Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

wyzdrowieni z rocd

Forum o nerwicy natręctw i jej objawach.
Omawiamy tutaj własne doświadczenia z życia z tym jakże natrętnym zaburzeniem.
Ale także w tym temacie można podzielić się typowymi natrętnymi lękowymi myślami, które pełnią rolę straszaków i eskalatorów lęku w zaburzeniu.
frusciante
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 6
Rejestracja: 1 listopada 2018, o 22:47

22 sierpnia 2020, o 03:31

Odświeżę stary temat, ale wiem jak często tu trafiałem z google w poszukiwaniu nadziei. :)

Z rocd miałem nieprzyjemność żyć dwa lata. I już tu pewnie wielu na początku drogi dostanie lęku, że to tak długo może trwać. To dodam jeszcze, że to były najcenniejsze dwa lata mojego życia. Dwa lata które zmieniły mnie z chłopca w mężczyznę. Nie tylko w kwestiach związkowych, w ogóle zmieniły mnie na lepsze. To były trudne, ale dobre dwa lata, i Wy też wyjdziecie z tego lepsi, jeśli się nie poddacie. Ja się nie poddałem i teraz szczęśliwie spędzam czas z moją cudowną dziewczyną. Ale przez te dwa lata też była masa wspaniałych momentów, nerwica jest powoli słabnącą sinusoidą i w momencie górki było super i tylko te górki dziś wspominam. :)

Porad o tym jakie są przyczyny tego zaburzenia, jakie błędne przekonania tym rządzą, jak ta nerwica działa jest tu sporo i dodam tylko tyle, że to wszystko prawda. Zastanawiasz się setny lub tysięczny raz czy to na pewno jakieś zaburzenie, a nie po prostu niekochanie? Otóż odpowiedź jest prosta. Jak kogoś nie kochasz to nie myślisz o tym tysiąc razy. Naprawdę. Kochasz. Kochasz bo tu jesteś i to czytasz. Kochasz bo chcesz walczyć ze swoją słabością dla tej osoby. Kochasz bo smuci Cię, że jakaś upierdliwa myśl rujnuje Ci związek. Kochasz bo jesteś obok mimo tak drenujących mózg wątpliwości. I to pierwsze co musisz zrozumieć. Musisz zrozumieć, że kochasz, wiedzieć to, na poziomie świadomym, bo chwilowo tego nie poczujesz. Ale jesteś z kimś mimo że chwilowo nie czujesz. Właśnie dlatego, że kochasz. To jest pierwszy krok. WYBRAĆ, że kochasz. Nie bój się, nie ma nic złego w tym że chwilowo jest to wybór, a nie uczucie. Uczucie wróci jak sie uspokoisz. ;)
Z taką decyzją idziesz dalej. Wiesz że kochasz i teraz pytanie jak pozbyć się lęku i wątpliwości, tak by zacząć to czuć. Otóż trzeba do tego dużo odwagi. Na początku jest bardzo trudno. Ale trzeba coś działać. Im więcej masz odwagi i zaparcia w swojej decyzji tym szybciej z tego wyjdziesz i może to być kilka miesięcy zamiast dwóch lat. A pomaga, jak w każdym lęku, ekspozycja, wystawianie się na lęk celowo. Oczywiście trzeba tutaj uważać by nie doprowadzić się do paniki, stopniowo. Ale każda ekspozycja daje chwilę ulgi. Nie będę może dawał zbyt mocnych przykładów, bo ja już mam to przerobione, ale generalnie chodzi o pomyślenie tego, czego boimy się pomyśleć i zaakceptowanie tej myśli na spokojnie. Z czasem można je nawet wyolbrzymiać i się z nich śmiać. Nie wolno się za nie obwiniać ani nie potrzeba ich interpretować, po prostu są i je akceptujemy. Jak patrzymy na partnera i wątpimy, to zaśmiejmy się lękowi w twarz, uśmiechnijmy się, pocałujmy partnera. Czasami mimo wszystko będą słabsze dni, kiedy nie będzie sił na walkę. To też trzeba zaakceptować, zatroszczyć się o siebie, wychillować, zadbać o swój komfort psychiczny. Trzeba też umieć kochać samego siebie, to się przydaje nie tylko w walce z rocd.
Jeśli macie finansową możliwość, idźcie do psychoterapeuty. Chodziłem i polecam. Do dziś czasami się pojawiam u mojego terapeuty, już czysto prorozwojowo, bez związku z rocd, to też doceniam bo pewnie gdyby nie rocd nie odkryłbym innych blokujących mnie przekonań.
I pamiętajcie, żadna niezidentyfikowana siła nie może wam wybierać czy macie z kimś być czy nie, to Wasz świadomy wybór. Dodam jedno zdanie które gdzieś tutaj na forum przeczytałem i mi pomagało: nerwica bierze się zawsze za to, co jest dla nas najważniejsze. :)
Pozdrawiam i powodzenia w walce, przy odpowiednim nastawieniu dacie radę. A ja idę spać, bo jutro wybieram pierścionek zaręczynowy i bardzo się na to cieszę. :D
kruszyna7733
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 194
Rejestracja: 10 maja 2018, o 17:45

22 sierpnia 2020, o 08:48

frusciante pisze:
22 sierpnia 2020, o 03:31
Odświeżę stary temat, ale wiem jak często tu trafiałem z google w poszukiwaniu nadziei. :)

Z rocd miałem nieprzyjemność żyć dwa lata. I już tu pewnie wielu na początku drogi dostanie lęku, że to tak długo może trwać. To dodam jeszcze, że to były najcenniejsze dwa lata mojego życia. Dwa lata które zmieniły mnie z chłopca w mężczyznę. Nie tylko w kwestiach związkowych, w ogóle zmieniły mnie na lepsze. To były trudne, ale dobre dwa lata, i Wy też wyjdziecie z tego lepsi, jeśli się nie poddacie. Ja się nie poddałem i teraz szczęśliwie spędzam czas z moją cudowną dziewczyną. Ale przez te dwa lata też była masa wspaniałych momentów, nerwica jest powoli słabnącą sinusoidą i w momencie górki było super i tylko te górki dziś wspominam. :)

