujesz. Ale to Ty tym kierujesz. To wychodzi z psychiki. Ten stan. Ty możesz nim kierować. Także przede wszystkim rozwalanie mechanizmów od podstaw
za każdym razem tak sobie mówię :P często na głos, rozmawiałam ze sobą wczoraj rano z pół godziny jak mnie atak złapał :? ogólnie to do pewnego stopnia jestem w stanie na siebie wpłynąć, ale tylko na powiedzmy, początkowych etapach paniki, potem jak już układ nerwowy zacznie szaleć, to mój mózg już ma całkowicie inną percepcję, czasem bywa tak, że nie jestem w stanie wstać, czy się ruszyć, bo sam fakt ruchu, czy lekkie zakręcenie się w głowie powoduje kolejny wyrzut adrenaliny. czasem już nie wiadomo co robić, leżę pod kołdrą ograniczając wszelkie bodźce z zewnątrz - czuję cały ciężar swojego roztrzęsienia, dosłownie czuję jak mój mózg się miota, bo nie wie co ze sobą zrobić; próbuję wstać, zająć się czymś i odwrócić uwagę - zalewa mnie kolejna olbrzymia fala adrenaliny. na tym etapie jestem już w czarnej dziurze i te przypływy paniki nie trwają kilka minut czy nawet godzinę, a kilka godzin... a po takim trwający kilka godzin ataku (czy może serii ataków) przez kolejne 2-3 dni jestem "skacowana", jakby mój umysł nie potrafił odczuwać żadnych pozytywnych emocji, okropność. :buu: :buu: :buu:
Why were you born
Just to play with me,
To freak out
Or to be beautiful, my dear?
Awatar użytkownika
Halka
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 457
Rejestracja: 18 czerwca 2017, o 21:29

3 marca 2019, o 20:03

TheHermit pisze:
3 marca 2019, o 19:16
sennajawie pisze:
3 marca 2019, o 13:33
Moim zdaniem Twój problem nie leży w ryzykowaniu, tj. Wychodzeniu z domu, gdyż jak sama piszesz robisz to mimo ataków paniki. Według mnie powinnaś odłożyć na bok rozkminy typu, czy dam radę wyjść do sklepu, normalni ludzie wychodzą do sklepu codziennie itp. Wg mnie problem leży w Twoim podejściu do ataków paniki samych w sobie. Te stany Ci się pogłębiają, bo nie rozwalasz mechanizmów właśnie tego samopoczucia. Samo to że funkcjonujesz (jakoś) mimo ataków paniki nie wyleczy Cię z nerwicy. Musisz zacząć działać z tym stanem. Przede wszystkim nie wierzyć objawom. Gdy zaczyna Ci się atak nie możesz myśleć, Jezu co to zaraz będzie nigdzie nie wyjdę bo będzie tak źle itp.. Pomysl sobie a zaraz mi przejdzie. A jak nie przechodzi to nadal tak mów. Nie nakręcaj sie że coś zawalisz, że będzie gorzej. Musisz olewać ten stan pełna para. Jeśli całej swojej Energi nie skupisz na olewaniu to objawy Cię przekonają że się źle czujesz. Ale to Ty tym kierujesz. To wychodzi z psychiki. Ten stan. Ty możesz nim kierować. Także przede wszystkim rozwalanie mechanizmów od podstaw
za każdym razem tak sobie mówię :P często na głos, rozmawiałam ze sobą wczoraj rano z pół godziny jak mnie atak złapał :? ogólnie to do pewnego stopnia jestem w stanie na siebie wpłynąć, ale tylko na powiedzmy, początkowych etapach paniki, potem jak już układ nerwowy zacznie szaleć, to mój mózg już ma całkowicie inną percepcję, czasem bywa tak, że nie jestem w stanie wstać, czy się ruszyć, bo sam fakt ruchu, czy lekkie zakręcenie się w głowie powoduje kolejny wyrzut adrenaliny. czasem już nie wiadomo co robić, leżę pod kołdrą ograniczając wszelkie bodźce z zewnątrz - czuję cały ciężar swojego roztrzęsienia, dosłownie czuję jak mój mózg się miota, bo nie wie co ze sobą zrobić; próbuję wstać, zająć się czymś i odwrócić uwagę - zalewa mnie kolejna olbrzymia fala adrenaliny. na tym etapie jestem już w czarnej dziurze i te przypływy paniki nie trwają kilka minut czy nawet godzinę, a kilka godzin... a po takim trwający kilka godzin ataku (czy może serii ataków) przez kolejne 2-3 dni jestem "skacowana", jakby mój umysł nie potrafił odczuwać żadnych pozytywnych emocji, okropność. :buu: :buu: :buu:
Dlatego musisz na upartego i tak działać i niesprawdzać kiedy minie tylko jak nauczyć sie być temu pozwolić. Niema mocnych somaty i myśli mogą mocno atakować i dlatego trzeba uczyć sie je najpierw logicznie tłumaczyć . Kiedy leżysz to zobacz wtedy łatwiej puścić kontrole i no nic leże i sorubuje świadomie poobserwować ten mechanizm. Wiruje , lęki sie nasilają , myśli cisną , umęczy człowieka jagby do beczki wsadzić i stoczyć z górki. Tylko zobacz co sie po takiej jezdie dzieje, wyobijany i zmęczony ale cały:) i wkońcu sie i tak uspakaja. Niebój sie niepęknie i nic Ci sie niestanie. Im szybciej uwierzysz że jesteś bezpieczna tym szybciej uspokoisz umysł. A jak leżysz to staraj też odpoczywać na ile możesz , nieżyć tylko tym ale dać bodziec do wyciszenia , tak jagbyś dziecko utulała. Ciiiii :) ukochaj go
Awatar użytkownika
TheHermit
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 56
Rejestracja: 8 grudnia 2018, o 05:59

