Victor pisze: ↑17 grudnia 2019, o 03:18
Sofia pisze: ↑16 grudnia 2019, o 12:45
Dziękuję wam za odpowiedzi!
Victor cesze się, że odpisałeś bo miałam pisać do ciebie wiadomość, bo powiedzmy znajoma miała u ciebie tylko terapie uważności i sobie chwaliła to podejście. Ale ciekawi mnie czy ty stosowałeś cokolwiek z tego w swoim wychodzeniu z zaburzeń? Bo znam twoje wpisy dokładnie i nic o tym nie pisałeś. Zastanawiam się po prostu czy to naprawdę jest skuteczne na zaburzenia emocjonalne. Nie tylko na stresy i takie ludzkie problemy no bo to na pewno.
Wiem, że pewnie to pytanie słyszysz często ale czy po tym jak wyszedłeś z zaburzenia to dostrzegłeś w nerwicy coś więcej? W sensie czy musiałeś potraktować nerwicę i lęk jak przyjaciela, który jest po coś?
I co tak naprawdę było motywem zmiany, bo na pewno poddawanie wartości ale co jeszcze? Dzięki z góry za twój czas!
Aha i właśnie bo ja liznęłam sporo medytacji i skupienia uwagi i właśnie o ile na takie prostsze sprawy i emocje to było pomocne, to te głębsze problemy i tak się przebijały. Dlatego tak się zastanawiam trochę nad tym i pytam.
Nerwowy tak masz rację, to trzeba bardzo trenować, to znaczy nie poddawać się, tak było trochę z medytacją i z tym tak samo jest bo przecież to bazuje na tym. Mam tą książkę z płytą cd ale jeszcze jej nie ruszyłam

Trzeba się tu zacząć w tym temacie motywować
Zaburzenie moim przyjacielem? ;p Oczywiście ja rozumiem sens przedstawiania tak czasem zaburzenia i szukania w tym pewnego celu i jeżeli to komuś odpowiada, to popieram w pełni i nic do tego nie mam.
Ale mnie osobiście takie słowa przez usta nie przejdą. Ogólne zaburzenia psychiczne różnorakie mordowały mnie większą część życia, w bardzo młodym wieku byłem uważany za dziwaka, wysyłany do szkół specjalnych z powodu nerwicy natręctw, która była widoczna dla innych, potem szkoła średnia - odludek z powodu lęku społecznego, oraz własnego świata hipochondrii i depresji. A jak nastąpiło półtora roku przerwy bo wdałem się w pewne towarzystwo na studiach i odwróciłem swoją uwagę, to wyszły na jaw schematy unikania, zamartwiania, lęku przed odrzuceniem, krytyką, niską wartością siebie, potrzebą aprobaty, momentami totalne poczucie bezradności jak u małego chłopca, oraz ogólnie nieprawidłowe wejście w dorosłe życie z przekonaniem, że muszę sobie ze wszystkim radzić (również emocjami), bo jeśli nie to jestem słaby, a trzeba być silnym i idealnym. Wtedy też doznałem super okresu 5 lat z lękiem wolnopłynącym, depersonalizacją i natrętami.
Dlatego lęk, zaburzenie nie było moim przyjacielem, poradziłbym sobie bez niego i bez niego również bym wiedział, że brakuje mi asertywności i tym podobnych pierdół oraz, że sport jest ważny, jak również zdrowa dieta i magnez. ;p To, że pochodzę z kiepskiej (emocjonalnie) rodziny i dlatego tak jest, oraz że się mocniej stresuje niż inni też bym zauważył ;p Naprawdę obyłbym się bez zaburzenia aby uzyskać te wielkie objawienia. ;p
Oczywiście potrzebowałem przede wszystkim (co mocno zaznaczam) zrozumieć, że nie jest to też moim wrogiem i nie mogę się z tym szarpać. A więc potrzebowałem zaakceptować, że jest jak jest i tyle. Ani to mój przyjaciel, ani wróg. Po prostu nie mogłem dokonać wcześniej wyboru, ani od razu tego zmienić a więc pozostawało to przyjąć, że tak jest.