Porad o tym jakie są przyczyny tego zaburzenia, jakie błędne przekonania tym rządzą, jak ta nerwica działa jest tu sporo i dodam tylko tyle, że to wszystko prawda. Zastanawiasz się setny lub tysięczny raz czy to na pewno jakieś zaburzenie, a nie po prostu niekochanie? Otóż odpowiedź jest prosta. Jak kogoś nie kochasz to nie myślisz o tym tysiąc razy. Naprawdę. Kochasz. Kochasz bo tu jesteś i to czytasz. Kochasz bo chcesz walczyć ze swoją słabością dla tej osoby. Kochasz bo smuci Cię, że jakaś upierdliwa myśl rujnuje Ci związek. Kochasz bo jesteś obok mimo tak drenujących mózg wątpliwości. I to pierwsze co musisz zrozumieć. Musisz zrozumieć, że kochasz, wiedzieć to, na poziomie świadomym, bo chwilowo tego nie poczujesz. Ale jesteś z kimś mimo że chwilowo nie czujesz. Właśnie dlatego, że kochasz. To jest pierwszy krok. WYBRAĆ, że kochasz. Nie bój się, nie ma nic złego w tym że chwilowo jest to wybór, a nie uczucie. Uczucie wróci jak sie uspokoisz. ;)
Z taką decyzją idziesz dalej. Wiesz że kochasz i teraz pytanie jak pozbyć się lęku i wątpliwości, tak by zacząć to czuć. Otóż trzeba do tego dużo odwagi. Na początku jest bardzo trudno. Ale trzeba coś działać. Im więcej masz odwagi i zaparcia w swojej decyzji tym szybciej z tego wyjdziesz i może to być kilka miesięcy zamiast dwóch lat. A pomaga, jak w każdym lęku, ekspozycja, wystawianie się na lęk celowo. Oczywiście trzeba tutaj uważać by nie doprowadzić się do paniki, stopniowo. Ale każda ekspozycja daje chwilę ulgi. Nie będę może dawał zbyt mocnych przykładów, bo ja już mam to przerobione, ale generalnie chodzi o pomyślenie tego, czego boimy się pomyśleć i zaakceptowanie tej myśli na spokojnie. Z czasem można je nawet wyolbrzymiać i się z nich śmiać. Nie wolno się za nie obwiniać ani nie potrzeba ich interpretować, po prostu są i je akceptujemy. Jak patrzymy na partnera i wątpimy, to zaśmiejmy się lękowi w twarz, uśmiechnijmy się, pocałujmy partnera. Czasami mimo wszystko będą słabsze dni, kiedy nie będzie sił na walkę. To też trzeba zaakceptować, zatroszczyć się o siebie, wychillować, zadbać o swój komfort psychiczny. Trzeba też umieć kochać samego siebie, to się przydaje nie tylko w walce z rocd.
Jeśli macie finansową możliwość, idźcie do psychoterapeuty. Chodziłem i polecam. Do dziś czasami się pojawiam u mojego terapeuty, już czysto prorozwojowo, bez związku z rocd, to też doceniam bo pewnie gdyby nie rocd nie odkryłbym innych blokujących mnie przekonań.
I pamiętajcie, żadna niezidentyfikowana siła nie może wam wybierać czy macie z kimś być czy nie, to Wasz świadomy wybór. Dodam jedno zdanie które gdzieś tutaj na forum przeczytałem i mi pomagało: nerwica bierze się zawsze za to, co jest dla nas najważniejsze. :)
Pozdrawiam i powodzenia w walce, przy odpowiednim nastawieniu dacie radę. A ja idę spać, bo jutro wybieram pierścionek zaręczynowy i bardzo się na to cieszę. :D
Dziękujemy Ci bardzo za Twój motywujący post naprawdę potrzeba więcej takich wpisów to daje siłę i nadzieję do walki , powiedz proszę coś więcej o wychodzeniu z tego o tej ekspozycji?
GeorgeM
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 52
Rejestracja: 19 sierpnia 2018, o 14:02

22 sierpnia 2020, o 10:12

Ekspozycja w rocd to ryzykowanie, u mnie wygląda ono teraz tak że po pierwsze staram się mimo dużych wątpliwości akceptować to że myśli te są nerwicowe i nie wdawać się w żadne analizy, ale to żadne, nie szukać w sobie czy coś czuję czy nie tylko właśnie zakladam że tak jest, to trzeba na razie postanowić rozumem a nie emocjami czyli założyć tak jak wyżej napisał kolega i tak też zresztą mówi sam Wiktor a cała reszta to po prostu życie. Tym jest ekspozycja dla mnie i jest bliżej niż dalej, więc to działa tylko trzeba w którymś momencie zaryzykowac bo bez tego to ciągle będzie coś nie tak. Acha i jest to też zrozumienie że lęki mogą się nawet nasilać jak się będzie to robiło.
frusciante
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 6
Rejestracja: 1 listopada 2018, o 22:47