3 marca 2019, o 20:08

Halka pisze:
3 marca 2019, o 20:03
Dlatego musisz na upartego i tak działać i niesprawdzać kiedy minie tylko jak nauczyć sie być temu pozwolić. Niema mocnych somaty i myśli mogą mocno atakować i dlatego trzeba uczyć sie je najpierw logicznie tłumaczyć . Kiedy leżysz to zobacz wtedy łatwiej puścić kontrole i no nic leże i sorubuje świadomie poobserwować ten mechanizm. Wiruje , lęki sie nasilają , myśli cisną , umęczy człowieka jagby do beczki wsadzić i stoczyć z górki. Tylko zobacz co sie po takiej jezdie dzieje, wyobijany i zmęczony ale cały:) i wkońcu sie i tak uspakaja. Niebój sie niepęknie i nic Ci sie niestanie. Im szybciej uwierzysz że jesteś bezpieczna tym szybciej uspokoisz umysł. A jak leżysz to staraj też odpoczywać na ile możesz , nieżyć tylko tym ale dać bodziec do wyciszenia , tak jagbyś dziecko utulała. Ciiiii :) ukochaj go
łóżko to jest moje najbezpieczniejsze miejsce w domu :huh zawsze jak mnie mocno łapie to tam idę. niestety na uczelni ani w sklepie nie ma łóżka i wtedy pojawia się problem :pp kiedy nauczę się w końcu jak poradzić sobie z atakami kiedy mam daleko do domu i łóżka, to będzie milowy krok mojego odburzania...
Why were you born
Just to play with me,
To freak out
Or to be beautiful, my dear?
Awatar użytkownika
Halka
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 457
Rejestracja: 18 czerwca 2017, o 21:29

3 marca 2019, o 20:10

Wiesz co masz robić?
Awatar użytkownika
sennajawie
Hardcorowy "Ryzykant" Forum
Posty: 324
Rejestracja: 4 września 2018, o 02:54

