Chromonologicznie wygląda to tak: trema,emocjonalność/wrażliwość,normalne funkcjonowanie ,derealizacje i depersonalizacje(w wieku około 10 lat) nerwica lękowa,psychosomatyka ,problemy z funkcjonowaniem (wychodzenie do szkoły,do miasta,do pracy),nasilenie lęków,coraz więcej coraz silniejszych objawów,zawałopodobne,skurcze mięśni,brzuch i kończyny,czasami twarz,paraliże mięśni,napady paniki,hiperwentylacje,kilka lat męczarni prób radzenia sobie,jedno zwycięstwo spokój wywalczony na parę lat,powrót do punktu wyjścia,znowu tragedia,męczarnie,seks(ja nie chciałem,koleżanka się uparła że mi pomoże

),tydzień spokoju,podjęcie leczenia farmakologicznego(wreszcie mogłem opuścić dom,udać się do lekarza i usiedzieć w poczekalni bez wrażenia że umieram,znowu,po pewnym czasie nawet gdy miałem atak to obserwowałem go jakbym oglądał jakiś film,zupełnie bez emocji i zaangażowania).
Dostałem leki,objawy usnęły,myślałem że jestem zdrowy,odstawiłem lek,wróciłem do leku ale dawka zwiększona,znów to samo więc postanowiłem lek odstawić ale po pewnym czasie wróciłem do jeszcze większej dawki.
W tym czasie efekt uboczny w postaci depresji rozwinął się znacznie.
Wcześniej też miewałem stany depresyjne ale one mijały i nie zabijały ani libido ani adrenaliny w czasie realizacji pasji.
Polekowa depresja wydrążyła mnie ze emocji,wszystko jest równie ekscytujące.
Radość i smutek = 1
Straciłem pracę czy dostałem pracę,tyle samo entuzjazmu,gdy mnie odrzucili to miałem doła bo odpadłem
ale gdy mnie przyjęli to ten sam dół tylko że z innego powodu

Może dół to złe słowo,raczej trema jak dawniej.
O,zaniżone poczucie wartości,ono mi się zaniża od kiedy pamiętam tylko że na początku byłem wesoły i entuzjastyczny
a potem nijaki ...tzn zamulony,wygładzony,przyćmiony,wydrążony z emocji,czasem doświadczający smutku i radości w stopniu znacznym ale to są detale i chwile,pyk i deprecha,już chcę umierać
za chwilę - ooo jak ja bym się przytulił ,do żony,nie musi być moja
za kilka minut cisza,ani radość ani smutek,po prostu beton i od nowa,z tym że fazy betonowe trwają najdłużej,depresyjne są średnie a radość najkrótsza.
Próbowałem terapii ale terapeutki były bezsilne,widziałem ze się starały ale nie wiedziały co ze mną zrobić,jak mi pomóc.
Przychodziłem,siadałem,opowiadałem co słychać i tyle ...ja mówiłem,one notowały ,pocieaszły i motywowały jak umiały najlepiej a ja w końcu przestałem się umawiać na spotkania bo szkoda naszego czasu,niech zajmą się kimś innym komu można pomóc
Nie wiem o co chodzi w depresji ale ja zawsze lubiłem widzieć wszystkie brudy i zgniliznę ludzkości

Może nawet jestem/byłem podobny do Witkacego ...pamiętam taką scenkę z liceum,wchodzimy grupą do klasy,pani polonistka pyta nas(nie pamiętam o co) "jak wam się podobało?"
Wszyscy smutne miny że uuu,ponure,brzydkie i takie fe ,ja wchodzę i dopytuję co się stało że klasa jęczy,sprawdzian ma być czy co?Ona na to że nie pytała jak nam się podobało xxxx a ja zacząłem opowiadać ze cudownie,fantastycznie,pięknie

i mieliśmy pogadankę na temat tego że ta sama rzecz/zjawisko,przez jednych jest odbierana jako odpychająca brzydota
a przez innych wręcz przeciwnie...tylko że tymi "innymi" byłem ja sam, a pozostałe 30 osób wolało tęcze,brokat i różowe jednorożce
W podstawówce siałem zgorszenie nosząc koszulkę z czaszką ,wszyscy mówili że brzydka a ja byłem wzruszony ilością detali,cieni itp :> siedziałem i rysowałem czaszki wszędzie gdzie się dało XD nawet chcieli mnie egzorcyzmować szaleńcy.
Chowali mi krzyżyki pod krzesło i pytali jak się czuję,czy nic mnie nie boli etc
Do mnie z krzyżem?Dobre sobie ;D szkoda ze nie z czosnkiem...eh,neurotycy chcieli mnie wyleczyć
zarażając swoimi neurozami

i pewnie stąd po części moja nerwica
(ileż można walczyć ze światem o swoją niepodległość samotnie).
https://www.youtube.com/watch?v=U4ecI-Qk6MA
Ach różne, przeróżne obrzydliwości
Człowiek na świecie spotyka
Chciałby zająć się czystą formą
Sztuką, na przykład wysoką
A tu co i rusz, to i smród i ohyda
I nie ohyda ot taka sobie
Ale śmierdząca czarną i lepką
Nad wyraz cuchnącą posoką
Bo cóż, moi drodzy, może być tak
Ach tak obrzydliwe jak
Robak, co do zupy wpadł
Rozdrzyzdanej muchy ślad
Koza z nosa, grzyb na nodze
Rozjechany kot na drodze
Co tam jeszcze - włosów przeszczep
Szczęka w szklance, łupież, ropa
Weneryczna, tfu, choroba
I nie koniec jest to, ach
I nie koniec jest to, ach
Białkiem oczu błyska strach
Większy pech, parszywy powód
Zapałką z wanny wyjęta
Najwstrętniejszej ohydy przynęta
Obrzydliwa kępa włochów
I jak tu się oddać miłości bez granic
W tym dole kloacznym pełnym fekaliów
Gdzie nawet tulipan z dwoma listkami
Układa się, układa się w kształt genitaliów, genitaliów
Pod każdym oknem
Na każdej ulicy
Chrabąszcz swą kulę
Gnoju przetacza
Tak toczy się życie
Okropnie, okropnie
Brzydzi mnie to
I zniesmacza
I ponadnormalniej budzi mój gniew
Niezwykłej szpetoty ta brzyda
Więc jak tu stoję oświadczam wszem
Że ja, osobiście, się wzdrygam
I całej tej brzydzie mówię - nie!
Posłuchaj brzydo - nie, nie!
Posłuchaj brzydo - nie, nie, nie!
Posłuchaj, posłuchaj, brzydo
I niech nie dopada was pusty śmiech
Nie śmiech w zasadzie, lecz rechot
Ja na pytanie - po co się starać
gdy sprawa i tak jest przegrana?
Odpowiem dumnie podnosząc głowę
- Jak to po co, dlaczego?
Dla gówna psiego, proszę was
I choćby tylko dla tego!