22 sierpnia 2020, o 17:31

Ekspozycja czyli powiedzenie sobie na głos tego, czego bardzo się boimy. Dla każdego na różnych stopniach lęku to będzie co innego, nie chce żeby się ktoś przeraził zbyt mocno ale podam prosty przykład: boimy się, że podświadomość nam podpowiada, że wolimy inny typ urody partnera i może się zmuszamy żeby być z kimś kto nie jest w naszym typie. No dobra. Bierzemy taką myśl i mówimy sobie głośno: "tak, cholera, nie podoba mi się w sumie ten typ urody, chyba wolę inny, zawsze oglądam się za innym typem urody. No to ma znaczenie. Nie wiadomo czy przeżyje życie z kimś o nie takim typie urody jaki zawsze mi się podobał..." i wtedy, jak mówimy te myśl na głos, dociera do nas jak bardzo jest ona bez sensu. Jak bardzo głupie jest myślenie, że nie można żyć z kimś o innym typie urody niż zakładaliśmy. Ze przecież to nieprawda, hej, przecież nie jest to dla mnie najważniejsze i spokojnie można przeżyć szczęśliwe życie z kimś kto jest innego typu urody niż myśleliśmy że się zwiążemy. Że ten nowy typ urody też nas pociąga, może czasami nawet bardziej. I zaczyna do nas docierać: cholera, jakie bzdurne są te myśli. Oczywiście najpierw takie mówienie będzie wywoływało ogromny lęk, dopiero po nim przychodzi ulga i chwila czystego umysłu.

Poza ekspozycją ważne jest też zrozumienie błędnego przekonania o micie "the one", czyli naszego hollywoodzkiego wyobrażenia jedynej cudownej miłości, zrozumienie działania miłości i tego że to też sinusoida. Że to normalne że po tygodniu patrzenia na partnera nam się trochę opatrzy i nie ma w tym nic złego. Wolicie góry czy morze? Załóżmy że góry. Są piękne. Siedzicie 2 tygodnie w górach. Patrzycie dzień w dzień na piękne szczyty. Tylko że po dwóch tygodniach już nie czujecie ciągłego zachwytu, człowiek się przyzwyczaja, to normalne, i może nawet zaczynacie myśleć że teraz chętniej zobaczylibyście morze. A po chwili nad morzem wraca marzenie o górach.
Tak samo jest z miłością, zachwyty bywają i przemijają, czasami wracają, czasami ich nie czuć, to normalne, tylko nas nerwicowców to dziwi. :D

Pamiętam jak zastanawiałem się kiedyś dlaczego jest tutaj tak mało historii osób które z tego wyszły, ale teraz w sumie trochę rozumiem. Żeby wyjść człowiek musi się nauczyć nie reagować automatyczną analizą i sprawdzaniem i czytaniem na forum czy to normalne, szukaniem rozwiązań. Bo szukanie rozwiązania to właśnie to nasze natręctwo. Rozwiązania nie ma i nigdy nie będziemy mieli 100% pewności, trzeba to przyjąć na klatę. Ciężko mi było w gorszych chwilach nie wejść tutaj na chwilę nie poszukać uspokojenia, ale po jakimś czasie powiedziałem sobie że nie będę tego robił. Uznałem że już wiem co mam wiedzieć o zasadzie działania i po prostu teraz muszę w to uwierzyć i uwierzyć sobie, że podejmuje dobra decyzję. I przez rok rocd nie szukałem o tym nic w internecie, nie wchodziłem tutaj, w zasadzie zapomniałem o istnieniu internetu w tym temacie. Zdarzyły się może ze dwa załamania kiedy już musiałem się uspokoić i poczytać coś. Dlatego pewnie wielu jak to się tutaj nazywa ozdrowieńców po prostu już tutaj nie wchodzi. Te pierwsze tygodnie kiedy lęk jest ogromny są trudnym wspomnieniem i niewielu chce do tego wracać, tym bardziej doceniam pracę założycieli tego forum. :)
martinsonetto
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 409
Rejestracja: 22 listopada 2017, o 16:21

22 sierpnia 2020, o 18:52

Bo tak jest jeśli chodzi o ozdrowieńców, z rocd wychodziłem dłuższy czas i w tym czasie znam z terapii 3 osoby, które również z niego wyszły a w sumie tylko ja się tym podzieliłem na forum i to tylko dlatego, że wcześniej z niego korzystałem, bo tak to bym raczej tu nie wszedł, aby to opisywać. To tak do tego dziwienia się czemu tak mało osób z tego wychodzi, bo kiedyś też myślałem, jak to możliwe?
Większość o tym wcale po prostu potem nie mówi. Tobie gratuluję, bo wykonałeś podstawy, czyli przerwałeś analizę, dopuściłeś niepewność, czyli to co najtrudniejsze i też sam wychodziłeś temu naprzeciw. Piąteczka! Bo jesteś kolejną osobą z rocd w ostatnim czasie na forum, która z tego wyszła heh :)
dziwadło8825
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 3
Rejestracja: 10 sierpnia 2020, o 10:39