5 marca 2019, o 10:01

TheHermit pisze:
3 marca 2019, o 19:16
sennajawie pisze:
3 marca 2019, o 13:33
Moim zdaniem Twój problem nie leży w ryzykowaniu, tj. Wychodzeniu z domu, gdyż jak sama piszesz robisz to mimo ataków paniki. Według mnie powinnaś odłożyć na bok rozkminy typu, czy dam radę wyjść do sklepu, normalni ludzie wychodzą do sklepu codziennie itp. Wg mnie problem leży w Twoim podejściu do ataków paniki samych w sobie. Te stany Ci się pogłębiają, bo nie rozwalasz mechanizmów właśnie tego samopoczucia. Samo to że funkcjonujesz (jakoś) mimo ataków paniki nie wyleczy Cię z nerwicy. Musisz zacząć działać z tym stanem. Przede wszystkim nie wierzyć objawom. Gdy zaczyna Ci się atak nie możesz myśleć, Jezu co to zaraz będzie nigdzie nie wyjdę bo będzie tak źle itp.. Pomysl sobie a zaraz mi przejdzie. A jak nie przechodzi to nadal tak mów. Nie nakręcaj sie że coś zawalisz, że będzie gorzej. Musisz olewać ten stan pełna para. Jeśli całej swojej Energi nie skupisz na olewaniu to objawy Cię przekonają że się źle czujesz. Ale to Ty tym kierujesz. To wychodzi z psychiki. Ten stan. Ty możesz nim kierować. Także przede wszystkim rozwalanie mechanizmów od podstaw
za każdym razem tak sobie mówię :P często na głos, rozmawiałam ze sobą wczoraj rano z pół godziny jak mnie atak złapał :? ogólnie to do pewnego stopnia jestem w stanie na siebie wpłynąć, ale tylko na powiedzmy, początkowych etapach paniki, potem jak już układ nerwowy zacznie szaleć, to mój mózg już ma całkowicie inną percepcję, czasem bywa tak, że nie jestem w stanie wstać, czy się ruszyć, bo sam fakt ruchu, czy lekkie zakręcenie się w głowie powoduje kolejny wyrzut adrenaliny. czasem już nie wiadomo co robić, leżę pod kołdrą ograniczając wszelkie bodźce z zewnątrz - czuję cały ciężar swojego roztrzęsienia, dosłownie czuję jak mój mózg się miota, bo nie wie co ze sobą zrobić; próbuję wstać, zająć się czymś i odwrócić uwagę - zalewa mnie kolejna olbrzymia fala adrenaliny. na tym etapie jestem już w czarnej dziurze i te przypływy paniki nie trwają kilka minut czy nawet godzinę, a kilka godzin... a po takim trwający kilka godzin ataku (czy może serii ataków) przez kolejne 2-3 dni jestem "skacowana", jakby mój umysł nie potrafił odczuwać żadnych pozytywnych emocji, okropność. :buu: :buu: :buu:
A właśnie, a puściłaś kontrolę? Tzn podczas ataku paniki przestałaś kontrolować swój stan i powiedziałaś "niech się dzieje co chce, najwyżej umrę"? To jest klucz do poprawy według mnie. :D
Bierzesz jakieś leki? Trochę masakra z tymi atakami po parę h, ja tak miałam na samiutkim początku i to tylko parę razy. Później atak max 30 minut.
Chciałam pamiętać jak rozpaczliwa jest ciemność, by pełniej móc cieszyć się nowym światłem.

Nie walcz z nerwicą, przytul ją mocnym uściskiem :si

"Byłam zmęczona ciągłą introspekcją. Pragnęłam prostoty, a wpakowałam się w nowe komplikacje. Powoli, w bólach zrywałam z siebie kolejne warstwy odczuć i przeinaczeń. Bałam się, że gdy dojdę do końca nic już tam nie będzie. Tylko czarna dziura."
Awatar użytkownika
TheHermit
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 56
Rejestracja: 8 grudnia 2018, o 05:59

5 marca 2019, o 14:42

sennajawie pisze:
5 marca 2019, o 10:01
A właśnie, a puściłaś kontrolę? Tzn podczas ataku paniki przestałaś kontrolować swój stan i powiedziałaś "niech się dzieje co chce, najwyżej umrę"? To jest klucz do poprawy według mnie. :D
Bierzesz jakieś leki? Trochę masakra z tymi atakami po parę h, ja tak miałam na samiutkim początku i to tylko parę razy. Później atak max 30 minut.
staram się tak robić za każdym razem, ale wtedy lęk eskaluje w koooooooosmos i wtedy staram się robić oddechy powoli, rozmawiam ze sobą itd, ale no mam wrażenie, że poza doraźną pomocą, na dłuższą metę nic to nie zmienia...