Jednocześnie nie słuchając wielu speców i "badań", że w takim wypadku to nie da rady w ogóle nic z tym zrobić bo jest to genetyczne, sryczne, taki jestem a leki to można brać całe życie. Za takie rzeczy musiałem podziękować i szukać rozwiązania sam.
Natomiast aby nie zabrzmiało to zbyt negatywnie ;p to nie żałuję niczego, taka po prostu była moja droga, którą zawsze starałem się prostować mimo wielu upadków i tak naprawdę złego samopoczucia.
Co do uważności to nie jest do końca tak, że jej nie stosowałem aczkolwiek nie w takiej formie jak się to proponuje choćby we wspomnianych książkach. Bowiem tego rodzaju uważność to przede wszystkim decyzja, że tak chcemy to praktykować. I nie dlatego aby się pozbyć lęku, bo w tym wypadku jest przedstawiany pewien nowy styl życia tak naprawdę. Oczywiście bardzo ciekawy i według mnie może być również słuszny. Aczkolwiek nikogo do tego nie można przymuszać, dobrze jest się z tym zapoznać, spróbować i zdecydować.
Ja w swojej praktyce ograniczyłem się do ćwiczenia skupiania uwagi na bodźcu, na którym ja chcę się skupić bez względu na to jaka emocja i myśl będzie mi przeszkadzała (a te poddawałem akceptacji, często w zaburzeniu tylko logicznej). A więc podstawa tak naprawdę ta sama, tylko wybrałem dla mnie część najważniejszą. Opisałem to mniej więcej tutaj:
medytacja-relaksacyjna-cze-oczyszczanie-umys-t4590.html
Ćwiczenie tego pozwoliło mi nabywać umiejętność skupiania uwagi, bez względu na to jak się czuję. Razem z innymi czynnikami było to ważne.
Co do samej uważności to ja obecnie posługuje się nią w pracy z klientami, ale głównie z tymi, którzy chcą tego i kiedy tematyka dotyczy rozwoju osobistego ale też zaburzeń - choć tu rzadziej. A to dlatego, że po pierwsze tego tematu trzeba chcieć się uczyć. Po drugie zauważyłem, iż o ile uważność pomaga zmniejszyć analizy i z czasem nasilenie emocji oraz myśli, to nie za bardzo likwiduje błędne przekonania.
Choćby np. wewnętrzną presję wynikająca z przekonania, ze wszystko musi mi się udawać jak najlepiej. Coś takiego jest wewnetrznym trochę mechanizmem napędzającym i warto takie przekonania przewartościować oraz wdrożyć sporo logiki aby utrwalała się ona i tworzyła równowagę do reakcji czysto emocjonalnych.
Tematyka uwazności oczywiście może iść z tym w parze i nic nie stoi na przeszkodzie aby tak było, aczkolwiek w zaburzeniach lękowych i osobowości nie zaczynam od razu od niej, bowiem nie dawało to takich efektów jak wdrożenie jej po pewnym czasie wśród osób, które tego chciały.
Nie mówię oczywiście abyś nie spróbowała, wręcz przeciwnie choćby dla samej umiejętności skupiania się na tym co chcesz. Ja tylko tu piszę o swoich przemyśleniach bo pytałaś o to.
Co do tego co było moim głównym punktem to były to wielorakie czynniki.
Oczywiście ryzykowanie też, czyli poddawanie skarbu ;p Zauważyłem, że jestem najczęściej kojarzony z tym ryzykowaniem. xd
Nie jest to dziwne bowiem w wielu wypadkach jest to mega potrzebne, w zasadzie prawie każdym gdzie występuje obawa, choć w niektórych "ryzykowaniem" będzie porzucenie na dłuższy czas analizy jak choćby w ROCD, akceptowanie niepewności w lęku wolnopłynącym, czy też porzucanie zachowań upewniających np. w hipochondrii.