25 sierpnia 2020, o 23:37

Hej ludziska :) Piszę do Was mój drugi post na tym forum. Będzie na pewno bardzo długi. W zasadzie jestem tu nadal nowa, ale forum pomaga mi jakoś otworzyć umysł. Dobrze, ze jestescie :)
Moja historia jest dość skomplikowana jeśli chodzi o całość. Musiałabym napisać książkę o swoich przejściach, żeby zobrazowac wszystko. Może ktoś się oburzy gdy przeczyta co chcę napisać ale niestety takie historie miłosne mają miejsce.. i nie ja jedna taką przeszłam. Nerwica natręctw towarzyszy mi od dziecka. Kompulsje czyli mycie sto razy rąk, sprawdzanie pięc razy czy dom jest zamknięty i gaz zakręcony to był standard. Niestety kompulsje jeszcze bardziej rozkręcił mi mój ojciec, który kazał mi zawsze zakręcać grzejniki i wyłączać zasilacze, zakladac blokade w aucie. Po prostu gama moich kompulsji się rozszerzyła. Z tym dało sie jakos zyc, lekko utrudniało mi to zycie ale nie było zle, wiec nie zostałam wtedy zdiagnozowana oraz nie zaczęłam leczenia. Nie mówiłam nawet o tym rodzicom, jedynie ojcu, że robi mi krzywdę swoimi nakazami. Muszę napisać, że byłam czyjąś kochanką przez wiele lat. Bylam poważnie zakochana w duzo starszym mężczyźnie z którym współpracowałam i który obiecywał mi, że kiedys nadejdzie dzień gdy jego małżenstwo się skonczy i będziemy razem. Że kiedyś pewnie się to uda. Żyłam jakąś nadzieją na taką przyszłość. Na moje nieszczęście to była miłość.. Potrzebowałam kogoś kto mnie pokocha i akurat wyszło tak, że wybrałam tę drogę zamiast myśleć trzeźwo i nie żyć jakimiś iluzjami i złudzeniami. Prawdopodobnie moje OCD nie pozwoliło mi od niego odejść. Jest to dość ciężkie do zobrazowania oraz do wytłumaczenia. Potrzebowałam uczuć i w ten sposób uciekałam też od rodziców, ojca, który kazał mi wszystko sprawdzać. To była na moje nieszczęście pierwsza miłość. Nie wiem dlaczego nie pomyślałam wtedy o tym, że taki związek nie ma szans. Że facet nie zostawi żony dla kogoś innego. No raczej rzadko się to zdarza. Żyłam tak wiele lat. Nie wiem dlaczego. Po prostu wiedziałam, że kocham i nie chcę nikogo innego. Teraz śmieję się z tego jak byłam głupia i naiwna, że myslałam w ten sposób. Miałam świadomość, że skrzywdzimy tym jego żonę... ale co miałam zrobic, skoro tak poważnie się zakochałam.. Pewnie wiele osób będzie mnie winić i obrzucać obelgami, bo zawsze facet wychodzi z czegoś takiego i spada na cztery łapy. Bo wina zawsze leży w kobiecie. Z tym niestety nie mogę się zgodzić, bo on wiedział jak mnie podejść, żebym zaczęła się nim interesować. To było dawno temu, nie pamiętam już nawet niektórych szczegółów ale możecie sobie teraz wyobrazić jak cierpi i młoda dziewczyna mająca nadzieję, kochająca prawdziwie żonatego mężczyznę. Teraz już nawet kijem bym nie ruszyła osoby będącej w związku czy małżeństwie. Brzydzę się tym co zrobiłam ale dało mi to prawdziwą lekcję czego należy unikać w życiu, żeby przejść je z poczuciem własnej wartości. Możecie teraz wyobrazić sobie, że ta wieczna nadzieja powodowała u mnie wieczne upewnianie się czy on na pewno się z nią rozejdzie. Jak miałam wątpliwości, to zawsze pytałam, a on oczywiście odpowiadał, że tak. Że jeśli tylko będzie mógł to to zrobi. Moja nerwica wkraczała do akcji bardzo często. Będąc z nim wiecznie się upewniałam i jego odpowiedzi zawsze nakręcały i dawały pożywkę mojej przypadłości. Przyszedł po kilku latach do mnie wniosek, że ja wypaliłam się z tej miłości. Ze przeciez to nie ma w ogóle sensu i racji bytu, a ja nie będę marnować swojego życia na czekanie za kimś.. Druga sprawa to to, że okropnie bolało. W tym momencie po prostu przeszłam do porządku dziennego nad tym, że żyjemy gdzieś tam obok siebie współpracując. Niestety nie bylo wtedy możliwe, żebym nie pojawiała się tam gdzie on. Po jakimś czasie poznałam pewnego chłopaka i czułam się jakiś czas lepiej, że nie muszę się nigdzie ukrywać i mogę normalnie z nim rozmawiać. Niestety albo teraz już stety nie zakochałam się w nim na amen. Po prostu pewnego dnia pomyslalam, że ja go nie kocham i nie czuję nic do niego... tylko do byłego..... :( Mimo, że tam już się wypaliło i poznałam kogoś nowego, to tak czy inaczej nie mogłam wejść na poważnie w ten związek, bo cały czas czułam, że to nadal tamten facet jest tym, którego chcę. I zerwaliśmy. A ja nadal wierzyłam, że kiedyś nastąpi ten dzień. Głupia idiotka. Nie znalazłam ani nie poznałam żadnego mężczyzny, z którym chciałabym być. Zdarzyło mi się coś przygodnego gdzie może i chciałam wejść w związek ale to był człowiek, który tylko bawi się kobietami. Nie wiem dlaczego ja tak się zachowywałam. Wydaje mi się, że to dlatego, że tak bardzo potrzebowałam kogoś, kto będzie dla mnie.. wtedy niestety nigdy na wyłączność. W zeszłym roku poznałam w pracy chłopaka, który od razu praktycznie kolokwialnie mówiąc wszedł mi na banię. Oszalałam na jego punkcie i czułam, że to jest to coś. Że to jest taka osoba, z którą czuję się swobodnie, mogłam rozmawiać o wszystkim i czułam, że bardzo chciałabym z nim być. Przeszliśmy przez różne perypetie, dlatego, że koleżanka z pracy nagadała mu o mnie jakiś głupot i on odbierał mnie całkowicie inaczej niż jestem naprawdę. Nie chciał być ze mną, dużo o tym rozmawialiśmy ale pewnego dnia postanowiliśmy się spotkać po pracy, prywatnie. W tym czasie żyłam na karuzeli, on dawał mi sprzeczne sygnały, bo juz wiele razy sparzył się na dziewczynach. A ja czułam, że nam się uda. Po pewnym czasie zaczęliśmy się częściej widywać i też tutaj wkraczało moje upewnianie się czy on na pewno przyjedzie, o której godzinie, czy nagle nie zrezygnuje albo zmieni plany.. Kiedy raz miał przyjechać, ale zasiedział się z kolegą, to ja kilkanascie razy pytałam czy nie może na pewno przyjechac. To mi zostało po tamtym związku. Wieczny strach, żeby tylko się z nim zobaczyć. Wieczne pytanie czy będzie na pewno, paraliżował mnie strach, że znów będę kimś jak to się mówi na doczepkę, piątym kołem u wozu. Że ja nie będę dla nikogo nigdy najważniejsza. Że nigdy nie znajdzie się taka osoba i on pewnie będzie przez chwilę i będzie taki sam... Po pewnym czasie wyszło tak, że zaczęliśmy być ze sobą w związku. Dla mnie to było jak spełnione marzenie ale bańka mydlana, która na pewno za chwilę pryśnie i skończy się tak, że znów nie będę dla nikogo tą jedyną. Żyłam w strachu, lęku, że zaraz on zmieni zdanie i mnie zostawi. Upewnianie się i zapewnianie, że nie zostawi było na porządku dziennym. Codziennie