dzisiaj kolejny dzien nie poszłam na uczelnię :(: w sumie nie wiem czy to była nerwica czy serio coś mi było... wczoraj wieczorem źle się czułam trochę jakbym miała stan podgorączkowy, miałam lekkie mdłości, bóle mięśni itd, oczywiście już odezwał się niepokój i to jest okropnie męczące kiedy nie możesz się na niczym skupić, bo twój mózg ciągle rozkminia, czy to osłabienie to przypadkiem nie jest tak, że umierasz :? w każdym razie poszłam spać, rano się obudziłam i było w miarę ok, zjadłam śniadanie no i zaczęła się masakra, najpierw gorąco mi uderzyło do twarzy, zawroty głowy, biegunka, okropne mdłości i pieczenie w żołądku. dostałam porządnego ataku paniki i musiałam zadzwonić do matki, żeby z kimś pogadać, bo byłam wtedy sama w mieszkaniu. potem położyłam się do łóżka, jeszcze przez kolejną godzinę mnie mdliło, nadal trochę boli mnie brzuch, ale jest w miarę ok. no i nie wiem czy naprawdę miałam jakieś zatrucie i ono spowodowało ten atak, czy to wszystko było z powodu nerwicy. obstawiam raczej to pierwsze, ale cholera jasna, jeżeli mój organizm będzie na każde osłabienie reagował w ten sposób to nie wróżę sobie świetlanej przyszłości. 'niemoge
i mam teraz kolejne zagadnienie do przemyślenia - jak odróżnić nerwicę od prawdziwej choroby? zaczynam się już gubić w tych wszystkich symptomach 'niemoge
Why were you born
Just to play with me,
To freak out
Or to be beautiful, my dear?
ohKarol
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 15
Rejestracja: 9 listopada 2018, o 10:22

5 marca 2019, o 17:34

TheHermit pisze:
1 marca 2019, o 21:26
Relacja z imprezy-pierwsze pół godziny <I pierwsze piwo> to była ostra walka, chłopak sie mnie pytał kilka razy czy ni3 chce wracać, widocznie wyglądałam kiepsko :p jestem w trakcie drugiego i cudownie ozdrowialam. Hmm 2 piwka każdego ranka i byłabym królem życia ;)
…Czyli nie tylko ja cudownie zdrowieje po alkoholu :D
Gorszy jest tylko drugi dzien, ale fajnie chciaz przez chwile czuć sie normalnie i odczówać jakies inne emocje niz tylko lęk i strach :buu:
nomeolvides
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 8
Rejestracja: 4 marca 2019, o 16:49