Wiele osób chce pewnie trochę widzieć takiego wojownika, który przełamywał lęki w pocie czoła i tak, w którymś momencie faktycznie było ale nie byłem wojownikiem, byłem po prostu tym wszystkim zmęczony. ;p
Natomiast poza ryzykowaniem to oczywiście akceptacja, której wszędzie poświęcałem więcej czasu niż samemu ryzykowaniu, często tylko logiczna bowiem w zaburzeniu mamy blokadę aby zaakceptować mentalnie to, że czujemy się jak czujemy.
Akceptacja budowała się z czasem.
Przyzwalanie na emocje było mega ważną kwestią, dlatego czesto kładłem się i specjalnie wczuwałem w lęk co prowadziło do oswojenia go. A dokładnie w takim sensie, że potem nie było ciągłego zdziwienia - "Jak to lęk nadal jest? Nie wytrzymam z nim".
W którymś momencie wiedziałem, że jednak wytrzymam ale ta wiedza przyszła po oswajaniu go.
Dużo logiki, w obliczu tych schematów, które wymieniłem, lękowych myśli (które trzeba akceptować oczywiście i dopuszczać do siebie), obaw. Czasem wręcz wmawianie sobie pewnych rzeczy logicznie, a przynajmniej tak czułem jakbym sobie wmawiał, bo oczywiście w zaburzeniu wszystko (myśli, emocje) krzyczało - BĘDZIE ŹLE, FATALNIE, co nie dawało żadnego wsparcia emocjonalnego moim budowanym nowym przekonaniom co do zaburzenia.
Zresztą racjonalność była kluczowa i to pomimo tego co czułem. W tym właśnie pomogło to ćwiczenie na uwagę, o którym wspomniałem wyżej.
No i przede wszystkim, naprawdę dobra znajomość mechanizmów lękowych. Nie ważne, że tylko w postaci wiedzy, bo w którymś momencie zrozumiałem, że trzeba ją wyciągać na wierzch. Praktykować, czyli nie kisić w głowie.
A także rzecz jasna pozbywanie się zachowań, które nakręcały analizę.
Odburzenie przychodziło z długim czasem i etapami, zaburzanymi totalnymi dołami, brakiem motywacji i wiary w to co w ogóle robię.
Natomiast ostatecznie dało się, dlatego zawsze każdemu sugeruję nie powtarzać co rusz, że coś jest za silne. TERAZ takie Ci się wydaje, z czasem i działaniem będziesz widział to inaczej.
Po odburzeniu przyszedł czas na schematy, ale tu działanie było podobne - logika i przeczekiwanie emocji, poczucia winy, odrzucenia itp. Ale to już osobny temat, który może kiedyś poruszę xd
A tymczasem kończę bo mi się kaznodziejstwo załączyło. xd Bierz Sofia dupę w troki i działaj. xd
Dodam jeszcze tylko, że nie miałem żadnych nawrotów srotów, bo wdrożyłem i wpoiłem sobie reakcje logiczne, nie tylko emocjonalne jak to było do momentu jak zacząłem pracę nad tym. A także poddałem wiele skarbów, a więc schematy lękowe musiały się rozlecieć.
Po latach zobaczyłem tylko jeszcze jedną rzecz u siebie, a mianowicie nadmierne angażowanie się w takie wartości jak przyjaźń i miłość, co w moim wypadku nie było zbytnio zaskakujące ale nie dostrzegałem tego do końca w odburzaniu i pewnym czasie PO.
Dopiero ostatnie 3 lata mojego życia i pewne prywatne doświadczenia oraz kopy na gębę mi to uzmysłowiły, ale to już było proste. Logika + zmiana zachowania, a dokładnie zmniejszenie zaangażowania i jak nowy. xd
Dlatego zawsze wszystkim polecam budowanie racjonalności, założeń i trzymanie się ich. Potrafi to zmienić wszystko, lecz potrzeba w tym również umiejętności przeczekiwania trudnych emocji oraz myśli, a także UWAGA - CZASU.
Podsumowując...polecam uważność

Przyda się ona w tym wszystkim, a szczególnie umiejętność skupiania na tym na czym chcemy, pomimo emocji, myśli, odczuć i poczuć.