pytałam, czy on na pewno chce i czy czuje, że to właśnie ja jestem osobą, z którą będzie chciał iść przez życie. Po dość krótkim czasie przeprowadził się do mnie, bo od pół roku mieszkałam we własnym domu, który kupili mi rodzice (długa historia). Rozmawialiśmy o wszystkim aż pewnego razu poczułam przymus, żeby mu powiedzieć o mojej historii. W ten sposób chciałam sprawdzić czy zasługuję na niego, czy po prostu los za karę mi go odbierze i nigdy nie znajdę kogoś kto naprawdę bedzie mnie kochał.. To było straszne przez co przeszliśmy, ale on zrozumiał wszystko, bo jest cudownym człowiekiem, który spojrzał na to z dystansem mając również swoją historię. Powiedział, że rozumie mniej więcej o co mi chodziło w życiu i kocha mimo to. Jesteśmy razem trochę ponad rok i tyle samo prawie mieszkamy. Wszystko jest dobrze, mamy dom z dużą działką dzięki czemu mogliśmy pozwolić sobie na zorganizowanie małej stajni na dwa konie. Nauczyłam mojego chłopaka jeździć, wcześniej oczywiście zapytałam czy będzie chciał i czy mu się to podoba. Kiedy wsiadł pierwszy raz w życiu na konia u znajomych, powiedział, że chce się uczyć i możemy mieć konie. Konie są moją życiową pasją, pomagają mi i kocham je od kiedy tylko dowiedziałam się co to jest koń. Pewnego razu chłopak zapytał mnie czy ja na pewno już nic nie czuję do tamtej osoby. I wtedy zaczęło się coś okropnego. Zaczęłam w kółko analizować czy na pewno nic we mnie nie zostało, czy chociaż minimalnie nie czuję już nic do tamtego. Odpowiedzi udzieliłam i ją znam. Odpowiedziałam że nie, bo to podpowiada mi rozum i serce i wiem o tym, że już od dawna nic nie czuję. Ale niestety tak weszło mi to na głowę, że nie mogłam przestać tego analizować. Do tego stopnia, że musiałam czasem wychodzić specjalnie do łazienki w pracy, żeby przemyśleć... i nie znaleźć oczywiście rozwiązania. Wiem mniej więcej jak działa nerwica. Odnośnie tego pytania czy juz na pewno nic nie czuję, czuję potworny strach i musze sie upewniac i skanować milion razy, żeby tylko potwierdzic, ze nie. Często potem tracę tą pewność ale to dlatego, że zaczyna mi się robić kołowrot w głowie. Wiem, że nic nie ale niestety ten temat wzbudził u mnie taki lęk, że potrafię w stresowych sytuacjach i czasem w zwykły dzień kiedy mam duzo wolnego czasu zastanawiać się nad tym godzinami. No i oczywiście mieć pewność nieabsolutną :/ jak przystało na nerwusa... Pewnie niektórzy z Was będą się zastanawiać dlaczego ja w ogóle mowilam o tym mojemu chlopakowi. Niestety nie potrafiłam nie powiedzieć, bałam się, że wszystko pryśnie kiedy on się o tym dowie i czułam przymus, by sprawdzic jak dalej potoczy się mój los. No i chciałam być z nim absolutnie szczera. Kolejnym motywem, który bardzo mnie stresuje jest pytanie siebie czy może ja bym jednak wolała być sama? Lubię spędzać czas również z samą sobą i mam go teraz bardzo duzo dlatego, że straciłam pracę. Niby nie przez OCD ale jak wkroczyły leki, to miałam bardzo dużo "jazd" w pracy i pewnie one między innymi się do tego przyczyniły. No nie ważne, w każdym razie to kolejna stresująca sytuacja, która wywołała sporo nerwów w ostatnim czasie. Kiedy jadę po swojego chłopaka do pracy często sobie zadaję to pytanie czy może jest mi lepiej będąc sama. Oczywiście to nieprawda i juz prawie przestałam zwracać uwagę na to pytanie. Jednak boję się, że nadal się ono pojawia. Dziś jednak odkryłam, że bardzo chcę z nim być kiedy powiedział pewien tekst który z kolei wywołał u mnie lęk, że może on ze mną nie chce być. Chłopak oczywiscie nie mial nic zlego na mysli, no ale wiadomo, że nerwica już przekręciła jego słowa na jakieś podejrzenia i strach. Czytałam dużo postów tutaj na forum, jeden temat baaaardzo mi pomógł, dziękuję za to :) Cieszę się, że są tu ludzie, którzy w jakiś sposób pisząc swoje motywujące posty, chcą pomóc tym, którzy jeszcze się zmagają ze swoimi lękami. Czasem zdarzają mi się lepsze dni kiedy bardzo malo myslę i mam porządek w głowie. Dziś jest na przyklad taki dzien. Wiem, że to tylko nerwica która "zawsze zabiera się za to co dla nas najważniejsze". Tak samo wiem jak bardzo go kocham, skoro piszę tutaj o swoich obawach i lękach. Jest jeszcze więcej motywów i natręctw, z którymi muszę się codziennie mierzyc ale opisałam dwa najważniejsze, które czasem nie dają mi spokoju. Mimo, że wiem, że to tylko głupie natręctwa to jednak często wchodzę w analizę i jest coraz gorzej. Zaczynam się później gubić i tracić tą pewność i spokój, który mam na przykład w tej chwili siedząc u boku mojego chłopaka, który czyta książkę. Wiem, że jest dla mnie najważniejszy i to z nim chcę spędzić zycie, miec dzieci i rodzinę. On równiez jest mi wierny i chcialabym zeby nam się udało. Tak jak z poprzednim chłopakiem tego nie czułam i nie pokochałam, to tutaj czuję pewność, którą czasem właśnie zabiera mi OCD. Chciałabym z tego wyjść i żyć wreszcie w spokoju. Wiem, że jestem na dobrej drodze. Biorę silne leki między innymi wolnouwalniające benzo, przeciwlękowe i SSRI. Pomagają na tyle, że wiem co jest natręctwem, a co normalną moją myślą. Dowiaduję się przez to forum dużo i dlatego im więcej wiem o nerwicy tym bardziej mogę odetchnąć z ulgą i powiedziec sobie, że to tylko strach. Piszecie, że da się całkowicie z tego wyjsc, że nie macie już takich myśli. Jak to zrobić, żeby wcale ich nie było? Czy to jest w ogóle możliwe dla osoby, która dziś skończyła 32 lata i nerwicę OCD ma od zawsze? Mam taką obsesyjną osobowość jak to powiedziała moja lekarka. Jestem jedną wielką obsesją i kompulsją. Co jeszcze mogę dla siebie zrobić, żeby w czasie wolnym (którego teraz mam sporo) po prostu nie mysleć? Moim sposobem na to jest sen albo dużo zajęć tak jak mi doradziła lekarka. Ale wiem, że na pewno jest jakiś sposób, żeby to całkowicie wyłączyć i wyeliminować. Podejrzewam, że ten toksyczny pseudozwiązek bardzo mi narył w głowie. I teraz boje się, że stracę wszystko co mam, a dodatkowo jeszcze głupio sama analizuję czy na pewno tego chcę i czy jestem z nim szczęśliwa.. Wiem, że chcę byc właśnie z nim i jest to we mnie w głębi. Jestem szczęśliwa ale czasem ona dalej próbuje mnie niszczyć :/ Co robić? Jakie macie na to sposoby? Można pomóc sobie jakoś samemu czy tylko leki i terapia tu dadzą radę? Mam nadzieję, że chciało Wam się to przeczytać. Dziękuję, że jesteście. Pozdrawiam
kruszyna7733
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 194
Rejestracja: 10 maja 2018, o 17:45