5 marca 2019, o 19:26

Piszę bo już nie mam siły. To"coś" mnie wykończy. I psychicznie i fizycznie. Zacznę od początku, od mojego dzieciństwa i od tego od czego tak naprawdę się zaczęło.
Zawsze w moim mniemaniu byłam "dziwnym" dzieckiem. W wieku szkolnym 5-10 lat miałam dziwne jazdy, jak np. jak pójdę tą drogą to stanie się coś złego. Jak nie przeżegnałam się przed snem 5 razy to też miałam takie myśli. Potem jako dziecko - sama do siebie powiedziałam. Halo - to twój wymysł, uspokój się, nie rób tak, nic złego się nie stanie. Dziecko to zrozumiało i przestało tak robić. Dzisiaj mam 27 lat i już tak łatwo nie jest samej sobie wytłumaczyć, że nic złego się nie stanie. Dzieciństwo miałam szczęśliwe, o ile szczęśliwe może być z dwoma starszymi braćmi (to oczywiście żart). Szczęsliwe do momentu, kiedy nie zdarzyła się najgorsza tragedia w moim życiu. W klasie drugiej gimnazjum (13 lat o ile dobrze pamiętam) zmarł mój tata. Nagle i tragicznie bo w wypadku samochodowym. Jako dziecko bardzo to przeżyłam, pamiętam to bardziej jak za mgłą co wtedy czułam. Pamiętam, że po śmierci byłam tak naprawdę zostawiona sama sobie, mama wpadła w depresję, nie interesowałą się mną. Zaraz po śmierci przed pogrzebem zjechała się do nas rodzina, nikt nie pytał się jak się czuję, żebym się wypłakała, nikt mi tak naprawdę wtedy nie pomógł. Po prostu każdy bardziej przejmował się moją mamą która histerycznie podchodziła do tego. Ja byłam raczej na uboczu, nie płakałam, nie okazywałąm uczuć, raczej je ukrywałam. Nie zgadzałam się na tą śmierć, Buntowałam się. Byłam obrażona. W dniu pogrzebu rodzina kazała mi zobaczyć otwartą trumnę - nie chciałam, nie podeszłam, nie zobaczyłam. Kazali mi dotknąć już zamkniętej trumny w geście pożegnania - nie zrobiłam tego. Nie chciałam się żegnać, byłam obrażona? Na tatę, że mnie zostawił? Ze moja rodzina nie pozwoliła mi przeżywać tej okropnej dla mnie chwili tak jak ja chce? Nie wiem. Po pogrzebie zaczęło się dziać gorzej. Pamiętam jak dwa - trzy dni zaczęliśmy się przeprowadzać do nowego domu, tego, w którym mieliśmy zamieszkać wszyscy. Buntowałam się, nie chciało mi się pakować, pyskowałam, byłam niemiła. Moja mama (ewidentnie też nie radząca sobie i nie mam do niej żalu) i ciotka wyśmiewały się ze mnie. Pamiętam to do dzisiaj. Potem zaczęliśmy żyć, raczej a jednak osobno. Moja mam sobie, ja sobie - nie mam żalu, wiem że nie była wtedy w stanie się mną zająć, a ja o dziwi zaskakująco dobrze sobie radziłam. Po prostu z dnia na dzień. Po roku - dwóch, mama wyszła z depresji, zaczęło się jakoś układać. Ja poszłam do liceum. Szalałam, niczego się nie bałam, imprezowałam, nie przejmowałam się niczym, a na pewno nie swoim zdrowiem. Co najwyżej czemu chłopak nie odpisuje na smsa - to była największa tragedia mojego życia.
Przyszły studia i tutaj zaczęły się nerwy, problemy ze zdaniem na następny rok - co powie mama. Wyleciałam, udawałam że chodzę dalej, tylko mam mało zajęć. Przeszło, chociaż cały czas się bałam, że prawda wyjdzie na jaw. Potem zaczęłam żyć ponad stan - kredyty, chwilówki, nie miałam z czego spłacać,bałam się, że mama to odkryje i będzie dramat. Wyszło, dużo płaczu, nerwów. Już z tego wyszłam.
Następnie zaczęłam pracę, jedną -call center, dużo nerwów. Rzuciłam po 3 miesiącach, ale znalazłam za miesiąc dużo lepszą, pieniądze 2 x tyle, prestiżowy zawód w korporacji. Zwolnili mnie bo robiłam za dużo błedów. Z dnia na dzień. Nie powiedziałam mamie, bałam się, wstydziłam swojej porażki. Udawałam, że chodzę do pracy, ale nie chodziłam. Chodziłam do centrów handlowych, do parku itp.
W międzyczasie byłam w związku z moim chłopakiem, bardzo go kocham, wtedy nie mieliśmy problemów. W końcu znalazłam nową pracę , dosyć stresującą ale satysfkacjonującą. W międzyczasie zaczęły się moje lęki. Balam się jak moja mama nie odbiera telefonów, drżałam z przerażenia. Tak samo jak mój chłopak nie odbierał miałam myśli, że mnie zostawił. Czasami nie odbierali, nei słyszeli, nie mieli czasu, normalna rzecz. Ja już w głowie najczarniejsze scenariusze.
I wtedy był apogeum. Zaczęło się od bólu, nerwobólu na karku. Wygooglowałam co to może być - diagnoza - RAK, TĘTNIAK. Umieram, to napewno to. Mój dziadek miał tętniaka, na pewno to to. Atak paniki, kilka dni. W końcu przestało boleć. Uff, rak mnie nie zabił. Ale czujność pozostała. Ataki paniki gdy moja mama nie odbiera (a robiła i robi to często, wycisza telefon, jak chce mieć spokój), przerodziła się w wymyślaniu jej chorób, oczywiście tych najgorszych. Trwa to juz od grudnia. Pokasłuje - rak płuc - to na pewno to, pali papierosy (co z tego że ma przewlekłe zapalenie zatok i oprócz pokasływania ma też cieknący katar i bół zatok - to jest rak). Zobaczyłam plamkę na policzku - jakiś pieprzyk się jej zrobił wieku starczego, Moja diagnoza - czerniak. Ale! Na pewno z przerzutami do kości - bolała ją stopa. Ok, wytłumaczyłam sobie, że to nie to. Ze katar to zapalenie zatok a czerniak to jest pieorzyk. Kilka dni spokoju.
Kolejny etap - to ja mam raka! Gorsze samopoczucie, ból mięśni, stany podgorączkowe, delikatne nocne poty (za ciepła piżama), kłujące bóle. Wszak to nie nerwy- to BIAŁACZKA! ALbo nie, to rak trzustki, bo trzustka mnie kłuje (nawet nie wem gdzie jest trzustka, więc googluje i się zgadza). No paranoja jakaś. Trwa to drugi miesiąc ale ja już jestem wykończona. Sprawdzam mamie chusteczki higinieczne cyz nie ma tam krwi. Dzisiaj sprawdziłam i to co zobaczyłam zwaliło mnie z nóg. Brązowa wydzielina - zsechnięta krew. Prawie upadłam ale się zapytałam mamy co to jest. Ona nie wiedziąła o co chodzi (pomyślałam, że nie chce zebym sie dowiedziała o tym raku, na pewno!). Pokazałam jej to co odnalazłam. Ona na to, że czyściła patelnie i zaczęla się ze mnie smiać. Ja z siebie też, ale zaraz znowu spojrzałam na jej czerniaka i zaczelam wymyslac w glowie przerzuty.... U siebie w tym momencie widzę raka trzuski, bo mnie kłuje tam gdzie trzustka może być... Tak naprawdę wszędzie mnie kłuje, ale tam wiem że jest trzustka. Dzisiaj cały dzień w pracy googlowałam objawy raka płuc (po raz milionowy) i czytałam forum bliskich chorych na raka płuc, abym była przygotowana na najgorsze. Wiem, ze to chore, ale nie wiem co mam z tym zrobić? Leki? Psychoterapia?
Nie umiem cieszyć się z życia, Nie rozumiem ludzi, którzy się nie martiwą, wszak trzeba się martwić, możemy mieć tyle okropnych chorób.
Piszę to, żeby spojrzeć na to z dystansu. Piszę, żeby prosić o pomoc. Co robić? Psycholog? Czy moje zaburzenia mogą mieć początki w dzieciństwie? Jak sobie wytłumaczyć, tak jak wtedy, gdy miałam 5 lat, że nic złego się nie stanie? Proszę Was o pomoc w zrozumieniu siebie, o drogowskaz co mam zrobić dalej, jak przerwać ten ciąg nerwów, złych myśli?
zaburzony25
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 191
Rejestracja: 29 sierpnia 2017, o 18:54