26 sierpnia 2020, o 08:54

A czy terapia to nie pomoc samemu sobie ? Przepraszam nie chce być niemiła ale wg mnie wątek twój powinien znaleźć się w innym dziale, tutaj pewnie ja i wiele osób których przez lata męczy rocd miało nadzieję znaleźć historię osób którym się udało , nie wiem czy czytałaś artykuły które są na forum ? Wg mojej wiedzy i tego co tu przeczytałam wątpliwości czy partner mnie kocha i nie zostawi to nie rocd, rocd dotyczy Twoich ciągłych wątpliwości co do własnych uczuć , piszesz że się nad tym zastanawiasz ale wiesz że jesteś szczęśliwa - musisz te myśli ignorować nie nadawać im wartości , jeśli piszesz że bierzesz silne leki to one powinny natręctwa wyciszyć przynajmniej tak było u mnie jazda się zaczyna jej człowiek chce leki odstawić i żyć samemu , ja specjalista nie jestem mnie sama rocd morduje i odbiera chęci do życia już długie lata ale widzę u ciebie szukanie zapewnienia i pewności że ten związek się uda że to napewno jedyny słuszny wybór , skoro jesteś z nim szczęśliwa staraj się na tym skupić , co do myśli nie ma ani magicznej pigułki ani magicznego leku który je całkiem usunie terapię polecam bo to praca nad sobą i zawsze to procentuje byle nie na terapii psychodynamicznej bo bardziej się pograzysz
dziwadło8825
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 3
Rejestracja: 10 sierpnia 2020, o 10:39

26 sierpnia 2020, o 09:41

Oj, to ja przepraszam, faktycznie może to komuś zaszkodzić ale myslałam ze mozna tutaj pisać o swoich historiach. Myslalam ze ROCD dotyczy ogólnie po prostu relacji, a nie że tylko uczuć własnej osoby. Jeśli admin może przenieść post, będę wdzięczna gdyz nawet nie wiem gdzie ten post wrzucic. Kruszyna dziękuję za odpowiedź, staram się właśnie nie wchodzić w te myśli. Mam nadzieję, że w końcu dadzą mi spokój.
agata77
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 20
Rejestracja: 8 marca 2020, o 15:17

19 grudnia 2024, o 18:23

Hej 😗 jacyś cierpiący na Rocd? jak sobie z tym poradzic bo juz trace zmysly o tych mysli🥺😢 i nie umiem sobie z tym poradzić ciągły lęk
agata77
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 20
Rejestracja: 8 marca 2020, o 15:17

19 grudnia 2024, o 21:18

frusciante pisze:
22 sierpnia 2020, o 17:31
Ekspozycja czyli powiedzenie sobie na głos tego, czego bardzo się boimy. Dla każdego na różnych stopniach lęku to będzie co innego, nie chce żeby się ktoś przeraził zbyt mocno ale podam prosty przykład: boimy się, że podświadomość nam podpowiada, że wolimy inny typ urody partnera i może się zmuszamy żeby być z kimś kto nie jest w naszym typie. No dobra. Bierzemy taką myśl i mówimy sobie głośno: "tak, cholera, nie podoba mi się w sumie ten typ urody, chyba wolę inny, zawsze oglądam się za innym typem urody. No to ma znaczenie. Nie wiadomo czy przeżyje życie z kimś o nie takim typie urody jaki zawsze mi się podobał..." i wtedy, jak mówimy te myśl na głos, dociera do nas jak bardzo jest ona bez sensu. Jak bardzo głupie jest myślenie, że nie można żyć z kimś o innym typie urody niż zakładaliśmy. Ze przecież to nieprawda, hej, przecież nie jest to dla mnie najważniejsze i spokojnie można przeżyć szczęśliwe życie z kimś kto jest innego typu urody niż myśleliśmy że się zwiążemy. Że ten nowy typ urody też nas pociąga, może czasami nawet bardziej. I zaczyna do nas docierać: cholera, jakie bzdurne są te myśli. Oczywiście najpierw takie mówienie będzie wywoływało ogromny lęk, dopiero po nim przychodzi ulga i chwila czystego umysłu.

Poza ekspozycją ważne jest też zrozumienie błędnego przekonania o micie "the one", czyli naszego hollywoodzkiego wyobrażenia jedynej cudownej miłości, zrozumienie działania miłości i tego że to też sinusoida. Że to normalne że po tygodniu patrzenia na partnera nam się trochę opatrzy i nie ma w tym nic złego. Wolicie góry czy morze? Załóżmy że góry. Są piękne. Siedzicie 2 tygodnie w górach. Patrzycie dzień w dzień na piękne szczyty. Tylko że po dwóch tygodniach już nie czujecie ciągłego zachwytu, człowiek się przyzwyczaja, to normalne, i może nawet zaczynacie myśleć że teraz chętniej zobaczylibyście morze. A po chwili nad morzem wraca marzenie o górach.
Tak samo jest z miłością, zachwyty bywają i przemijają, czasami wracają, czasami ich nie czuć, to normalne, tylko nas nerwicowców to dziwi. :D

Pamiętam jak zastanawiałem się kiedyś dlaczego jest tutaj tak mało historii osób które z tego wyszły, ale teraz w sumie trochę rozumiem. Żeby wyjść człowiek musi się nauczyć nie reagować automatyczną analizą i sprawdzaniem i czytaniem na forum czy to normalne, szukaniem rozwiązań. Bo szukanie rozwiązania to właśnie to nasze natręctwo. Rozwiązania nie ma i nigdy nie będziemy mieli 100% pewności, trzeba to przyjąć na klatę. Ciężko mi było w gorszych chwilach nie wejść tutaj na chwilę nie poszukać uspokojenia, ale po jakimś czasie powiedziałem sobie że nie będę tego robił. Uznałem że już wiem co mam wiedzieć o zasadzie działania i po prostu teraz muszę w to uwierzyć i uwierzyć sobie, że podejmuje dobra decyzję. I przez rok rocd nie szukałem o tym nic w internecie, nie wchodziłem tutaj, w zasadzie zapomniałem o istnieniu internetu w tym temacie. Zdarzyły się może ze dwa załamania kiedy już musiałem się uspokoić i poczytać coś. Dlatego pewnie wielu jak to się tutaj nazywa ozdrowieńców po prostu już tutaj nie wchodzi. Te pierwsze tygodnie kiedy lęk jest ogromny są trudnym wspomnieniem i niewielu chce do tego wracać, tym bardziej doceniam pracę założycieli tego forum. :)
Super opisane Dzięki 😊
morphifry
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 301
Rejestracja: 13 lipca 2015, o 00:52

20 grudnia 2024, o 01:48

Ja dawno temu mialam 2 razy rocd i tez dawno temu z tego wyszlam. Dalej jestem z tym samym partnerem, teraz juz mezem - juz 12 lat.
Jak macie jakies konkretne pytania to moge odpowiedziec
pyrka96
Nowy Użytkownik
Posty: 7
Rejestracja: 9 grudnia 2024, o 15:31

22 grudnia 2024, o 19:33

morphifry pisze:
20 grudnia 2024, o 01:48
Ja dawno temu mialam 2 razy rocd i tez dawno temu z tego wyszlam. Dalej jestem z tym samym partnerem, teraz juz mezem - juz 12 lat.
Jak macie jakies konkretne pytania to moge odpowiedziec
Odezwij się do mnie, proszę
agata77
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 20
Rejestracja: 8 marca 2020, o 15:17

26 grudnia 2024, o 16:07

morphifry pisze:
20 grudnia 2024, o 01:48
Ja dawno temu mialam 2 razy rocd i tez dawno temu z tego wyszlam. Dalej jestem z tym samym partnerem, teraz juz mezem - juz 12 lat.
Jak macie jakies konkretne pytania to moge odpowiedziec
Hej. Nie wiem czy tutaj zajrzysz tak czy siak pisze. Jestem w 15 letnim zwiazku i Rocd chwycilo mnie moze ze dwa razy tak po prostu z dnia na dzien zle samopoczucie podchodzace nawet pod depresje i w tym mysli na temat zwiazku i partnera czy kocham czy jest wystarczajaco ładny itd... wiemy jak to dziala ale mijalo po paru tygodniach. Oczywiscie jak nie bylo ataku Rocd to sie normalnie żylo bez zastanawiania sie nad wszystkim po prostu fajne wspolne zycie. Ostatni atak byl jakies 4 lata temu i spokoj az do teraz......
Mialam ciezki rok zachorowal tata w marcu zmarl co oczywiscie sprawilo ze sie podłamalam. W sierpniu zaczelam brac antydepresant mala dawka 25mg i szczerze mowiac dobrze sie czulam po nim. Jeden tydzien poczulam sie gorzej i lekarz powiedzial zeby zwiekszyc dawke do 50mg tak zrobilam i sie zaczelo. Okropne skutki uboczone lęki depresja itd no i w tym wszystkim odezwalo sie Rocd. Dzisiaj zaczelam 4 tydzien i czekam az lek zacznie dzialac ale Rocd nie mnie dobija po prostu. Czuje sie tak wypruta z uczuc wciaz gonitwa mysli kocham nie kocham a moze to nie ten a postarzal sie a nie jest juz taki atrakcyjny itd. w pierwszym tygodniu po zmianie tego leku bylam w takim stanie ze nawet powiedzialam mu moze lepiej jak nie bedziemy razem po czym sie poplakalam. Chce byc w tym zwiazku bo wiem jak bylo fajnie przed atakiem jak sie smialismy jak potrafilismy rozmawiac spacerowac itd. Mam nadzieje ze to wina lekow ktore obudzily we mnie to wszystko🙄🙄i ze to minie tak czy siak juz wczesniej tez mialam te ataki. Czytam mnostwo na temat rocd i niby mnie to uspokaja na chwile ale i tak w tym siedze nadal i jednak nie umiem sobie z tym poradzic. Lęk goni lęk a myś nastepna mysl. Nawet jak przez sekunde poczuje sie lepiej to nagle trach "ale jak przeciez chcialas konca" i zaczyna sie od nowa😢 w ogole jakies chore obserwacje np jego wygladu gdzie wczesniej nie zwracalam na to uwagi. Pomozesz jakimis radami??? bede wdzieczna bo cierpie
morphifry
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 301
Rejestracja: 13 lipca 2015, o 00:52