5 marca 2019, o 19:52

nomeolvides pisze:
5 marca 2019, o 19:26
Piszę bo już nie mam siły. To"coś" mnie wykończy. I psychicznie i fizycznie. Zacznę od początku, od mojego dzieciństwa i od tego od czego tak naprawdę się zaczęło.
Zawsze w moim mniemaniu byłam "dziwnym" dzieckiem. W wieku szkolnym 5-10 lat miałam dziwne jazdy, jak np. jak pójdę tą drogą to stanie się coś złego. Jak nie przeżegnałam się przed snem 5 razy to też miałam takie myśli. Potem jako dziecko - sama do siebie powiedziałam. Halo - to twój wymysł, uspokój się, nie rób tak, nic złego się nie stanie. Dziecko to zrozumiało i przestało tak robić. Dzisiaj mam 27 lat i już tak łatwo nie jest samej sobie wytłumaczyć, że nic złego się nie stanie. Dzieciństwo miałam szczęśliwe, o ile szczęśliwe może być z dwoma starszymi braćmi (to oczywiście żart). Szczęsliwe do momentu, kiedy nie zdarzyła się najgorsza tragedia w moim życiu. W klasie drugiej gimnazjum (13 lat o ile dobrze pamiętam) zmarł mój tata. Nagle i tragicznie bo w wypadku samochodowym. Jako dziecko bardzo to przeżyłam, pamiętam to bardziej jak za mgłą co wtedy czułam. Pamiętam, że po śmierci byłam tak naprawdę zostawiona sama sobie, mama wpadła w depresję, nie interesowałą się mną. Zaraz po śmierci przed pogrzebem zjechała się do nas rodzina, nikt nie pytał się jak się czuję, żebym się wypłakała, nikt mi tak naprawdę wtedy nie pomógł. Po prostu każdy bardziej przejmował się moją mamą która histerycznie podchodziła do tego. Ja byłam raczej na uboczu, nie płakałam, nie okazywałąm uczuć, raczej je ukrywałam. Nie zgadzałam się na tą śmierć, Buntowałam się. Byłam obrażona. W dniu pogrzebu rodzina kazała mi zobaczyć otwartą trumnę - nie chciałam, nie podeszłam, nie zobaczyłam. Kazali mi dotknąć już zamkniętej trumny w geście pożegnania - nie zrobiłam tego. Nie chciałam się żegnać, byłam obrażona? Na tatę, że mnie zostawił? Ze moja rodzina nie pozwoliła mi przeżywać tej okropnej dla mnie chwili tak jak ja chce? Nie wiem. Po pogrzebie zaczęło się dziać gorzej. Pamiętam jak dwa - trzy dni zaczęliśmy się przeprowadzać do nowego domu, tego, w którym mieliśmy zamieszkać wszyscy. Buntowałam się, nie chciało mi się pakować, pyskowałam, byłam niemiła. Moja mama (ewidentnie też nie radząca sobie i nie mam do niej żalu) i ciotka wyśmiewały się ze mnie. Pamiętam to do dzisiaj. Potem zaczęliśmy żyć, raczej a jednak osobno. Moja mam sobie, ja sobie - nie mam żalu, wiem że nie była wtedy w stanie się mną zająć, a ja o dziwi zaskakująco dobrze sobie radziłam. Po prostu z dnia na dzień. Po roku - dwóch, mama wyszła z depresji, zaczęło się jakoś układać. Ja poszłam do liceum. Szalałam, niczego się nie bałam, imprezowałam, nie przejmowałam się niczym, a na pewno nie swoim zdrowiem. Co najwyżej czemu chłopak nie odpisuje na smsa - to była największa tragedia mojego życia.
Przyszły studia i tutaj zaczęły się nerwy, problemy ze zdaniem na następny rok - co powie mama. Wyleciałam, udawałam że chodzę dalej, tylko mam mało zajęć. Przeszło, chociaż cały czas się bałam, że prawda wyjdzie na jaw. Potem zaczęłam żyć ponad stan - kredyty, chwilówki, nie miałam z czego spłacać,bałam się, że mama to odkryje i będzie dramat. Wyszło, dużo płaczu, nerwów. Już z tego wyszłam.
Następnie zaczęłam pracę, jedną -call center, dużo nerwów. Rzuciłam po 3 miesiącach, ale znalazłam za miesiąc dużo lepszą, pieniądze 2 x tyle, prestiżowy zawód w korporacji. Zwolnili mnie bo robiłam za dużo błedów. Z dnia na dzień. Nie powiedziałam mamie, bałam się, wstydziłam swojej porażki. Udawałam, że chodzę do pracy, ale nie chodziłam. Chodziłam do centrów handlowych, do parku itp.
W międzyczasie byłam w związku z moim chłopakiem, bardzo go kocham, wtedy nie mieliśmy problemów. W końcu znalazłam nową pracę , dosyć stresującą ale satysfkacjonującą. W międzyczasie zaczęły się moje lęki. Balam się jak moja mama nie odbiera telefonów, drżałam z przerażenia. Tak samo jak mój chłopak nie odbierał miałam myśli, że mnie zostawił. Czasami nie odbierali, nei słyszeli, nie mieli czasu, normalna rzecz. Ja już w głowie najczarniejsze scenariusze.