26 grudnia 2024, o 21:09

agata77 pisze:
26 grudnia 2024, o 16:07
morphifry pisze:
20 grudnia 2024, o 01:48
Ja dawno temu mialam 2 razy rocd i tez dawno temu z tego wyszlam. Dalej jestem z tym samym partnerem, teraz juz mezem - juz 12 lat.
Jak macie jakies konkretne pytania to moge odpowiedziec
Hej. Nie wiem czy tutaj zajrzysz tak czy siak pisze. Jestem w 15 letnim zwiazku i Rocd chwycilo mnie moze ze dwa razy tak po prostu z dnia na dzien zle samopoczucie podchodzace nawet pod depresje i w tym mysli na temat zwiazku i partnera czy kocham czy jest wystarczajaco ładny itd... wiemy jak to dziala ale mijalo po paru tygodniach. Oczywiscie jak nie bylo ataku Rocd to sie normalnie żylo bez zastanawiania sie nad wszystkim po prostu fajne wspolne zycie. Ostatni atak byl jakies 4 lata temu i spokoj az do teraz......
Mialam ciezki rok zachorowal tata w marcu zmarl co oczywiscie sprawilo ze sie podłamalam. W sierpniu zaczelam brac antydepresant mala dawka 25mg i szczerze mowiac dobrze sie czulam po nim. Jeden tydzien poczulam sie gorzej i lekarz powiedzial zeby zwiekszyc dawke do 50mg tak zrobilam i sie zaczelo. Okropne skutki uboczone lęki depresja itd no i w tym wszystkim odezwalo sie Rocd. Dzisiaj zaczelam 4 tydzien i czekam az lek zacznie dzialac ale Rocd nie mnie dobija po prostu. Czuje sie tak wypruta z uczuc wciaz gonitwa mysli kocham nie kocham a moze to nie ten a postarzal sie a nie jest juz taki atrakcyjny itd. w pierwszym tygodniu po zmianie tego leku bylam w takim stanie ze nawet powiedzialam mu moze lepiej jak nie bedziemy razem po czym sie poplakalam. Chce byc w tym zwiazku bo wiem jak bylo fajnie przed atakiem jak sie smialismy jak potrafilismy rozmawiac spacerowac itd. Mam nadzieje ze to wina lekow ktore obudzily we mnie to wszystko🙄🙄i ze to minie tak czy siak juz wczesniej tez mialam te ataki. Czytam mnostwo na temat rocd i niby mnie to uspokaja na chwile ale i tak w tym siedze nadal i jednak nie umiem sobie z tym poradzic. Lęk goni lęk a myś nastepna mysl. Nawet jak przez sekunde poczuje sie lepiej to nagle trach "ale jak przeciez chcialas konca" i zaczyna sie od nowa😢 w ogole jakies chore obserwacje np jego wygladu gdzie wczesniej nie zwracalam na to uwagi. Pomozesz jakimis radami??? bede wdzieczna bo cierpie
Hej, skoro juz to kiedys mialas i Ci minelo to dobrze ze wiesz jak to jest i ze to nie sa Twoje prawdziwe mysli i emocje, tylko to wszystko sztuczka nerwicy. Nerwica obiera sobie temat ktory jest dla nas najwazniejszy, dlatego u niektorych pada na zdrowie a u niektorych np. na zwiazek. Jak widzisz to mija. Nie da sie kilka razy w kims zakochiwac i odkochiwac i tak na zmiane, przeszlo Ci to juz raz i bylo jak dawniej wiec przejdzie kolejny raz, to nie jest odkochanie sie tylko ocd na punkcie zwiazku. Odkochanie sie tak nie wyglada - nie masz wtedy lęku na ten temat, nie boisz sie tego ani nie placzesz przez to, po prostu czujesz ze NIE CHCESZ byc z ta osoba i jestes tego pewna, chcesz rozstania i wiesz ze bedzie Ci lepiej, a nie przezywasz i nakrecasz sie ze nie wiesz czy kochasz, nie wiesz czy Ci sie podoba.
Zreszta samo zakochanie wyglada inaczej niz milosc i zwiazek po kilkunastu latach. Nawet jesli teraz nie czujesz do niego czystej milosci to pewnie umiesz logicznie podejsc do tematu, ze po prostu chcesz z nim byc i chcesz z nim dalej tworzyc zycie. Milosc to tez logika i wybor, ze niezaleznie od emocji ktore sie zmieniaja jak to emocje, to po prostu Ci zalezy na tym zwiazku. A ze Ci zalezy to widac chociazby po tym, ze zlapalas nerwicowa wkretke w tym temacie.
ODPOWIEDZ