I wtedy był apogeum. Zaczęło się od bólu, nerwobólu na karku. Wygooglowałam co to może być - diagnoza - RAK, TĘTNIAK. Umieram, to napewno to. Mój dziadek miał tętniaka, na pewno to to. Atak paniki, kilka dni. W końcu przestało boleć. Uff, rak mnie nie zabił. Ale czujność pozostała. Ataki paniki gdy moja mama nie odbiera (a robiła i robi to często, wycisza telefon, jak chce mieć spokój), przerodziła się w wymyślaniu jej chorób, oczywiście tych najgorszych. Trwa to juz od grudnia. Pokasłuje - rak płuc - to na pewno to, pali papierosy (co z tego że ma przewlekłe zapalenie zatok i oprócz pokasływania ma też cieknący katar i bół zatok - to jest rak). Zobaczyłam plamkę na policzku - jakiś pieprzyk się jej zrobił wieku starczego, Moja diagnoza - czerniak. Ale! Na pewno z przerzutami do kości - bolała ją stopa. Ok, wytłumaczyłam sobie, że to nie to. Ze katar to zapalenie zatok a czerniak to jest pieorzyk. Kilka dni spokoju.
Kolejny etap - to ja mam raka! Gorsze samopoczucie, ból mięśni, stany podgorączkowe, delikatne nocne poty (za ciepła piżama), kłujące bóle. Wszak to nie nerwy- to BIAŁACZKA! ALbo nie, to rak trzustki, bo trzustka mnie kłuje (nawet nie wem gdzie jest trzustka, więc googluje i się zgadza). No paranoja jakaś. Trwa to drugi miesiąc ale ja już jestem wykończona. Sprawdzam mamie chusteczki higinieczne cyz nie ma tam krwi. Dzisiaj sprawdziłam i to co zobaczyłam zwaliło mnie z nóg. Brązowa wydzielina - zsechnięta krew. Prawie upadłam ale się zapytałam mamy co to jest. Ona nie wiedziąła o co chodzi (pomyślałam, że nie chce zebym sie dowiedziała o tym raku, na pewno!). Pokazałam jej to co odnalazłam. Ona na to, że czyściła patelnie i zaczęla się ze mnie smiać. Ja z siebie też, ale zaraz znowu spojrzałam na jej czerniaka i zaczelam wymyslac w glowie przerzuty.... U siebie w tym momencie widzę raka trzuski, bo mnie kłuje tam gdzie trzustka może być... Tak naprawdę wszędzie mnie kłuje, ale tam wiem że jest trzustka. Dzisiaj cały dzień w pracy googlowałam objawy raka płuc (po raz milionowy) i czytałam forum bliskich chorych na raka płuc, abym była przygotowana na najgorsze. Wiem, ze to chore, ale nie wiem co mam z tym zrobić? Leki? Psychoterapia?
Nie umiem cieszyć się z życia, Nie rozumiem ludzi, którzy się nie martiwą, wszak trzeba się martwić, możemy mieć tyle okropnych chorób.
Piszę to, żeby spojrzeć na to z dystansu. Piszę, żeby prosić o pomoc. Co robić? Psycholog? Czy moje zaburzenia mogą mieć początki w dzieciństwie? Jak sobie wytłumaczyć, tak jak wtedy, gdy miałam 5 lat, że nic złego się nie stanie? Proszę Was o pomoc w zrozumieniu siebie, o drogowskaz co mam zrobić dalej, jak przerwać ten ciąg nerwów, złych myśli?
Oczywiście jak najbardziej Twoja nerwica może mieć początki w dzieciństwie. Miałem podobnie tez mi się zawsze wydawało ze jestem dziwny, miałem podobne „akcje” jak Ty :) tzn nie rób tego bo może się coś stać... nie idź tam bo to... bo tamto...
Tez dusilem w sobie wszystkie swoje emocje i problemy mimo tego ze zawsze miałbym wsparcie u rodziców. Bałem się o czym kolwiek im mówić... potem technikum i tez życie w beztrosce, zero problemów nawet matura przebiegła bez stresu. Potem prszyszla praca i nagle bum. U mnie zaczęło się tez z głowa byłem przekonany ze jestem poważnie chory... milion badań z których nic nie wynikło. „Glowa jest za mną” teraz atakują inne narządy ale jestem na dobrej drodze, nie poddaje się i ciagle z tym walczę, ale sam widzę na przestrzeni ostnstniego roku ze robię postępy. Drogowskaz dla każdego nerwicowa jest inny :) ja walczę w ten sposób ze staram się zapalanowac sobie cały dzień tak żeby nie siedzieć/leżeć bezczynnie tylko coś robić, trzymam się tego konsekwentnie i widzę postępy. Z atakami paniki, dosłownie „walczę” wyobrażam sobie ze mam kogoś do pokonania i fizycznie go wykańczam :) do tego odpowiednia dieta bo to tez jest dość istotne i dużo ziół.
I co ważne zacznij może od odsłuchania nagrań na yt divovica żeby lepiej zrozumieć istotę nerwicy
nomeolvides
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 8
Rejestracja: 4 marca 2019, o 16:49

5 marca 2019, o 19:58

Ja się boję,że to dopiero początek. Trwa 2-3 miesiące na razie. Chcę to przerwać jak najszybciej, bo ja jako niepoprawna optymistyka nie poznaje siebie. Inni też mnie nie poznają, niszczy mi to związek :(
ODPOWIEDZ